Wyobraź sobie, że kupujesz nową Toyotę, Hondę czy Nissana – a za chwilę musisz zrezygnować, bo ceny szybują w górę, a oferta robi się uboższa. Takie właśnie skutki mogą czekać Amerykanów po amerykańsko-japońskiej wojennej szermierce celnej, która w ostatnich miesiącach przetacza się przez świat motoryzacji. Jak to się zaczęło i dlaczego Japonia, mająca w samych Stanach 24 własne fabryki aut, dziś staje się symbolem ofiary globalnego handlu?
Najważniejsze informacje:
- Od 2 kwietnia 2025 roku USA wprowadziły 25-procentowe cła na samochody z Japonii.
- Dla Toyoty, Hondy i Nissana oznacza to potencjalne straty: odpowiednio 340, 120 i 110 miliardów jenów w roku finansowym 2026.
- Po negocjacjach stawkę cła obniżono do 15%, a Japonia zgodziła się otworzyć swój rynek na niektóre produkty amerykańskie.
- Ruch USA ma zmusić japońskie koncerny do przeniesienia jeszcze większej części produkcji do Stanów Zjednoczonych, mimo że Japończycy już zatrudniają tam tysiące osób.
Co napędza wojnę na cła?
Początek był prosty: prezydent Donald Trump postanowił, że trzeba wyrównać rachunki – skoro Unia Europejska lub Japonia mają własne cła na auta z USA, to i Stany chcą swoje. 2 kwietnia 2025 roku wszedł w życie nowy taryfikator – 25 procent na każdy samochód importowany zza oceanu, również z Japonii. Dotychczas amerykańskie cło wynosiło zaledwie 2,5 procent. W praktyce to oznaczało jedno: auta drożeją, firmy liczą straty, a konsumenci mogą tylko kręcić głową z niedowierzania.
Japoński premier Shigeru Ishiba nie ukrywał emocji:
„Ogłoszone przez prezydenta USA Donalda Trumpa dodatkowe 25-procentowe cła na import samochodów będą miały niezwykle duży wpływ na gospodarkę Japonii”.
Jego słowa to nie pusty alarm. Eksport aut do USA to aż jedna czwarta japońskiego eksportu za ocean. I nawet jeśli w samych Stanach Japonia ma już 24 fabryki, to presja administracji USA nadal rośnie.
Kto zyskuje, kto traci?
W teorii nowe cła mają chronić amerykański przemysł motoryzacyjny i zmusić Japończyków do budowania jeszcze więcej aut na amerykańskiej ziemi. Prezydent Trump przekonywał, że „ta umowa stworzy setki tysięcy miejsc pracy”, a nowe cła mają być „wzajemne”. W praktyce jednak, według szacunków analityków cytowanych w polskich mediach branżowych, najbardziej odczują to największe firmy: Toyota może stracić aż 340 miliardów jenów, a Mazda czy Nissan – ponad połowę prognozowanych zysków operacyjnych w kolejnym roku.
Nie tylko producenci cierpią. Konsumenci mogą spodziewać się droższych samochodów, mniejszego wyboru i powrotu znanych sprzed lat pojęć: stagnacja, ograniczenie konkurencyjności, wojny handlowe. Co ciekawe, paradoksalnie – część amerykańskich miejsc pracy już dzisiaj zapewniają… japońskie firmy. Czy to nie ironia?
Okres | Wysokość cła | Prognozowany spadek zysku (Toyota) | Liczba fabryk japońskich w USA |
---|---|---|---|
przed 2 kwietnia 2025 | 2,5% | 0 | 24 |
od 2 kwietnia 2025 | 25% | -340 mld jenów | 24 |
po 23 lipca 2025 | 15% | spadek zysku operacyjnego o 6% (Toyota) | 24 |
Jak to rozegrać dalej? Praktyczne wnioski dla inwestorów i konsumentów
Dla inwestorów oznacza to jedno: zwiększone ryzyko w japońskiej motoryzacji, zwłaszcza jeśli większość zysków pochodzi z eksportu do USA. Dla konsumentów w USA – mniej okazji, wyższe ceny. Warto więc sprawdzać, gdzie rzeczywiście powstał wymarzony samochód, bo różnice w cenie, i to znaczne, mogą dopiero nadejść.
Co dalej? Jeśli napięcia się utrzymają, obydwie strony mogą skorzystać – ale tylko pod warunkiem otwartości na kompromis i nowych technologii. Rynek motoryzacyjny to nie szachy – tu przegranymi mogą zostać ci, którzy nie przewidzą ruchów konkurencji. A Ty? Może czas, by pod maską nowej Toyoty szukać miejsca produkcji bliżej, niż sądzisz…