Unia Europejska szykuje prawdziwą rewolucję w przepisach dotyczących emisji spalin i cząstek stałych z pojazdów. Od 2030 roku zacznie obowiązywać norma Euro 7, która po raz pierwszy w historii ureguluje nie tylko emisję z silników spalinowych, ale również cząstki stałe powstające ze ścierania opon i hamulców. To oznacza, że na celowniku znajdą się wszystkie samochody – nawet te elektryczne, które do tej pory były traktowane ulgowo pod względem emisji. Nowe przepisy mogą radykalnie zmienić rynek opon, eliminując z niego większość obecnych modeli i znacząco podnosząc ich ceny. Kierowcy powinni zacząć przygotowywać się na te zmiany już dziś, bo konsekwencje będą odczuwalne zarówno w portfelu, jak i na drodze.
Wprowadzenie normy Euro 7 – co i kiedy się zmienia?
Planowane na 2030 rok wprowadzenie normy Euro 7 to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii regulacji środowiskowych dotyczących motoryzacji w Unii Europejskiej. Jak podaje moto.pl, nowe przepisy rozszerzają zakres kontroli emisji z pojazdów o cząstki stałe pochodzące ze ścierania opon i hamulców, a nie tylko ze spalin, jak miało to miejsce do tej pory. To ogromna zmiana, bo dotychczas normy Euro regulowały jedynie emisję spalin bezpośrednio z silnika.
Nowa norma wprowadza ograniczenia emisji pyłów PM10 w zakresie od 3 do 11 mg na kilometr, co jest znacznym zaostrzeniem wymagań dotyczących ochrony środowiska, jak informuje radiozet.pl. To pierwszy krok, aby walczyć z problemem zanieczyszczeń powietrza, które pochodzą nie tylko ze spalania paliw, ale także z mechanicznego zużycia części samochodowych. Co ciekawe, zmiany te obejmą wszystkie typy pojazdów, w tym samochody elektryczne, które choć nie emitują spalin, nadal generują cząstki stałe przez ścieranie opon i hamulców, jak podaje auto-swiat.pl. To oznacza, że nie da się już ukryć – nawet auta na prąd muszą spełniać wysokie normy dotyczące czystości powietrza.
Wpływ nowych norm na rynek opon i kierowców
Wprowadzenie normy Euro 7 to nie tylko kwestia ekologii, ale także rewolucja na rynku opon. Według informacji radiozet.pl i interia.pl, nowe przepisy mogą wyeliminować aż 60% obecnych modeli opon, zwłaszcza tych charakteryzujących się wyższym poziomem zużycia. To oznacza, że wielu popularnych ogumień po prostu nie będzie można już legalnie stosować. Dla kierowców oznacza to znaczne ograniczenie wyboru i prawdopodobnie konieczność sięgania po droższe, bardziej zaawansowane technologicznie produkty.
Producenci opon staną przed koniecznością inwestowania w nowoczesne technologie, które pozwolą sprostać nowym, restrykcyjnym normom. Jak podaje moto.pl, te zmiany bezpośrednio przełożą się na wzrost cen opon, szczególnie w segmencie budżetowym, który do tej pory był najliczniej wybierany przez przeciętnych kierowców. Eksperci cytowani przez pch24.pl przewidują, że ceny opon mogą „wystrzelić” w górę, co będzie dla wielu użytkowników samochodów bolesnym ciosem finansowym i podniesie koszty eksploatacji pojazdu.
Warto też zwrócić uwagę na aspekt ekonomiczny związany z użytkowaniem opon o różnej jakości. Nokiantyres.pl podkreśla, że opór toczenia opon, który wpływa na zużycie paliwa, odpowiada za około 20% całkowitego zużycia paliwa przez samochód. Różnice między klasami efektywności paliwowej opon mogą wynieść nawet 0,6 litra na 100 km. To kolejny argument, który pokazuje, że inwestycja w wysokiej jakości opony nie tylko spełni nowe normy Euro 7, ale też może pomóc zaoszczędzić na paliwie.
Konsekwencje dla producentów i rynku pracy
Zmiany legislacyjne mają również swoje poważne reperkusje dla producentów opon i rynku pracy w branży. Moto.pl donosi, że firma Goodyear podjęła decyzję o zamknięciu swojego zakładu w Kariega w Republice Południowej Afryki, który działał tam nieprzerwanie przez 78 lat. Zamknięcie fabryki oznacza utratę około 900 miejsc pracy. To wyraźny sygnał, jak duże wyzwania stoją przed branżą oponiarską, która musi dostosować się do nowych wymagań.
Decyzja Goodyeara jest częściowo związana z koniecznością restrukturyzacji i inwestycji w technologie spełniające normę Euro 7, co pokazuje skalę i koszt zmian. Branża musi nie tylko szukać innowacyjnych rozwiązań, ale także radzić sobie z presją ekonomiczną i społeczną, która pojawia się przy tak dużych przejściach technologicznych. To oznacza, że nadchodzące lata mogą być trudne zarówno dla producentów, jak i dla pracowników sektora motoryzacyjnego.
—
Wprowadzenie normy Euro 7 to nie tylko szansa na czystsze powietrze, ale też sygnał, że motoryzacja czeka sporo zmian — od sposobu produkcji opon, przez koszty dla kierowców, aż po miejsca pracy w branży. Zarówno użytkownicy aut, jak i producenci powinni zacząć przygotowywać się na tę przemianę, bo jej skutki będą widoczne na każdej trasie.