Polscy kierowcy wreszcie trzeźwieją. Mniej ofiar alkoholu na drogach

Polscy kierowcy wreszcie trzeźwieją. Mniej ofiar alkoholu na drogach

Paweł Rygas
21 519 wypadków drogowych, 1896 ofiar śmiertelnych i 24 743 rannych to oficjalny bilans 2024 roku na polskich drogach. Komenda Główna Policji opublikowała właśnie obszerny raport dotyczący bezpieczeństwa drogowego w 2024 roku. Chociaż dane uznać można za stosunkowo dobre, w porównaniu z poprzednimi latami liczba wypadków, ofiar i kolizji wzrosła.
Jak poinformował Interię kom Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji, w ubiegłym roku zgłoszono Policji 21 519 wypadków, do których doszło na drogach publicznych, w strefach zamieszkania i strefach ruchu. To o 583 wypadki (+2,8 proc.) więcej niż w 2023 roku.
W wyniku wypadków śmierć poniosło 1 896 osób, czyli o 3 osoby (+0,2 proc.) więcej niż w roku 2023. O 2,7 proc. względem 2023 roku wzrosła też liczba poszkodowanych. Policyjne raporty mówią o 24 782 rannych, w tym 7 796 osobach, których obrażenia zakwalifikowano jako „ciężkie”.
Aż o 6,7 proc. względem poprzedniego roku wzrosła też liczba zgłoszonych policjantom kolizji. Ubiegły rok zamknął się pod tym względem liczbą 390 580 zdarzeń. Dla porównania, w roku 2023 było to 326 266 kolizji, a w roku 2023 – 356 991.
Dane z polskich dróg nie są alarmujące. Od 2022 roku liczba ofiar śmiertelnych i wypadków utrzymuje się na zbliżonym poziomie, zauważalnie niższym niż w latach poprzednich. Wyraźnie widać jednak, że pozytywny trend trwający od 2016 roku został zahamowany i ostatnie lata nie przynoszą w tej kwestii wyraźniej poprawy.
Mimo wszystko Policja zaznacza, że ostatnie 3 lata na polskich drogach należy określić jako najbezpieczniejsze w historii funkcjonowania tej formacji
Co pocieszające, odnotowano zauważalne spadek liczby wypadków spowodowanych przez kierowców znajdujących się pod wpływem alkoholu. W 2024 roku uczestnicy ruchu (w tym kierujący, rowerzyści i piesi) będący pod działaniem alkoholu spowodowali 1 460 wypadków w których zginęło 211 osób, a ranne zostały 1 653 osoby. Najliczniejszą grupę sprawców wypadków stanowili kierujący pojazdami (nie tylko mechanicznymi). Z ich winy doszło do 1 230 wypadków, w których zginęło 176 osób, a rannych zostało 1 441 osób.
W odniesieniu do ogólnej liczby wypadków spowodowanych przez kierujących, ci pod działaniem alkoholu (zarówno „po spożyciu”, jak i „pod wpływem”) stanowili 6,3 proc sprawców. W porównaniu do 2023 roku nastąpił spadek liczby wypadków spowodowanych kierujących „pod działaniem alkoholu” o 101 zdarzeń, liczby osób zabitych o 36 oraz liczby rannych o 65.
W 2024 roku do największej liczby wypadków doszło w maju (10,1 proc. ogółu) i w lipcu (9,9 proc). Najwięcej osób zginęło w październiku (10,3 proc.) oraz w lipcu (9,8 proc.). Ze statystycznego punktu widzenia, najwięcej wypadków odnotowano w piątki (16,1 proc. ogółu). Piątek przynosił też z reguły najwięcej rannych. Pod względem wypadków ze skutkiem śmiertelnym najtragiczniejszymi dniami tygodnia były w ubiegłym roku soboty (15,7 proc. ogółu ofiar).
W 2024 roku zdecydowana większość wypadków drogowych, bo 15 134 (70,3 proc. ogółu) miała miejsce w obszarze zabudowanym. Takie zdarzenia pochłonęły życie 695 osób (36,7 proc.) i kosztowały zdrowie 16 743 (67,6 proc. ogółu.). Dla porównania – poza obszarem zabudowanym miało miejsce 6 385 wypadków (29,7 proc. ogółu), ale w zdarzeniach tych zginęło aż 1 201 osób (63,3 proc), a obrażenia ciała odniosło 8 039 uczestników ruchu (32,4 proc.).
Taka statystyka utrzymuje się – niestety – od wielu lat. Głównymi czynnikami są tu niestety wyższe prędkości, obecność na poboczach niechronionych uczestników ruchu drogowego i dłuższy – niż w mieście – czas dojazdu na miejsce wypadku służby ratunkowych.
Do zdecydowanej większości wypadków na polskich drogach dochodzi z winy kierujących pojazdami. W 2024 roku policja odnotowała 19 636 takich zdarzeń, co stanowi 91,2 proc. ogółu. Ich bilans to 1 629 ofiar śmiertelnych (85,9 proc. ogółu) i 22 924 rannych (92,5 proc. ogółu).
O kiepskiej kondycji polskich dróg jako takich najlepiej świadczy fakt, że od lat główną przyczyną wypadków jest „nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu – 5 169 wypadków”. Dalej są:
Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć, że o ile w wypadkach spowodowanych nieustąpieniem pierwszeństwa zginęło w ubiegłym roku 230 osób (14,1 proc. ogółu), o tyle zdarzenia będące efektem zbyt szybkiej jazdy kosztowały życie aż 638 osób (39,2 proc. ogółu).
Dla porównania zaledwie 971 wypadków spowodowali w ubiegłym roku piesi. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że chociaż było to jedynie 4,5 proc. ogółu takich zdarzeń, odpowiadały one aż za 9,9 proc. ofiar śmiertelnych (187 osób). Niewielkim pocieszeniem może być fakt, że w porównaniu do 2023 roku wypadków spowodowanych przez pieszych było o 3,6 proc. (36 zdarzeń) mniej.
Aż 46,2 proc. (449 zdarzeń) wszystkich wypadków spowodowanych przez pieszych to efekt „wejścia na jezdnię bezpośrednio przed jadącym pojazdem”. 14 proc. (136 wypadków) spowodowali piesi przekraczający jezdnię w miejscu niedozwolonym a 12,6 proc. (122 wypadki) wchodzący na jezdnię na czerwonym świetle.
Policyjny raport nie pozostawia złudzeń, że w najbliższym czasie eksperci powinni poświęcić więcej uwagi zapewnieniu lepszego poziomu ochrony seniorom. Dobre efekty w tym zakresie przynieść może np. modernizacja przejść dla pieszych i stosowne kampanie edukacyjne. Z policyjnego raportu wynika bowiem, że najwięcej wypadków, bo 266 (27,4 proc. ogółu wypadków z winy pieszych) oraz najwięcej ofiar śmiertelnych, bo 80 (42,8 proc. ogółu zabitych w wypadkach z winy pieszych) spowodowali piesi w przedziale wiekowym powyżej 60 lat.

Kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt lat temu przygody Kubusia Puchatka doczekały się swojej polsko-internetowej wersji. Obecnie są one kultowym już dziełem polskich internautów. Twórcą pierwszych sześciu części opowieści jest Radosław Grabiński, inni twórcy dalszych części to m.in: Qba, BUL, YOSH, Max „DJ Max” Król i wielu, wielu innych pojedynczych autorów, aczkolwiek niektórzy nie są znani i pozostaną anonimowi.Na naszej stronie dostępne jest ponad 50 części tego arcydzieła, które z trudem znaleźliśmy. Szukaliśmy wszędzie, we wszystkich zakamarkach i czeluściach internetu i udało nam się, poukładaliśmy je według naszej słusznej kolejności, ale i tak nadal nam mało i wciąż szukamy. Życzymy wszystkim miłej lektury, mamy nadzieję, że was nie zanudzi… Kto nie czytał, niech żałuje 🙂
UWAGA !!! „Przygody” pisane są językiem mówionym ( z pełną gamą przekleństw, wulgaryzmów i slangu ), znanym z podwórka… Nie zaleca się czytania „Przygód” osobom o słabych nerwach  „wysokim poziomie kulturalnym” 😉 hehe…
Autor: Radosław Grabiński
Wstawał piękny majowy poranek. Tygrysek, Kłapouchy i Królik siedzieli przed domkiem Królika i leniwie sączyli wino „Heracles”. – Marchew ci rośnie… jęknął leniwie Tygrysek.
– Widzę… jeknął leniwie Królik
W tem przybiegł zziajany Prosiaczek i zawołał:
– Weni, Widi, Wicjusz! – Widziałem, przewidziałem, wydedukowałem!
– No i czego się drzesz? nie widzisz ze marchew rośnie? zapytał leniwie Tygrysek.
– Chcesz w tube[tm]? Zapytał Kłapouchy.
– Nie o to chodzi – riposotował Prosiaczek – Pamiętacie te ruderę na skraju lasu? Teraz to wyremontowali! Pomalowali na biało, postawili pedalski płotek i ktoś się tam wprowadził.
– Chcesz w tube[tm]? Ponownie zapytał Kłapouchy tym razem podnosząc głowę z ziemi.
– Hmm… to trzeba zapoznać się i przywitać. Chodźmy do Babajagi[tm]. Kupimy pół litra i pójdziemy do tej rudery – zaproponował Tygrysek. Tak też zrobili. Gdy byli w połowie drogi nagle koło nich przemknęło czarne Ferrari wzbijając w powietrze tumany kurzu.
– Ty jebany klecho! Krzyknął Tygrysek.
– Nienawidzę tego gnoja. Myśli że jak się ubiera na czarno, ma czarne Ferrari i zbiera na tace codziennie to jest mastah. Wycedził przez zęby Prosiaczek.
– Kiedyś go zabiję – skwitował Kłapouchy.
Po chwili nasza dzielna brygada doszła do wzniesienia zwanego „Piwną Górką”. Na szczycie tego wzniesienia stała chatka na kurzej nóżce, a nad drzwiami wisiał napis: „Hatka Babajagi[tm] – Alkohole Świata – Jedyny i niepowtarzalny producent niepowtarzalnego wina o niepowtarzalnej nazwie „Heracles – Classic Płońsk Aperitif”.
– Yo! Babajagi! Przyszliśmy kupić coś do picia – krzykną Tygrysek. W drzwiach ukazała się Baba jaga[tm]. Wyglądała jak mały zielony Trol skrzyżowany z Majkelem Dżaksonem.
– A czego chcecie? Zapytała Baba jaga[tm].
– Masz cos alkoholowego? – zapytał Prosiaczek. Baba jaga[tm] spojrzała najpierw na Prosiaczka, potem na napis nad drzwiami i jęknęła z politowaniem: – Nie mam.
– Aaa.. szkoda.. to my spadamy… powiedział smutno Prosiaczek i już miał iść gdy nagle został ugryziony w dupę przez Kłapouchego.
– Fcef f tuwe? zapytał Kłapouchy nie puszczając morderczego uścisku.
– Mleche. Zaśmiał się z wieśniackim akcentem Tygrysek i zaraz dodał – chcemy kupić czteropak winobluszczywin.
– Mleche. Odparła z wieśniackim akcentem Baba jaga[tm] po czym rzuciła w kierunku Tygryska 4 związane razem butelki i z hukiem zatrzasnęła drzwi.
– Ehhh.. rozmarzył się Kłapouchy.
– Dobra.. faken, zabawiłeś się to teraz puszczaj! Wycedził przez zęby Prosiaczek.
– Przestańcie się podniecać i chodźmy już do tego domku, bo nie mogę się doczekać kiedy wrócę i popatrzę jak moja marchew rośnie – przerwał Królik.
– Okej. Stwierdził Tygrysek po czym cała brygada udała się w kierunku domku. Po dłuższej chwili stali już przy drzwiach.
– Rzeczywiście… płotek przyjebali iście pedalski… Zauważył Królik.
– Nie gadaj tylko wciskaj dzwonek. Zaproponował Tygrysek. Królik przycisnął dzwonek i wszyscy z przerażeniem stwierdzili iż dzwonek wygrywa…. najnowszy przebój zespołu Boyz – „jesteś szalona”…
– O kurwa… jęknął głucho Kłapouchy. Nagle drzwi się otworzyły i z domku wyłoniły się dwie postacie. Jedną był mały pluszowy miś, a drugą okazał się średniego wzrostu chłopak – na oko 12 lat, ubrany w świecące dresy i z kilogramem żelu oraz imponującym alfem na głowie.
– O kurwa… jęknął ponownie Kłapouchy.
– Sportowiec? zapytał Tygrysek.
– Nie… odpowiedział niepewnie chłopak.
– Idziesz pobiegać lub pograć w piłkę? zapytał Królik .
– Nie… ponownie odpowiedział chłopak.
– Chcesz w tubę[tm]? Zapytał Kłapouchy.
– Mamo! leeee.. rozpłakał się chłopak i pobiegł w głąb domu.
– Dzień dobry. Jestem Prosiaczek. Prosiaczek wyciągnął łapkę w kierunku misia.
– Dzień dobry Prosiaczku. Jestem Kubuś Puchatek. A ten wyalienowany gej, który pobiegł to jest Krzyś.
– No, jako żeśmy się już zapoznali idziemy się napić. Cum On Guys! Wrzasnął Tygrysek, a po chwili cala brygada znalazła się na Piwnej Gorce.
– Znajdźcie mi jakieś mieszkanie… Stęknął niepewnie Puchatek. – Nie chcę mieszkać z tą pipą.
– No… Mamy coś na oku… tyle że trzeba przeprowadzić dywersję… trzeba kogoś wykurzyć… ale chodź to ci pokażę o co chodzi – rzekł Tygrysek. Wszyscy udali się spacerkiem w kierunku lasu.
Po chwili dotarli do wielkiego dębu, gdzie przy korzeniach widać było drzwi, a na nich napis – „Sala Prób Zespołu Just5 – nie wchodzić i nie przeszkadzać”.
– O faken – stwierdził Puchatek.
– Spokojnie… zaraz to z Kłapouchym załatwimy – Rzekł spokojnie Tygrysek, po czym podszedł do drzewa i kopniakiem otworzył drzwi. Razem z Kłapouchym weszli do środka. Po chwili przez otwarte jeszcze drzwi wyleciał jak z procy Szadi. Przeleciał jakieś 100 metrów aby wyhamować głową o pobliski mur ze stali zbrojonej. – Kolorowe sny gdy przyjebałem mu z drzwi… lalala.. Zanucił posępnie do mikrofonu Kłapouchy. Po chwili cały sprzęt nagraniowy znalazł się na nieprzytomnym Szadim.
– Ok. Puchatek. Tu od dziś zamieszkasz. Powinno być dobrze.. jak by coś się rzucali to będziemy lać w tube[tm], nie Kłapouchy? Roześmiał się tygrysek.
– Nu… w Tube[tm]… sapnął Kłapouchy.
– Oki panowie… to ja się wprowadzam… chodźcie do środka bo zaczyna się chmurzyć… chyba będzie padać – stwierdził Puchatek i cala gromadka weszła do nowego mieszkanka.
KONIEC CZĘŚCI ZEROWEJ
Autor: Radosław Grabiński
Był piękny majowy poranek… Prosiaczek, Kubuś Puchatek, Tygrysek i Królik siedzieli w domku u Kłapouchego.
– Leje jak skurwysyn – jęknął Królik.
– Ta … Nawet miodka pitnego nie mam się ochoty napić – wysapał Kubuś.
– Jak chcecie to mam wino HERACLES – Classic Płońsk Aperitif – zaproponował Kłapouchy.
– Jak kosztowało więcej jak 3 zł to nie pijemy – odrzekł Prosiaczek.
– Kosztowało 3.40 zł. Chceta ? Jak ni to som se golnę – rzekł rozjuszony Kłapouchy.
– Dobra, dawaj – rzekł Królik leniwie otwierając butelkę.
– Coś się gówno nie chce otworzyć – sapnął.
– Nożem go – zaczął kibicować Prosiaczek.
– Szabli kurwa, szabli ! – Tygrysek poczerwieniał niczym alkoholik na ciężkim głodzie.
– Na ! – wrzasnął Puchatek wykonując cięcie podłużne nożem w kierunku butelki.
– ŁŁŁŁŁAAAAAAA !!! – rozległ się krzyk Królika. Okazało się, że Kubuś w swoim heroicznym ataku na butelkę obciął Królikowi obie dłonie. Butelka z hukiem rozbiła się o ziemię …
– Ja pierdolę… Kurwa, Królik ! Coś ty zrobił ??? – rzekł mocno rozczarowany Tygrysek.
– ŁAAA, ŁAAA ! – darł się Królik.
– Zlizujcie z podłogi – rzucił się na kolana Prosiaczek.
– ŁAAA, ŁAAA ! – darł się coraz ciszej Królik.
– Niech ktoś go zamknie bo mi sąsiedzi będą się burzyć, że strasznie hałasuję – zamruczał Kłapouchy.
– Łaa … aaa …bum – Królik z powodu dużej ilości straconej krwi zemdlał.
– I co teraz łosie ? Mam zapaskudzony cały dywan. Perski ! Tkany pod Wilkowniczkami Górnymi ! Patrzta ! Tu wino, a tu krew. Jak ja to wszystko umyję ??? – jęczał Kłapouchy.
– A co zrobymy z Kłapobrzuchym (hic!) ? Zapytał nieco podchmielony Prosiaczek.
– Wyjebać go za drzwi bo zapaskudzi całe mieszkanie ! Tygrysek nie mógł ścierpieć straconego wina.
– Nie no panowie, biedak się wykrwawia … Niech ktoś zadzwoni po Pana Sowę. On będzie wiedział co zrobić! – Puchatek nie tracił zimnej krwi.
– Halooo ? Pan Sowa ? Mamy problem. Królikowi odpadły dłonie i strasznie krwawi. A teraz nagle zasnął. Niech pan przyjedzie bo zapaskudzi mi całe mieszkanie… Kłapouchy lekko załamany przekonywał właśnie Pana Sowę.
– I co ? – zapytał tygrysek.
– Już leci – odparł Kłapouchy. Po chwili Pan Sowa stał już w drzwiach jego domku.
– Wy debile… – Pan Sowa jak zwykle nie mógł stracić okazji ukazania swojej wyższości intelektualnej.
– Który głąb obciął Królikowi dłonie ???
– Ja nic nie wim ! Nic nie wim i nic nie powim ! – krzyczał podniecony Tygrysek.
– Bo one tak same… To znaczy on stał, otwierał żur i nagle dłonie mu odpadły. Palił niemca Puchatek.
– Taa, jasne. A tym zakrwawionym nożem to się pewnie podpierał ??? Pan Sowa jak to zwykle w takich sytuacjach bywa odkrył w sobie żyłkę detektywa.
– Prosiaczek! Gadaj co tu się stało ! – wrzasnął Pan Sowa do Prosiaczka.
– Nic mu nie mów ! To na pewno agent Mossadu! Zobacz jaki ma nos! To na pewno jakaś żydo-masoneria! Gazem go! – Puchatek słynący ze swoich antysemickich poglądów nagle poczerwieniał.
– Noo więc my… to znaczy strasznie padał deszcz… i Kłapouchy dał nam żur… i Puchatek chciał mu pomóc… i Królikowi odpadły dłonie – wystękał Prosiaczek.
– Obcinając mu dłonie ??? – Pan Sowa nie krył bezsensu tej opowieści.
– Nie wierzę w ani jedno słowo! Według mnie cała ta sprawa wyglądała ta: Królik i Puchatek byli na kacu i potrzebowali klina, a że Puchatek miał tylko miód postanowili się udać na poszukiwanie czegoś mocniejszego. Po drodze spotkali Prosiaczka. Gdy byli u Królika okazało się, że tamten wszystko wypił więc udali się do Tygryska. Tygrysek miał tylko LSD i haszysz ale nic do picia. Więc po zażyciu po jednym kwasiku udali się do Kłapouchego. Kłapouchy miał wino. Gdy więc Królik wziął się do opróżniania butelki, Puchatek podstępnie zadał mu parę ciosów nożem w plecy. Jednakże nie trafił i obciął mu dłonie. Czyż nie było tak ?
– NIE ! – odpowiedzieli chórem wszyscy (oprócz królika).
– Przyszedłeś tu leczyć czy pierdolić głupoty ? Zamknij dzioba bo jak ci przypierdolę to ci pióra dupą wyjdą! – krzyczał Prosiaczek, który właśnie zauważył, że Królik strasznie posiniał.
– No dobra… już go leczę… Ale pamiętajcie… ?The truth is out there?…
– Te! Molder! SIAT-DA-FAK-AP ! – wrzasnął Tygrysek. Po chwili Królik był cały i zdrowy i leżał spokojnie na łóżku.
– Królik jest cały ale bardzo wyczerpany. Musi dużo odpoczywać. A, i przydałaby mu się transfuzja – Pan Sowa zbierał się do wyjścia.
– Fuzja ? My nie jesteśmy pedałami ! – odrzekł stanowczo Tygrysek.
– Transfuzja ! …A zresztą nie ważne. Ja spadam. Na razie debile ! – Pan Sowa zamknął z hukiem za sobą drzwi.
– Ty skurwielu ! – rzucił się na Królika Tygrysek.
– Wylałeś całe jebane wino. Nawet się nie podzieliłeś. Wybryknę ci dupę do mózgu ! – Tygrysek skakał po Króliku.
– Przestań… przestań… A zresztą … Pobrudziłeś mi cały jebany dywan… Te tygrysek, to skakanie jest całkiem fajne – rzekł Kłapouchy przyłączając się do Tygryska. Nagle ziemia zadrżała i do pokoju wkręcił się Gofer robiąc sporą dziurę w podłodze.
– So jeft, kurwa ?
– Nic nie jest. Spierdalaj ! – Puchatek wymierzył mu soczystego kopa prosto w wystającą z ziemi głowę. W między czasie kuracja wstrząsowa Tygryska i Kłapouchego odniosła zamierzony skutek. Królik się obudził…
– Może byście kurwa ze mnie zeszli, co ? – Królik sprawiał wrażenie lekko zdenerwowanego.
– Ops, trzeba wiać… – rzekł Puchatek udając się po cichu w stronę drzwi.
– A, to ty, chodź tu, chodź no tu… – Królik szybko zauważył sprawcę wypadku. Puchatek biegiem rzucił się w stronę drzwi. Niestety Pan Sowa zatrzasnął je tak mocno, że Kubuś nie miał siły ich otworzyć. Odwrócił się na pięcie i krzyknął:
– Tygrysek, Kłapouchy, Prosiaczek ! Trzymać skurwiela ! – cała gromadka rzuciła się na przerażonego Królika. Po chwili Królik siedział związany w kącie.
– Panowie ! Ten złoczyńca musi odpokutować za zniszczenie tak cudownego napoju jakim jest HERACLES Classic Płońsk Aperitif. Mam pewien plan. Tygrysku masz przy sobie kartoniki z LSD ? – rozpoczął dyskusję Puchatek.
– Mam… Jeszcze trzy – odparł Tygrysek.
– Dawaj. Zafundujemy Królikowi darmową przejażdżkę – powiedział z szyderczym uśmiechem Puchatek.
– Pojebało cię ??? Nie dość, że rozjebał wino, to jeszcze mam mu fundować darmowego tripa ??? – Tygrysek nie mógł uwierzyć w słowa Puchatka.
– Nie o to chodzi… Mam pewien plan. Dasz mu wszystkie trzy a Kłapouchy wprowadzi go w złego tripa !
– Hehehe ! Zajebiście… Powiemy mu, że za chwilę jest koniec świata, albo że zaraz będzie w jego domu impreza disco polo albo techno – rzekł zadowolony Tygrysek.
– Hihihi ! Albo że zamiast fiuta ma marchewkę… – zaśmiał się Prosiaczek.
– Też mi dowcip ? I co to da ? – zapytał Kłapouchy.
– Nie kapujesz ? Króliki uwielbiają marchewkę… Po paru godzinach nie wytrzyma i będzie ją chciał zjeść. I albo złamie sobie kręgosłup albo odgryzie sobie fujarę… Hihihi ! – Prosiaczek śmiał się coraz głośniej.
– Hehehe, dobre, ale mam cos lepszejszego – rzekł Kłapouchy.
– Dobra dawać go – rzekł Puchatek i wcisnął przerażonemu królikowi trzy porcje LSD do mordy. Po chwili Królik zaczął niezrozumiale bełkotać co wskazywało na stan przed podróżą.
– Dobra Kłapouchy, możesz zaczynać – rzekł Tygrysek.
– Drogi Króliku… mam złą wiadomość – rzekł Kłapouchy najposępniej jak tylko potrafił.
– Cierpisz na dziwną chorobę… Objawia się ona tym, że odpadają ci wszystkie kończyny…
– Bylyfyzytsyf ??? – wybełkotał zdziwiony Królik.
– Noo… a potem masz wielką ochotę ciągnąć wszystkim druta… hehe – dołożył Puchatek.
– A jedyną kuracją jest nasranie ci na łeb – warknął przez zęby wciąż wściekły Tygrysek.
– Ale najpierw masz wielką ochotę biegać w kółko i wydawać dźwięk ?PI PI PI PI? – zakończył Prosiaczek. Już po chwili ku uciesze wszystkich Królik biegał wokół stołu i darł mordę. Po paru minutach nagle przestał i upadł bezwładnie na ziemię…
– Te Królik, co ci jest ? – zapytał Kłapouchy.
– Moje nogi… Popatrzcie na moje nogi… zgubiłem… odpadły… nie ma… łaaaaa !!!!! – darł się przerażony Królik.
– Noo… poważna sprawa… – zachichotał Prosiaczek.
– Kłapouchy zrób mu zdjęcie ! – krzyknął Puchatek
– A teraz ręce… ratujcie moje ręce… łojezu AAAAA ! – Królik popadał w coraz głębszą paranoję… – tymczasem Kłapouchy pstrykał kolejne zdjęcie.
– Wyślę je do całej jego zasranej rodziny, hehe – cieszył się.
– Zasranej…? TAK ! Niech ktoś mi nasra na głowę… Błagam, osrajcie mnie ! Proszę – Królik był bliski płaczu. Nie dokończył jednak gdyż wielkie gówno wylądowało mu na twarzy… Po chwili drugie… i trzecie… Gdy wszyscy już się wypróżnili Królik zaczął dochodzić powoli do siebie…
– Och… już mi lepiej… popatrzcie nogi mi odrosły…
– Uwaga ! – przerwał mu tygrysek.
– Inwazja żółtych kuleczek ! Chować się !
– Królik wstał, rozejrzał się i z krzykiem wybiegł z domku.
– Nic mu nie będzie ? – zaniepokoił się prosiaczek.
– Nie tam… Jego trip będzie trwał około 48 godzin… Niebezpieczeństwo jest małe bo samochodów u nas nie ma… co najwyżej może spierdolić się z drzewa jak będzie myślał, że umie latać. Albo dostanie od kogoś w mordę… – stwierdził doświadczony Tygrysek.
– No to posprzątajmy tu trochę… – rzekł Kłapouchy. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Krzyś. Był ubrany w białą koszulę, na niej miał czarną skórzaną marynarkę i spodnie ?piramidy?. Wszedł do sali podśpiewując: ?Kolorowe sny kiedy ja – dotykam siebie?.
– A ten gej czego tu chciał ? – zapytał Puchatek.
– Czołem załoga ! – wykrzyknął Krzyś.
– Wal się na ryj – zamruczał Tygrysek po czym wszyscy oprócz Krzysia wybuchnęli śmiechem.
– Co się stało z Królikiem ? Spotkałem go po drodze. Biegł jakby go coś goniło i darł się jak opętany – zapytał Krzyś.
– Królik się trochę źle poczuł. Ale za dwa dni mu przejdzie – odparł Kłapouchy.
– A czemu tu tak brudno…? I dlaczego tu tak dziwnie pachnie tym… no… CHEJ ! to przecież jest ALKOHOL ! – krzyknął Krzyś.
– Braaawooo… – jęknął Tygrysek.
– Jak mogliście… Mama mi mówiła, że alkohol zabija… od niego się umiera… nie wolno go pić… zawiodłem się na was… Idę do domu… i powiem mamie ! – rzekł Krzyś i trzasnął drzwiami.
– Idź i ją tu przyprowadź… nasram na jej grób – rzekł na odchodnym Tygrysek.
– Taa. Zarżniemy ją koncertowo… – dorzucił swoje Kłapouchy.
Wiecie co… nie chce mi się tu siedzieć… chodźmy przejść się po lesie… – zaproponował Prosiaczek. I cała czwórka wybiegła na dwór w poszukiwaniu kolejnej przygody…
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Autor: Radosław Grabiński
Był piękny majowy wieczór. Puchatek, Prosiaczek, Kłapołuchy i Tygrysek wybierali się właśnie na wycieczkę…
– Znów leje… Co za chujowy klimat… – jęknął Puchatek.
– A mnie to zwisa… – rzekł Kłapołuchy rozkładając swój mały parasol.
– Judasz ! – warknął Tygrysek.
– Hehe. Nie Judasz tylko wynalazca – odparł Prosiaczek.
– Nie ważne. Co teraz robimy ? Pragnę przypomnieć, że Królik ma złego Trip’a a Gófer najprawdopodobniej nie żyje bo dostał soczystego kopa w zęby. A więc ? – Puchatek był jak zwykle kurewsko bezpośredni.
– Myślę, że tak chujowy wieczór można by rozpocząć czymś mocniejszym… – wystękał nieśmiało Prosiaczek.
– No, myślę, że jest to dobry pomysł. Chodźmy na piwną górkę. Mieszkająca tam Babajaga(tm) ma na pewno jakieś dobre trunki – rzekł Puchatek. Nagle otoczyła ich dziwna brygada…
– Czego ? – zapytał bezpośrednio Tygrysek.
– Jesteśmy Łowcy Pip. A w tym miejscu powinien stać nasz przywódca DonVasyl(tm). Niestety nie ma go wśród nas – rzekł donośnie jeden z nich.
– A gdzie jest ? Umarło mu się, czy po prostu go zabili ? – zapytał Prosiaczek.
– Ma małe problemy z psychiką i własnym penisem ale wkrótce mu przejdzie. A… Macie jakieś pipy do złowienia ? – zapytał drugi z nich.
– Taa. Jedną. Nazywa się Krzyś. Wyjątkowa pipa a do tego straszny maminsynek. Jego postać wzorowana jest na Szadim z (b)Just 5, który bardzo kocha swoją mamę i nie bardzo lubi dziewczyny – Puchatek nie krył swojej niechęci do Krzysia.
– Jebana pipa ! – wykrzyknęli łowcy.
– Noo, i w dodatku nienawidzi łowców pip – rzekł Prosiaczek.
– Zabić skurwiela… Bierzemy go. To największa pipa jaką dotąd widzieliśmy. Gdzie go znajdziemy ? -zapytał trzeci z nich.
– Mieszka z mamą w pedalskim domku z białym płotkiem na skraju lasu – wskazał drogę Puchatek.
– Dzięki. Takich dwóch jak nas trzech to niema ani jednego – rzekł czwarty z nich po czym obydwaj udali się w kierunku domku Krzysia.
– No to jednego pajaca mniej, a wieczór dopiero się zaczyna… – rzekł z uśmiechem na ustach Kłapouchy. Nasi bohaterowie ruszyli w stronę piwnej górki. Już po chwili byli na jej szczycie. Wtem przebiegła koło nich wielka LoveDoll.
– Widzieliście to ? – zapytał zdziwiony Prosiaczek.
– Nie wiem… Czy to jawa czy sen… – zanucił Puchatek.
– Ani chybi to była lalka miłości. Miała taką fajną minę… taką rozdziawioną… – Kłapouchy nie krył swoich fantazji. Po chwili cała czwórka była na szczycie przed chatką Babyjagi(tm).
– Jo, Babajagi ! Veni, Vidi, Vino ! -zakrzyknął Tygrysek.
– Nie jestem żadnym Babajagiem(tm). Mam na imię Abrakadabrapokuskonstantynopolitańczykowianeczkatrzy ! – rzekła wiedźma.
– A możemy cię w skrócie nazywać… chuj ? – zapytał niepewnie Prosiaczek.
– Nie ! Kurwa ! Dlaczego wszyscy chcą mnie w skrócie nazywać chuj ? Co jest ze mną nie tak ? Może źle wyglądam… Tak słabo się odżywiam… a tak bajdełej to czego chcecie ?
– Chcemy dobre wino za 3 złote.
– Nie mam w detalu. To sklep dla prawdziwych smakoszy. Mam tylko 6-ciopaki winobluszczy – win po 20 złotych. Chcecie ?
– To se newrati… – walnął Puchatek.
– Zamknij ten swój pluszowy ryj. Bierzemy dwa ! – warknął Tygrysek. Po chwili czwórka upajała się aromatem i smakiem wina HERACLES – Classic Płońsk Aperitif.
– No to panowie – BĄ ŻUR ! – wzniósł toast Kłapouchy.
– Taaaak… Heracles – to jest to – rzekł z rozkoszą Tygrysek.
– Heracles – I do it my way ! – dodał Puchatek.
– Bylyfyzytsyf – dodał Prosiaczek.
– Zbiłem butelkę – jęknął głucho Kłapouchy.
– Wiecie co myślę ? We are rulers of this world – rzekł dumnie Puchatek.
– Po dwóch winach każdy jest rulezem – stwierdził Prosiaczek.
– Ha. Duma mnęł rospera… – jęknął Tygrysek.
– Dobra… My tu gadu-gadu a ja mam ochotę podupczyć. Chodźmy na disco. Tam na pewno jakieś fajne dziołchy będą.
– Nu. To jest myśl – wybełkotał Kłapouchy. I cała czwórka powoli udała się w stronę pobliskiego miasteczka gdzie właśnie odbywała się dyskoteka.
– Hej łosie, luk et diz! – wskazał na plakat Tygrysek.
– „Dziś w remizie dyskoteka. Nikt już nie śpi, nikt nie czeka. Przewidziano występ świetny, Just5 będzie – bądźcie grzeczni. A rej wodzić będzie Sowa, didżej świetna, wybuchowa.” – przeczytał z wielkim trudem Puchatek.
– Ja pierdolę, ale rymy – chyba komuś przyjebimy – dorzucił swoje Tygrysek.
– Chciałeś powiedzieć przyjebiemy – zapytał Prosiaczek.
– Nie, bo przyjebiemy nie rymuje się z rymy, a zresztą nie ważne – odparł Tygrysek.
– Dobra wchodzimy – rzekł stanowczo Pychatek. I wszyscy udali się do remizy. Gdy byli już w środku nagle na scenę wkroczył Pan Sowa.
– … Heloł, heloł ! Na dzisiejszym koncercie wita was didżej Sova! Tak! Dzisiaj koncert DżastFajf! A więc dziewczyny szykujcie majtki. Oto ONE! – ups, sory. Oczywiście chciałem powiedzieć ONI! – JUST 5! I w rytm muzyki disko na scenę wkroczyli Just 5.
– „…Kolorowe sny kiedy ja…” – nie dokończył Szadi bo butelka po winie rozbiła się o jego głowę.
– Musiałem mu przypierdolić – rzekł z uśmiechem Tygrysek.
– Chłopaki ! Biją Dżastów – wrzasnął ktoś z tłumu. I wszyscy wokół rzucili się na naszych bohaterów.
– Panowie, spierdalamy. – wrzasnął Puchatek. Lecz gdy wykonał energiczny obrót natychmiast został powalony strzałem sztachetą w nery.
– DOOM! – krzyknął Tygrysek po czym padł znokautowany 2 litrową butelką zwrotną. Cała impreza trwała jeszcze przez około 10 minut po czym cała czwórka została wyrzucona na pobliską zwałkę. Bardzo potłuczeni, aczkolwiek cali, nasi bohaterowie powoli zaczęli dochodzić do siebie.
– Jaa pieeerdoleeee… – jęknął głucho Puchatek.
– Moje plecy… – wystękał Kłapouchy.
– Kto zgasił światło ? – zapytał przezornie Tygrysek.
– Cały ten incydent nie maiłby miejsca gdyby nie to, że Tygrysek przypierdolił Szadiemu winem w jego pedalski łeb – stwierdził spokojnie Kłapouchy.
– Ale przyznacie, że widok szyjki wbijającej się Szadiemu w oko był wyjebany! – odparł Tygrysek.
– Ta… To było wiekopomne wydarzenie – przytaknął Prosiaczek.
Dobra, pozbierajmy się z tego łajna i wracajmy do domu… – rzekł Puchatek, po czym cała czwórka udała się spokojnie do swoich domów.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Autor: Radosław Grabiński
Była piękna majowa noc. Bezchmurne niebo wspaniale ukazywało miliony gwiazd i niesamowitą tarczę pełnego księżyca.
– Ciągle leje… Czy ten jebany deszcz nigdy nie przestanie padać ? Jeszcze trochę a wyrosną mi płetwy! – Tygrysek nie krył poirytowania.
– Ma to swoje plusy… Na przykład Gófer, jeśli jeszcze żyje, popierdala teraz z wiadrami i wylewa wodę ze swoich tuneli. – stwierdził z uśmiechem na ustach Puchatek. Wtem cała czwórka wpadła do wielkiej rwącej rzeki…
– Ppppanowie, tu tego nie było… – stwierdził niepewnie Prosiaczek.
– Rollyn…, rollyn…, rollyn on the river… – podśpiewywał głucho Kłapołuchy.
– Sprawa jest poważna… Myślę, że dość już tej kąpieli. Wychodzimy – stwierdził tygrysek, po czym nasi bohaterowie wstali i wyszli z wody.
– To był chyba najbardziej psychodeliczny kwas dzisiejszej nocy… – powiedział Puchatek.
– A tak fajnie mi się śpiewało… – wystękał Kłapołuchy.
– Myślę, że dobrym pomysłem byłoby rozpalenie ogniska i osuszenie się – stwierdził Prosiaczek.
– No a nie łatwiej byłoby iść do domu i tam się wysuszyć ? – zapytał lekko zdziwiony Tygrysek.
– No byłoby, ale tak jest bardziej romantycznie. Niech Kłapouch i Tygrysek skoczą po jakieś drewno a ja z Prosiaczkiem rozpalimy ognisko – rzekł Puchatek. Już po chwili Puchatek, Prosiaczek i Tygrysek grzali się przy ognisku. Po pewnym czasie dołączył do nich Kłapołuchy.
– Panowie znalazłem wino i trochę mięsa. Upieczemy ? – zapytał Kłapołuchy.
– No co ty głupi ? Wino chcesz piec ? – Puchatek nie krył zdziwienia.
– Nie wino tylko mięsko. Będą dobre szaszłyki. – odparł Kłapołuchy. Po czym cała czwórka obaliła wino i zabrała się do jedzenia szaszłyków.
– A ciekawe co się dzieje z Góferem. Czy nadal wylewa wodę ze swoich kanałów ? Jak myślicie ? – zapytał Puchatek.
– Ja tak właściwie to go nigdy nie lubiłem… – stwierdził Tygrysek.
– To nie jedz – Odparł leniwie Kłapołuchy.
– Oooo kkkkurwwwa! – wystękał przerażony Prosiaczek.
– Coś czułem, że to mięso jest jakieś lewe. Strasznie śmierdziało stęchlizną… – Stwierdził odgryzając kość przedramienia Puchatek.
– Mam nadzieję, że chociaż ketchup był prawdziwy… – jęknął polewając udko czerwonym płynem Tygrysek.
– A skąd niby o tej porze w lesie wziąłbym pomidory, konserwanty, barwnik naturalny E-20, kwasek cytrynowy i wreszcie butelkę ? – zapytał Kłapołuchy.
– Uff. Ale dobrze, że dodałeś cebulki bo byłby nie do zjedzenia… – wycedził przez zęby Puchatek.
– A tak w ogóle to skąd ty się Kłapołuchy tu wziąłeś ? Przecież nie mieszkasz z nami w lesie od początku ? – zapytał Tygrysek.
– Dobrze, że o to pytasz. No więc przyjechałem do was ze Stanów Zjednoczonych. Uciekłem tam z zamkniętego zakładu dla morderców-psychopatów. Tak naprawdę nazywam się Hannibal Lektor. Na mnie był właśnie wzorowany bohater „Milczenia Owiec”.
– To świetnie. Wiedziałem, że tylko pozornie jesteś taki spokojny. Wiedziałem, że twoja dusza jest rozrywana setką krzyczących jaźni… – rzekł z dumą w głosie Puchatek.
– Ale skąd oni wzięli ten tytuł ? – zapytał Tygrysek.
– Bo „Star Wars” był już zajęty – odparł smutnie Kłapouch.
– Dobra. Nażarci, napojeni, wyschnięci. A teraz do domów spać! – Wrzasnął Tygrysek. Po chwili wszyscy rozeszli się do domów. Ranek okazał być się jak zwykle piękny i słoneczny.
– Jak zwykle kurwa pada. Ja to pierdolę, dziś nigdzie nie wychodzę…! No może oprócz stawienia się na komisję wojskową !?… – Zdziwił się Tygrysek otwierając poranną pocztę. Wśród sterty dwóch listów znajdowało się wezwanie na komisję wojskową.
– To jakiś przekrent… W tej bajce nie ma wojska! Był Wojski ale to nie to… A z resztą cholera ich tam wie… Dziś za godzinę… Dobra coś się wymyśli… – Rzekł smętnie Tygrysek włączając telewizor. Właśnie „leciał” serial „Wujek dobra rada” ze S. Mikulskim w roli głównej.
– …”Wujek dobra rada” …co…? Znajdź jakąś radę dla mnie wuju… – wycedził przez zęby Tygrysek.
– To proste. Zrób sobie krzywdę, złam nogę lub coś innego. Nie będziesz mógł brykać przez pewien czas ale armia uzna cię za nieprzydatnego do służby – odezwał się z ekranu „Wujek dobra rada”.
– Jasne!!! Połamię sobie ręce i nogi… Nie będę mógł co prawda brykać przez pewien czas ale… Co tam… ważne, że mnie armia nie wcieli… – to mówiąc Tygrysek rozpędził się i przypierdolił w pobliskie drzewo. Pogotowie stwierdziło liczne złamania oraz potłuczenia, wstrząs mózgu, ginekomastię, chorobę wrzodową odbytnicy, stulejkę, raka macicy, wrzody żołądka, arytmię serca, chorobę wieńcową, kiłę, rzeżączkę, syfa i wilka. Pacjent został zapakowany na wózek i odwieziony na komisję wojskową. Tam czekali już Puchatek, Prosiaczek, Kłapołuchy, Krzyś i zapakowany w kaftan bezpieczeństwa, przeżywający jeszcze resztki złego trip’a Królik Pierwszy wezwany został Krzyś. Po chwili jednak wyszedł z hukiem zamykając za sobą drzwi.
– Motyla noga! A tak chciałem być żołnierzem! – rzekł zawiedziony Krzyś.
– Ooo kurwa, jakie on ma fajne przekleństwa… – jęknął głucho Kłapołuchy.
– Co, nie wzięli? – zapytał z niedowierzaniem Prosiaczek.
– Niee tam… Najpierw zaglądali mi do dupy, potem coś mówili o jakiś częściach rowerowych…
– O pedałach? – zapytał Puchatek.
– Tak, tak! I za raz mnie wykopali bo podobno takich jak ja to nie biorą! Niech to kurzy dziób! – dodał zawiedziony Krzyś.
– Powiedz tak jeszcze raz a jak ci przypierdolę… – wycedził przez zęby prosiaczek.
– Och… Jak ty mówisz… Nie wolno tak brzydko mówić… Powiem maaamieee… łeeeeee! – i Krzyś z płaczem pobiegł do domu.
– Taaa. Przyprowadź ją tutaj. Nakręcimy pornola ze świniami i twoją starą! – krzyknął Tygrysek.
– Smarkam na ciebie synu szklarza! Twoja matka była chomikiem a ojciec śmierdział skisłymi jagodami! – dodał Prosiaczek.
– Jak coś takiego jeszcze chodzi po ziemi… Ciekawe dlaczego te łowiące pipy go jeszcze nie dopadły… Jak bym był nieco młodszy to dopiero bym mu dał motylą nogę… – stęknął głucho Kłapołuchy. W tym właśnie momencie wkroczyli do sali Łowcy Pip.
– Oddział stać! – wrzasnął piąty z nich.
– A wam co? Macie mózgi w kolorze kamuflażu ? – Tygrysek patrzył na łowców jak na bandę idiotów.
– Rekrutancie Tygrysku! Służba ojczyźnie to nasz wspólny zbiorowy obowiązek! – rzekł trzeci z nich.
– Frajerscy Łowcy! Służba ojczyźnie w czerwonych beretach jest niczym innym jak całowanie lwa w dupę. Przyjemność żadna a niebezpieczeństwo utraty życia ogromne! – dodał Kłapołuchy.
– Mylicie się rekrutancie Kłapołuchy! Jesteśmy dumni, że możemy bronić ojczyzny od wszelkich wrogów i pip. – przerwał mu ósmy z nich.
– Zetną wam włosy… Hehe! – uśmiechnął się Puchatek.
– Łowcy! Spierdalamy! – wrzasnął trzeci z nich po czym obydwaj w pośpiechu wybiegli z sali.
– Do dupy z nimi robota. – stwierdził Prosiaczek. Po paru godzinach nasi bohaterowie byli w domach i żaden z nich nie został zaakceptowany przez komisję wojskową. Najbardziej zły z nich był Tygrysek, który musiał spędzić na wózku następne dwa miesiące a do wojska go nie wzięli ze względu na płaskostopie.
KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ
Autor: Radosław Grabiński
Wstawał kolejny wspaniały czerwcowy dzień… Radio Maryja zapowiadało tydzień upalnej , słonecznej pogody…
– W takim razie dlaczego kurwa twoja mać nad moim domem ciągle wisi jakaś jebana chmura i pada jebany deszcz… – darł się Tygrysek do słuchawki.
– Mój synu… My jesteśmy radiem katolickim, przenoszącym dobrą nowinę a nie stacją meteorologiczną. A tak w ogóle to nie klnij mój synu bo jesteś na wizji, tzn. na fonii i wszyscy cię słyszą… – odezwał się ksiądz prowadzący audycję w Radiu Maryja.
– W taki razie… Trzy słowa do księdza prowadzącego… „Chuj ci w dupę !” – wrzasnął Tygrysek i rzucił słuchawkę.
– Kiedyś rozwalę im tę chrześcijańską budę… Jebany kler… Krzyku trzeba mi… kiedy szept… bojaźliwie łka… – Tygrysek podśpiewując wyszedł przed domek.
– Pierdolę taką robotę… Ten jebany deszcz sprał mi prawie całe prążki… Idę na piwo… – już po chwili Tygrysek był pod budką z piwem gdzie leniwie sączyli złoty trunek Puchatek, Kłapouchy i Królik.
– Mam w dupie taką robotę – rzekł Królik.
– Cały czas pada. I nie zanosi się na rozpogodzenie… A do tego jeszcze jebane Radio Maryja ciągle ogłasza jaką tu mamy słoneczną pogodę… Nienawidzę tych skurwieli… – wycedził przez zęby.
– Fakt. Są upierdliwie wkurwiający… – dodał Puchatek.
– A może by tak ich rozjebać – jęknął głucho Kłapouch.
– To nie taki głupi pomysł, ale na razie poza deszczem i ich głupimi komentarzami nie mam motywacji… Może kiedy indziej… – rzekł Tygrysek i już miał odchodzić gdy nagle rozległ się krzyk Prosiaczka…
– Mam ! Mam ! Eureka ! Mam ! Veni, Vidi, Wiejusz ! Odkryłem, znalazłem… Przewidziałem ! – darł się Prosiaczek.
– I czegi się dżesz !- zapytał z wieśniackim akcentem Tygrysek.
– Bo znam wreszcie deszczową tajemnicę !!!- krzyczał podniecony Prosiaczek.
– Jaką tajemnicę ? – zapytał Kłapouchy.
– No, wiem dlaczego pada deszcz !
– To chyba każde dziecko wie – zauważył Puchatek.
– No kurwa, nie o to mnie chodzi ! Wim czymu deszcz pada akurat u nas ! To przez jebane Radio Maryja. A raczej przez ich stację nadawczo-odbiorczą w naszym lesie. Ona ma tam mały generator deszczu. Klechy wymyśliły, że można spuścić deszcz właśnie u nas i powiedzieć, że to kara boska ! Trzeba rozjebać stację i wtedy deszcz przestanie padać ! – podniecenie Prosiaczka sięgnęło zenitu.
– No to teraz mam motywację ! Panowie ! Zaczynamy akcję dywersyjną pod nazwą „Klecha” – krzyknął rozentuzjazmowany Tygrysek.
– Ja i Puchatek tworzymy grupę dywersyjno-sabotażową a Królik, Prosiaczek i Kłapouchy będą odwracać uwagę nieprzyjaciela.
– A co z Krzysiem ? – zapytał nieśmiało Prosiaczek.
– A co ma być ? Kula w łeb i do ziemi – stwierdził Kłapouchy.
– Dość ! Prosiaczek niech idzie na zwiady a my tym czasem układamy plan. – rzekł stanowczo Tygrysek. Po chwili Prosiaczek był już na zwiadach a reszta brygady zaczęła układać plan.
– Ja proponuję rozciąć ogrodzenie i w ten sposób dostać się do środka – zaczął powoli Królik.
– Każdego napotkanego strażnika należy bestialsko mordować – dodał Kłapouchy.
– No to strażnikami zajmie się Kłapouchy. A jak rozwalimy urządzenia elektryczne ? – zapytał Tygrysek.
– Gófer miał w swoich podziemiach kupę dynamitu ! Z nim trzeba pogadać – zauważył Królik.
– Zapomniałem ci powiedzieć, ale kiedy byłeś naćpany to my zjedliśmy Gófera… Tak wyszło… – stwierdził z żalem Kłapouchy.
– Nawet nie chce mi się z wami dyskutować… Dobra, niech Puchatek skoczy do domku Gófera po parę lasek dynamitu a później skoczymy do Pana Sowy… On na pewno umie zrobić bombę ! – stwierdził Królik.
– OK ! To na razie ! – i cała brygada rozeszła się w sobie tylko znanych kierunkach. Po paru godzinach wszyscy byli z powrotem.
– Macie dynamit ? – zapytał Tygrysek.
– Momy !
– Co tam na zwiadach ? – zapytał Tygrysek Prosiaczka.
– No więc. Mamy problem bo nie ma ogrodzenia tylko jebany stalowy murek. Nie do przebicia nawet dynamajtem. Ale możemy wjechać do środka samochodem stojącym przed wejściem. A urządzenia elektryczne są standardowe tak więc nie będzie problemu z rozwałką – zakończył swą opowieść Prosiaczek.
– Dobra. Tera idziemy do Pana Sowy. On nam zrobi dajnamajt – zarządził Tygrysek i po chwili cała piątka była już u Pana Sowy.
– Te, Sowa. Zrób nam dajnamajt bomb. Bo Gófera ni ma w pobliżu – zagadnął z wieśniackim akcentem Puchatek.
– Nie umiecie zrobić DaBomb ? Wy debile… Hehe – Pan Sowa po raz kolejny udowodnił swą wyższość umysłową.
– Siarap Sowa bo zaraz rozwalimy ci tę budę i będziesz def ! – zagroził Puchatek.
– Dobra, już dobrze… macie… – Pan Sowa szybkimi ruchami sklecił DaBomb i dał ją naszej dzielnej brygadzie.
– A co z nią chcecie zrobić, jeśli można zapytać ?
– Nie można. A donieś coś policji to my już powiemy komu trzeba dlaczego zgłosiłeś się na ochotnika jako opiekun pierwszoklasistów z pobliskiej podstawówki. I jak im pokazałeś kamerę i jak oni w zamian pokazywali ci swoje ptaszki ty stary zboczeńcu.
– Dobra, dobra… macie i spierdalajcie ! – i cała nasza dzielna brygada wyruszyła w stronę siedziby Radia Maryja. Kłapouch jak to zwykle w takich sytuacjach bywa zaczął śpiewać: „.. If you christian and you know it cross yourself ! If you christian and you know it blow yourself. If you christian and you know it and you really want to show it. If you christian and you know it kill yourself”.
– „… harvesting helpless christian spiryts…” – zamruczał głucho Puchatek.
– „hewenli fater is streczing his hand a beging prajing for mersy. Wi split off pis of holy flesz lyw łejting for anholy” – zamruczeli z wieśniackim akcentem wszyscy.
– Dobra ! Zamknąć dzioby. Jesteśmy niedaleko bramy. A tak bajdełej to w jaki sposób chcesz wjechać tym samochodem ??? – zapytał Puchatek.
– To proste – odparł Prosiaczek. – Kłapouchy zagada strażników a my porwiemy samochód… Kłapouchy co robisz ???
– Piłuję – rzekł spokojnie Kłapouchy.
– To widzę, ale co piłujesz ? – zapytał ponownie Prosiaczek.
– Robię sobie obrzyna. Piłuję lufę od mojej dwururki – odparł spokojnie Kłapouchy.
– Dobra… Okej… Ruszaj zagadać tamtych pacanów na stróżówce – rozkazał Tygrysek – My ruszamy zaraz za tobą.
Kłapouchy schował strzelbę w rękawie swojego prochowca i udał się w kierunku stróżówki. Po chwili był już obok samochodu. Była to wspaniała opancerzona limuzyna z przyciemnianymi szybami. Kłapouchy dyskretnie przemknął bokiem i powoli zbliżył się do wartownika…
– Hej madafaka ! – krzyknął. Strażnik odwrócił się na pięcie i w tym samym momencie wielka eksplozja przeniosła jego plecy parę metrów dalej od reszty ciała… – Nigdy nie byłem dobry w rozmowach z nieznajomymi…
– Chłopaki ! Idziemy… – wrzasnął Kłapouchy w kierunku Tygryska i innych. W tym momencie poczuł gaz-rurkę na swojej głowie. Uderzenie było tak silne, że Kłapouchy przeleciał parę metrów i uderzył w ogrodzenie. Gdy się odwrócił jego oczom ukazała się dziwna, mroczna postać. Było to skrzyżowanie Arnolda Szwarcenegera i Matki Teresy z Kalkuty.
– Ty mały skurwielu… – rzekła postać – teraz przeprowadzę ci trepanację czaszki… tym… – nie dokończyła jednak gdyż przewróciła się i z hukiem uderzyła o ziemię. Zza samochodu wyłonił się Prosiaczek z kijem bejzbolowym.
– Zapomniałem ci powiedzieć, że w samochodzie siedzi jakiś dryblas – rzekł spokojnie Prosiaczek.
– Dzięki – odparł Kłapouchy – pakujemy go do bagażnika… Pojeździ z nami na Popiełuszkę – rzucił Kłapouchy.
– Ładujemy się do bryki ! – krzyknął Tygrysek – Puchatek z karabinem maszynowym na dach. Kłapouchy prowadzi, ja … siedzę z tyłu. No ruszać się do kurwy nędzy ! – Tygrysek skakał jak poparzony. Ruszyli. Tymczasem w domu na środku dziedzińca…
– … Bardzo dziękujemy, że zechciał ojciec nas zaprosić na tę skromną kolację z 30 dań… – rzekła z uśmiechem mama Krzysia.
– Ależ to żaden problem… Pieniądze z tacy nie mogą się przecież zmarnować… – odparł z jeszcze większym uśmiechem ksiądz proboszcz.
– Ale przecież te pieniądze miały iść na biedne dzieci… – rzekł Krzyś.
– Nie gadaj… jedz – powiedziała mama wpychając mu do ust chochlę z kawiorem. Wtem wielki huk przerwa jadalni przez ścianę wtoczył się samochód z naszą dzielną brygadą.
– Daj ju fakin kristians ! – zawył Tygrysek i wywalił serię prosto w mamę Krzysia. 32 pociski dorobiły drugi uśmiech jej obliczu.
– DOOM ! – wrzasnął Kłapouchy i rzucił się na księdza. Dzie jest radiostacja jebany klecho ?!
– Tttaaamm zzza ro ro giem – odpowiedział ksiądz.
– Dzięki – odparł Kłapouchy i pociągnął za spust. Po chwili mózg księdza zdobił pobliską ścianę.
– Mam cię ty mały geju… – Prosiaczek wsadził lufę swojego uzi Krzysiowi prawie do gardła.
– Profe… ne fabijaj mnie – jęczał przerażony chłopak. Wtem otworzyły się drzwi.
– On jest nasz !
– ŁOWCY PIP ??? Krzyknął zdziwiony Tygrysek.
– Właśnie dowiedzieliśmy się, że aby nasz przywódca DonVasyl(tm) mógł przeżyć musi zjeść serce geja. Krzyś jest nam potrzebny… Musimy go mieć – rzekł ósmy z nich.
– Okej, okej… jest wasz – Prosiaczek zawiedziony powoli wyciągnął lufę z jamy istnej Krzysia… – ale jeśli oni cię nie dopadną, ja cię znajdę… nawet u diabła w dupie… – Prosiaczkowi oczy zaszły krwią …
– Co tak śmierdzi ??? – zapytał Kłapouchy.
– To tylko Krzyś się zesrał… – Puchatek był kurewsko bezpośredni.
– Dobra my go zabieramy a wy róbcie co chcecie – powiedział trzeci łowca pip.
– Noo. Spadamy na całego – rzekł piąty łowca pip, po czym obydwaj wzięli Krzysia i wybiegli z pokoju.
– Dobra. Kłapouchy bierz DaBomb i instaluj przy radiostacji… My tym czasem wywleczemy brykę z budynku i szykujemy się do odwrotu – Tygrysek doskonale czuł się w roli dowódcy.
– OK. – już po chwili cały budynek był zaminowany, a nasza brygada ruszyła z piskiem opon z dziedzińca. Po chwili potężna eksplozja rozdarła ciszę.
– No to mamy ich z głowy… zaraz przestanie padać… – rzekł z uśmiechem Puchatek.
– Pppppppannowie… mam pytanie… dlaczego zamiast ognia na horyzoncie widzę atomowy grzybek i goniącą nas falę uderzen… – nie dokończył jednak Prosiaczek, gdyż podmuch wyrzucił samochód 30 metrów w górę… Po paru minutach lotu samochód z impetem uderzył w domek Królika.
– Jak zwykle w mój domek – jak zwykle jęknął głucho Królik.
– Zamknij ten swój ryj i módl się aby ta bryka była zabezpieczona ołowiem bo inaczej będziemy świecić w nocy – wtem klapa bagażnika otworzyła się i wyskoczył z niej poznany wcześniej dryblas…
– Ja pierdolę… aleście kurwa nawywijali… no to oznacza wojnę… ja was… – nie dokończył jednak gdyż salwa z obrzyna Kłapouchego oderwała mu pół głowy.
– To za tamtą gaz-rurkę… – splunął Kłapouchy na ciepłe jeszcze zwłoki.
– Czy wy kurwa wiecie kto to był ??? – zapytał przerażony Puchatek.
– Jakiś mocarny klecha – odparł spokojnie Prosiaczek.
– To był ojciec Tadeusz Rydzyk, założyciel Radia Maryja.
– Cóż… umarł król, niech żyje król… Zakopcie go w ogródku Królika i zapomnijmy o całej sprawie. Chyba zaczyna się przejaśniać – stwierdził z uśmiechem Tygrysek, po czym cała piątka zabrała się do kopania grobu…
– Mam pytanie… Dlaczego miałem wrażenie, że to był wybuch jądrowy ? – zapytał niepewnie Królik.
– Pewnie ten jebany Sowa pomylił dynamit ze wzbogaconym uranem ze swojej małej elektrowni… Dać debilowi marchewkę to się pokaleczy… – rzekł Tygrysek.
KONIEC CZĘŚCI CZWARTEJ
Autor: Radosław Grabiński
Było piękne sierpniowe południe… Słońce prażyło, żar lał się z nieba i w ogóle było kurewsko gorąco. Królik, Prosiaczek i Puchatek leżeli na zboczu piwnej górki i raczyli się kolejnymi lampkami wina ?Heracles ? Classic Płoński Aperitiff?.
– To ja już nie wiem… Zaczął rozmowę Prosiaczek. Czy jestem taki łoś czy po prostu jestem przewrażliwiony ale gdy padał deszcz to było mi źle, ale to co teraz się dzieje przebija moje najmroczniejsze koszmary. Jest taki upał że mimo iż wypiłem tylko 2 żury już jestem najebany w trzy dupy i wszędzie widzę Tygryska.
– To dziwne ale ja też go wszędzie widzę… Stwierdził Puchatek. Jest tu… teraz tam.. .teraz tu… O nawet macha do nas….
– No i co się tak gapicie parówy???? Ruszcie te tłuste, sflaczałe dupska i chodźcie tu! Tygrysek wprost tryskał energią… Muszę do nich iść bo się sami nie ruszą…
– Co za wspaniały dzień! Przywitał się Tygrysek… Słoneczko świeci.. jest tak gorąco… gorąco… gorąco… i…. posuńcie się bo jak się czegoś nie napiję to się ugotuję…. Tygrysek opadł bezwładnie na ziemię. Byłem dzisiaj na centralnym i kupiłem nową porcję Speed?a. Co prawda kupiłem tylko grama ale poszedł na jeden raz i takiego kopa dostałem że brykam od 4 rano… Serce przestało mi bić jakieś 5 godzin temu… Prosiaczek dawaj ten żur boś się przyssał jak do krowiego cycka… Tygrysek leniwie pociągną parę łyków i powiedział: Myślę drodzy bracia i siostry że należy zarobić parę groszy na jakieś lepsze trunki.. pijemy tylko wino z podwójną siareczką a przecież jest tyle wspaniałych napojów… ode kołon… woda brzozowa…. ale to wszystko kosztuje… Proponuję wziąść się do jakieś pracy…
– Jak tak bardzo chcesz coś wziąść to może mi wziąść do buzi bo ja nie mam zamiaru nic dzisiaj robić.. Wysapał leniwie Puchatek.
– Ja tylko chciałem wam pomóc zarobić parę groszy a wy… zaczął łkać Tygrysek
– Czy wreszcie zamkniesz ten swój prążkowany ryj? Królik był bardzo bezpośredni. Ile można tak gadać…? Nie dość że przylazł i spija wino to jeszcze gada jakieś bzdury… Wtem nadszedł wolnym krokiem Kłapouchy.
– Słyszeliście ? zaczął. Łowcy pip powrócili…
– A co??? Krzyś ?Szadi? Cioterski im nawiał… Zapytał leniwie Puchatek.. W tym momencie Prosiaczek napięcie przeszedł z pozycji poziomej w poziomo-pionową czyli po prostu usiadł.
– Krzyś nawiał?? Heheh… no to już jest martwy…. Prosiaczkowi oczy zaszły krwią…
– Nieee tam.. chyba nie, bo są z DonVasylem(TM)… Z resztą już tu idą.. Kłapouchy wskazał łapą na powoli zbliżającą się brygadę ubraną w czarne skury.
– Ahoooy łowcy! ? krzykną w ich stronę Puchatek.
– A ? co? Zainteresował się Prosiaczek.
– Ten jak coś przypierdoli… Nie jesteśmy kurwa na morzu…Królik z minuty na minutę stawał się coraz bardziej zły. Zły był na siebie bo pozwolił wysadzić maszynę do deszczu ? przez co teraz musi siedzieć w słońcu gdzie temperatura wynosi 52 stopnie Celc. Zły był na Tygryska bo zamiast przynieść coś zimnego do picia to kupił speed i sam się nawalił.. Zły był na Pana Sowę bo źle sklecił DaBomb przez co zamiast lokalnego wybuchu był taki wyjeb że fala uderzeniowa rozjebała mu domek. I zły był na Puchatka bo tamten z chitraśnym uśmiechem na ustach wsadzał mu patyk w dupę.. Puchatek! Kurwa jak nie przestaniesz to jak ci ten patyk wsadzę…
– Nooo gdzie??? Zapytał z jeszcze większym uśmiechem Puchatek.
– Oj zamknijcie się w reszcie… Jękną głucho Kłapouchy… Nadeszli łowcy.
– Dasz bór. Powiedział pierwszy z nich. Oto ten co go nie było… Ot mistrz nasz…ciało zgniło.. Ożywion ten co był umarły…..
– I wielkim był fanem stosunków analnych… hihihi.. dokończył Puchatek.
– Jak śmiesz! Krzyknął trzeci z nich.
– Mistrzu. Jak wiesz twa filozofia gazów wypełniająca nasze wnętrza doskonale lewituje i dysocjuje z naszą marną egzystencją. Ucz nasz a kosmos wszelaki wypełni nasze umysły… Twe wiekopomne słowa na zawsze wypełnią treścią księgi pradawne i nawet mnich sędziwy, który żyw już lat 120 na świecie tym nie zdzierży klątw płynących z błogosławionych ust twoich… Błogosławieni niech będą ci co bluźnierstw twych łakną jako strawy duchowej… ? zaślinił się szósty z nich.
– Łał! Zawieśniaczył sobie Puchatek.
– Chcecie po ciasteczku… Zapytał giermek
– Daj… I nasi bohaterowie zjedli całe 3 kilo ciasteczek łowcom.
– Dzie Krzyś ? zapytał Prosiaczek.
– A co ja jego niania jestem? ? odpowiedział czwarty z nich.
– No mieliście zeżreć jego serce.. to znaczy DonVasyl(tm) miał.. Zauważył Królik.
– To nie było konieczne. Gdy wracaliśmy z Krzysiem coś dupneło i fala uderzeniowa wyjebała nas prosto do domu miejscowego szamana…. ? rzekł drugi z nich.
– Tu przecież nie ma szamana… ? Puchatek nie krył rozdrażnienia.
– Jest.. Cały w piórach. Nazywa się ObiWan ? Sovanobi. ? odparł siódmy z nich.
– Obi-co? Zapytał nie pewnie Tygrysek.
– To po prostu Pan Sowa tylko któryś podczas upadku przyjebał mu w głowę.. A Sowa pewnie oglądał Starne Warsy i mu odjebało. ? rzekł spokojnie Królik.
– Ten pacan zawsze miał manie wielkości… Szkoda ze mu mocniej nie przyjebali to by może został Jodą albo….albo… ? zaciął się Tygrysek
– Księżniczką Lewą ? Ograną? Zapytał Prosiaczek.
– Nie… lepiej tym takim grubym, oślizgłym.. no tym… a… Pizza The Hutt ? rzekł oblizując się Puchatek.
– Czy wy się kurwa zamkniecie ? zapytał ponuro DonVasyl.
– Nie tym tonem…? ostrzegł stanowczo Prosiaczek.
– Co nie tym tonem ? Zapytał pierwszy z nich.
– Siarap! Wrzasnął Tygrysek. I co wam obi powiedział?
– No więc kazał przyprowadzić DonVasyla(tm) do siebie.. Gdy już DonVasyl(tm) byl u niego ObiWan odtańczył jakiś magiczny taniec ze słowami ?…jak mi ta ostatnia butelka się rozjebie to dziś nic już nie wypije…jebana skórka od banana..? po czym wyjebał się na DonVasyla uderzając go swą magiczną butelka w głowę wypowiadając przy tym zaklęcie ?Kurwa mać, wiedziałem że się wyjebie!?…Po tej kuracji DonVasyl(tm) był już zdrów jak ryba.. Opowiedział giermek.
– Panowie macie przy sobie gotówkę… ? ? zapytał bezpośrednio Tygrysek który poczuł właśnie nadciągającego kaca i wielką ochotę na klina.
– AA cooo? Zdziwił się giermek.
– A bo wyjmijcie ją… ? rzekł spokojnie Puchatek
– A to czemu ? zapytał piąty z nich.
– A bo Prosiaczek wsadza DonVasylowi shotguna do gardła i zaraz mu odstrzeli ryj. ? odparł spokojnie Puchatek.
– Czy to prawda mój mistrzu ? ? zapytał spokojnie giermek.
– Nie , furwa fo żartf.. ? zaślinił się spokojnie DonVasyl.
– No dość tego gadania… Wyskakujcie z łachów! ? rzekł Puchatek
– Puchatku nie zachowuj się jak burak… ? poprosił Prosiaczek.
– Przepraszam… zawstydził się Puchatek.
– No oddawać miechy! A ty co tam chowasz ? ? zapytał Tygrysek dziewiątego z nich który właśnie próbował coś sobie wepchnąć w odbyt.
– A too?? To są czopki.. mam niestrawność… Zająkną się tamten.
– Od kiedy to czopki ładuje się po pół kilo i w dodatku w opakowaniu zwrotnym? Tygrysek nie ustępował. Dawaj to… AA feee.. mogłeś to chociaż wytrzeć…
– Przepraszam… zawstydził się ponownie Puchatek.
– Nie do ciebie mówię… No więc co to jest? Zapytał ponownie Tygrysek..
– No więc ten szaman zażyczył sobie w zamian za wyleczenie DonVasyla takie zioło.. nazywa się opium…. odparł trzeci z nich.
– Ooopijumm…hę? Zawył zachrypłym głosem Tygrysek.
– Dizajer or łyl ? zapytał z wieśniackim akcentem Puchatek.
– Ten sam.. odpowiedział Tygrysek. A mógł byś mi podać tą bańkę z rurkami do palenia?
– A skąd wiesz że ją mam? Zapytał giermek
– Bo nosisz ja na plecach idioto. ? krzykną mocno poirytowany zaistniałą sytuacją Kłapouchy.
– No dobra masz… odparł tamten.
– No a teraz wyskakiwać z gatek! Puchatek nie krył podjary perspektywą wypalenia czegoś co znał tylko z piosenki Moonspella.
– A teraz spierdalać do lasu. Prosiaczek wskazał gunem kierunek łowcom. Na odchodnym przywalił jeszcze DonVasylowi(tm) kolbą w krocze.
– Jiiiii? Zapiszczał DonVasyl(tm)
– Kurwa! Przeklął giermek. I znowu to samo.. teraz ten kretyn będzie znów chodził przez pół roku zastanawiając się czy być kobietą czy nie… Już ja wam dam buce!
– Tak my wam jeszcze pokażemy ? rzucił piąty z nich poczym obydwaj udali się w stronę lasu.
– Już was nie ma nudyści! Roześmiał się Tygrysek.
– Dobra. Prosiaczek daj bidon z wodą i nabijamy bągosa. Tygrysek nie krył podenerwowania.. Po chwili faja wodna była już gotowa.
– No to palimy…ech…ach…och…. Tygrysek dziwnie zaczął zmieniać kolory na twarzy…
– Tygrysku co ci jest…Zaniepokoił się Prosiaczek… Przecież jeszcze nic nie zapaliłeś…
– Nie wiem Prosiaczku.. Odparł Tygrysek… Poczułem wielkie tchnienie mocy… Coś jak by miliony gardeł zawyły nagle i w tym samym momencie nagle ucichły…
– Że niby co??? Kłapouchy sprawiał wrażenie zdezorientowanego…podobnie reszta naszych bohaterów.
– Stójcie! Rozległ się nagle okrzyk.. Nasi bohaterowie się rozejrzeli i zobaczyli Pana Sowę powoli idącego od strony lasu.. Pan Sowa sapał jak podniecony 60latek i trzymał w ręku jakąś świecącą rurę. Tygrysek wstał, podniósł z ziemi jakiś badyl i ruszył na spotkanie z Panem Sową.
– Łi mit agien…. wysapał sowa do Tygryska.. Koło się zamyka… Zostawiliście mnie słabym…Nał ajem de master….. Jestem Manekin Skajłoker zwany potocznie Viaderem.
– A ja jestem ObiWan Tygryskobi… mrugnął w kierunku Puchatka Tygrysek. Ju ar only de master of iwjel…
– Dość! RZETEM… to znaczy Angard…to znaczy …broń się.. Pan Sowa zadał pierwszy cos.. Tygrysek uchylił się i skontrował Sowę w głowę [:)] obcinając mu nażelowaną czuprynę..
– AAARRGH! Zawył Viader …Ju dont noł de pała…of de dark sajd of moc….wysapał…
– Nie wygrasz Viader…Rzekł dzielnie Tygrysek…jeśli mnie zabijesz stanę się …stanę się…martwy… O siet! Przeraził się Tygrysek.. w tym momencie pan sowa zadał cięcie podłużne przez krocze rozcinając Tygryska na pół.
– NIEEE! Wydarł się Prosiaczek… Wydobył swoje małe podręczne uzi i jął strzelać krótkimi seriami w kierunku Pana Sowy..
– Prosiaczku musimy uciekać…krzyknął Puchatek…
– Czemu?? On jest sam … a nas jest więcej…. Rozjebiemy go! Prosiaczek był bliski płaczu..
– Nie jesteś jeszcze gotowy…musisz się jeszcze wiele nauczyć… rzekł spokojnie Kłapouch…..Nie mogłeś nic zrobić… Może śmierć Tygryska uratowała nam życie… W tym samym czasie Pan Sowa wzbił się w powietrze i odleciał w kierunku swojego domku…
– Musimy zaatakować go w domku i wysadzić go… Zarządził Prosiaczek
– Ale domek chroniony jest przez pole…Jeśli go nie zaoramy ? nici z wyprawy… Zauważył Puchatek…
– Na miedzy stoi traktor…Nim zaoracie pole.. ja dostane się do domku i tam pokonam Sowę.. Prosiaczek nie krył chęci zemsty…
– Oki. Idziemy.. Po parunastu minutach cała brygada był już przed polem dzielącym ich od domu pana Sowy.. Prosiaczek wszedł na drzewo i paroma szybkimi skokami dotarł do drzwi.. otworzył i wszedł.. Już za progiem usłyszał charakterystyczne sapanie Sowy…
– Sowa… wychodź… Pomszczę śmierć tygryska… Ryknął jak tylko umiał najgroźniej Prosiaczek… Wtem Sowa zaatakował od tyłu.. Prosiaczek odskoczył.. wykonał w powietrzu parę obrotów i wylądował metr przed panem Sową…
– ObiŁan ticz ju łel.. zagadną z wieśniackim akcentem pan Sowa.. Bat wkrótce przejdziesz na ciemną stronę mocy… i będziesz jej służył…
– Nigdy…pokonam cię i pomszczę Tygryska… Prosiaczek zamachnął się lecz naglę ciszę przerwał spokojny ale jakże demoniczny śmiech…
– …he…he…he… I ty myślisz że ci się uda nas pokonać…?…he…he…he… wyczuwam twój gniew…to tak jak już byś był z nami….he..he..he..
– Nigdy! Pokonam Sowę i ciebie…kimkolwiek jesteś….
– Myślisz że pomoże ci ta garstka patałachów…??? co?…zbladłeś?…podejdź do okna…zobacz w jakże zdradziecką pułapkę ich wpędziłeś…. Prosiaczek ostrożnie podszedł do okna.. jego oczom ukazał się straszny widok.. Oto jego przyjaciele męczyli się resztkami sił walcząc z łowcami pip…
-Wyczuwam twój niepokój i strach… podejdź…spójrz mi w oczy… Prosiaczek odwrócił się i mało się nie wyjebał z przerażenia…
– Krzyś?????? A co ty tu robisz… czy nie powinieneś być teraz z mamusią w pedalskim domku???
– Z jaką mamusią???? Zabiliście ją w tedy u księdza proboszcza na plebani…a jak ci się podoba moja twarz?? Ten wasz mały wybuch i jego fala uderzeniowa poparzyła mi 90% skóry na całym ciele… Nic mnie teraz nie może powstrzymać przed zagładą świata…khe..khe..khe…i jeszcze się gruźlicy nabawiłem…
– Nigdy.. rzekł Prosiaczek odrzucając badyl… Prędzej zginę niźli dam się przekabacić na twoją stronę…
– Wery łel… Panie Piła-łańcuchowy… proszę dopilnować aby Prosiaczek zginą w męczarniach….Wywieźcie go nad morze wydymane…tam doświadczy wspaniałej śmierci trawiony przez miliony lat przez wielkiego czubakę…Co ty tam pierdolisz pod nosem Viader???
– E sister….end ju gat e sister… ObiŁan zrobił dobrze…ukrywając ją przede mną.. Ale twoje myśli ją zdradziły… Jeżeli ty nie chcesz przejść na naszą stronę to może ona będzie chciała… Rzekł spokojnie pan Sowa..
– NIE! Wrzasnął Prosiaczek. Chwycił jakąś rurę i jął okładać pana Sowę gdzie popadnie…Pan Sowa przez chwilę stawiał opór ale uległ i zalał się krwią… Mało brakowało a Prosiaczek zatłukł by pana Sowę gdyby nie został uniesiony do góry przez Krzysia…
– Co mały cfaniaku… myślisz że jesteś taki chop-do-przodu co? Ty mały gnoju.. a masz.. Krzyś przypierdolił głową prosiaczka o blat stołu… Prosiaczek zalał się krwią… I co ? jak ci się to podoba bekoniku??? A masz…A masz…Tymczasem na zewnątrz domku nasza dzielna brygada cudem pokonała Łowców pip z kończyła właśnie orać pole…Kłapouchy! Wrzasnął Puchatek.. podkładaj ładunki i wiejemy..Tymczasem w domku Krzyś kończył rozpierdalać łeb Prosiaczkowi… I kto tu jest teraz masterem??? Ty mały różowy padalcu.. ty bucu.. ty stonogo gówniarko.. ty synu szklarza… ty… Nie dokończył jednak gdyż potężna eksplozja rozniosła domek pana Sowy… Po chwili Puchatek, Kłapouchy i Królik spotkali się na Piwnej Górce..
– Ale jebło… Stwierdził z dumą Puchatek…
– Szkoda tylko że nie poczekaliśmy aż Prosiaczek wyjdzie z domku… Królik nie krył niezadowolenia.
– A na co było czekać..? a z kąd mogliśmy wiedzieć kto kogo pokona.. Puchatek starał się jakoś wytłumacyć…
– Nooo w suumie… ee…e…ee.. i wszyscy osuneli się ze zmęczenia na ziemię…Po paru godzinach Puchatek zaczął dochodzić do siebie…
– EEEch…ale mnie łeb…CO???? Tygrysek?? Prosiaczek??? Co wy tu robicie????….
– Niee wiem… Ale mnie krocze napierdala…Jak by mi ktoś gas-rurką przyjebał…. Tygrysek jęczał trzymając się za człona…
– O jej… nic nie pamiętam… ooo krew mi leci z ryjka… Prosiaczek wyglądał jak by mu pociąg osobowy przejechał przez głowę..
– Już wiem co to było! Oznajmił tryiumfalnie Puchatek.. To te jebane ciastka.. To były ciastka z LsD… czytałem o tym w prasie… One powodują chalucynacje… oooj.. mój łeb..
– To ci jebani łowcy.. jak ich dorwę to pozabijam…. Prosiaczek zaczął się pienić… Wiecie co? Myślę ze powinniśmy się napić wina…
To pomysł jest dobry… wystękał Kłapouchy prubując przyczepić sobie ogon… Chodźmy do Baby Jagi ™…
KONIEC CZĘŚCI PIĄTEJ
Autor: Radosław Grabiński
Wstawał wspaniały sierpniowy poranek kiedy Kubuś podnosił się z podłogi… Miał bardzo mroczny nastrój… Być może dla tego że przed chwilą poślizgnął się na bełcie Tygryska i wyrżnął głową o parapet co spowodowało chwilową utratę wizji i fonii… Mieszkanie Puchatka wyglądało jak po bitwie… Stół wywalony do góry nogami.. Prosiaczek w kącie w pozycji horyzontalnej, Kłapouchy przytwierdzony za ogon do zwisającego z sufitu wentylatora spokojnie puszczał pawia co parę obrotów… Tygrysek przed domem spał spokojnie w jakiś liściach a Królik był ubrany w skórzany strój i z pejczem w zębach leżał związany w kuchence mikrofalowej…
– uuuf… co tu się stało…- zajęczał Puchatek. ? Pamiętam tylko że Tygrysek kupił 2 litry spirytusu a Prosiaczek gasił go 5 min przed imprezą…hmm.. źle się dzieje w państwie duńskim..
Kubuś wyłącznikiem zatrzymał obracający się wentylator… Kłapouchy obudził się… rozejrzał…puścił jeszcze kontrolnie bełta, po czym paroma szybkimi ruchami pozbył się ogona i z impetem przywalił w ziemię…Na swoje szczęście dokładnie pod nim spoczywały w pokoju jego pawie więc uderzenie nie było bolesne lecz spowodowało rozrzucenie wymiotów po całym mieszkaniu.. Jeden z odłamków trafił w głowę Prosiaczka który otworzył oczy, wstał, rozejrzał się, wykonał dziwną ewolucję przypominającą taniec godowy ptaka mokele-mbeme z ameryki północnej i przywalił głową w ścianę co sprowadziło go z powrotem do pozycji leżąco – olewającej.
– A mówili mi przyjaciele…?…nie mieszaj ogórków z kisielem…? westchnął Puchatek.
W tym momencie drzwi się otworzyły i do domku wszedł Krzyś.
– Ojej.. Zawołał. A co tu się stało…?
– No więc ja i mój piesek… w dodatku podwiązka… czy mógłbyś w tej sytuacji… Puchatek zaczął niezrozumiale bełkotać…
– Znowu metyl piłeś?? Zapytał z przerażeniem Krzyś.
– A właśnie że nieee, bo sam pędziłem… Odparł z dumą Kłapouchy po czym łapy mu się rozjechały i z powrotem osunął się na ziemię.
– No ładnie.. zaraz pójdę na policje i powiem jakie tu praktyki się odbywają. I pójdę też do księdza proboszcza i powiem mu…. nie dokończył jednak gdyż w tym momencie z szafy wytoczyli się łowcy pip z okrzykami ?PIPA! PIPA!? po czym DonVasyl(tm) potknął się o Prosiaczka i cała brygada z hukiem wyłożyła się na ziemie..
– Zatańcz dla nas… wysapał giermek z trudem wkładając Krzysiowi za spodenki banknot 3 złotowy własnej produkcji.. Krzyś poczerwieniał i z płaczem wybiegł z domku..
– A ten czego tu znowu chciał..? Zapytał wtaczając się przez drzwi Tygrysek.. Wyglądał jak zarzygany chochoł. ? Pomóżcie mi to zdjąć…
– Mam wielką ochotę na jajka na twardo.. powiedział Prosiaczek przecierając oczy.. Ugotuję i wam. To mówiąc podszedł do kuchenki i wcisnął pod Królika pudełko z 12 jajami. Po chwili ogromna eksplozja rozdarła ciszę a Królik po przeleceniu paru metrów rozbił się o ścianę..
– Byłem… nie.. niegrzeczny…u-ukarzcie mnie… wystękał.
– Daruj… jęknął głucho Kłapouchy…- Biliśmy cię tym pejczem przez pół nocy a tobie nawet nie stanął…Powinieneś udać się do specjalisty…Takie praktyki typu sado – masło mogą się dla ciebie źle skończyć…
– Masz na myśli jakiegoś profesjonalnego sadystę?? Zaciekawił się Królik.
– Mam na myśli lekarza… Doktora… Łapiducha… nazywaj to jak chcesz! wycedził przez zęby Kłapouchy.
– ENAF! ? krzyknął z angielsko ? wieśniackim akcentem Puchatek. ? Zamiast się kłócić pomóżcie mi tu posprzątać…Rozejrzyjcie się! Bajzel jak w dupie u murzyna!
– To ostatnie to chyba nie tak…zauważył nie pewnie Prosiaczek…
– Cicho.. Nie widzisz że majaczy? Tygrysek spoglądał na Puchatka ze zrozumieniem…
Wszyscy ochoczo choć nie bez problemów zabrali się do sprzątania.. Szło im tak zajebiście że nim się spostrzegli to posprzątali nie tylko bród ale i także meble, sprzęt rtv i agd a Prosiaczkowi udało się nawet zerwać parkiet…
– Mam prośbę : niech ktoś zdejmie mi ogon z wiatraka… Powiedział Kłapouchy.
– Ja! Ja! Wyskoczył Tygrysek. Rozpędził się…podskoczył…wykonał parę obrotów w powietrzu… złapał za ogon….pociągnął…i sufit runął z hukiem na naszych bohaterów.
– Lame… pokiwał głową z niedowierzaniem Puchatek..
– Słuchaj stary… to był wypadek… ja nie chciałem… z resztą i tak musiałeś wybudować sobie drugi prawda? Tłumaczył się Tygrysek..
– Lame… jęknął ponownie Puchatek.
– Bum! Bum! Szek, szek de rum! Zaczął po cichu rapować Kłapouchy..
– Niech będzie pochwalony… rozległ się nagle spokojny głos.. Puchatek obejrzał się i zobaczył księdza jadącego na wielkim powozie..
– Czego? Zapytał bezpośrednio Królik.
– Widzę moje dzieci że macie jakieś problemy… Powiedział ksiądz.
– No i? Zapytał Puchatek
– Mam dla was doskonałą radę… módlcie się! Bo nie znacie dnia ani godziny kiedy kara pana może spaść na was…i za prawdę powiadam wam prędzej wy jak leżycie tu pod zgliszczami tymi w kokosy się zamienicie niźli płotka mała przepłynie pod prąd przez ucho śledziowe tak mi dopomusz bóg..
– Że szczym? Zdziwił się Kłapouchy, a Prosiaczek przezornie zaczął szukać swojego uzi.
– A co ty tam wieziesz ojczulku? Zapytał Puchatek
– Aaa to, moje dzieci, wiozę wino mszalne dla waszego proboszcza… Za prawdę powiadam wam… wino to czyste jest od skazy niczym kupa proroka zrobiona o poranku przed domem jego, którą faryzeusz do Egiptu wieczorem wziął zaniósł aby tam dobrą nowinę pokazać i synów Kleopatry nawracać..
– Łał! – Zawieśniaczył Puchatek.
– A poczęstujesz nas?? Zapytał Tygrysek.
– Drodzy bracia i siostry za prawdę powiadam wam…szatan nie jedno imię ma i na nie jedną wodzi pokusę i na nie jedno wino namawiać was będzie… ale nie lękajcie się… Bóg stworzył takich jak ja abym bronił takich jak wy przed takimi jak on i pokusami jego.. módlmy się… niech dane wam będzie królestwo niebieskie dostąpić i pić wodę czcigodną wypływającą z pod stóp pana naszego….I pamientajcie… każda prawa żona męża swego zostawi gdy ten na umur pić alkohol będzie…
– A ile trzeba wypić ? zapytał przezornie Kłapouchy.
– Czyli nie poczęstujesz nas?? upewnił się Prosiaczek
– Mówiłem mój synu…Nie waży się by wino tak czcigodne przez młotków prostawych pite było na chwałe pana…
– Amen! Krzyknął Tygrysek wpychając od tyłu kosę księdzu pod żebro…
– Zdrada… Jęknął ksiądz osówajądz się na wóz.
– No co tak stoicie pierdoły? Krzyknął Tygrysek. ? wskakiwać na wóz i jedziemy do mnie!
Już po chwili nasi bohaterowie spokojnie jechali do domku Tygryska.
– A co z naszym czarnym przyjacielem? Zapytał przezornie Puchatek.
– Zawieziemy go do komendanta… Niech on się martwi.. Stwierdził spokojnie Tygrysek. Po chwili nasi bohaterowie byli już przed posterunkiem policji..
– Szeryfie! – zawołoał Tygryek.. Taki jeden to popełnił samobójstwo.. Rzekł spokojnie wnosząc księdza do budynku.
– Jestem kapitan Bystry Rydz. – przedstawił się policjant
– Rydz Bystry ??? Zdziwił się Tygrysek
– Tak na mnie wołają. Odparł spokojnie kapitan
– „…ludzie z poza mego miasta…pewnie oni racje mają, bo ja jestem gej.. i tak już zostanie..”. Zaczął po cichu rapować Kłapouchy który wraz z resztą naszych bohaterów wtoczył się na komisariat.
– No,no! Tylko bez takich…Już jednego geja tu mam… Usmiechnął się kapitan.
– Hmm???
– No tak.. nazywa się… no… zapomniałem…jego imie kojaży się z tymi patafianami…no…christ…christians..chrzesci..o ! wiem! Krzys! Rzekł tryiumfalnie k. Rydz.
– PIPA! zawołali radosnie łowcy.
– Twierdzi ze ktos pędzi nie legalnie alkohol w lesie… wiecie cos o tym?? Zapytał Rydz.
– A co to jest alkohol ? zapytał Puchatek.
– TO ONI! Wyskoczył nagle zza winkla Krzys.
– Ktoo?? Myy??? Zdziwił się Kłapouchy.
– TAk. Panie władzo… to oni własnie pędzą bimber w lesie.. sam widziałem! Krzyczał Krzys..
– Czy to prawda?? zapytał groźnie k. Rydz.
– Kapitanie można na słowo.. Zapytał tajemnioczo Tygrysek.
– Słucham…
– No więc my ten bimber będzilismy ale mielismy się zamiar podzielic z panem kapitaniem.. teraz własnie wieziemy panu beczółkę wina… bardzo dobre… z 1666 roku… – Tygrysek slinił się, aż mu wazelina po nogach leciała..
– No to dajcie.. a ja się tego smarka pozbęde.. rzekł spokojnie kapitan.
– Kłapouchy.. skocz po jedna beczkę.. Rozkazał Tygrysek..
– Ty mały geju… donosicielu jebany.. ty cioto w dupe kopana.. ja ci dam.. k. Rydz złapał Krzysia za gardło.
– Wsadz go do paki… Kibicował mu Prosiaczek..
– Wsadz MU pałkę… Rozesmiał się Puchatek..
– Pujdziesz siedzieć na 100 lat za donoszenie na mieszkańców lasu! Paragraf 666 kodeksu lesnego! Pienił się kapitan a Krzysiowi oczy wylazły prawie w całosci i to bynajmniej nie ze zdziwienia.. Tymczasem nasza wesoła brygada dojeżdzała już spokojnie do domky Tygryska gdzie odbyć się miała kolejna tygodniowa popijawa…
KONIEC CZĘŚCI SZÓSTEJ
Autor: Qba
Nastała jesień. Warunki pogodowe wymusiły zakończenie picia w systemie łąkowo-leśnym. Nasi bohaterowie urządzali więc popijawy w nowym domku Królika, który otrzymał w akcji „Buduj z Gazetą Wyborową”. Tego dnia pierwszy obudził się Tygrysek.
– Kurwa, ale mnie łeb… zajęczał i kopniakiem obudził Prosiaczka.
– Co jest matkojebco, w mordę chcesz? uprzejmie przywitał się Prosiaczek.
– Taa, a drugiego do ręki – warknął Tygrysek.
– Ciszej, zasrańcy – jęknął Puchatek – kto mnie tak kurwa zarzygał!?
Wykwintną konwersację przerwał im warkot silnika i dźwięk klaksonu.
– Kogto terra daiabli przyniesły? – zabełkotał Królik.
Zaciekawiona brygada wyległa przed domek. Zobaczyli chwiejnie wysiadające z czarnej limuzyny Faceta W Niebieskiej Koszuli.
– Przepraszam, czy to Las Katyński? spytał się Prezes Wszystkich Polaków.
– Nie, kurwa, Stumilowy – warknął Kłapouchy
– Bo ja właśnie jadę na obchody, i trochę wczoraj wypiliśmy, i się tego… wzruszyłem, i nie możemy teraz znaleźć drogi – pieprzył bez związku Prezes Wszystkich Polaków. Macie coś do picia?
– O! Olek, Olek! Z chujami discopolowcami nie pijemy – prosto z mostu jebnął Puchatek.
– Panowie, kurwa, grzeczniej – zdenerwował się Prezes Wszystkich Polaków – jak moi chłopcy z Biura Ochrony (Nie)rządu wam przypierdolą z bazook to inaczej będziecie gadać! I nawet uzi Prosiaczka wam nie pomoże! Więc co macie do picia?
– Tylko tanie wina podróba „BYX”, bo się „BYK” w jebanym sklepiku skończył – powiedział Tygrysek.
– Dobra, ujdzie – ucieszył się Prezes Wszystkich Polaków – idziemy do środka
Po paru winach Prezes Wszystkich Polaków wyciągnął Sowieckoje Szampanskoje.
– To jeszcze ze starych dobrych czasów, gdy Linda grywał opozycjonistów, a nie ubeków, wtedy sie piło, sie jadło – rozmarzył się
– Stary, kurwa nie pierdol – nie wytrzymał Prosiaczek – lepiej wyślij bodygardów po wódę bo sie alkohol kończy
Po chwili przed uszczęśliwioną brygadą stała skrzynka wódy, a atmosfera zaczęła się ocieplać
– Mam dla ciebie zajebisty projekt, jak wygrać przyszłe wybory – odezwał się Prosiaczek – hasło „Kwas dla mas”, a do każdej ulotki dodaj kartonik z LSD, jak cały kraj będzie na tripie bez trudu im wmówisz żeby nasrali sobie na głowę… chciałem powiedzieć: głosowali na ciebie.
– Kochany, biorę cię na szefa mojej kancelarii – stwierdził mocno napruty Prezes Wszystkich Polaków. W tym momencie otrzeźwił go mocny cios wałkiem w głowę.
– Cześć Jolka, moja ty pizdoleńko – ucieszył się Prezes Wszystkich Polaków
– Co ty sobie kurwa chuju wyobrażasz – przywitała go żona – szukają cię wszystkie jebane służby, a ty pijesz z jakimiś zasranymi świniami!
– Nie ze świniami, tylko Prosiaczkami – stanął w obronie przyjaciela Puchatek
– A ty sie zafajdańcu nie wcinaj, bo z misia się zmienisz w niedźwiedzia… syberyjskiego! My jeszcze mamy swoje kontakty! – wydarła się Jolka.
– SIAT-DA-FAK-AP! – Wkurwił się Kłapouchy – Wypierdalać stąd oboje! Od rana łeb mi pęka a wy się drzecie jak by was ktoś ruchał od tyłu! To jest las – jebany rezerwat kurewskiej przyrody! Tu ma być kurwa CISZA!!!
Echo jego krzyku goniło limuzynę z uciekającą w popłochu Pierwszą Parą.
– I z nimi mamy wybrać przyszłość?! – Nie mógł się tylko nadziwić Królik.
Najrozsądniej do sprawy podszedł Puchatek.
– Panowie, strasznie mam ochotę podupczyć – stwierdził.
– W sumie ja też – ożywił się Tygrysek.
– I ja! I ja! – strasznie podniecił się Prosiaczek.
Ponieważ reszta brygady też chciała, przystąpiono do obmyślania planu, przy okazji dalej rozpijając zawartość skrzynki.
– W sumie zawsze pod ręką mamy Kangurzycę, tylko że ona daje wyłączne od tyłu, bo w torbie nosi Maleństwo – rozpoczął Królik, wypowiedź kończąc artystycznym czknięciem
– Maleństwo można podrzucić pod opiekę Panu Sowie – stwierdził z obleśnym uśmiechem Puchatek – co prawda to kawał skurwysyna, ale niech też ma trochę frajdy…
– … a my w tym czasie porządnie wyruchamy mamuśkę – rozmarzył się Kłapouchy.
– Ale będzie balet! – podniecił się Prosiaczek, któremu już od dawna stała gigantyczna pała – mimo, że najmniejszy z całej brygady miał chuja w rozmiarze XXL, co napawało go kurewsko wielką dumą.
– Witajcie – drzwi się otworzyły i stanął w nich Krzyś – mimo wszystko przyszedłem was zaprosić na mszę żałobną za moją mamę
– Geje precz! – rzucił się na niego Tygrysek – Zresztą już mamy inne plany, idziemy wyruchać Kangurzycę.
– Tak nie można! – zbulwersował się Krzyś
– Nie bój, nie bój – pocieszył go Królik – jeśli twoja mamuśka jeszcze nie ostygła, to później do niej zajrzymy i ją wyobracamy. Mój chuj gardłem jej wyjdzie!
– A ja się jej spuszczę do oczodołów – dołączył się Kłapouchy.
– Zawsze marzyłem żeby przerżnąć dosłownie kobite w pół, teraz będę miał okazję – dorzucił swoje Tygrysek.
– Nawet nie będziesz jej musiał chować, bo nie będzie czego zakopywać!!! – krzyknął za uciekającym Krzysiem Prosiaczek.
– Kurwa, rozjebaliśmy pierdolony nadajnik Radia Maryja, a i tak pada – w drodze do Kangurzycy stwierdził ze smutkiem Kłapouchy
– Tak, ale za to w całym lesie nie trzeba będzie przybierać drzewek jak przyjdą gówniane Święta – i tak wszystkie po wybuchu atomówki świecą jak psu jaja – pocieszył go Prosiaczek zawijając swoją fujarę w płaszcz przeciwdeszczowy
– Komisję mi skurwysyny przysłali, budowlaną. Dom na działce będą mi rozbierać, czy aby na pewno z materiałów odpadowych… Faktur chcą! A kto kurwa tyle lat faktury trzyma?! – zawodził Królik, który swój domek postawił na dziko, bo z „chujami urzędasami rozmawiać nie będzie!”
– Wczoraj mówiłeś, że masz… delikatnie przypomniał mu Puchatek
– Puchatek! Ty się kurwa ode mnie odpierdol!!! wydarł się Królik
– Panowie, to są chyba jednak, kurwa, teksty z innej bajki – zaczął uspokajać ich Kłapouchy. Tak gawędząc doszli do slumsów, gdzie mieszkała Kangurzyca.
– O rzesz kurwa jej mać we wszystkie otwory jebana, nie ma jej! Zmartwił się Prosiaczek
– Jednak, normalnie, to zła kobieta była… Nie mógł się powstrzymać Kłapouchy
– Teraz temu chujowi z cytatami odjebało – wkurwił się Puchatek – no to co robimy?
– Pierdole to wszystko, idę coś zjeść – stwierdził z rezygnacją Królik – już mi się nawet jabola pić nie chce…
Zawiedzeni przyjaciele rozeszli się do domów, umawiając sie na wieczór do Puchatka. Ostatni dotarł Królik, był pijany jak zając
– Brygada! Eureka! Odkryłem! Od dzisiaj będziemy pić PONCZ!
– Ocipiałeś!? A skąd my niby kurwa weźmiemy wazę i chochelkę żeby to rozlewać. I kto miałby za to płacić?! – zbulwersował się Prosiaczek
– Nie, nie, nie! Po trzykroć kurwa nie! Nie taki poncz! Będziemy pić nasz krajowy „Poncz – zaprawa do ciasta” ma to to 63 stopnie i kosztuje grosze! – nie mógł się uspokoić Królik
– A da się tą chujowiznę wogóle pić? – Kłapouchy był jak zwykle sceptyczny
– No, Baranowski, znaczy Bols, to nie jest, ale smaczniejsze od denaturatu – uspokoił go Królik – zresztą nie ma co pieprzyć po próżnicy – mam tu dla każdego po flaszeczce
Brygada niewiele myśląc przystąpiła do odbijania butelek z eliksirem
– Oby nam się…! – wzniósł toast Puchatek
– …dobrze piło! – dokończył Prosiaczek
– Kurwa, ale kopie – stwierdził Kłapouchy – to jest zajebiste!
– A widzicie kurwa, a widzicie, jednak wam smakuje – Królik był z siebie zajebiście dumny
– Jeszcze Polska nie zginęła póki my pijemy! zakrzyknął Puchatek, który zaczął zbliżać się do połowy flachy. Ale dajcie mi now popite bo może być źle
– Tejk dis – zawieśniaczył Tygrysek podając mu piwo. Wszyscy bawili się zajebiście nie wiedzieli jednak, że eliksir ma magiczne właściwości… Pierwszy złapał fazę Kłapouchy.
– Mogiła, cmentarz, destrukcja, upadek, ostateczny krach systemu korporacji – zaczął zawodzić
– Ja wolę masakrę, masakrę, masakrę – podśpiewywał Prosiaczek szalejąc z piłą mechaniczną po mieszkaniu
– Ja jestem pasażerem, wyrywam dermę z siedzeń – darł się Tygrysek rozpierdalając ostatnie ocalałe krzesło
– Prawy do lewego! – krzyknął Puchatek zarzygując siedzącego obok Królika, który nawet tego nie zauważył
– Niepokonany w dwudziestu ośmiu walkach, uwolniony z miasta Włocławka! – wykrzyknął Królik i usnął
– No to kurwa mamy zajebistą imprezę – padając pod stół ostatkiem sił wykrzyknął Prosiaczek. Wkrótce w jego ślady poszli Kłapouchy, Tygrysek i Puchatek.
Następnego dnia pierwszy ocknął się Kłapouchy, łypiąc jednym niezarzyganym okiem po pobojowisku. Prosiaczek ze zgniłym jabłkiem w ryjku leżał na stole, Puchatek puszczał na wielorybka kolejnego bełta zarzygując siebie oraz leżącego pod nim Królika, najlepiej prezentował się Tygrysek – co prawda miał drgawki, ale był prawie przytomny
– To co kurwa dziś pijemy? Spytał kontrolnie Tygrysek
– PONCZ KURWA PONCZ!!! – usłyszał poczwórny okrzyk
Wkrótce brygada wyruszyła na spotkanie nowych przygód, tu zupełnie niedaleko…
KONIEC CZĘŚCI SIÓDMEJ
Autor: Qba
Nastał kolejny mroźny grudniowy dzień. Radio Maryja niczego nie zapowiadało, bo zostało wykupione przez żydomasonerię. Nikt nie wiedział po co takim sprytnym ludziom taka chujowa radiostacja. Kubuś Puchatek otworzył przekrwione oko i sięgnął po swojego ulubionego J23; podobnie jak Pilch uważał, że na kaca najlepsze jest piwo.
– Ja jebię – zajęczał Królik – ale musiało być zajebiście, nic nie pamiętam.
– Nawet tego jak pomyliłeś gniazdko z jakąś cipką i potem cały fiut ci się iskrzył?! – nie mógł się nadziwić Tygrysek.
– Faktycznie, osmalony jakiś – stwierdził beznamiętnie Królik – chuj z tym…
– Bez wątpienia – zarechotał Prosiaczek.
– Kurwa, ale tu syf, znowu trzeba będzie wyjebać dywan na dwór – jak spadnie deszcz to się sam wypierze – stwierdził Puchatek.
– Brygada, idziemy do sklepu, takie ochlajparty trzeba uczcić kolejną popijawą – rzucił hasło Prosiaczek
– A skąd, pojebusie, weźmiesz na to pieniądze – sprowadził go na ziemię Królik – przecież już wszystko przechlaliśmy.
– Oł szit, Hjuston, łi hew problem! – wykazał się swym angielskim Tygrysek – co robimy?
– Dobra, dajcie mi co macie, a ja coś wykombinuję – postanowił Prosiaczek.
– Masz, ale jak zgarniesz kasę i sam wszystko wychlejesz, to będziesz miał taki wpierdol, że będziesz nas błagał żeby cię dobić – ostrzegł go Puchatek. Prosiaczek wyruszył z pieniędzmi w drogę. Nim brygada zaczęła się niecierpliwić był z powrotem.
– Kompletnie ochujałeś?! Do końca cię pojebało?! Masz nasrane do głowy?! Pieprznęło cię?! Coś ty kupił w mordę jebany?
– Panowie, spokojnie. Puchatek, dawaj ACE – uspakajał ich Prosiaczek.
– Ty posrańcu, tobie nawet ACE nie pomoże, zresztą ono jest i tak bez alkoholu – rzucił Puchatek.
– Dawaj i nie pierdol, wiem co robię, piszczelówka nie jest taka zła, tylko trzeba ją odpowiednio przyrządzić. Gówno prawda że denaturatu nie można pić! – wydarł się Prosiaczek.
– Patrzcie, do jagodzianki dolewamy trochę ACE, to strąca barwnik, a na dnie powstaje osad. Tera delikatnie przelewamy, tak by osad pozostał w środku. Bierzemy chlebek, przekraiwamy i przesączamy zlany płyn. Dodajemy kwasek cytrynowy, żeby tak nie śmierdziało i gotowe!
– Dobra, Einstein, pij pierwszy – rozkazał Tygrysek. Prosiaczek wprawnym ruchem wychylił pięćdziesiątkę wyprodukowanego trunku.
– No i jak? Dorze się czujesz? Nie chcesz zakąsić? – brygada uważnie przyglądała się Prosiaczkowi.
– Pa pierwym nie zakąszaju – powiedział z dumą Prosiaczek – To chcecie złamasy, czy mam wypić resztę sam?
– No nie, co ty, kolegom byś nie dał? – Wszyscy ochoczo przyssali się do wynalazku. Po chwili wszystkim zrobiło się cieplej i lżej na duszy.
– Pić życia rozkosz, a cóż nam to szkodzi… – zanucił Królik.
– Dobra, dobra, ty się tu kurwa nie rozczulaj – zgasił go Puchatek – 0,5 na tyle osób to trochę mało.
– Wszystko, co dobre szybko się kończy – stwierdził filozoficznie Kłapouchy.
– Wiem! Wiem, co zrobimy! – wydarł się Tygrysek – pójdziemy po Krzysia! Ta zafajdana pipa zawsze ma jakąś kasę!
Po chwili cała brygada raźno się zataczając brnęła przez zaśnieżony las.
– Pierdolę to, co za pojebany klimat! Albo leje, albo jest kurewsko gorąco, albo taki mróz, że fujara zmniejszyła mi się do rozmiarów fistaszka – biadolił Puchatek, oglądając z troską swoje przyrodzenie.
– Co, kurwa, chcesz – nikt ci nie obiecywał, że będziesz żyć w normalnym kraju – zauważył Królik.
– He, he pojebusy, trzeba myśleć zawczasu i się umieć zabezpieczyć – cieszył się Prosiaczek, który na swojego fleta założył wełnianą skarpetkę.
– O widzę chuja! Tam jest! – wykrzyknął Tygrysek, który zauważył idącego z naprzeciwka Krzysia.
– Cze, pipa, masz szluga? – zaczepił Krzysia Puchatek.
– Nie mam, przecież wiecie, że nie palę – powiedział przestraszony Krzyś.
– To dorzuć się do wina, daj dwa złote – podsunął się Kłapouchy. Reszta brygady zaczęła otaczać frajera.
– Nie mam! – krzyknął przestraszony Krzyś, patrząc którędy uciec.
– A wiesz, że jak znajdę, to masz wpierdol? – ostrzegł go Puchatek.
– Ale ja naprawdę nie mam! – krzyknął ze łzami w oczach Krzyś i zaczął uciekać.
– Łapać pipę! – wykrzyknął Puchatek. Najszybszy był Tygrysek, dogonił zbiega i wprawny ciosem w skroń powalił go na ziemię.
– Ty gnido, przed nami będziesz uciekał?! Teraz dostaniesz wpierdol! – Tygrysek zaczął kopać Krzysia po głowie, reszta też kopała gdzie popadło.
– Spokój już, mówię kurwa, że starczy – przywołał ich do porządku Puchatek – żywy nam się bardziej przyda. Poza tym nie potrzeba nam tu żadnych czarnych marszy. Obszukać go!
– Klucze, dokumenty, pluszowy miś, zdjęcie Szadiego z przyklejonym różowym serduszkiem – zaczął wymieniać Królik – o, jest i portfel. Brygada! Wciąż jesteśmy młodzi, piękni, a teraz jeszcze bogaci! Frajer miał 150 zeta!
– Zaraz, zaraz, niech policzę – zaczął gorączkować się Tygrysek – jeśli Wisienka kosztuje 3,40 to…
– Pamiętaj o chujowej kaucji – uświadomił go Prosiaczek
– No tak, czyli 3,90 to starczy nam na… 36, nie 41… – na mordzie Tygryska malował się straszliwy wysiłek – nieważne, no na dużo butelek! – zakończył.
– Eee, ciągle te syfiaste jabole – skrzywił się Kłapouchy, który miał wrzody – pojedźmy na Stadion i nakupujmy ruskiego spirytusu!
– Kurwa, to jest myśl – ucieszył się Królik – wyjdzie taniej, a lepsze na te jebane mrozy!
Brygada udała się na Stadion. Mieli pewne problemy z dostaniem się na samą górę, bo wszędzie stali policjanci. Kupowali płyty po 10 zł i najnowsze przygody Lary Croft po 20 zł.
– A jak pan władza kupi jeszcze jedną, to trzecią dam gratis – przymilał się jeden z handlarzy.
– Spirit, cigariety, rużje, spirit, cigariety, rużje – powtarzał jak zaklęcie Rosjanin.
– Te, Wania, a skolko tego spiryta u tebja? – zaczął Puchatek.
– Pjac litrow – odparł ruski
– A po skolko?
– Kak dlja was – dwiesti złotych
– To kak dlja tjebja – sto piacdziesiat. U nas niet bolsze.
– Choroszo – przypieczętował transakcję Rosjanin.
Brygada powiększona o baniak powędrowała do domu. Pierwszy trunku spróbował Prosiaczek.
– O żesz chuj, no ja nie wiem czy to na pewno jest spirytus! – stwierdził – Patrzcie! – i wylał parę kropli na stół, po czym zbliżył zapałkę. Domkiem targnęła eksplozja, drzwi wyleciały na dwór, a na suficie pojawił się osmalony krąg.
– Kłapouchy, ty masz najdłuższy jęzor, oceń co to za zajzajer – zakomenderował Tygrysek. Kłapouchy pociągnął spory łyk, poczerwieniał, zbladł, zzieleniał, w końcu doszedł do siebie.
– Spoko, można pić, to normalny spiryt – w większości, poza tym wyczuwam politurę, domieszki paliwa z rakiet, chyba balistycznych, parę procent HCl, spirytus drzewny, tradycyjny metanol, a co najważniejsze to wersja syberyjska – nie zamarza do minus 70 stopni, bo robili to na bazie borygo. Trzeba tylko rozcieńczyć wodą i obficie zagryzać ogórami. A w ogóle to robili go nie w Rosji tylko na Ukrainie.
– A jak to kurwa poznałeś?! – wszyscy nie mogli wyjść z podziwu dla umiejętności Kłapouchego.
– To proste, ćwoki, spójrzcie jaką daje poświatę – musieli go robić koło Czarnobyla.
– No, dobra nie ma co gadać, trzeba polewać – zauważył trzeźwo Królik – szczególnie, że strasznie piździ przez te wyjebane drzwi.
– Spoko, niedługo ten jebany śnieg i tak zasypie całe wejście, przynajmniej nie będzie wiało – rzucił Puchatek zajęty rozcieńczaniem spirytu – Kłapouchy, ile to może mieć procent?
– Mnie się widzi, że jak nic z 80.
– Dobra, to daję 4 litry wody, będziemy mieli 9 literków ostrojebnej wódeczki. Trzeba tylko wystawić na dwór, żeby się zmroziła.
– A jak nam ją ktoś zapierdoli? – zatroszczył się Królik.
– A niby kto?! – zaśmiał się Kłapouchy – przecież wszyscy się nas tu boją, że ich zajebiemy. Jak ostatnio zobaczyło mnie Kangurzątko, to tak spierdalało, że się rozjebało o drzewo. Zęby to teraz może nosić na sznurku, jako wisiorek.
Śmiejąc się nasza brygada rozsiadła się na podłodze, zapijając wódą i obficie zagryzając konserwowymi ogórami. Na dworze zapadała mroźna, grudniowa noc.
KONIEC CZĘŚCI ÓSMEJ
Autorzy: Kamil Krakowiak i Jan Gundlach
Był piękny grudniowy dzień, słonko prześwitywało przez chmurki, z których prószyły małe płatki śniegu. Na falach Radia Maryja, będącego teraz własnością spółki xiądz Jankowski-Wojciech Cejrowski słychać było: “Ścieżka sprawiedliwości wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności. Bo on jest stróżem brata twego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie srogiej pomsty w zapalczywym gniewie i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci. I poznasz, że ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją pomstę…”. Króliczek, Puchatek, Kłapouch i Prosiaczek będąc w stanie z lekka wczorajszym obmyślali plan wigilijny, wytężając przy tym resztki szarych komórek, które pozostały im po wczorajszej bibie u Krzysia, którego jednak – na niej nie było.
– Kurwa, panowie – entuzjastycznie zabrał głos Puchatek – są święta, a my nie mamy nawet jebanego drzewka.
– Zgadzam się z tobą – odrzekł Królik.
– Co my teraz zrobimy, jeśli nie będziemy mieli choinki, to ten stary, gruby pajac w czerwonym wdzianku nie przyniesie nam prezentów – ze zdenerwowaniem na ustach powiedział Prosiaczek biorąc do ryjka kartonik LSD.
– Chłopaki ten towar jest chyba zjebany, nie czuję efektu – powiedział, po czym wszedł na dach i skoczył machając energicznie łapkami, po czym z hukiem przyjebał o ziemię.
– Nie towar jest zjebany tylko Prosiaczek, który od wczoraj po wypiciu trzech HERAKLESÓW stracił łączność z Ziemią – zasugerował Kłapołuchy.
– Teraz chyba ją odzyskał – odparł Puchatek, po czym wszyscy wybuchli śmiechem.
Nagle drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i Tygrysek wpadł do domku z dwoma zgrzewkami win.
– Co za pieprzona pogoda, czy my mieszkamy na jakimś pierdolonym biegunie?! Jest taki ziąb, że sobie jaja odmroziłem.
Puchatek szybko chwycił za jedną z butelek nalewki.
– Co kurwa jest, wińsko zlodowaciało, przecież to nie jest nasz HERAKLES!
– Jasne, że nie. To wino jest jeszcze tańsze i nie trąci tak siarą, a nazywa się Napój Boguff – odparł z dumą Tygrysek.
– Gdzie to kupiłeś? – spytał z ciekawością Puchatek.
– W tej nowej rozlewni win, tu za lasem, jak ona się nazywa, a już wiem H2SO4.
Kłapołuch od dłuższego czasu siedział w kącie i rozmrażał pod swoją dupą butelkę wiśniówki.
– Ty skurwielu chciałeś obalić samemu butelkę siarkofruta! – wrzasnął Królik i zaczął wyrywać butelkę spod tyłka Kłapouchego.
– ENAF!!! – wykrzyknął z angielsko-polsko-wiejskim akcentem Puchatek – puścimy butelkę w obieg i każdy się napije.
– Nie kurwa, nie tak miało być, wszystkie nalewki zostają na jutrzejszą Wigilię – powiedział Prosiaczek, który właśnie wszedł do domu.
– Bekon ma rację – poparł go Tygrysek – a teraz musimy skombinować sobie jakieś drzewko.
– Nie daleko jest tartak, to nasz cel – powiedział Kłapołuchy piłując swojego obrzyna.
– Oki, ja i Kłapołuchy zajmiemy się iglakiem, a wy skompilujcie jakieś ozdupk, powiedział Puchatek dumny z roli przywódcy.
Po niedługim czasie dwóch śmiałków znalazło się pod bramą tartaku.
– Osłaniaj mnie, szepnął do Puchatka Kłapołuchy przecinając ogrodzenie.
– OŁ-SZIET-MADA-FAKA – zawieśniaczył Puchatek widząc zbliżającego się do niego strażnika.
– Giń skurwielu – krzyknął Kłapołuchy wyłaniając się zza drzewa z dwururą w łapach, z której przymierzył tak celnie, że głowa ciecia znalazła się na dachu oddalonego o sto metrów budynku.
Rozległ się alarm.
– Spieprzamy! – Wrzasnął Kubuś.
– Poczekaj, a drzewko?
– Dobra idziemy do magazynu.
Znaleźli tam TIRa wypełnionego choinkami, do którego natychmiast wsiedli.
– Trzymaj się – powiedział ze spokojem Kłapołuchy.
– DOOM! – jedziem na sukinsynów aaaaa… jesteśmy rzeźnikami… krwiii niewinnych – ryknął Puchatek.
Po chwili ludzkie szczątki walały się po całym terenie.
– Dobra zrywamy się stąd – powiedział niewzruszony Kłapołuchy.
Tymczasem rozpoczęła się właśnie akcja zajebania bombek z tutejszej fabryki.
O dziwo brygada weszła do środka bez problemów, no może poza jednym, gdyż Prosiaczek nie wrócił jeszcze z podróży.
– Chłopaki oni tu są DEJ-AR-HIR, wrzasnął spanikowany.
Lecz nagle soczysty, uspakajający kopniak wylądował na jego twarzy, a but Tygryska powoli osunął się z jego czoła.
– Zamknij się, nie przyszliśmy tu na grzyby, popij siarkofrutem to ci przejdzie.
– Panowie przyszliśmy tu z misją, bierzcie bombki i spieprzamy – krzyknął Królik.
Pod wieczór cała brygada stała już pod domem Krzysia do którego zaprosili się na Wigilię. Ubrali choinkę po czym przez dłuższy czas się jej przyglądali.
– Ja pierdolę… – wrzasnął Kłapołuchy.
– Kogo? – spytał z zaciekawieniem Krzyś.
– A co chciałbyś żeby ciebie, mały pedałku? – wtrącił się do konwersacji Królik.
– No.
– Ja pierdolę – kończył swą myśl Kłapołuch – przecież ta choinka nie ma gałęzi.
– Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak – odparł z dumą Puchatek.
– Szczegóły są nieistotne – powiedział Tygrysek, który zabierał się właśnie do otworzenia pierwszej butelki wińska.
– Chłopcy, może Sylwestra też spędzicie u mnie?
– Nie, na Sylwka idziemy na mordobicie do remizy – odparł Tygrysek.
– Ta, będzie koncert BOYS-ów! – wykrzyknął radośnie Królik.
– Rozbijemy gejów – wtrącił Kłapołuchy.
Impreza rozkręcała się w najlepsze, gdy nagle…
– Kłapołuchy, ty ośle, oddawaj, to ostatnia butelka – krzyknął niezadowolony Prosiaczek – panowie on chce sam opróżnić ostatnią butelkę Napoju Boguff.
– Oddawaj mi tą… – nie dokończył Puchatek, gdyż rozzłoszczony Kłapołuch pierdolnął ze swojej dwurury w jego stronę, ale na szczęście noga mu się podwinęła i nie trafił tylko wyjebał o ziemię i złamał sobie rękę – …okej zatrzymaj ją sobie, wcale nie jest mi potrzebna – zaczął wycofywać się Puchatek.
– AAAA!!! – krzyczy ile sił w płucach Kłapołuch.
– Zamknij ryj, ty jebany debilu i zobacz co zrobiłeś, choinka się pali – wrzasnął Tygrysek, ponieważ kula trafiła w świeczkę, od której zajarzyło się całe drzewko.
– Choinka się nie pali, tylko świeci – odparł ze spokojem Puchatek.
– No to się przyjrzyj, bo teraz firanki się świecą – ryknął Tygrysek.
– Brygada, wypierdalamy stąd, bo zaraz się usmażymy! – wrzasnął Puchatek.
– Trzeba pomóc Kłapouchemu – wtrącił Prosiaczek.
– A chuj z nim, ratuj jak najwięcej bimbru i borygo, i nie zapomnij o ostatniej butelce Napoju Boguff – darł się Puchatek.
Cała brygada cudem uratowała swoje tyłki z płonącego domu, a Krzyś wyciągnął nawet Kłapouchego.
– Szybko policzcie butelki, czy żadnej nie brakuje?! – z niecierpliwością pytał się Puchatek.
– O kurwa! Brakuje jednej butelki bimbru, pewnie poszła z dymem – zasmucił się Tygrysek.
– Uczcijmy jej pamięć minutą ciszy – zaproponował Prosiaczek
W tym czasie Krzyś zajął się ręką Kłapouchego.
– Te, pedałku, gdzie się nauczyłeś bandażować ludzi? – z niepewnością w głosie spytał Kłapołuch.
– Mama, zanim ją tak strasznie potraktowaliście, zapisała mnie na kurs sanitariuszy do okręgowych harcerzy – odpowiedział Krzyś.
– Do tych leśnych gejów w tych zajebistych skarpetkach? – zapytał Puchatek – To całkiem w twoim stylu.
– Panowie przestańcie pierdolić, jest dopiero północ a my nie mamy kwatery – zabrał głos Prosiaczek.
– Jak to nie mamy, idziemy do Sowy, on spędza wigilię razem z bezdomnymi dziećmi z Domu Opieki Społecznej – powiedział Tygrysek.
Po chwili byli już pod drzwiami jego domu.
– Je tam kto? – krzyknął Królik
– Już idę, muszę się ubrać – odezwał się głos.
Drzwi się otworzyły.
– Witaj Krzysiu, zawsze jesteś u mnie mile widziany – powiedział Sowa – oni też tu są, dobra wejdźcie.
– Panowie wchodzimy – krzyknął Tygrysek.
– Dzieci idźcie do pokoju zaraz do was wrócę – powiedział Sowa – a wy rozgośćcie się.
Wigilia się udała, gdyż wszyscy odzyskali przytomność dopiero 31 grudnia, włącznie z Krzysiem, który opił się oparami wińska.
KONIEC CZĘŚCI DZIEWIĄTEJ
Autor: Maciej ”Mc Acid” Boratyński
Pewnego piękniutkiego, zimowego, stycznowego ranka Puchatek szukał resztek miodu w swojej chatce. Niestety nic nie znalazł.
– Ja pierdzielę, znowu muszę popierdalać do sklepu po ten pieprzony miód, a na pieprzonym dworze zjebana pogada, co za chujowizna! – stwierdził.
I kubuś powędrował do sklepu „Siurawa” po słoik miodu pitnego, ale zapomniał wziąć kasy. Lecz głupi michu nie jest.
Dawaj mioda – zaczął dresiarsko Kubuś.
– Nie mam, kurwa – odparł zapity sprzedawca słuchający właśnie wypowiedzi ks. Cipowicza z parafii święto pieprzonych rogalików na temat pedofilów w radiu ma-ryja.
– Jak nie dostanę de madafaken mjud to ci wyciurlam z lacza, kapujesz czy nie? – zagroził Kubuś
– Te narrator przestań mi, kurwa, przerywać, bo będzie ostro! (Kubuś)
– No tak kurde lepiej, a ty pipo przy kasie dawaj de madafaken mioduwe i wyłącz dis szyt! (Qbuś)
– Ok, Ok masz, należy sie 3 zł (pipa)
– Może być zamiast 3 zybli lacz w ryj? (Qba)
– Dobra, dobra mata mioda za gratisa. (pipa)
Po udanym rozboju w „Siurawie” Qbuś poszedł do Prosiaczka.
– Siema Prosidło, stary obszczymurze (qba)
– Siema menelu jeden. (Pro-siak)
– Mam mioda chceta wypić ze mną? (Qba)
– No spox (Pro…)
I tak Kubuś razem z Pro-siaczkiem wtrąbili całe 5 litrów miodu pitnego (nowego wytworu firmy produkującej Heracles – Classic Płońsk Aperitif).
– Te Qbuś qrde zara puszczę pawiora – zawieśniaczył Pro-siak.
– Eee, ja tam się już uodporniłem. (Qba)
– Ta, ale ja na śniadanko wpierdoliłem se do nosa trochę kleju. (Pro..)
– A wiesz co, mam ochotę zajebać tej pipie krzysiowi, a ty? (Pro…)
– Dobry pomysł, idziemy po Tygrycha? (Qba od teraz Q)
– Nie, bo Tygrycho poszedł do fabryki butaprenu. (Pro… teraz P)
– A Kłapouchy? (Q)
– Tyż ni, on ma trzydniowego kaca po wczorajszym. (P)
– A wiesz już gdzie jest Królik? (Q)
– Słyszałem, że sellnął chatę za yabola. (P)
– Wiedziałem, że kiedyś dokona męskiej decyzji, tyle że wqrwia mnie jego Sado-Maso mania.
– No to idziem somi do chaty PipY. (Q)
– Taki fart, że mam trochę plastiku pod łóżkiem. (P)
I tak Pro-siak i Qbuś poooszzzzzliii! do chaty krzycha (z małej bo to pipa), żeby poczęstować go plastikiem.
– Hej krzysiu hop hop mamy coś dla ciebie! (Q)
– No własnie, wyłaź pipo jedna, chcemy ci zajebać – mruknął cicho Prosiak.
– Halo, halo, koledzy co tam dla mnie macie? (k)
– Zamknij gały otwórz ryj, często to robisz z tym gejem Sovą. (Q)
– Och, jak ja kocham tę zabawę, już niiic nie widzę! (K)
– Hir juł’ar juł madafaker aaa! – i Pro-siak wieśniacko wepchnął plastik razem z zapalnikiem krzysiowi w ryj.
– Masz 3 sekundy pipo – miłej zabawy! (Q)
– Si’juł in de hell ha ha ha madafakin homosekszualist! – zawieśniaczył Pro-siak i razem z Qbusiem spierdzielili do domku. Zrobili to w dwie sekundy, bo byli na haju. Gdy zatrzasneli za sobą drzwi Kubuś zatekścił:
– Zara piźnie.
Boooooooom!!!
– Ale jebło! (Prosiak)
– Choć looknąć jak to looks like.
I ku swojemu zdziwieniu ujrzeli przed chatą dość dużą i zajebiście głęboką dziurę, na dnie której leżał Gofer jako zombi i jęczał w kółko wieśniacko:
– Oł fak maj hed, oł fak maj hed…
– Te, Gofer, cioto jedna, fajnie było? (Q)
– Ja pierdolę, jebana ciota powróciła.
– Czy was qrwa pojebało, budowałem se qrwa nowa chatę. (G)
– Tylko qrwa bez takich! (P)
– Bo co, różowy knypasie, chata mi jebła!
– Miała jebnąć chata pipy krzycha. (Q)
– No właśnie, ale ten gej schował ryj w piach jak pieprzony struś – powiedział Gofer, po czym wyciagnął spod siebie nietkniętego krzysia i odruchowo rypnął go w czachę.
– Tu jest, pedał jeden. (G)
– Ojej zombi łaaa mamo, mamo!
– Ty qrwa nie wrzeszcz, tylko gadaj łaj juł stil alajf, jak nie powiesz to też tak będziesz wyglądał! – Pogroził Zombigofer, który miał zielony, zgniły ryj i oczy przywiązane do nosa.
– Jja ja myślałem, żże że jak schowam głowę pod ziemię, to nic nie wybuchnie.
– Oprócz mojej chaty! – wrzasnął Gofer i ponownie przykurwił pipie z piąchy w jego krzywy ryj, po czym wrzasnął:
– I wsadź se w dupę shady’ego! (geja z just syfu)
– A tak wogóle, czemu nic ci się nie stało po wybuchu? (Q)
– Bbo bo od takich różnych zabaw z panem Sową się uodporniłem, a głowę schowałem, bo się bałem, że stracę piękny domek.
– Już nie taki qrwa piękny – powiedział Tygrysek, który wrócił z podróży.
– Patrz jak ci go upiększyłem pipo. (T)
– Ojej mój domek jest cały w kleju (k)
– Te, ale to mu dużo nie zrobi – zamarudził Qba.
– No włacha, qrwa łi łant mor – dodał wieśniacko Pro-siak.
– Czekajta, dis klej is łatwopalny. (T)
– Kto ma fajera? (P)
I w tym momencie skacowany Kłapouchy rzucił cocktailem mołotova przez okno do domu krzycha rycząc:
– Stulcie ryje, buraki zafajdane aj łant tu slip!
– Oj mój piękny domek zniszczony! (k)
– A chcesz też mieć zniszczony ryj? – pogroził zdesperowany Gofer.
– Ta, chceta żebym wyrwał chwasta? – dodał Kubuś.
– To ja już pójdę.
I nagle zza krzaków wyłonili się sprzedawca z „Siurawy” i jego zalani bracia: Zbychu i Bania! – To ten, to ten! – darł się sprzedawca wytykając Kubusia.
– Juł ar ded – Powiedzieli bracia rzucając się na Puchatka.
– Nat soł fest madafakers – powiedzieli jednocześnie Pro-siak i Tygrych biegnąc w kierunku braci, niestety będąc na haju zajebali o pobliskie drzewo.
– O chyba jest niedobrze! (Q)
Na szczęście skacowany Kłapouchy miał jeszcze siły by jebnąć cocktailem przez okno prosto w braci.
Ale sie najebują! – powiedział wieśniacko Królik, który sprzedał chatę za yabola i mieszkał w kartonie od prezerwatyw, przez co banda nie mogła go znaleźć od trzech dni.
– Szkodówa, że nie został nikt komu można wpierdolić!
– Ten pojnts for mister Kłapouchy – zawieśniaczył Qbuś, po czym rypnął o ziemię ze zmęczenia.
Jarający się bracia darli się:
– Jeszcze tu qrwa wrócimy!
Po czym wpierdolili się do dziury powybuchowej łamiąc sobie karki. Gofer – jedyny przytomny oprócz Królika – stęknął:
– No i qrwa znowu muszę zapierdalać z łopatą. Po czym wziął łopatę i zaczął kopać.
– Hej Gofer łap – wrzasnął Królik, który pierdzielnął w Gofera granatem i odszedł z satysfakcją krzycząc – Zombie destroyed! MISSION ACOMPLISHED!!
KONIEC CZĘŚCI DZIESIĄTEJ
Autor: Fans – Mikołów
Wstawał kolejny piękny poranek. Przez smugi alkoholowego odoru unoszącego się nad domkiem Puchatka przebijało się leniwie słoneczko. Kubusia obudziło natarczywe darcie się kukułki:
– Ku-ku, ku-ku, ku-ku.
– Ku-kurwa, czy to cholerne ptaszysko nie zamknie wreszcie dzioba?
Puchatek wstał aby odcedzić kartofelki. W tym celu udał się w głąb lasu. Rozpiął rozporek i zaczął szukać swojego małego… I szukał by tak dalej gdyby nie fakt, że nagle w całym lesie rozległ się ogromny huk kiedy to na domek Puchatka coś spadło…
– O kurwa jego mać co to jest???
Puchatek wyszedł z lasu i ujrzał przed swoim domkiem ogromny samolot z napisem WINO HERAKLES – CLASSIC PŁOŃSK APERITIF. Zajrzał do środka i…
– Ja pierdolę co to…
Wewnątrz leżało dwóch pedalskich pilotów najebanych jak bela. W tym samym czasie przybiegł Kłapouchy i wbiegł do samolotu.
– Co to jest… – jęknął Kłapouchy – zajebiście…
I pobiegł do luku bagażowego. Wewnątrz znajdowały się dziesiątki kartonów z winem HERAKLES.
– Ja pierdolę, co to jest, cud czy kurwa Boże Narodzenie…
– Co ty, jebło cię coś w pustą czachę. Święta w marcu… to jest jebany cud – wystękał Puchatek nie będąc samemu pewnym co to jest.
Nagle któryś z pilotów zaczął się budzić.
– Co teraz – zapytał Puchatek.
– Jebnij go młotkiem w łeb, niech śpi.
Puchatek nie mogąc znaleźć młotka wziął siekierę i przeżegnał budzącego się pilota w łeb. Jego mózg rozprysnął się na szybie.
– O kurwa, ale zajebiście…
Słysząc stęk drugiego z nich wziął zamach i przyjebał i w jego czachę.
– Zajebany skurwiel, kto kazał mu się budzić – wykrzyczał z fascynacją Puchatek.
W tym czasie Kłapouchy wynosił kartony pełne butelek z winem HERAKLES. Gdy już wszystkie znalazły się na zewnątrz Puchatek w mgnieniu oka pobiegł po swoich przyjaciół, którzy leżeli niczym gówna w stogu siana…
– Wsta…wać
Na tę komendę Tygrysek z Prosiaczkiem zaczęli się budzić.
– Wstawać – tym razem pewnie powtórzył Puchatek.
– Co, pojebało cię, czy może cię mama nie kocha? Kto tak wcześnie wstaje?
– Nikt, chyba że na jego dom spada samolot pełen wina HERACLES – powiedział Puchatek i kazał kumplom iść do jego domku, a sam pobiegł przodem.
Gdy zjawiła się reszta brygady Puchatek i Kłapouchy mieli już fazę.
– Witam was koledzy… bierzcie i pijcie, oto wino moje, a raczej tych skurwysynów, którzy zjebali się na mój ogródek.
Nie słuchając nawet tego marudzenia Prosiaczek zabrał się za otwieranie wina.
– Nie ma to jak wino za 3.40
– A co, kurwa, masz problem – zaczął się buntować Kłapouchy, który był już po 2,5 litrach tego trunku, a co się z tym wiązało jego język plątał się coraz bardziej z minuty na minutę – Jak tak to się pierdziel.
Królik przechodząc tamtędy ujrzał wrak samolotu i postanowił podejść bliżej.
– Co tu się stało?!
– Nic, wezwałem przez radio samolot i poprosiłem o wino… heheheh… i przynieśli…
– Tylko nie potrafili zaparkować, co?
– Nie pytaj, tylko pij – odpowiedział Prosiaczek, który kończył pierwszą butelkę.
Kłapouchy nie panując nad swoim zachowaniem zaczął rozbijać butelki o samolot. Widząc to Puchatek wziął jedną z nich i wyjebał Kłapouchemu w głowę…
– Jebany skunks będzie marnował moje winko.
Prosiaczek, który był znany ze słabej głowy do picia i po jednej butelce wina zazwyczaj wariował wziął jedną butelkę i rzucił w kierunku Kłapouchego.
– Co on sobie myśli, że wino spada z nieba… a zresztą… no przecież… spada…
Prosiaczek wstał i udał się w na chwiejnych nogach w kierunku Kłapouchego.
– Przepraszam cię za tą fatalną pomyłkę… myślałem…
– CO? ty myślisz?! – skomentował Królik
– No a co… masz coś do mojego myślenia???
– Nic do niego nie mam … bo go nie ma… hahahaha
Prosiaczek wziął butelkę i już miał rzucić, ale żal mu było wina.
W tem na horyzoncie pojawił się Krzyś.
– O pipa idzie – dojrzał jednym okiem Królik, który palił marychę i popijał winem.
– Witam was moi mili…
– Hehehehehe – rozległ się ogólny śmiech.
– No co, ja tylko się przywitałem.
– Nic się nie stało moja droga… podejdź no tu do mnie, to ci coś pokażę – powiedział Prosiaczek i otworzył nową butelkę wina.
– Nie chcę, mama zawsze mówiła, że alkohol zabija…
– Ja kurwa piję i żyję, a ty mi się tu stawiasz!
Prosiaczek rzucił się na Krzysia i zaczął mu wlewać do ust wino.
– Nie chcę, to jest alkohol, a on przecież zabija – zaczął się wymądrzać mały mądrala.
– Nie, to jest tylko wino bezalkoholowe… przecież my nie jesteśmy tacy głupi żeby cię upijać… no nie chłopaki?… hehehe!!!
– Hehehe hahaha – wybuchnął ogólny śmiech.
– No chyba że tak… ale.. ale nie śmiejcie się – Krzyś zaczął sączyć wino z butelki.
– Co, dobre? – zapytał Królik, który wyrzygał jedną partię tego napoju i zabierał się za następną.
– Bardzo, jeszcze nigdy nie piłem takiej dziwnej oranżady… bo to przecież oranżada, nie?
Nastąpiła ogólna cisza, której nic nie było w stanie przerwać, no chyba że przeraźliwy śmiech, którym wybuchnęli wszyscy oprócz Krzysia i Kłapouchego, który w dalszym ciągu był nieprzytomny po ciosie z butelki.
– Zobaczcie, Kłapouchy w dalszym ciągu śpi, co mu jest – zapytał Puchatek, który zaniepokoił się nieobecnością duchową Kłapcia.
– Nie wiem, może był bardzo śpiący, co? – odpowiedział Krzyś, który usłyszał pytanie – proponowałbym aby zadzwonić do lekarza…
– Zamknij się, ty pipo – krzyknął Puchatek – może by zadzwonić po lekarza… Sowę – i w tym momencie wyciągną komórkę – 0700 111 111… Halo pan Sowa…
– Jeśli chcesz spędzić ze mną upojny wieczór poczekaj aż podejdę do telefonu…
– Rozłącz się, ty kurwo, ja chcę gadać z Sową…
– …ta noc jest nasza i nikt nam jej nie…
– Dupp!!! Kurwa… – i w tym momencie rozwalił telefon – napierdala o jakimś seksie, a ja chcę Pana Sowę.
– Morze weźmiesz Krzysia, hahahaha – zaproponował ironicznie Prosiaczek.
Puchatek na myśl o seksie z pedałem puścił pawia i obrzygał Krzysia.
– Fuj, ja jestem brudny… beeeeełaaaaaa… moja nowa koszula.
– Zamknij się cioto, ty jesteś obrzygany, a ja do chuja jego mać znowu jestem trzeźwy.
I w tym momencie ogromny kopniak rozzłoszczonego Puchatka wylądował na dupsku Krzysia, który przeleciał parę metrów i wpadł do dziury gdzie spływały wszystkie leśne gówna.
– Pierdolił go pies ja sobie z tym poradzę i zaraz znowu się urżnę, ale on z tymi gównami nie poradzi sobie przez następny miesiąc.
W tym czasie znudzony Tygrys zaczął napierdalać coctailami mołotowa w kukułki siedzące na pobliskich drzewach.
O Kłapouchym przypomniał sobie Prosiaczek:
– Pobiegnę po pana Sowę.
– Nie musisz – zauważył Królik – Tygrysek właśnie trafił go coctailem mołotowa.
– Ja pierdolę, coś ty kurwa Tygrys zrobił – darł się Pan Sowa – moje skrzydła, moje pióra.
Na pomoc Sowie pobiegł Puchatek i zaczął oblewać poszkodowanego winem.
– Zgaś się skurwysynu ja mam coś innego do roboty niż polewanie cię winem… co??? WINO – nagle Puchatek przerwał polewanie i zaczął sączyć wino a raczej to co z niego pozostało.
W tym czasie Sowa zaczął dochodzić do siebie.
– Witam moje niemądre istoty – pan Sowa znowu pokazał swoją wyższość intelektualną i umysłową – kto tu zaparkował tym samolotem, a raczej tym wrakiem?
– Co cię to, kurwa, obchodzi! Lepiej zamknij się i zajmij się Kłapouchym, bo uderzył się w pustą głowę…
– Co, sam się uderzył… a może wziął butelkę i walnął się w łeb, co?
– O, właśnie było dokładnie tak…
Pan Sowa obejrzał poszkodowanego i uznał, że Kłapouchy ma wstrząs mózgu oraz amnezję.
– Czy to znaczy, że jak się obudzi nic nie będzie pamiętał?
– Tak, właśnie tak… a ty co taki mądry – zauważył Sowa
– A no, ogląda się te jebane brazylijskie tasiemce.
Sowa sączył butelkę wina i wzbijał się w powietrze. Rozpędził się i z całej siły przypierdolił w najbliższe drzewo.
– Kto tu kurwa postawił to jebane drzewo…
– OK, teraz wreszcie będzie spokój – stwierdził uradowany Tygrysek, który nie spostrzegł iż obok niego leżał zapalony koktajl mołotowa.
– ŁAAAAAAAA – i w tym momencie rozległ się ogromny huk, podczas którego Tygrys szybował pośród chmur.
– Ale odlot – zawołał Puchatek – albo za dużo już wypiłem – co było faktem – albo Tygrysy od dzisiaj latają!!!
– „…chciałbym latać z góry patrzeć latać, po głowach wszystkim skakać…” – śpiewał nafaszerowany alkoholem Puchatek, który mógł iść spokojnie poszukać swojego małego peniska i odcedzić spleśniałe jajca…
Gdy wrócił z lasu zaczął nadrabiać stracone podczas wyczyszczenia organizmu butelki z winem i ani się obejrzał jak przed jego oczami zapadła ciemność. I wszyscy uczestnicy alkoholowej libacji spali jak zabici…
KONIEC CZĘŚCI JEDENASTEJ
Autor: Kozmen
Była ciepła kwietniowa noc, gdy niespokojny Prosiaczek obudził się w jakimś domku, nic nie widział, myślał, że jest w jakiejś saunie, tylko ten smród, chatka wyglądała jak melina, bo to była melina, brud, smród i orzeszki, i jeszcze dym z papierosów. Prosiaczek niespokojną, drżącą dłonią zaczął budzić leżącego obok Kłapouchego:
– Kłapouchy, Kłapouchy, mi się chce dupczyć!
– Prosiaczku, zamknij ten walący rondel i śpij, a jutro wyskoczymy do remizy na dziwki. Oki?
– Ale Kłapku, ja chcę teraz…
– To se kurwa zwal kunia!
I nasz Kłapouchy zasnął, a niespokojny Prosiaczek po cichu wstał i gdy się rozejrzał zobaczył w kącie leżącego Tygryska obejmującego Kangurzycę, obok nich leżało Maleństwo z głową rozpieprzoną na pół, w drugim kącie leżał pan Sowa, który trzymał krzysiowego fleta, w trzecim kącie zuważył Królika obejmującego Heraklesa za 3.40 i mamroczącego pod nosem: …mam cię, zjem cię.., a w ostatnim rogu zobaczył przez gęste kłęby dymu Puchatka, który po prostu sobie spał. Prosiaczek po chwili zastanowiania podszedł do niego i zapierdolił mu laćkiem, którego znalazł przy Kłapouchym. Puchatek podskoczył z bólu, bo dostał w plecy, które po wczorajszej libacji wyglądały jak mózg pilota w samolocie z winkiem.
– Młoda foka – zawieśniaczył angielszczyzną Kubuś – Hu łont tok łif mi et dis tajm?
– To ja, Prosiaczek.
– A, kurwa, pierdolony boczek, co chcesz menelu?
– Dupczyć…
– To obudź Sowę!
– Bat hi’s sliping łif Krzyś
– To go kurwa obudź!!!!
– Ale ja nie chcę z nim…
– To se kurwa zwal kunia! – odpowiedział zaspany Kubuś.
I Posiaczek znów nie miał wyjścia, pomyślał głosno:
– No cóż, najlepsza dziewica to twoja prawica…
I tu mu przerwał Królik :
– Przecież ty kurwa jestes mańkutem!
– No to co, ale tak się mówi – odbeknął Prosiaczek, który już od kilku sekund męczył kaczora, a po kilku orgazmach – zasnął.
Zrobił się piękny, kwietniowy poranek. Pierwsza obudziła się Kangurzyca, która po cichu sprzątała mózg Maleństwa przypominając sobie jak to Tygrys rozwalił mu głowę za to, że Kangurzyca nie chciała dać dupy…
– Ciężkie czasy – pomyślała wychodząc z domku z pływającymi w zakrwawionej torbie organami Maleństwa – poczekam aż pan Sowa wróci do swej chatki i pójdę do niego żeby złożył Maleństwo, może on nie będzie chciał żebym dała dupy… – westchnęła – ciężkie jest życie jedynej kobiety w Stumilowym Lesie…
A w naszej melino-chatce towarzycho pobudziło się i zaczęło walić wińsko i resztki ruskiego spirola ze stadionu, Tygrys znalazł jeszcze parę kartoników z LSD i cała ekipa, oprócz Krzysia, który nie dał się przekonać, że LSD to takia nowa niewidzialna tabaka i zwiał z płaczem na grób mamy, wyruszyła w podróż. Kiedy po kilku godzinach ocknęli się, nie było z nimi Prosiaczka, ale za bardzo się tym nie przejęli i udali się do BabyJagi(tm). Kiedy wędrowali przez las usłyszeli wielki hałas.
– Wyrąb lasu? – strzelił Kłapuchy
– Nie, kto by wycinał świecące drzewa – powiedział Tygrys.
– Nowy nadajnik? – zasugerował Puchatek.
– Po rozwaleniu jednego, kto by tu stawiał drugi? – odpowiedział pytaniem Królik.
Po chwili już znali odpowiedź – byli to Łowcy Pip.
– Witamy was ekipo – powiedział czwarty z nich.
– Spierdalaj – odbełkotał Królik.
– No dobrze, spierdalamy, ale zadamy pytanie – stwiedził siódmy.
– Byle kurwa szybko – powiedział Tygrysek.
– Nie widzieliscie DonWasyla(tm)?
– Tak, jebał Krzyśowi po tym pedalskim pysku….
– A gdzie? – spytał 9 z nich.
– Tego to już wam kurwa nie powiemy – mówiąc to Tygrys żygnął sobie Heraclesesm – chyba że powiecie gdzie jest Prosiak
– Prosiaczek? To ten gruby debil co se wali konia przy co trzecim drzewie? – spytał piąty z dziesięciu.
– Nie, przy co drugim – rzekł Kłapouchy – zresztą co was to kurwa obchodzi? Policja czy kurwa co, CIA?
– Przepraszamy… i tutaj trzeciemu przerwał dziewiąty
– My wam powiemy gdzie Prosiaczek, a wy nam gdzie Pipa? – zaproponował.
– W porządku – rzekł Królik – Krzyś poszedł na grób mamy, a Prosiaczek?
– Do remizy na dziwki – powiedział trzeci z nich i obaj odeszli w przeciwną stronę.
A tymczasem w remizie trwał koncert grupy Fiwe, ale nie (b)Just Five. Po kilku strofkach Prosiaczek zaczął kombinować co znaczą słowa piosenki: „Ewrybady get daun singing…” i skojarzył to tak: Wszyscy dostają dauna – śpiewamy.
– Hhmmm dziwne, te texty w dzisiejszych czasach są bardzo wulgarne – pomyślał, gdy właśnie podeszło do niego dwóch dresiarzy
– Co się tu kurwa dzieje? Po mordzie dawno nie dostaliście czy kurwa macie ciotę – Prosiaczek odegrał Schwarzenegera.
– Dawaj pieniądze golonko!
– Wydupiara smrodzie, myślisz że jak masz spodnie z Odidasa, i bluzę z Nice to szpan, co? – wywalił gadkę Prosiaczek – Ciekawe gdzie to kupiłes? Na stadionie, czy na miejskim, o przepraszam wiejskim bazarze?
– Ty kurwa tu nie szpanuj tylko wyskakuj z kasy!
– Co kurwa, co? Kurwa to do mamusi jak ci daje grysiczek zamiast szynki, a nie kurwa do szefa… – ups, tego chyba nie powinienem był mówić – pomyślał przełykając ślinę.
– Kurwa, Bekon! Nie bój się, wyskakuj z $ i będzie OK!
– O nie, co to to nie, myślicie, że oddam wam kasę? To się kurwa mylicie i to grubo! Ja cały dzień szukam babci, żeby jej pierdolnąć i wziąć kasę, a wy mi chcecie w minutę?
– Nie pierdol – powiedział gość w kurtce z Redbooka i spodniach z Bir Stali – chodź Stasiu, pierdolniemy mu i będzie…
– Nie pękaj Stefan – i zaczęła sie szamotanina, Prosiaczek jednak zdołał użyć kartoniku LSD który otrzymał od Tygryska…
Tymczasem nasza ekipa po kupieniu kilku Heraklesów i kilku butelek Napoju Boguff szła w stronę remizy, nie wiedząc, że Prosiaczek ma problemy. Tygrysek mruczał sobie pod nosem:
– „I never thought that this day would end
I never thought that tonight could ever be
This close to me”
– A może będzie zadyma? – zapytał Puchatek retorycznie, bo wszyscy wiedzieli, że jesli ekipa idzie do remizy to będą dymy.
Nasi bohaterowie stanęli przed remizą, aby wypić po buteleczce napoju energetycznego, ale nie zdążyli nawet otworzyć flaszki, gdy usłyszeli, że w środku coś się dzieje. Nie myśląc ani chwili weszli i zobaczyli, że pół remizy bije Prosiaczka, nawet Fiwe przestali śpiewać i dopingują miejscowych.
– Co się tu do kurwy nędzy dzieje WieśMaci? – ryknął Królik.
– Bijąąąą Beeeeekooooona – powiedziała wymalowana burakiem i popudrowana dynią wieśniara.
– Tak kurwa nie może być! – ryknął Tygrys.
Cała sala zamarła, a Tygrys poszedł bronić Prosiaczka. Po chwili słychać było tylko pękające szkło, jęki wieśniaków i śmiech Tygrysa, a reszta bohaterów wraz z Prosiaczkiem weszła na scenę, potrzaskała dresiarskie mordy zespołu Fiwe i zaczęła wynosić wódę z remizy. Tygrys gdy już został sam na parkiecie powiedział:
– Veni, Vidi, Vici WieśMaci – jeśli coś bedzie nie tak to zapraszam na rewanż w Stumilowym Lesie – i wyszedł trzaskając drzwiami, które się po chwili rozpierdoliły.
Cała ekipa poszła oblewać sukces do domku Puchatka, a Prosiaczek w drodze zaczął im opowiadać:
– … i kiedy zacząłem pierdolić ich laski, podeszli i poprosili o kasę i zacząłem ich trzasakać po tych zasranych, dresiarskich mordach… A po chwili ruszyła na mnie cała remiza, zdążyłem tylko pierdolnąć w ryj jednego Fajfofca…
Słuchając takich opowieści cała ekipa zmierzała spokojnie do domu. Wszyscy myśleli, że to już koniec dzisiejszych przygód, ale nie docenili możliwości Prosiaczka…
W Stumilowym Lesie czekała ich niespodzianka. Właśnie jechał patrol policji i Prosiaczek postanowił pokazać Tygryskowi, jaki w remizie był dzielny. Wziął kamień i pierdolnął w przejeżdżający radiowóz, jednemu glinie rozpierdolił łeb na miejscu, ale kolejnych trzech wyskoszczyło i zaczęło biec ku naszym bohaterom.
– No to teraz mamy przesrane na amen – pomyślał Królik, który jako namiętny widz serialii „07 zgłoś się” i „Ekstradycja” myślał, że nasza policja jest silna, zwarta i gotowa.
Na szczęście pierwszy z policjantów nawet nie zdążył dobiec do grupy, bo wypierdolił się o kamień na (nie)szczęście tak niefortunnie, że odstrzelił sobie łeb z shotguna 20mm. Jego kapitel ciała poszybował w powietrze, wykonał obrót, spadł na ziemię i potoczył się u jego stóp. Drugi policjant wyciągnął giwerę i zaczął strzelać w biegu do Tygryska, jednakże trafił w swojego kumpla. W ten sposób na placu boju pozostał tylko jeden przeciwnik, kórego Prosiaczek wykończył kopnięciem z pół obrotu, którego nauczył się w filmie „Kikcboxer”, potem podszedł do ciała i rzucił przez zaciśnięte zęby:
– Astalavista, baby.
By uczcić udaną walkę kumple odbili półlitrówkę, którą zaczęli rozpracowywać w drodze do domu, w międzyczasie robiąc Prosiaczkowi uwagi typu:
– Jak będziesz chciał dupczyć to mi powiedz – rzekł Tygrys.
– Albo mi, Puchatek cię zawsze wysłucha brachu!
– Tak, kurwa, tacy z was qmple, jak wy chcecie dupić to: „Prosiaczku skocz po Kangurzycę, prosiiiimyyyy”, a jak ja chcę to qrwa wam co innego w głowie – wymamrotał Prosiaczek i wypił ostatni kieliszek…
KONIEC CZĘŚCI DWUNASTEJ
Był piękny czerwcowy poranek, słonko radośnie przygrzewało, a powietrze wypełniał słodki ptasi trel. Puchatek zaczynał właśnie dochodzić do siebie po imprezie jaką wyprawił z okazji swoich urodzin.
– Co ja kurwa robię w wannie? – pomyślał Kubuś i bezskutecznie usiłował przypomnieć sobie w jaki sposób się w niej znalazł. Postanowił sprawdzić co z kumplami. Z trudem wygramolił się ze swojego legowiska i omijając wymiociny dotarł do drzwi łazienki. Obraz jaki ukazał się jego zapuchniętym oczom przeszedł najśmielsze oczekiwania.
– Cholera to musiała być świetna impreza, szkoda że nic nie pamiętam – pomyślał Puchatek.
Na środku pokoju obejmując pustą butelkę po winie i przykryty drabiną spał Tygrysek. Ubrany w kask motocyklowy Prosiaczek leżał z głową w rozbitym telewizorze, a nieprzytomny Króliczek co i raz z głuchym bulgotem rzygał przez sen na łóżko Puchatka. Kłapouchy również nie prezentował się najlepiej, co prawda siedział przy stole a z pyska sterczał mu dymiący papieros, jednak jego wzrok zdradzał poważne zakłócenia kontaktu ze światem.
– Czołem Kłapouchy – wypalił Kubuś
– …sssichoo…uuurrrwaa – odrzekł Kłapouchy i pokazał mu fucka, co w tej sytuacji znaczyło mniej-więcej „odpierdol się, ale zrób to po cichu”.
Puchatek pojął aluzję i w tej samej chwili uświadomił sobie, że zarówno on jak i jego goście potrzebują klina. Popędził więc przez las, biegnąc najszybciej jak potrafił, o ile oczywiście ciężki trucht skacowanego misia można nazwać biegiem. Cel był oczywisty: domek Babyjagi – Alkohole świata.
– W morde jebane, coś tu nie gra – stwierdził gdy spocony dotarł na miejsce i zobaczył, że konstrukcja domku Abrakadabrahokuspokuskonstantynopolitańczykowianeczkitrzy potocznie zwanej chujem uległa solidnemu naruszeniu. Cała chatka była mocno przekrzywiona na kurzej nóżce, na progu leżał zerwany szyld a drzwi poniewierały się kilka metrów dalej. Mimo to Puchatek uznając, że porządki w obejściu Babyjagi to nie jego sprawa wpadł do środka i wrzasnął do siedzącej w kącie postaci:
– Jeden Herakles na miejscu i osiem z zastawem, gazem kurwa!
– Nie mam wina, wszystko zabrała mafia z Bagiennej Polany – odrzekła Babajaga, a Puchatkowi pociemniało w oczach.
– Jaka kurwa mafia, co ty pierdolisz?! – pienił się Kubuś.
– Rumuńska mafia. Nie chciałam zapłacić im haraczu więc przyszli tu wczoraj, spuścili mi wpierdol, zdemolowali wszystko i zabrali aparaturę do produkcji Heraklesa. Nie będzie wina – łkała Babajaga.
– Jak to nie będzie wina?! Kurwa, musisz coś jeszcze mieć, robiłem wczoraj urodziny, chłopaki są na kacu, jak nie przyniosę klina, to rozpierdolą pół lasu – darł się zdesperowany Puchatek.
– Ok Kubusiu, weź to – ostatnia butelka, chowałam na czarną godzinę, ale ty jesteś stałym klientem – rzekła Babajaga podając misiowi Heraklesa.
– Jedno wino na pięciu!!! Jebani Rumuni już nie żyjecie!!! – zaklinał się Kubuś
– Puchatku, jeśli uda wam się odzyskać moją aparaturę, przez miesiąc będziecie mogli pić Heraklesa za darmo – namawiała Babajaga
– Masz to jak w banku, dej ar ded! – zawieśniaczył Kubuś i pobiegł do domu unosząc ze sobą ostatnią flaszkę wina w całym lesie.
Kiedy dotarł na miejsce Tygrysek, Króliczek, Prosiaczek i Kłapouchy zdołali już z grubsza oprzytomnieć i powitali go gorąco.
– Dawaj! – krzyknął Tygrysek i rzucił się na butelkę.
– Zostaw, to dla wszystkich – bronił jabola miś.
– Przyniosłeś tylko jedno wino? Ochujałeś, czy jeszcze nie wytrzeźwiałeś – pytał Kłapouchy.
– Odjebało mu, odjebało mu – lamentował Króliczek.
– To nie moja wina, to przez Rumunów. Zajebali Babiejadze aparaturę do produkcji Heraklesa, to jedyna flaszka wina w całej okolicy. Abrakadabra… obiecała, że jeśli im dopierdolimy, będziemy przez miesiąc pić Heraklesa za darmo – tłumaczył Kubuś
– Powoli, powoli, rozwalmy może najpierw te flachę, bo łeb mam jak ze szkła – nalegał Tygrysek. Po sprawiedliwym rozdzieleniu zawartości butelki i zebraniu broni nasi bohaterowie w bardzo złych humorach i z nieodpartą chęcią rozwalenia komuś łba ruszyli w kierunku Bagiennej Polany. Gdy dotarli na miejsce ich oczom ukazał się malowniczy widok osiedla domków z dykty, tektury i blachy falistej. Grube baby gotowały coś na ognisku, a dzieci trenowały „grę” na akordeonach. Kilku mężczyzn o wyglądzie alfonsów, ubranych w pedalskie kapelusiki grało w karty i popijało wino.
– Nasz Herakles, ci pokurwieńcy piją nasze wino – pieklił się Prosiaczek.
– Kil em ol – wieśniaczył Tygrysek.
– Cicho, Kłapouchy, jaki masz plan? – zapytał Króliczek.
– Normalny. Zapierdolić ich wszystkich!!!
Poranną sielankę przerwała Rumunom seria z uzi Prosiaczka i grzmot obrzyna Kłapouchego, po czym cała brygada uzbrojona w kije i łańcuchy rzuciła się na obozowisko Rumunów.
– Bij zabij, za Heraklesa – darł się jak opętany Puchatek wywijając łańcuchem.
– Śmierć i płacz za wino przelane – bzdurzył Tygrysek
Nagły atak zaskoczył Rumunów, ale nie na długo. Szybko ochłonęli i chwycili za bejzbole. Brygada poszła w rozsypkę. Kłapouchy widząc nadbiegających wrogów wyjebał z obrzyna, pozbawiając dwu z nich głów, nie zdążył jednak załadować i widząc, że brudasy są zbyt blisko rzucił się na nich z zębami. Prosiaczek pruł z uzi długimi seriami, ale rumuni byli jak szarańcza, wciąż było ich pełno.
– Kurwa ostatni magazynek – pomyślał Prosiaczek i widząc jak Puchatek bierze harmonią po łbie, Króliczek pada pod ciosem flaszki a Tygrysek próbuje odciągnąć kilku brudasów od Kłapouchego, który gryzł i kopał jak wściekły, stwierdził, że sprawy przybrały zły obrót i zadecydował:
– Panowie spierdalamy!
Nie bez trudu nasza brygada oderwała się od Rumunów i potężnie poobijana rzuciła się w kierunku lasu. Nagle za nimi rozległ się huk a Prosiaczek zatoczył się, kwiknął i upadł w trawę. W ferworze walki Kłapouchy zgubił swojego obrzyna, a Rumuni nie zawahali się go użyć.
– Bierzmy go i do pana sowy – krzyknął Kłapouchy
– Zajebię brudasów, zajebię, zajebię – darł się kilka minut później Prosiaczek, gdy Pan Sowa wydłubywał mu z dupy śruciny.
– Wy debile… – próbował zaznaczyć swą wyższość intelektualną Pan Sowa.
– Zamknij dziób i rób swoje jebany puchaczu – przerwał mu Kubuś.
– Przegięli pałę klocki – orzekł Króliczek przykładając sobie worek z lodem na czoło.
– Racja, potrzebne będą bardziej stanowcze środki – stwierdził Kłapouchy.
– No to jedziemy na Stadion – zaproponował Tgrysek.
Kilka godzin później, już po opatrzeniu guzów, ran i siniaków nasi bohaterowie byli już na Stadionie i krążyli w poszukiwaniu znajomego Rosjanina od którego swego czasu kupili spirytus.
– Wania, kałasz u tiebia jest? – zaczął jak zwykle bezpośrednio Puchatek.
– Oruże? Da jest – odrzekł Ruski
– Pakażi – rzucił Kłapouchy
– Haroszaja maszina, granatnik jest, pan bieri, bieri, promocjia, wiadro patronow gratis – namawiał kacap pokazując AK-47 z podwieszanym granatnikiem 40mm.
– Skolko? – zapytał Kubuś
– Dwiesti zielienych – odrzekł Wania
– Bierim tri – uciął sprawę Puchatek
– Przecież jest nas czterech – zauważył Tygrysek
– Tak ale dla Króliczka kałasz jest za ciężki, pożyczy uzi od Prosiaczka – wyjaśnił Kubuś.
Jakiś czas później Tygrysek, Kłapouchy, Puchatek i Króliczek wracali do lasu obciążeni bronią i wiadrami z amunicją.
– Teraz im wpierdolimy – ekscytował się Króliczek
– Zrobimy madafakerom sądny dzień – wieśniaczył Tygrysek
– Szkoda tylko, żę musiałem na ten cel poświęcić prezent urodzinowy od was chłopaki. Kurwa, dwieście pornosów „Człowiek o żelaznej”, „Munrejper”, „Sperminator”, tyle fajnych tytułów, jebany kacap zrobi na tym majątek, a ja nawet nie zdążyłem obejrzeć – klął Kubuś.
– Chodźmy zajrzeć do Prosiaczka – rzucił Kłapouchy.
Prosiaczek czuł się fatalnie. Nie dość że dupa napuchła mu do gigantycznych rozmiarów i bolała nieznośnie, to na dodatek był krańcowo trzeźwy.
Kłapouchy przystąpił do układania planu taktycznego:
– Zrobimy tak: o świcie zaczaimy się na skraju lasu i rozwalimy tę pieprzoną wiochę. Tygrysek i Króliczek bierzecie lewe skrzydło, Puchatek prawe, a ja środek. Strzelajcie do wszystkiego co się rusza, nie brać jeńców, niech nie zostanie kamień na kamieniu.
– Oł kej – przytaknął z wieśniacki akcentem Tygrysek
Noc, która dzieliła naszych bohaterów od ataku na koczowisku Rumunów okazała się najdłuższa w ich życiu. Nie było kompletnie nic do wypicia, w dodatku zaplanowane przez Kłapouchego pokaz filmów instruktażowych: „Pluton”, „Rok w piekle” i „Czas apokalipsy” nie wypalił, bo wideo Prosiaczka było zepsute. Niestety od czasu którejś z imprez gdy Puchatek pomylił je z mikrofalówką i wepchnął do środka zapiekankę nie działało.
Było jeszcze ciemno, niebo ledwie różowiło się na wschodzie, gdy Puchatek, Kłapouchy, Królik i Tygrysek zaczaili się w krzakach na skraju Bagiennej Polany.
– Czas na was brudasy – Puchatek zarepetował kałasza.
Wysmarowany na czarno sadzą, z czerwoną opaską na czole Kłapouchy pośpiewywał:
,,You know the day destroys the night, night divines the day
Try to run, try to hide, Break on through to the other side…”
– Z głębi ran, z haszczy i nor zemsty nadszedł czas i przemoc. Ogień wolno gasł, już życie śpi, czekam aż jęknie wielki dzwon. Cienie skrzydlatych węży – przyszliśmy! – od rzeczy pieprzył naćpany Tygrysek.
Rumuni tymczasem spali spokojnie, nie przeczuwając nadchodzącej masakry. Jeden z nich wypełzł z pudła, chwiejnym krokiem podszedł w kierunku lasu, kucnął niedaleko Króliczka i zaczął się wypróżniać.
– Tego już za wiele, nie będzie mi skurwiel dupy pokazywał – stwierdził Króliczek i pociągnął za spust. Długa seria pozbawiła rumuna nerek, przyrodzenia i życia. Na koczowisko spadł grad kul:
Pociski bez trudu dziurawiły dyktę, tekturę i blachę. Cała czwórka strzelał przez 20 minut, siejąc śmierć i zniszczenie oraz zużywając 17 kilo amunicji.
– Panowie, czas na wykończenie roboty, naprzód! – wrzasnął Kłapouchy.
Puchatek, Kłapouchy, Królik i Tygrysek wpadli do obozowiska.
– DOOM! – ryknął Kłapouchy i jednym strzałem z granatnika zamienił karton po bananach, akordeon, Rumuna i pluszowego misia w trociny. Tygrysek dobił kolbą pełzającego Rumuna a Króliczek wygarnął do innego, który chciał uciekać. Trafił w nogi. Kubuś podszedł do rannego brudasa i przystawił mu lufę do czoła.
– Za co? Za co? – darł się przerażony Rumun, patrząc błagalnie w przekrwione oczy misia.
– ZA PROSIACZKA! – beznamiętnie wycedził Puchatek i pociągnął za spust.
Kiedy już wszyscy Rumuni udali się do krainy wiecznych żebrów, a nasi bohaterowie unosząc odzyskaną aparaturę do wyrobu wina, worek wyżebranych przez rumunów monet i trzy cudem ocalałe butelki Heraklesa szli w kierunku lasu, na polanę wjechał na rowerze gajowy i rzeczowo stwierdził:
– O kurwa!
Zlustrował polanę, która przypominała raczej wysypisko organów niż spokojny leśny zakątek. Nie mogąc wyjść ze zdziwienia zapytał:
– Panowie, co wy tu kurwa robicie?
– Co się gapisz, nas tu kurwa nie było! Spierdalaj pukiś cały – ostrzegał Tygrysek otwierając wino.
Leśniczy jednak nie słyszał, albo był głupi i nie chciał słyszeć:
– Panowie, tak nie można! Co wyście narobili! Przecież tu turyści z Niemiec mieli przyjechać na polowanie, zapłacili by markami, a wy zajebaliście wszystkich bez pardonu i nawet zarobku z tego nie będzie – lamętował gajowy.
Tego było już za wiele jak dla Kłapouchego, krótka seria definitywnie zakończyła konwersację i karierę leśniczego.
– Wyrwałem chwasta – podsumował osioł.
Dwa dni później nasi bohaterowie siedzieli przed domkiem Prosiaczka i raczyli się najnowszym, darmowym produktem Babyjagi: Herakles – Liberator Special Płońsk Aperitif.
– Zajebiście, miesiąc picia za darmo – ekscytował się Prosiaczek.
– I jeszcze drugi za tę kasę z worka zdobytego na rumunach, będzie tego ze 30 kilo, szkoda tylko, że najwyższy nominał to 50 groszy – dywagował podpity Tygrysek.
– Widzieliście jak zajebałem tego srającego Rumuna – chwalił się Króliczek.
– Odpuść, słuchaliśmy tego ze dwanaście razy – nalegał Prosiaczek.
– Ale widzieliście jak go zajebałem…
– Królik skończ! – prosił Kłapouch
– Ale widzieliście…
– Pij, nie pierdol! – ryknął Puchatek
I w ten oto sposób, na tak zajmującej czynności jak chlanie jabola naszej brygadzie mijały kolejne, błogie dni.
KONIEC CZĘŚCI TRZYNASTEJ
Nad Stumilowym Lasem wstawał upalny majowy poranek. W domku Puchatka panowała niepokojąca cisza…
– Łooojeeezuuu – jęknął Królik, któremu przypadł wątpliwy luksus przebudzenia się jako pierwszy – Boże, dlaczego ja jeszcze nie umarłem.
– Coś ty się taki, kurwa, religijny zrobił – warknął Tygrysek – to że ktoś jest wszechmocny, to jeszcze nie znaczy, że da ci, ochlapusie, środek na kaca!
– Ja wam mówię, że te pijatyki sprowadzą na nas jakieś nieszczęście – zaczął jak zwykle smęcić Kłapouchy.
– Posrać się można jak was się słucha – wkurwił się Puchatek – parę dni świąt i już wam odpierdala – jakaś dewocja, jakieś czarnowidztwo, do dupy z taką robotą!
– Tylko nie dewocja! Przecież nie dobieram się do Krzysia! – zaperzył się Królik.
– To by była dewiacja, popaprańcu, a zresztą nieważne…
– Błuebublbulee – Prosiaczek, czując że nie dobiegnie do łazienki, narzygał Puchatkowi do szuflady w komódce w myśl dewizy „oddaje tobie co kryje w sobie”.
– Ty lamo, tam były moje czyste skarpetki, tylko tydzień je nosiłem! – Puchatka zaczął powoli trafiać szlag. Darmowe dostawy HERACLESA od Babajagi sprawiły, że brygada pławiła się w tym szlachetnym trunku, obficie zwracając jego nadwyżki na całym obszarze domku Kubusia.
– Idę się odlać, przy okazji wytrzepię kapucyna, to najprzyjemniejsza chwila dnia – rozmarzył się Tygrysek chwiejnie sterując do łazienki.
Ciszę jaka zapanowała po tym szczerym wyznaniu przerwało łomotanie do drzwi.
– Kurwa jego w pizdę zajebana mać, kogo tu przyniosło? – zdziwił się Puchatek otwierając drzwi.
W progu stał Meksykaniec. Wielki jak kurwa mać. Cały w czerni. A pod pachą dźwigał czarny futerał na gitarę. Puchatek potrząsnął głową nie będąc pewnym, czy to się dzieje na prawdę, czy to jeszcze efekt wczorajszej porcji kwasiku.
– Ożeż ku… – wystękał cofając się.
Meksykaniec rozejrzał się po pokoju, następnie odstawił futerał i wolno podszedł do Puchatka, który niepewnie rozejrzał się po pokoju. Tygryska nie było, Prosiak bełtał dalej niż widział, Kłapouchy spowity dymem marychy był w nastroju hipisowsko-pacyfistycznym, natomiast Królik siedział skulony w kącie i udawał, że go tu w ogóle nie ma, a tak na prawdę to on wcale nie istnieje. Znikąd nie można się było spodziewać pomocy.
– Ja pierdolę, ale odlot – wystękał niedowierzając Kłapouchy – Dobry ten towar…
– I’m looking for a man – zaczął Meksykanin. – Who call himself Ty-gry-sek – wysylabizował z kartki – Do you know him?
– Dat tol end blek-orenż? – zapytał nienaganną angielszczyzną Puchatek.
– Yes – ucieszył się nieznajomy.
– Lajk… pluszowy tajger? – zapytał Kubuś.
– Yes – potaknął obcy.
– Sory – pokręcił głową Puchatek – Aj dont noł him. End przy okazji… nie bądź taki, kurwa, protekcjonalny, bo cię rozpierdolę.
Nieznajomy zrobił zdziwioną minę, a po chwili skoczył do futerału. Błyskawicznie go otworzył, chwilę w nim grzebał, po czym już stał trzymając w łapach największego gnata, jakiego Kubuś kiedykolwiek widział.
– Kurwa, panowie, help – wyjęczał. Jego podręczna giwera leżała nienaładowana kilka metrów od niego.
Nieznajomy wycelował w Puchatka, który poczuł że już nigdy nie napije się miodku…
Rozległ się straszny huk. Gdy dym opadł wszyscy zobaczyli Prosiaczka z wiernym Uzi w łapkach, z którego wpakował całą serię w serducho Meksykańca.
– Wiecie, już chyba wszystko wyrzygałem – stwierdził z błogim uśmiechem na ryjku.
– Co ty w chuja sobie ze mną lecisz, gdybyś rzygał sekundę dłużej mógłbyś mnie zeskrobywać z tamtej ściany – wymamrotał Kubuś – a tak wogóle to dzięki…
– Ktoś tu pukał? – spytał się Tygrysek, który właśnie wrócił z kibelka – słyszałem jakieś stuki.
– Ty pokurwieńcu – rzucił się na niego Króliczek – mogliśmy wszyscy przez ciebie zginąć, szukał cię jakiś skurwysyn, który nas mało nie powystrzelał!
– No to co? Przecież żyjecie – stwierdził z lodowatym spokojem Tygrysek, który był jeszcze zaprzątnięty myślami o nagiej Britnej Spirs (dobry gust nie był jego mocną stroną).
– Hihihi, trzeba będzie coś zrobić z ciałem, huehuehue – stwierdził rozbawiony Kłapouchy, który miał źrenice jak pięciozłotówki – to co, tradycyjnie klienta do ogródka Króliczka?
– No i w tym miejscu mamy problem – pokręcił głową Królik – Mam już w ogródku więcej trupów niż marchewki. Niedługo mi zaczną spod ziemi wyłazić.
– Ja pierdolę – wysapał Puchatek – Przecież go tu, kurwa, nie zostawimy. Chujowo się komponuje z wystrojem pokoju.
– Dobra – zakomenderował Tygrysek – zawijamy palanta w dywan, do nóżek kamyczki i sru do strumyczka.
– Nie wypłynie? – zapytał Kłapouchy.
– Nigdy nie wypływali – uśmiechnął się Tygrysek.
Po półgodzinie klient był już gustownie zapakowany w stary dywan Puchatka i cała ekipa wesoło podśpiewując ruszyła na pobliski mostek, gdzie kiedyś, gdy byli jeszcze za mali aby pić i ćpać, grali w „misie-patysie”.
– Dobra – Tygrysek otarł pot z czoła, gdy stanęli na mostku. – Liczę do trzech i jubudu gościa do wody.
– Zaraz – przerwał Kłapouchy – jak będzie „trzy”. Czy „raz, dwa, trzy” i dopiero?
– Nie bądź taki, kurwa, dociekliwy po prostu chlup. Raz, dwa i… trzy.
Pakunek opadł do rzeki. Po chwili wynurzył się i zaczął wesoło podskakiwać na falach.
– Coś zjebaliśmy – ze znawstwem stwierdził Królik.
– No jasne – Tygrysek pacnął się w czoło – Zapomnieliśmy, dęte łosie, o kamieniach. Ja pierdolę, ale dno…
– Chuj z tym – machnął łapą Puchatek – Jak wypłynie za teren lasu to i tak nam niczego nie udowodnią. Możemy wracać.
Po powrocie do domu brygada postanowiła bliżej przyjrzeć się rzeczom nieznajomego. Futerał na gitarę zawierał wszystko, co jest potrzebne by z łatwością wyprawiać przeciwników na tamten świat: dwa pistolety automatyczne z tłumikiem, karabinek snajperski z celownikiem laserowym, 5 granatów, pół kilo Semtexu, zapalniki, komplet noży, bynajmniej nie do krojenia sałatki, Magnum 9mm oraz inne, równie zabójcze drobiazgi.
– No to kurwa pięknie, coś ty Tygrys zrobił, że się taki koleś na ciebie zaczaił? – Puchatek nie mógł nic wymyśleć.
– Ja to jestem święty – stwierdził Tygrysek – choć gdybym miał układać listę osób którym się naraziłem, to bym książkę telefoniczną napisał.
– Teraz to w sumie nieistotne, ten piździelec robi za pokarm rybkom, dzięki Prosiaczkowi pozbyliśmy się problemu – stwierdził Kłapouchy, który zaczął odzyskiwać część zdolności intelektualnych.
Prosiaczek zaczął otwierać zamek neseseru, który miał przy sobie oprócz futerału nieznajomy. Gdy uniósł wieko jego ryjek zalała złocista poświata.
– Co to jest? – zainteresowali się wszyscy.
– To jest piękne…
Tymczasem Meksykaniec charcząc wychodził z rzeczki. Trzymając się za gardło próbował złapać dech. Przebywanie w zarzyganym dywanie, a potem w rzeczce składającej się w 50% z odpadów produkcyjnych HERACLESA (kwas siarkowy, zgniłe jabłka, metanol, potopione szczury, zacier z drożdży) było ponad jego siły. Ciężko dysząc zaczął ściągać ubranie pod którym miał ukrytą kamizelkę kuloodporną.
– Co za partacze – pomyślał – amatorszczyzna.
Wprawnym ruchem wyciągnął zza paska spodni rezerwową giwerę.
– Te dupki nawet mnie nie zrewidowały – pomyślał z mściwą satysfakcją. Był wściekły na siebie, że się tak dał podejść, na świat że zmusza go do tak chujowej roboty, na jakiegoś geja w spodniach-piramidach i skórzanej marynarce, który zlecił mu wyrównanie krzywd za zabójstwo jego matki i na całą sytuację, która odciągała go od naprawdę istotnych spraw, takich jak dostarczenie pewnej ważnej walizeczki.
– No ale teraz dam im popalić – stwierdził. Poczuł, że odzyskał siły po uderzeniu w pierś – I żywy stąd nie wyjdzie nikt…
W domku Puchatka wszyscy pochylali się nad zawartością walizeczki.
– Co z tym zrobimy? – zapytał się Króliczek.
– Jak to co trzęsidupy? Zatrzymamy to! Zdobyliśmy i jest nasze! – Tygrys nie miał żadnych wątpliwości.
– Spuścił ci się ktoś na mózg?! – zaczął mitygować go Kłapouchy – Lepiej zastanów się do ilu ludzi w tym kraju może należeć coś takiego!
– Patrzcie tu jest kartka! – wykrzyknął Prosiaczek – „Provide to Mr. Kudłaty”.
– My-myśllicie żże to tten Kudłaty? – Króliczek zaczął się jąkć z wrażenia.
– Tak, ten, kurwa, legendarny szef podziemia na całą Warszawę i kraj, delegat Cosa-Nostry, karteli i Yakuzy na Europę Wschodnią! Jasne że on! A może znasz innego?! – Tygryskowi zaczęły puszczać nerwy – Trzeba mu to jak najszybciej oddać, może nas nie zabije?
– A może jednak tak – mruknął Kłapouchy.
– No tak, na takie numery to my jesteśmy za ciency, taki człowiek wszystko może – uznał Puchatek.
– Wiecie co, najpierw należy się napić – zaproponował Kłapouchy – u Babajagi czeka na nas kolejna partia wina HERACLES – Classic Płońsk Aperitif – odświeżymy się i pomyślimy co zrobić dalej.
Droga na Piwną Górkę upłynęła im w dość ponurych nastrojach. Suszył ich kac, próbowano ich zabić, a przyszłość rysowała się w czarnych barwach.
– Mówię wam, skończymy na dnie Wisły lub pod cementem w fundamentach jakiejś budowy – prorokował Kłapek.
-The killer awoke before dawn, he put his boots on, He took a face from the ancient gallery, And he walked on down the hall – podśpiewywał Prosiaczek.
Powrót okazał się dużo przyjemniejszy. Szli z górki, nogi same ich niosły, co prawda zygzakiem, niemniej skutecznie, po ciałach rozlała się błoga słodycz trunku…
Gdy wrócili do domku ich serca zmroził strach.
– Bat ju ar ded – zdołał wykrztusić Tygrysek na widok Meksykańca, który siedział rozwalony w fotelu i trzymał ich wszystkich na muszce.
– No, no, you are deadmens – roześmiał się nieznajomy i warknął – under the wall assholes.
Brygada wykonała polecenie zostawiając na środku pokoju skrzynki z HERACLESEM.
– What is this? – zaciekawił się nieznajomy.
– Polish tequilla – odparł Puchatek – enjoy!
Meksykaniec wziął jedną butelkę, wyciągnął zębami plastikowy korek i pociągnął spory haust trunku. Nie było to jednak to czego się spodziewał. Wypluł szlachetny napój i zamachnął się by stłuc butelkę. W tym momencie w Króliczku zagrała bojowa krew.
– Tylko nie HERACLESA! – Króliczek zbulwersowany marnotrawstwem tak wyborowego napoju zdobył się na najodważniejszy czyn swojego życia i zdzielił nieznajomego w łeb porwanym w locie bejzbolem. Meksykaniec z cichym jękiem osunął się na podłogę. Teraz cała brygada ruszyła do boju.
– Bij, zabij!
– Za HERACLESA!
– Hej, kto Polak na bagnety!
– My najpierwsza brygada!
– Dał nam przykład Bonaparte!
– Kyrie Eleyson!
– No teraz to już trochę przesadziliśmy – mruknął Kłapouchy.
W ciągu kilku sekund nieznajomy ciężko pobity i związany jak szynka babuni leżał u stóp brygady.
– Teraz już na pewno nie ożyjesz – mruknął Tygrysek wbijając mu kołek w serce.
– A kto umarł, ten nie żyje… – wycedził Kłapouchy.
Po chwili ciało Meksykańca owinięte folią i fachowo obciążone cementem zanurzyło się w wodzie, by nigdy nie wypłynąć.
– A teraz szybko zadzwońmy do pana Kłudatego, że chcemu mu oddać jego walizeczkę, bo może być z nami chujowo – zadecydował Tygrysek.
– No, lepiej się pośpieszmy, bo inaczej z rańca przyjdzie dwóch facetów w garniturkach i zarzuci nam, że chcieliśmy wydymać pana Kudłatego, a to może robić tylko pani Kudłata – powiedział Puchatek.
Kłapouchy zaczął wykręcać numer:
– 0-56655-23-55, halo, spółdzielnia WORECZEK? Chciałbym mówić z obywatelem Kudłatym. Co? Nie ma tu takiego? W takim razie powiedzcie mu, że mamy coś, co należy do niego i chętnie mu to oddamy, niestety kurier miał drobny wypadek. Kłopoty z sercem…
Następnego poranka zjawili się wysłannicy mafioza. Zabrali neseser a jako dowód wdzięczności pana Kudłatego zostawili darmowe wejściówki do burdelu „Hot Lady”. Odtąd kolejne dni upływały brygadzie wśród oparów HERACLESA i błogiego lenistwa…
KONIEC CZĘŚCI CZTERNASTEJ
Nastał piękny czerwcowy dzień. Kubuś obudził się świtkiem, (czyli na dworze już zmierzchało) trzęsąc się i dygocząc z zimna.
– Ale tu piździ – pomyślał.
– Co ja tu kurwa robię? – to była druga myśl.
Nie dość, że był wymarznięty jakby się pieprzył z fokami, to na dodatek po głowie przewalało mu się cholernie głośne kołatanie: PUK! PUK! PUK! Pukanie powtórzyło się i skacowany bohater trzydniowej darmowej popijawy (już ostatniej z dostaw na koszt Abrakadabrahokuspokuskonstantynopolitańczykowianeczkitrzy, zwanej częściej chujem) zajarzył, że ktoś puka do drzwi.
– Łots za gej chce toking łif mi! – ryknął wkurwiony budząc resztę obolałej ekipy.
– Do kurwy nędzy wpuść go, ty łysy pojebie – rzekł bardzo głośno i dobitnie Królik – bo rozpierdoli nam drzwi tym waleniem.
Puchatek z trudem ruszył obolałą dupę w stronę drzwi, otworzył je po czym ocipiał ze zdumienia na widok pedalskiej mordy Szadiego.
– Przepraszam cię bardzo misiasiu, ale zgubiliśmy się z przyjaciółmi w tym wielkim lesie, a mieliśmy dać wieczorem specjalny koncert na przyjęciu u naszego znajomego. On mieszka w białym domku z ładnym białym płotkiem.
– O kurwa panowie to Dżast Pipe – krzyknął Puchatek, który dopiero teraz otrząsnął się z szoku.
– Dawać ich tu – zaryczał Tygrys, aż resztki brudnego tynku opadły z odrapanego sufitu – zrobimy ciotom kocenie.
– Może wejdziecie do środka i coś nam zaśpiewacie – niespodziewanie grzecznie rzekł Prosiaczek.
– Coś ty kurwa ocipiał jebany bekonie, czy nagle zaczęli ci się podobać tacy „chłopcy”?!
– Spoko panowie, aj got e plan – zawieśniaczył z niesamowitym akcentem Prosiaczek – najpierw ich zkocimy, a później zajebiemy i wyślemy w trumnach do tego pedalskiego domku, do którego nie mogli trafić.
– Wykurwiaście, dawać ich tu – wyraził swoją zgodę Puchatek i zamknął drzwi za zespołem bojsów.
– „Koloroweeeeeee…” – zaczął jodłować Szadi lecz przerwał mu Kłapouchy, który perfekcyjnie wymierzonym ruchem doprowadził do kontaktu jego pedalskiego ryja ze swoim twardym kopytem.
– No panowie, on już nigdy więcej nie weźmie do pyska – stwierdził niezmiernie zadowolony z siebie Kłapouchy.
Reszta zespołu z piskiem rzuciła się do drzwi, trafiła tam jednak na Puchatka, który wyjebał ich z powrotem na środek mieszkania trzymanym przez siebie kijbolem. Wprawa z jaką się nim posługiwał mówiła o ciężkich i regularnych treningach. Chwalebnego dzieła dokończyli Tygrys z Królikiem wiążąc ich tak, że sam Kóperfild by się nie wyplątał.
– Co kurwa dalej panowie? – zapytał niepewnie Prosiaczek.
– Może zadzwonić po Pana Sowę, pewnie będzie chciał ich poznać, szczególnie Szadiego. To poznanie będzie bardzo wszechstronne, szczególnie od dupy strony – Królik zaczął snuć fantazje.
– Nie da rady. Jebany zboczeniec jest strasznie zajęty. Niedawno otworzył przedszkole – powiedział z obleśnym grymasem pyska Tygrys.
– To może ich gazem, a później do rowu – Kubuś był cholernie pomysłowy.
– E, Puchatek ty zawsze z tym gazem, lepiej niech Prosiaczek pójdzie do nory Gófera. Zanim go zajebaliśmy chwalił się, że wykopał trumny – zakomenderował Tygrys.
– A jak mnie napadnie jakiś jebany grabarz i będzie chciał zajumać mi te trumny? – Prosiaczek na kacu zawsze widział same problemy.
– To pałą po łbie i do ziemi – uciął Puchatek – ZOMO nigdy nie widziałeś?
– Królik niech skołuje jakąś brykę – Tygrys odkrywał w sobie skłonności przywódcze – a ja pójdę do Babajagi po kilka flaszek Aperitifa.
Ledwo przebrzmiały te słowa, do mieszkania wparowali Łowcy Pip.
– Oni są nasi. Bierzemy ich. Są nam kurwa potrzebni. Prosimy, dajcie je nam – Łowcy miękli z każdym słowem.
– A gdzie wasz przywódca Don Vasyl? – Puchatek kompletnie zignorował ich prośby.
– Ma problemy z płcią sukinsyn, odkąd ktoś mu zajebał giwerą w jajca – wytłumaczył drugi z Łowców Pip.
– By na powrót stać się chłopem, musi zruchać jakąś ciotę – wyjaśnił trzeci z nich – A Krzyś już go nie podnieca.
– Damy wam Szadiego, nada się? – Puchatek wpadł na dosłownie wyjebany pomysł.
– Absokurwalutnie tak! – wyraziła swą opinię grupa miłośników WINA i Błękitu Paryża, zwanego też Piszczelówką.
– Wolnego panowie, nie ma nic za darmo – wtrącił się rozsądnie Kubuś – za godzinę macie ich oddać z powrotem, są nam potrzebni na wieczór. Przynieście też kurwa kwasa, najtaniej wam wyjdzie na Centralnym.
– Okej Puchatku – rzekli zgodnie wszyscy Łowcy Pip i obaj wyszli ciągnąc za sobą grupkę jodłujących pip. Po chwili reszta brygady zaczęła się zbierać na miejscu.
– Puchatku dawaj zagrychę – powiedział Tygrys, który akurat zdążył przynieść Heraclesa – Classic Płońsk Aperitif – a tak przy okazji, to widziałem Królika jadącego czarną limuzyną przez podwórze proboszcza.
– Zajebałem klechę, sukinsyn nie chciał mi dać kluczyków od swojej nowej limuzyny – Królik na wejściu ubiegł wszystkie pytania – Mam też fajne ciuszki dla naszych nowych koleżanek – stwierdził rzucając w kąt zdobyte sutanny.
– No… panowie, bryka jest, ciuchy są…
– Mam te skrzynki – powiedział wchodząc Prosiaczek i zrzucił komplet pięciu trumien – będzie prezent dla Krzycha na 13 urodziny.
– …ciuchy są, wino też jest, więc na co czekamy – dokończył wyraźnie zbity z tropu Puchatek otwierając zębami butelkę.
W zajebiście alkoholowej atmosferze szybko minęła godzina soł Łowcy Pip odstawili z powrotem Dżast fajfusów, ubrali w sutanny, zapakowali ich w trumny i dorzucili gratis 3 kwasiki i speedy; wszystko rzecz jasna na ochotnika i z własnej nieprzymuszonej woli – Prosiaczek z uzi w prawej ręce potrafił być cholernie przekonywujący.
Pod dowództwem Tygrysa drużyna Wino-wajców załadowała trumny do limuzyny eks-proboszcza (trudno pierdolić kazania mając rozjechaną głowę). Do Krzysia zdążyli dojechać w 10 minut (prowadził Tygrys, co spowodowało znaczny spadek populacji pieszych) w międzyczasie obalając sześciopak wina.
Mocno schlani wjechali limuzyną do salonu potrącając rozpaczającego Krzysia:
– Łaa, Łaa, gdzie jest Szadi, miał zatańczyć na moim przyjęciu urodzinowym.
– Mamy dla ciebie prezent w samochodzie – krzyknęli zgodnie Tygrys z Puchatkiem i Kłapouchym.
Po chwili pokój gościnny wypełnił rozpaczliwy pisk Krzysia:
– Na krowie kopytko, co zrobiliście mojemu ukochanemu Szadiemu, czemu ma takie wytrzeszczone oczy?
– Mam tego już kurwa dość – sapnął Kłapouchy i zawołał:
– Tygrys, wsiadaj za kierownicę i zawieź ich na lody do tego nowego lokalu, co to go dopiero otworzyli na skraju Stumilowego Lasu. Będą mieli ostrą jazdę.
– Do „Skórzanych Rowerów”? – upewnił się Tygrysek.
– Tak, do nich – odkrzyknęli radośnie wszyscy, za wyjątkiem nieszczęśliwych pasażerów.
Tygrysek będący zacoolastym Gran Deft Ałtowcem pokonał trasę w dwie strony, w zaledwie 5,5 minety. Odjeżdżając od lokalu usłyszał bulgotliwy jęk Szadiego:
– Nieeeeoooeeeooeeooeoee…
– Zupełnie jakby ktoś zatkał zlew korkiem – pomyślał i dodał – a jednak Kłapek nie miał racji, chłopak ma przed sobą długą karierę.
Po chwili dosiadł się do przyjaciół żłopiących mózgotrzepa z potrójną siarką i roztrząsających następującą kwestię.
– Tak się kurwa zastanawiam, czemu jestem w chuja budynia ogolony? – Kubuś był cholernie zirytowany i wcale tego nie krył.
– Nie pamiętasz? – zdziwił się Tygrysek.
– Jak bym pamiętał, to bym się kurwa twoja mać nie dopytywał – Puchatek z każdą chwilą był bardziej zdenerwowany.
– No więc – gramatycznie zaczął Tygrysek – w nocy, po dwóch porcjach tych sympatycznych grzybków co rosną u nas w lesie Królik ubzdurał sobie, że jest jebanym pasterzem owiec i najpierw dorwał cię jak spałeś w kącie, lecz ty Kubuś twarda dupa się nie dałeś. Wtedy on się cholernie zbulwersował krzycząc:
– Już ja nauczę tą jebaną owcę moresu (sam nie wiedział co to znaczy), złapał za maszynkę do golenia i opierdolił cię na skina – dokończył Tygrysek i wetknął Kubusiowi do ręki butelkę Heraclesa – chlapnij sobie, to cię ukoi.
– Włosy nie chuj, na pewno odrosną – pocieszył go jeszcze Kłapouchy, po czym skupił się na trafieniu butelką do pyska.
Reszta ekipy nie miała jednak podobnych problemów, szybko pokonali pozostałe na placu boju flaszki, po czym zapadli w niczym nie zakłócany, sześciopromilowy sen.
KONIEC CZĘŚCI PIĘTNASTEJ
-Uwagaaaaa!!!!
Ryk Tygryska poderwał na nogi Prosiaczka, który podskoczył z ławeczki (cała ekipa siedziała właśnie przed domem królika i sączyła „Kozackoje Igristoje”, nowy przebój w melinie BabaJagi) i upuścił na ziemię plastikowy kubek. „Kozackoje” było wytworem specjalistów zza wschodniej granicy i miało kopa podobnego do markowych siarkofrutów z Płońska. Gustowne plastikowe kubeczki to był aktualny wymysł Królika, który stwierdził, że „troszku kultury mieć, kurwa, trza”. No więc cała ekipa postanowiła dać Królikowi trochę radości („Niech ma coś od życia”, jak stwierdził Puchatek) i postanowiła przez tydzień używać tych idiotycznych kubeczków. Prosiaczek popatrzył do góry i ze zmartwieniem pokiwał głową.
– Nie, no panowie trzeba coś z tym palantem zrobić. W końcu złamie sobie kark, czy chuj wie co.
Tygrysek siedział na gałęzi pięć metrów nad nimi i z poważną miną wpatrywał się w dal.
– A co z nim? – wyburczał Kłapouchy, który był wkurwiony na cały świat z powodu tego idiotycznego pomysłu z kubeczkami.
– Co ma być? Wybrał się kutas do kina…
– No, rozumiesz Kłapouchy. Zechciało się debilowi rozerwać kulturalnie, jakby wywalenie jabola z kolegami mu nie wystarczało – Puchatek odłożył na moment kubek i wtrącił się do rozmowy – No więc, kurwa, rozumiesz, polazł sobie chujek do kina i nawet nic nam nie powiedział.
– Po wała miał nam mówić?! – wydarł się Królik, u którego ostatnia porcja „Igristoje” wywołała nagły przypływ animuszu – I tak byśmy nie poszli! Od kiedy Prosiak zarzygał dwa rzędy, bo nie zdążył do klopa, nie wpuszczają nas do żadnego kina.
– Jakie, nie zdążył? Jakie, kurwa, nie zdążył? Nawet nie próbowałem zdążyć – oburzył się Prosiaczek.
– Siarap! – wrzasnął Puchatek – No więc, Kłapouchy, rozumiesz. Polazł ten cymbał do kina, ale wcześniej zapodał sobie dwa siarkofruty, zeżarł porcję kwachu i spalił skręta… No i go, kurwa, w kinie pojebało. Film wlazł mu do życia.
– Co… – zaczął Kłapouchy.
– „Matrix” – ze smutkiem stwierdził Puchatek – Ten kretyn twierdzi, że jest gdzieś indziej i uczy się latać.
– Uwagaaaaa!!! – ponownie ryknął Tygrysek. Nagle gwałtownie ruszył z miejsca, skoczył do góry, zamachał rękoma i efektownie zjebał się pod nogi Puchatka.
– Sam widzisz – Puchatek trącił nogą ledwo przytomnego Tygryska – Totalny pojeb.
– Pierdolę, idę się odlać – oświadczył Królik i powlókł się za róg domku.
Tygrysek powoli podnosił się z ziemi.
– O w mordę. Kurwa, jakie to było realistyczne – wystękał i rozejrzał się po wszystkich – Jesteście ślepi, nie umiecie się wyzwolić. A tylko szerokie otwarcie na nowy światopogląd może…
– Nie, to już jest nie dobrze – stwierdził Kłapouchy – Jest gorzej niż źle.
– Te, Tygrysek – uśmiechnął się szelmowsko Prosiaczek – Gdzie komóra?
Tygrysek z przerażeniem zaczął przetrząsać kieszenie.
– Ja pierdolę – wysapał z przerażeniem – Zgubiłem, nie mam łączności z Morfeuszem. To już koniec…
Gwałtownie poderwał się z ziemi i popędził w stronę lasu.
– No, a ty go jeszcze podkurwiaj – wycedził Puchatek – Poleciał kutas do lasu i chuj wie co mu do łba strzeli. A jak wlizie na wyższe drzewo? Nie będzie czego ze łba zbierać…
– Co z tą komórą? – zagadnął Królik, który właśnie wrócił z krzaków.
– Wczoraj przyjebał jakiemuś palantowi w dresie – uśmiechnął się Prosiaczek – Zabrał mu komórę, bo stwierdził, że musi połączyć się z jakimś Morfinistą, czy chuj wie czym.
– Idziemy – zawyrokował Puchatek i poderwał się z ławki – Jak znajdziemy tego debila, to w łeb, wiążemy i na trzy dni do piwniczki. I tylko chleb i wóda.
– Chyba woda? – zdziwił się Prosiaczek.
– Mózg ci odjebało? Trzy dni bez alkoholu? Mamy go wyleczyć, a nie wykończyć – Puchatek z politowaniem pokręcił głową.
Szli leśną ścieżką, gdy nagle Puchatek przystanął i skinął głową w stronę pobliskich krzaków, z których wystawała noga w czteropasiastym dresie.
– Czek it – polecił Puchatek.
Kłapouchy ostrożnie zajrzał między krzaki. Po chwili odwrócił się do kumpli i wzruszył ramionami.
– No to znalazł komórę… Ciekawe gdzie teraz poleciał?
– A co z tym tutaj? – zainteresował się Królik.
– Chuj z tym tutaj. Szukamy Tygryska, a nie oglądamy pobitych palantów. Idziemy – Kłapouchy ruszył do przodu.
– Czekaj, gdzie go, kurwa, chcesz znaleźć? W pizdu drzew i krzaków. Zesramy się, a go nie znajdziemy – zmartwił się Prosiaczek.
– No to co robimy? – warknął Kłapouchy.
– Bierzemy tego fiuta do chaty. Może coś z niego wyciągniemy.
– Pojebało cię?! Chcesz takie gówno do domu znosić? Sami znajdziemy Tygrycha!
– Kurwa, Kłapouchy, myśl trochę! Tak będzie szybciej – Prosiaczek podrapał się w głowę – Może palant coś słyszał, wiesz, że Tygrysek próbuje teraz wszystkich uświadamiać. Może coś mu nagadał?
– Co mógł, do kurwy nędzy nagadać! – Kłapouchy aż posiniał z nerwów – Przecież Tygrys pierdoli od rzeczy, sam widziałeś…
– Ale coś mógł usłyszeć! – wydarł się Prosiak.
– Chuja mógł! – darł się Kłapouchy – Nie będziemy taskać jakiegoś kutafona przez las!
– Zabieramy!!! – wrzeszczał Prosiaczek.
Wtem rozległ się wystrzał. Prosiaczek i Kłapouchy gwałtownie ucichli i wyciągnęli spod kurtek giwery.
– No to, kurwa, po problemie – rzeczowo stwierdził Królik.
Z krzaków gdzie leżał obecnie już denat wyszedł Puchatek. Zabezpieczył shotguna i schował pod płaszcz.
– Puchatek… – wyszeptał Prosiaczek – Odpierdoliło ci? Mało mamy problemu z Tygrysem?
– Yyyy – zaczął niepewnie Puchatek – Wypadek, chciałem go postraszyć, żeby powiedział gdzie polazł Tygrysek i wypaliło…
– Kurwa! – wrzasnął Królik – Jakie wypaliło? Po chuj żeś wyciągał giwerę? Ten palant i tak by o wszystkim powiedział.
– No, tak – Puchatek zawstydzony grzebał nogą w piachu – Ale na jednym filmie widziałem…
Prosiaczek aż usiadł z wrażenia.
– Ja pierdolę – wysapał – Ty też? Co jest, w dupę jeża? Jakaś epidemia? Masz dziedziczny syf zamiast mózgu? Jaki film? Co ty pierdolisz? Rozejrzyj się dookoła!
Puchatek tępo popatrzył po drzewach.
– No i? – zapytał niepewnie.
– Co, „no i”?! – ryknął Prosiaczek. – Żadne „no i”! Widzisz gdzieś napis „HOLLYWOOD”? Takie zajebiście duże, białe literki?!
– Yyyy… Nie – stwierdził niepewnie Puchatek po chwili zastanowienia.
– No bo o to chodzi, ty durna pało, że nie jesteśmy w jebanym Hollywood! To nie jest, kurwa, film! Jasne?!
– No… – wymamrotał Puchatek.
– No i dobra, koniec pierdolenia – włączył się do dyskusji Królik i ruszył dalej ścieżką – Idziemy szukać Tygryska.
– No, idziemy – kiwnął głową Kłapouchy – Tropem białego króliczka…
– Jakiś taki sraczkowaty, a nie biały – roześmiał się Puchatek.
– Kłapouchy, morda w kubeł – Królik obejrzał się przez ramię i groźnie spojrzał na Kłapouchego.
Przez długą chwilę szli w milczeniu. Wtem rozległ się znajomy ryk.
– Ratunku!!! – darł się z pobliskiego zagajnika Tygrysek – Agenci mnie dopadli! Chcą mnie wykasować.
Nasza gromada pędem ruszyła w stronę zagajnika.
– A niech mu tylko nic nie będzie – wydyszał w pędzie Puchatek – Przypierdolę mu tak, że mu prążki ryja dupą wyjdą…
Po chwili wpadli na małą polanę. Tygrysek stał przywiązany do jednego z drzew i z przerażeniem rozglądał się dookoła.
– Cały? – zapytał Prosiaczek – Te, kurwa, Neo. Nic ci nie jest?
– Jakie: „nic”? – spytał Puchatek – Ma najebane we łbie jak sto sześćdziesiąt. To ma być: „nic”?
Tygrysek z przerażeniem wpatrywał się w grupę przyjaciół.
– Oni tu są… – wyjęczał – Cali w czerni, szukają mnie, wiedzą, że jestem wybrany.
– Nie: „wybrany”, a pojebany. To subtelna różnica – Puchatek pokręcił głową i zaczął odwiązywać Tygryska – Jednak masz talent. Ja sam bym się tak za cholerę nie przywiązał…
Nagle Puchatek znieruchomiał.
– Panowie… – wymruczał nie ruszając się z miejsca – Coś tu, kurwa, nie gra. Tygrys ma dwie lewe ręce i każdy to wie. W kółko strzela orły na ulicy, bo nie może sobie zawiązać sznurowadeł. A teraz stoi związany jak nie przymierzając „szynka babuni”. Sam tego nie zrobił. No faken łej…
– Oszkurwpier.. – zabełkotał Tygrysek – Za późno… Już po nas. Namierzyli nas i odcięli nas od centrali…
– A ten znowu – pokręcił głową Królik – Weź go który pierdolnij, może się zamknie… Idę lać. Po tym syfie, co go ostatnio pijemy szczam jak pies.
Królik odwrócił się i…
– Jebany świat – wyszeptał – Chłopaki, coś, kurwa, nie gra. Wszyscy obrócili się w stronę z której parę minut wcześniej przyszli.
– To oni! – zawył z przerażeniem Tygrysek – Spierdalać! Nikt jeszcze nie przeżył spotkania z agentami.
Między drzewami stało trzech typków w czarnych garniturach i okularach przeciwsłonecznych. Pierwszy z nich wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał numer i zaczął cicho rozmawiać. Nasi przyjaciele ze zdziwieniem spojrzeli po sobie.
– Koniec, nie mieszam więcej wińska z wódą – wystękał Kłapouchy – Widzę potem jakichś śmiesznych ludzików biegających po lesie.
– Też widzę – odparł wolno Puchatek – A ja od trzech dni jadę tylko na „Igristoje”. Oni są live, i to bardziej niż CNN.
– Uciekajmy! – skowyczał Tygrysek – Znajdziemy inne wyjście z matrycy!
Puchatek gwałtownie pociągnął kolbą shotguna po łbie Tygryska. Tygrysek wywinął podwójnego aksla i glebnął na trawkę. Wszyscy przyjaciele spojrzeli ze zdziwieniem na Puchatka.
– Poważna sprawa – Puchatek skinął głową w stronę trzech gości w garniturach – Lepiej będzie dla Tygrysa jak na jakiś czas faktycznie odpocznie w matrixie. Jeszcze coś by mu do łba strzeliło, wiecie jaki z niego nerwowy rocznik…
– Patrzcie go, w mordę – uśmiechnął się krzywo Prosiaczek – Znalazła się „siła spokoju”. A kto gościowi zmienił rysy twarzy przy pomocy pocisku dum-dum?
Brygada zaczęła podchodzić kolesi.
– Panowie, oni nas ciągłe, kurwa, ignorują – Królik wyglądał na poirytowanego – Strzelamy czy pytamy?
– Spoko, Królik – Kłapouchy wysunął się do przodu – Kulturka musi być. Ja to załatwię.
Podszedł jeszcze kilka kroków do gości w czerni.
– Kurwa, w chuja tniecie, czy co? – zaczął zgodnie z protokołem dyplomatycznym Kłapouchy – Co wam odjebało, żeby wiązać Tygryska do drzewa? Brykałby sobie spokojnie po lasku, walnął jakąś flachę, może by gdzieś wyrwał jakąś niezłą dupę… A wy co? Do drzewa i spokój, tak?
– Cicho, mały – gość z komórą w ręce spojrzał groźnie na Kłapouchego – Już kończę…
– W mordę, kurwa, jaja sobie robicie?! – wydarł się Kłapouchy – Wypierdalać z lasu jak grzecznie proszą, bo jak nie to przestanę być uprzejmy!
Gość schował telefon do kieszeni, przeszedł koło Kłapouchego i stanął przed Puchatkiem.
– Pan Puchatek?
– Nie, kurwa, Królik – wysapał Puchatek. – Co, nie widać?
– Panowie – facet w czerni poprawił okulary na nosie – Spokojnie. Znacie już pana Kudłatego, prawda.
Puchatek podrapał się w łepek.
– Coś było… No jasne. Ten w dupę dęty meksykaniec z walizką. Ale wszystko oddaliśmy.
– No właśnie o to chodzi, że nie oddaliście. Jesteście winni panu Kudłatemu zawartość walizki plus odsetki. Tysiąc dolarów za każdy dzień zwłoki.
Królik parsknął śmiechem.
– Nie, no kurwa gość ma talent. Człowieku idź do szkoły aktorskiej. Tam szukają takich komików… Przecież wasz kurier zabrał całą przesyłkę. Idźcie do domu, co będziecie tak…
Facet gwałtownie uderzył Królika pięścią w tchawicę. Królik charcząc wylądował na kolanach.
– Kurwa, przeginacie – warknął Kłapouchy i sięgnął za pazuchę. W tym momencie poczuł przy głowie dwie lufy. Dwaj pozostali goście, którzy stali koło niego trzymali w łapach po gnacie i wtykali mu je do uszu.
– No i jak, Panie Puchatek – gość, z którym rozmawiali ściągnął okulary – Oddajecie?
– Kurwa, kretynie, wszystko oddaliśmy – wystękał Puchatek.
– Jak chcesz – facet wzruszył ramionami. W momencie gdy naciskał spust Puchatek zniknął jakby zapadł się pod ziemię.
– Co jest… – wystękał szef grupy. – Co to ma być?
– Szefie – odezwał się jeden z pozostałych – Coś tu nie gra. Zawsze zostawał trup, a dzisiaj…
– Ja was ocalę! – Tygrysek, który właśnie się ocknął zaczął biec przez polanę chcąc rzucić się na napastników.
– Długi, Wąski. Skasujcie tego błazna.
Dwaj faceci jednocześnie podnieśli pistolety i wystrzelili.
– Kurwa, to po nim – jęknął Kłapouchy – Szkoda Tygryska, fajny był z niego herbatnik. Co on, do ciężkiego chuja, robi?
– Zaczyna wierzyć – poważnie wyszeptał Prosiaczek. W tej chwili Tygrysek raptownie zatrzymał się w pędzie i opadł ślizgiem na ziemię mijając przelatujące pociski.
Wykorzystując konsternację przeciwnika Kłapouchy, Prosiaczek i Królik rzucili się na kolesi w garniturkach, którzy w starciu jeden na jeden byli bez szans.
Po chwili leżeli podziurawieni jak sito.
– Skurwysyny – wycharczał Królik – Żyj i pozwól umrzeć…
– No i co robimy? – Prosiaczek niezdecydowany patrzył na Kłapouchego.
– Jak to co? Bierz Tygryska, ja biorę Puchatka i znikamy. Hołm, słit hołm, jak to się mówi. Obalimy flachę, a Tygrysa damy do komórki. Tak jak było ustalone. Odechce mu się odstawiać takie popierdolone sztuczki.
– A ciała?
– A co ja, kurwa, Zakład Oczyszczania Lasu? Chuj im w dupę, jak napisał jakiś poeta…
Towarzystwo wolno powlekło się w stronę chatki.
Następny słoneczny lipcowy poranek rozpoczął się od wycia Tygryska.
– Wyyyyyyypuście mnie stąd! Przecież sami widzieliście! Ja wyminąłem lecące kule, a Puchatek raptem zniknął! My naprawdę jesteśmy w matrycy!
– Stul japę pojebie – rozległ się głos Kłapouchego – po prostu jak biegłeś wyjebałeś się o korzeń a potem pojechałeś na lisim gównie, tylko dlatego jeszcze żyjesz.
– Właśnie, a ja wpadłem do jednej z dziur, które zostały w lesie po tym zafajdanym Goferze – dodał Puchatek – oprzytomnij wreszcie!
– Jak mawia agentka Scully, każde zjawisko można naukowo wyjaśnić – dorzucił swoje Królik i pociągnął łyk „Kozackoje Igristoje” z plastikowego kubeczka.
Tygrysek nie dał się jednak do końca przekonać…
KONIEC CZĘŚCI SZESNASTEJ
Był piękny sierpniowy poranek… Królik, Kłapouchy, Prosiaczek, Tygrysek i Puchatek siedzieli w domku tego ostatniego. To znaczy Kłapouchy siedział, bo jako najbardziej doświadczonemu zawodnikowi udało mu się nie osunąć pod stół podczas wczorajszej libacji. Reszta towarzystwa była malowniczo rozłożona na wszystkich meblach. Najgorzej czuł się Prosiaczek, który pomylił HERACLESA – Classic Płońsk Aperitif z Borygo (faktem jest, że smak, zapach i kolor były identyczne, więc nawet taki koneser dał się zwieść).
Przed osłem stała zajebistych rozmiarów faja wodna skonstruowana z wiadra, dwóch gumowych węży i obciętej końcówki lufy od dwururki nabitej gigantyczną ilością trawy. Kłapek błogo zaciągał się dymem, który po fachowym przetrzymaniu w płucach wypuszczał pionowo w górę. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak mała ciuchcia stojąca na bocznicy.
– Wiesz Królik, niezłe to zielsko, miałeś rację, żeby obok tej debilnej marchewki zasiać zagon gandzi.
– A ty kurwa myślałeś, że co? Ja mam wyłącznie dobre pomysły – stwierdził skromnie Królik – ekstra nasionka, specjalnie zmodyfikowane do hodowli w chłodnym klimacie, mejdin Holland.
– Fakt, że pięknie wyrosły w tym roku, takie wybujałe. A hodowla eksperymentalna w piwnicy też się pięknie rozwija – zauważył Tygrysek i dodał – wiadomo, Polska – zielone płuca Europy.
– A jak przyjdzie Bystry Rydz to powiemy, że wszystko jest legalnie, przecież te pięć hektarów to wyłącznie na własny użytek – roześmiał się Puchatek – zresztą możemy mu coś odpalić, niech kapitan ma trochę relaksu.
– Ty, cwana gapa, nie bądź taki kurewsko szybki, nie ty wyhodowałeś, nie ty będziesz rozdawał – zaperzył się Króliczek i cisnął w Puchatka butelką, upewniwszy się najpierw czy nie pozostała w niej ani kropla Heraclesa.
– Spokój złamasy, czuję się jakby we łbie ktoś mi jeździł czołgiem, a wy ciągle drzecie te w kurwę jebane mordy! – Tygrysek jak zwykle obudził się negatywnie nastawiony do rzeczywistości. W ciszy, jaka chwilowo zapadła, dało się usłyszeć dziwne hałasy dobiegające z zewnątrz oraz śpiewy w stylu „wszystko co nasze Polsceee oddamy”
– Co to, kurwa, jest? – zagadnął Puchatek.
– Może to te cioty z Radia Maryja. Chcą odbudować przekaźnik – jęknął Prosiaczek, po czym przewrócił się na drugi bok – nasz las to jedyne miejsce w kraju gdzie nie docierają fale tego upierdliwego radia.
– Fak it – stwierdził z wieśniackim akcentem Królik.
– Posłuchajcie, ktoś tu lizie… – rzekł Tygrysek.
Wtem do domu wpadł Krzyś i fiknął kozła na bełcie jednego z naszych bohaterów, lądując w następnym. Brygada zgodnie wpadła w brecht.
– Ała. Moja biedna głowa – rzekł Krzyś, poprawiając nażelowaną fryzurę i powoli wstając. Ubrany był w odblaskowe białe dresy z obowiązkowymi czterema paskami (czwarty dorzucił mu gratis sprzedawca w zamian za zrobienie loda), zajebiście zielone odblaskowe „addidasy” oraz szpanerskie ciemne okularki. Z kieszeni wystawał mu kurewsko duży słoik z wazeliną – prezent urodzinowy od pana Sowy.
– Czego tu szukasz amatorze cudzych odbytów? – warknął Prosiaczek.
– Może chcesz żeby ci wsadzić obtłuczoną butelkę w dupsko? Mamy tu kilka takich – zaczął dopytywać się Kłapouchy.
– Załogo, nie uwierzycie! – wykrzyknął w podnieceniu Krzyś – przyjechali…
– To chuj im w dupę! – stwierdził Tygrysek, a Prosiaczek przezornie wyjął swoje ukochane Uzi.
– Przypominam sobie patrząc w jej oczy małe, gdy ci ssałem, a potem mnie od tyłu brałeś – zaczął cicho rapować Kłapouchy – ty głupia cipo, to tekst jakby pisany idealnie dla ciebie – stwierdził.
– Nie, nie, nie rozumiecie – przyjechali harcerze! – zakrzyknął Krzyś – idę się zapisać! Po czym wybiegł z domu.
– Nigdy nie wiem, o co chodzi temu pedałowi. Co to są szalbierze? – spytał Tygrysek, który jeszcze nie do końca się obudził.
– Harcerze, pało to takie cioty, co jeżdżą do lasu na obozy, aby zbierać jagódki, dokarmiać zwierzątka, nosić zielne mundurki i chustki, słuchać rozkazów i robić „Baczność! Spocznij!”. – poprawił Prosiaczek
– Innymi słowy pipy jakich mało? – odrzekł po chwili zastanowienia Kłapołuchy.
– Sytuacja jest poważna – podsumował Prosiaczek.
– Taa. Łi mast destroj dem, or przyjedzie ich tu więcej – powiedział z wieśniackim akcentem Tygrysek.
Tymczasem Króliczek zaczął wyglądać przez okno. Z każdą sekundą jego mina wyrażała coraz większe przerażenie.
– Ja pierdolę, chłopaki! Musicie mi pomóc! Jakieś geje rozstawiają namioty obok mojego ogródka! Zaraz zadepczą całą uprawę marychy! Trzeba im wpiździć!
– To jest, kurwa, skandal! – wykrzyczał oburzony do granic Tygrysek, po czym poczerwieniał jak ruska dziwka.
– Nie bulwersuj się tak, bo ci gały wyskoczą z orbit! – zauważył Prosiaczek.
Kłapouchy milcząc przystąpił do rutynowych czynności: czyszczenia i ładowania broni, sprawdzania wyposażenia, ostrzenia noży. Tymczasem Puchatek, jakby wolny od wszechobecnych trosk wstał po kolejną butelkę. Wyjmował właśnie wino, gdy ktoś zapukał do drzwi.
– Ani chwili spokoju – mruknął Puchatek, po czym podszedł do drzwi. Otworzył.
– A ty kim jesteś? – zapytała postać w zielonym mundurku i śmiesznej czapce.
– Jo Sem Netoperek – odparł Kubuś.
– Bo widzisz, mamy teraz grę, a tu gdzieś miał czekać mój druh drużynowy… – powiedział znowu tamten.
– Zaraz, zaraz… – mruknął Puchatek – czy ty przypadkiem nie jesteś harcerzem? – zapytał sięgając po przedmiot za szafą.
– Tak! Zastępowy Wrona melduje się na punkcie… – nie dokończył gość. Nagły cios bejsbolem pozbawił go wszystkich zębów.
– A masz, ty pedalska cioto! – ryknął Kubuś.
Cała ekipa momentalnie poderwała się na nogi.
– Widzę, że zajebałeś skurwiela! – Tygrysek był jak zwykle bezpośredni.
– Teraz wyślemy im jego kawałeczki – radował się Królik – o takie malutkie!
– Nie! Nabijmy go, kurwa, na pal! – krzyczał Kłapołuchy.
– Wsadźmy mu rozgrzane żelastwo w dupę! – coraz głośniej wrzeszczał Prosiaczek.
– Zamknijcie ryje! To ja mu przypierdoliłem i ja wymyślę co z nim zrobić! – krzyknął Puchatek.
– Więc dobra, mądralo. Co z nim robimy? – spytał nieufnie Tygrysek.
Kubuś miał właśnie odpowiedzieć, gdy do drzwi zapukał kolejny gość.
– Co to, kurwa, jest? Autostrada? – ryknął Puchatek – jeśli to znowu jakaś ciota, to nie wyjdzie stąd cało!
Tymczasem do domu wpadła cała brygada ubrana w czarne skóry. Byli to Łowcy Pip, jednak nie było z nimi ich lidera DonVasyla(tm).
– Siemanko, niezłe wdzianko… – począł głucho rapować Kłapołuchy.
– Słyszeliśmy, że w okolicy są jakieś pipy – zagadnął czwarty z Łowców – są nam bardzo potrzebne, DonVasyl(tm) ma kłopoty z erekcją, jeśli nie zapierdoli jakiejś pipy nie będzie mógł zerżnąć już żadnego kurwiszcza, kurwy, a nawet kurwiątka.
– To bardzo przykre, tak chcieć i nie móc – zauważył filozoficznie Prosiaczek – ale mamy dobre wieści: wasz przywódca przepiłuje jeszcze niejedną szparkę.
– Taa. W okolicy jest cały obóz pełen pip. To zjazd pip z całej Polski. – odpowiedział Prosiaczek.
– To my lecimy po DonVasyla(tm)! – stwierdził ósmy z nich.
– Dobry pomysł – zawtórował piąty z nich.
– Na co więc czekamy? – spytał giermek, po czym obydwaj wybiegli z domku.
– Panowie, trzeba coś wymyślić. Musimy się pozbyć tych zielonkawych zafajdańców z lasu! – rzekł po chwili namysłu Tygrysek – i lepiej się pośpieszmy, zanim ci porypani Łowcy Pip wkroczą do akcji, nigdy nic dobrego z tego nie wynika.
– Eureka! Odkryłem! Veni, Vedi, Van-Damme! – wykrzyknął Prosiaczek – Pójdziemy na posterunek policji i powiemy, że w lesie odbywa się właśnie zjazd pedofilii – naturystów. Komendant ich zgarnie i jeszcze będzie nam tak wdzięczny, że pewnie coś odpali, a my nawet nie będziemy musieli wchodzić do tego zadupnego obozu. Jest za gorąco żeby się bić.
– Świetny pomysł, Prosiaczku. – stwierdził Tygrysek. – chyba wiem jak załatwić tych zielonych popaprańców…
Po czym cała grupa udała się na posterunek. Po przybyciu na miejsce Tygrysek tajemniczo zakomunikował:
– Chłopaki, zaprowadźcie szeryfa do obozu, spotkamy się później!
Po czym zniknął w zaroślach. Reszta brygada zapukała do drzwi opatrzonych tabliczką, którą ktoś przemalował na „Polucja”. W drzwiach stanął kapitan Bystry Rydz..
– Ahoj, panie władzo! Wiemy, że pan kapitan jest niestrudzonym obrońcą porządku i ładu moralnego w lesie – zaczął Puchatek, który był mistrzem włazidupstwa – dlatego chcemy zameldować o strasznym naruszeniu prawa! W okolicy znajduje się nielegalny, kryminalny obóz, założony przez zorganizowaną grupę przestępczą!
– Tak. Zanieczyszczają wodę! – zawtórował Kłapołuchy.
– Niszczą przyrodę i wycinają las! – dodał Królik.
– Napastują sarenki! – krzyknął Prosiaczek.
– I utrzymują stosunki analne! – dorzucił swoje Puchatek.
– Tak dalej być nie będzie! – wykrzyknął oburzony kapitan – zbiorę swoich ludzi i zamkniemy towarzystwo.
Już po chwili wszyscy stali kilkadziesiąt metrów od obozu.
– Poczekajcie, ja z nimi pogadam – powiedział kapitan, po czym wojskowym krokiem udał się do namiotów. Jednakże Bystry Rydz błyskawicznie wrócił i wściekły orzekł:
– Wszystko wydaje się być w porządku. Jest czysto i cicho. I mają zezwolenie na pobyt – Kapitan robił wrażenie zawiedzionego – a wam, dowcipnisie, odechce się głupich żartów! – zwrócił się do naszych bohaterów. Już miał się na nich rzucić, gdy ktoś krzyknął:
– Te, niebieski! Pała ci wystaje!
Był to Tygrysek, przebrany w mundur harcerski i stojący na głównym placu obozu.
– Coś ty gówniarzu powiedział? – ryknął Bystry Rydz.
– Pałą go, pałą go, pałą go i w łeb… – zaczął śpiewać Tygrysek.
– Ostrzegam, jeszcze słowo i… – darł się kapitan.
– Bystry Rydz śpi z pałą na wierzchu! Psy do suk! Pierdolić policję! Twoja pała już sparciała!
– Miarka się przebrała! Zamykamy obóz!
Po czym kapitan i jego ludzie rzucili się na harcerzy i rozpoczęli pacyfikowanie (pałowanie). Tygrysek w ostatniej chwili zdołał zrzucić mundur i schować się w krzakach. Przerażeni harcerze rozpierzchli się na wszystkie strony, ale i tak dosięgały ich ciosy pałek, granaty z gazem łzawiącym i gumowe kule. Po chwili wszyscy uczestnicy obozu leżeli pobici i skuci kajdankami. Co bardziej krewcy funkcjonariusze kopali leżących. Po bitwie (której ochoczo dopingowali nasi bohaterowie) kapitan podszedł do Puchatka i rzekł:
– Spełniliście dziś obywatelski obowiązek. Oto wasza nagroda. – rzekł dumnie Bystry Rydz, po czym wręczył bohaterom plik banknotów „zabezpieczonych” z obozowej kasy. Następnie odszedł, aby konwojować więźniów.
– Uff! Mało brakowało! – rzekł Puchatek.
– To, co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym – zaczął filozofować Kłapouchy.
– W sumie to był bardzo udany dzień – skonstatował Króliczek – a kapitan nawet się nie zorientował, że stoi obok pola marihuany.
– On pewnie myśli, że gandzia rośnie w postaci plastikowych torebeczek, które zwisają z krzaków – roześmiał się Puchatek.
– No, i teraz mamy kasę na kolejną imprezę! I świat jest trochę lepszy! – odparł Tygrysek, po czym nasi bohaterowie udali się do BabyJagi(tm), aby wydać swe ciężko zarobione pieniądze.
KONIEC CZĘŚCI SIEDEMNASTEJ
Nad stumilowym lasem budził się piękny i słoneczny styczniowy dzień.
– Ja pierkurwadolę! Znowu leje – skomentował pogodę wracający do życia Puchatek.
– Pić! – dodał.
– Farby! – darł się Kłapouchy wypuszczając z objęć kibel.
– Ja ci kurwa dam farby! Klina ci trza chuju jeden! – uciął Tygrysek, wyciągając spod zlewu specjalnie tam przez niego schowane „na rano” flaszki z japcokiem – Co my tu mamy? – oblizał się Tygrysek – ARIZONA, moje życie! Chłopaki, wstawać kurwa! Jebiemy po flaszeczce.
Po jednej, było jeszcze po jednej. Po trzecią kolejkę pod zlew wyprawił się Prosiaczek. Wlazł do szafki i zginął.
– Dawaj wino cholerny Bekonie! – zniecierpliwił się Kłapouchy – Słyszysz różowy skurwysynu? Czy może mam tam wleźć i ci pomóc?
– Ale… ale tu już nic nie ma! – desperacja w głosie Prosiaczka podpowiedziała przyjaciołom, że mówił prawdę. Wszystkim zajrzało w oczy widmo utraty sensowności tak mile rozpoczętego dnia.
– Do Babajagi! – Królik nigdy nie tracił zimnej krwi – zrzuta chamy!
Po paru chwilach wszyscy raźno popierdalali na Piwną Górkę, gdzie od dawien dawna stała na koguciej nóżce chatka Babajagi, vel Konstantynopolitańczykowianeczkitrzy, w skrócie zwanej chujem. Był to przybytek tak lubiany jak i niezbędny. Babajaga produkowała zawsze nieziemski, wręcz zajebisty specyjał – HERACLES – Classic Płońsk Aperitif. Ostatnio dołączyła do niego nowa marka ARIZONA – Mix, która od razu przypadła do gustu naszej brygadzie.
– Hej, Babajaga! To my! Szykuj flaszki, albo ci ten domek rozjebiemy! – Kłapouchy zawsze lubił ciepłe, przyjacielskie powitania – słyszałaś, ty obleśna zapiździała kurwo?
Tygrysek wszedł pierwszy i rzeczowo rzucił – Dwie zgrzewki Arizonki! Ino rys! – po czym odwrócił się do kumpli – jakieś plany na tak pięknie rozpoczęty dzień?
– Te, Babajaga! Co z tym winem? Kurwa! Przecież nas suszy!
Dopiero Prosiaczek wykazał się spostrzegawczością – Ej, co jest do chuja mamy? Gdzie ta głupia dupa? Widzieliście ją dziś wogóle?
– Ja tu widzę niezły burdel! – skomentował Puchatek, obchodząc wokół sklep – Ni chuja. Znikła. Ale, ale, tu jest siakaś kartka!
– Dawaj! – wrzasnął Królik – Co? Co to kurwa ma znaczyć? Nie moszna tak se w chuja walić ze stałymi klientami!
Podniósł się zajebisty rwetes, bo każdy chciał zobaczyć kartkę. Królik padł ze złamanym nosem, a Tygrysek zaczął na głos czytać: „Zdupczyła się aparatura do produkcji wina. Wyjeżdżam po części! Zostawiam wam ostatnie dwa sześciopaki Arizony. Wrócę za ok. dziesięć dni. Babajaga.”
– Ja pierkurwadolę po dwa-jebane-kroć! – sapnął Puchatek, po czym zemdlony padł na podłogę jak jakieś cholerne ścierwo.
– Dziesięć dni! Dziesięć jebanych dni! Bez alkoholu! – Prosiaczkowi łamał się głos – my tego nie przeżyjemy. No fakin czens!
– Może nie przeżyjemy, ale najpierw coś rozpierdolimy! Poza tym, mamy jeszcze kwasik! Może gdzieś kurwa wygrzebię jakieś zapomniane pudełko chujowego butaprenu!
– Tygrysku, proszę. Chociaż raz nie bądź takim przemądrzałym skurwysynem! Kwasik to nie wszystko! Nie samym kwasem człowiek żyje, a japcokiem kurwa tak! – uciął te puste dywagacje Królik – ale coś rozjebać, no, no to jest zawsze wyjściowo. Chodźcie do tej pipy Krzysia. Jak mu spuścimy porządny wpierdol, to nam się może i myśli rozjaśnią.
Po tych słowach wszyscy rozbiegli się w swoją stronę. Oczywiście najpierw opierdolili te dwa marne sześciopaki Arizonki i umówili się o rzut beretem od domku pipy. Ostatni przybył Tygrys.
– Sory bojz żeśta na mnie czekali, ale ja bez kwasika nie umiem tej mojej giwery obsłużyć. Mam też dla was, zarzućcie po jednym, może choć na chwilę zapomnimy o naszym smutnym losie!
Już po chwili rzucili się na domek, tratując pedalski płotek i wrzeszcząc na przemian „DOOM” i „Kil dis faken gej!”. Krzyś chciał się schować do lodówki, ale ni chuja! Sprytny Królik go tam wyczaił i wyciągnął na środek pokoju.
– Ściągaj gacie! – wołał Kłapouchy – wsadzę mój obrzyn w te twoją niedopierdoloną pedalską żyć! Ściągaj mówię!
– Nie, Kłapouszku, nie możesz mu tego zrobić! – zapiszczał nie wiedzieć czemu Królik.
– Siat da fak ap! Wsadzę mu tego obrzyna w dupę! Niech chuj popamięta, że jak nie ma co pić, to jezdem zajebiście wkurwiony!
– Ależ nie, nie. Wsadzimy mu. Ale nie obrzyn – Królik uśmiechał się obleśnie coś za sobą chowając – wsadzimy pipie to!
– Ja pierdolę. Królik, ty to masz łeb! – Tygrysowi oczy wprost świeciły z radości, a na dodatek źrenice miał jak pięciozłotówki – Jebaj go, jebaj.
Królik powoli wyciągnął TO zza pleców. Trudno opisać te kurewsko głośne wrzaski, które brygada wydała zobaczywszy TO, co Tygrys przed momentem.
– Królik, ty chuju, skądś wytrzasnął taki piękny kompresor Karchera? – Kłapouchy był wniebowzięty – Dawaj mu go w dupala! Prosiak, odpalaj silnik! Puchatek, wsadź mu koniec w dupę i pilnuj ciśnienia! No, panowie, cztery atmosfery chyba wystarczą, co? Dajemy!
Wrrrrr zawył silnik. Sssss zasyczało. Nieeee wrzeszczał Krzyś, ale radość była taka, że przyjaciele nie słyszeli tych hałasów. Krzyś skręcał się i puchnął, aż w pewnym momencie wyrzygał śniadanie. Potem wysrał gębą wczorajszą kolację, obiad, i przedwczorajszy obiad…
– Hurra! – darł się Tygrysek – to się nazywa kogoś wydymać!!! Ale wiecie co, chłopaki, mnie się od początku wydawało, że on powinien srać tą swoją pojebana mordą. Dupę ma przecież dla gości…
– Ja pierdolę, je pierkurwadolę… – stękał z radości Puchatek – Hej, Prosiak! Wyłącz to kurwa, bo nam Pipa pierdolnie! Musi być w jednym kawałku na następny raz!
Tym razem Krzyś miał szczęście. A może jednak pecha? Tymczasem Królik znalazł w pokoju Pipy zestaw „Mały Chemik” i wpadł na genialny pomysł:
– Hej, kutasy wy moje! Europa! Odkryłem! Veni vidi vyczaiłem! Przecież to prawie takie, jak to na czym Babajaga robi wino! Upędzimy bimbru! Nie umrzemy! – Po czym wszyscy zgodnie popierdalali do domku Królika, mącić wynalazki.
– Te, kurwa, Królik długo jeszcze – żalił się trzeciego dnia Tygrysek – Ja już ciągnę na resztkach butaprenu, chłopaki w akcie desperacji wlewają w siebie to pierdolone borygo. Mnie jest już chujowo! Ja chcę pić! Słyszysz, ty jebany w dupę leszczu? Gdzie ten kurewski bimber?
Nagle z zewnątrz dobiegł gang silnika Harleya, po czym ucichł. Chłopaki już powyciągali giwery, żeby grzecznie powiedzieć gościowi co by spierdalał, bo jak nie, to go nabiją na pal, zgwałcą mu córkę, zjedzą żonę i spalą dom, gdy w drzwiach stanął jakiś duży facio i powiedział:
– Haj, aj’m Zed.
– Jaka kurwa zebra? – Kłapouchy nie był już w najlepszej formie. Dopalał ostatki grasu jaki wygrzebał po szufladach i posiłkował się w tym zieloną herbatą – To nie jest żadne chujowe zoo! Widzisz tu kutasie siakieś zwierzęta?
Tymczasem facio wyciągnął zajebiście dużą flachę łyski i z uśmiechem spytał:
– Aj fołt samłer hir łoz to bi e party? Ejnt’ it?
Tego było dla kolegów za wiele. Rzucili się na flachę jak jacyś naćpani, pokurwieni alkoholicy, co to im fabryczkę jaboli zamkli.
– Ja pierdolę! Prawdziwa wóda!
– Dawaj, skurwysynu, ja pierwszy!
– Nie, ja!!!
Tymczasem Królik najspokojniej w świecie skończył warzyć bimber i porozlewał go do flaszek. Ot, tak po litrze na mordę. Wlazł do pokoju w samą porę, bo łyski już „pękła” a i nastroje były zajebiste, wszyscy załapali właśnie smaki.
– Dawaj kurwa Królik ten twój eliksir!
– Ejże – zaniepokoił się Królik – co to za kutas pierdolnął dupsko w moim fotelu?
– Nie wiem, nie znam go! – wrzasnął Prosiaczek – Ale kolo miał wódę, to musi być zajebisty gość! Dawaj ten bimber, albo ci zrobimy hot-doga z twojego chuja i każemy zjeść! – Sprawa była poważna, bo Bekon już wyciągał uzi zza paska.
Ach, jaka to była impreza… Kłapouchy skakał z lampy do miednicy z wodą i mówił że jest „baletkurrrwammisstrzemm z pieeerrrdolonej rewii na ssmmalcu”. Tygrys wyczaił w kieszeni jeszcze dwa kartoniki z jego ulubioną przyprawą i dostał zajebistego tripa… Szkoda tylko, że Kubuś z Królikiem wmówili mu, że jak nie zwali konia ze dwadzieścia razy pod rząd, to mu jaja z przepełnienia pękną. A Prosiaczek, tak mu się zachciało dupczyć, że latał po domu bez spodni i wrzeszczał „w pipu, w pizdu, no chociaż w paszczu!”, dopóki nie włożył chuja w wyżymaczkę od pralki typu „Frania”, co spowodowało u niego chwilowy zanik wizji i fonii. A Kubuś z Królikiem zorganizowali zawody w rzyganiu na czas i odległość. Rzygali od stołu, aż do trzeciej rano. Padło kilka falstartów, więc się i objedli, ale było zajebiście.
A rano, no cóż, rano wstali i obejrzeli Teleexpres (kultura musi być i chuj – jak powiedział Tygrys), Zeda już nie było, a wszystkim jakoś nogi nie chciały się zejść razem i mieli dziwne uczucie, jakby im kto z dupy zrobił jesień średniowiecza…
KONIEC CZĘŚCI OSIEMNASTEJ
Była piękna wiosenna noc. Przez ciszę oraz mrok Stumilowego Lasu przedzierały się okrzyki i śpiewy wydobywające się z domku Prosiaczka.
– He, he… to jest zajebiste! – podniecał się Królik.
– No, mówiłem wam – przymrozki, nie przymrozki, ale zawsze trzeba mieć swoje „drzewko szczęścia” – stwierdził Kłapouchy, trzymając w pysku faję XXL (hit sezonu, prosto z Zakopca) napełnioną trawą.
– Pszyjszła do mnie… nie wiem skąd – zaczął podśpiewywać Królik – zawróciła w głowie tak dokładnie, teraz wiem to jest to jest to… ooooo GAŃDZIA!!!
Z nieprzeniknionych obłoków dymu wyłoniła się postać Prosiaczka.
– Eeeee… emmm… ehym – zaczął mamrotać.
– Grasz w zielone? – zapytał Królik – mejd in Kłapouchy’s doniczka!
– Hę – nie kontaktował Bekon, trzymając w łapkach ostatnią flaszkę Króliczanki (bimbru, który od pewnego czasu pędził Królik) – Fcecie chłopaky?
– Dawaj no tu – Kłapouchy wziął parę łyków, po czym zdziwiony stwierdził – hem? Bekon, coś ty tam nalał? Kopie jak chuj!
– Hreed… Bull… – przeliterował Prosiak, po czym nieprzytomny wyrżnął w podłogę.
– Hhehe, po tym enerdży drinku Prosiaczek będzie miał kaca przez trzy dni – zaśmiał się Królik – ale jeśli o spiryt chodzi, to jest problem – kartofle się skończyły, zgniłe jabłka też.
– A te ruchane marchewki? – sapnął rozgniewany Kłapouchy – nie przejdą?
– Ta… chcesz z marchewy robić Bollsa?! – Królik nie znosił braku poszanowania – „łódki w lodzie” z marchewką mu się zachciewa!
– To niedobrze… cholera, noc jeszcze młoda, a tu nie ma nawet kropelki – Kłapouchy zaczął szybko łapać deprechę.
Kilka metrów dalej Puchatek i Tygrysek siedzieli przed telewizorem i oglądali film na wideo. W związku ze słabą widocznością, wynikającą z przesycenia powietrza oparami spirytusu i dymku z fajki Kłapouchego, nasza dwójka siedziała pół metra od ekranu.
– Tanija agencija, ukraińskoje prezentijat… Sex-files – zadudniło z głośnika.
– Eee… ehehe… goła kosmita – zaśmiał się wieśniacko Kubuś – ty, włochate, zielone, melony ma!
Nie spotkało się to z żadną reakcją Tygryska, który siedział nieprzytomy, wspierając się czołem o kineskop telewizora „Rosyjskoje-reaktoroje”.
– Mulder nie! – wrzasnął nagrzany Puchatek – ona ma druta, uciekaj!
– Kurwa! – zaryczał rozjuszony Kłapouch – nie ma już spirytu, dopiero północ, a spirytuala nie ma! – lamentując, rzucił pustą butelką w kierunku telewizora.
Tygryskowi przypadła bohaterska rola ochrony kineskopu; wypełnił ją mimowolnie obrywając flachą w głowę.
– W dupę ją Scully, w dupę! – kibicował nieporuszony Puchatek – za Muldera!
– Auu – jęknął Tygrysek wyrwany siłą z tripa.
– O faken, nie działa, co jest? – zdziwił się Kubuś – wideo Prosiaka znów wciągnęło kasetę! Najlepszy moment był! Kurwa jego mać!
Tygrys zaczął dochodzić do siebie:
– Mój łeb – syknął – skąd taki kac? – dawać flachę!
– Nie-e-ma – powiedział z desperacją Królik.
– Jak to: „nie-e-ma”? – krzyknął w przestrachu Puchatek – ale mi trzeba!
– Słyszeliście ochotnika – warknął Tygrys, który przypomiał sobie, że Puchatek mu zeżarł ostatniego kwasika trzymanego na „po podróży”.
– Dobra, nie kłóćcie się… lepiej obaj pójdźcie, i to biegiem, chyba zaraz lunie – wymędrkował Kłapouchy.
Kuba i Tygrys zygzakując pobieżeli do Buttleyem BabyJagi.
– Te, Tygrys, zapierdalaj szybciej bo mokną mi jaja – zadygotał Kubuś – ja no bym normalnie, te jebane chmurki zajebał (środki artystycznego wyrazu nie były mocną stroną misia).
Niedługo obaj dotarli na Piwną Górkę.
– Abrakadabrachokuspokuskonstantyneapolitańczykowianeczkitrzy! (kurde) – mieszał się Puchatek – chcemy trzy sześciopaki winobluszczywin Herakles!
– Kurwa! – z jękiem otworzyły się drzwiczki chatki na kurzej nóżce i wygramoliła się z nich zaspana Abrakadabra – kurwa, te debile przerwały mi sen – Tygrys łap! – rzuciła z góry towar wprost na Tygryska – I nie budźcie mie kurwa więcej! – zatrzasnęła drzwiczki.
– Ałł – zajęczał posiniaczony Tygrysek – szacunku dla klienta, to za cholerę w tym posranym kraju.
Obciążeni flaszkami niebiańskiego trunku bohaterowie skierowali się w kierunku domku Prosiaka.
– Hmm – stwierdził Misiek – Tygrys, nie dawaj mi więcej kwasów. Czy mam zwidy czy tam stoją jebani kosmici?!
– Spoko, też ich widzę – potwierdził Tygrysek – to nie ufoki tylko Ukraińcy z Czarnobyla.
W mgnieniu oka ku naszym towarzyszom zbliżyły się dwie świecące w mroku lasu postacie.
– Witajcie, wy ziemskie pokraki – powiedział ufok podobny do krzyżówki Krzysia z Obcym 4.
– Jesteśmy przedstawicielami Pederacji Międzygwiezdnej – dodał Alien – to właśnie my zwiedzamy najdalsze zakątki wszechświata w poszukiwaniu nowych destylatornii, kosmicznego spirytu, nie odkrytych melin, to my, nikt inny, podążamy tam gdzie żaden żul nie puścił jeszcze pawia – kończąc kwestię, obcy rzygnął niebieskim glutem – Jestem Mr. Zboq.
Obok niego stała istota, ku uciesze Tygrysa, łudząco podobna do zielono-skórej, pokrytej lepką substancją Britnej Śfirs.
-A ta, to porucznik O’Hera – dodał przybysz – dostaliśmy cynk, że w tej zapadłej galaktyce niejaka BabaJaga manufakturuje płyny alkoholopodobne znane jako Heracles – Classic Płońsk Aperitif – stwierdził – jesteśmy tu po to, by zająć towar do szczegółowych analiz i zanihilować istotę znającą jego skład w celu zatarcia poszlaki.
– O faken, anal… co? Tygrys, mamy problem – szepnął Puchatek Tygryskowi, ten jednak był hipnotycznie zapatrzony w towarzyszkę Zboqa. – Co, ona? Pojebało cię na prążkowany ryj?
– A więc gdzie do kurwy nędzy jest Abrakadabra, wy jebane żule? – zapytał uprzejmie Obcy.
– Co kurwa? – ocknął się Tygrys – eeee nigdzie, my tylko po… ja pierdolę niepowiem jak… – nie dokończył, gdyż w tym momencie szarpnął nim promień fazera porucznik O’Hery.
– A te Heraklesy to gdzie taszczycie? Co? – dodał Obcy.
Podgotowany Tygrys zaczął coś niezrozumiale pieprzyć:
– Wiesz co mała? Stoi mi pała… Nie no kurwa, znam takie miejsce w które mógłbym cię kochać i jebać, i p… – jebnął nieprzytomny pyskiem o ziemię.
– A może i ciebie cipo mamy też wyłączyć? – zapytał Zboq trzęsącego się misia – gdzie Chuj?
Choć Kubuś był misiem o bardzo małym rozumku (wypalonym siarą), jednak doskonale wiedział, że w tej sytuacji najlepszą metodą obrony swych praw będzie ucieczka. Podjął kilka anemicznych kroków wstecz i dał nura w zarośla.
– Nie mamy czasu na tego małego skurwysyna – powiedziała O’Hera – moc destylatorów denaturatowych drastycznie spada, bierzmy lepiej tego prążkowanego ciecia na spytki.
W tym czasie Kubuś zapierdalał na swoich jakże skacowanych nóżkach, by ostrzec brygadę.
Po chwili wpadł do chatki Prosiaczka:
– Oni, kurwa, pedały, Ukraińcy – nie mógł dojść do siebie Misiek.
– Ty debilu, kurwa ocipiałeś, czy co? Gdzie wino? – przeszedł do konkretów Kłapouchy – Głowę mam jak ze szkła!
– Te, te Ukraińcy zajebały Tygrycha i Heraclesa, i chcą jeszcze Babejagę – wystękał Kubuś.
– Dobrze, rozumiem Tygrysa, ale Babejagę? – nie mógł pojąć Prosiaczek – I ty im na to tak sobie, jak gdyby nigdy nic, pozwoliłeś?
– A co, czy widok Britnej Śfirs z czułkami na silikonach i giwerą w łapach napajał by cię optymizmem? – zajęczał Puchatek.
– Ja pierdolę… nie pierdol – błysnął intelektem Królik.
– Idą na Piwną Górkę, zajebią Babejagę i…
– …Nie będzie już więcej Heraclesa! – zatrząsł się Królik.
– If so, a mans got to do, what a mans got to do – sapnął Kłapouchy – Ale jak zapierdoliłeś Tygrycha i wychlałeś całe wino, to pomyśl sobie że już jesteś martwy – wycedził. – Oki, za godzinę spotykamy się tutaj, z wyposażeniem.
I tak nasi przyjaciele rozeszli się do domków w poszukiwaniu narzędzi krzywdząco-niszczących.
– No dobra – zaczął Kłapouchy – Puchatek bierze kałasza, Prosiaczek ma swoje Uzi, Królik ty cherlawa pokrako, bierz wiadro granatów… dobrze że ich nie wyrzuciłem – wycedził Osioł przez zęby, czyszcząc swego obrzyna.
Wkrótce nasi bohaterowie ruszyli mężnie ku drodze chwały, by wyrwać przyjaciela z Obcych rąk.
Wstawał już świt gdy brygada dotarła na miejsce przeznaczenia.
– O faken, słyszę. – syknął przez zęby Królik.
– A co? – zapytał się niepewnie Kubuś.
– A kurwa twoi znajomi robią coś z Tygrysem, słysze jakieś głuche kołatanie.
– I co? Nadal nie chcesz mówić? Porucznik O’Hera! Jeszcze jedna lewatywa dla naszego małego przyjaciela – krzyknął podniecony Zboq.
Tygrys żył, ale jego sytuacja nie przedstawiała się najlepiej. Był związany iście pedalskim rzemieniem, a gumowa rura łączyła jego dupsko z pompą hydrauliczną i butelką wina.
– Upijają go przez niebyt… eee znaczy odbyt – Puchatek był cokolwiek zaszokowany.
– Ojejkujejkujejku. Kurwa jego robiona. To nasz Herakles – zadrżał Prosiak.
– Wyciągam ogólne wnioski, iż praktyki „Gadająca pompka” nie działają na naszego przyjaciela – stwierdziła podniecona Britnej.
– A więc protokół piąty – Alien zacisnął swoje zielone odnóża – O’Hera, proszę umieścić paralizator jonowy w odbycie obiektu!
– Baby dont cry, pray to lord high, we aint gonna die – jak zwykle podśpiewywał przed akcją Kłapouchy.
– Nie wytrzymam! – wrzasnął nagle Królik, demaskując przy tym dyskretną akcję ratunkową – Kurwa! My tu się o ciebie Prążkojebie boimy, a ty se tu z tymi ciotami robisz dobrze, co?!
– Marchewa… cię pojebało? – sapnął skulony Prosiak.
– Co? There are more of them? – niedowierzała O’Hera – jesteśmy otoczeni!
– Nie trzeba było tak go długo dupczyć – krzyknął Zboq.
– Ale to była przecież standardowa procedura public relations: łelkam in piss.
– Zamknij dziwko ryja! – warknął Zboq, którego zaniepokił wyłaniający się z kałachem w łapkach Puchatek.
– O panowie, robi się zadyma – uśmiechnął się Kłapouch – zupełnie jak w Aliens vs Wibrator.
– Chuj ci w ucho ty wełniany zboczeńcu! Nie bez powodu tak cię nazywają – krzyknęła O’Hera do Zboqa – odkąd wyżebrałeś dupą stanowisko pierwszego kapitana, ci tylko wazelina i odbytnicze imprezki w głowie!
– Hehe… on mi normalnie tym gejowskim ryjem Krzysia przypomina – zasapał Króliczek.
– Eee, wykluczone. Pipa ciężko dorabia u pana Sowy, odkąd ten sukinsyn otworzył podziemny klub dla pedofilów – zaprzeczył z diabolicznym uśmiechem Kłapouch.
– Kurwa oni się wydzierają, a mnie głowa pęka – przypomniał sobie o kacu Prosiaczek – konflikt międzygwiezdny? Fakit. Die alien scumm! – krzyknął chwytając w łapki ukochane Uzi.
– Zaraz ci dojebie z pejcza w twoje niepokorne latexy – Zboq nie dokończył konwersacji z międzyplanetarną odmianą Britnej, gdy Prosiaczek celną serią odzielił jego głowę od reszty ciała.
Obcy padł na ziemię, a jego zwłoki błyskawicznie zamieniły się w bulgoczącego, zielonego gluta.
– Oto koniec tyrana – powiedziała z uśmiechem O’Hera – Jak mam wam dziękować? Uwolniliście mnie oraz Federację od dowództwa zboczeńca, komucha, pokraki i ostatniego debila. Dzięki wam nadejdą dla wielu istnień upojniejsze czasy. W podzięce zwrócę wam dziesięciokroć utraconych winobluszczywin. Wasze imiona oraz Heracles – Classic Płońsk Aperitif zasłyną na cały wszechświat, po wsze czasy.
– A może tu i teraz – sapnął uśmiechnięty, aczkolwiek wymęczony Tygrysek.
– Siat da fak ap! Ty już swoje miałeś – nie krył oburzenia Kłapouchy – a zresztą – syknął pod nosem – jak on mógł, na widok tej zdziry chce mi się rzygać.
– Pa, skarbie – zwróciła się Britnej do Tigera – Scotty Pick me up!
– No i patrzcie… rozpłynęła się, gdyby nie ta góra Heraklesów pomyślałbym, że to jakiś jebany sen – stwierdził Kubuś.
– No to się lepiej kurwa obudź, jest siódma rano, ziąb, że gały ściska, o kacu nawet nie wspomnę – mruknął Kłapouchy.
– Nie wiem jak wy, ale ja się czuję kurewsko dumny – wyskoczył Prosiaczek.
– No dobra hero, ale mogliście się ździebko matkojebcy pośpieszyć! I mnie kurwa rozwiążcie! – Tygrysek poczuł, że ma dość całej sytuacji.
– Fajnie było? – wycedził troskliwie Prosiaczek.
– Ten zboczeniec wyraźnie chciał się do mnie dobrać, ale ona, ach, najwyraźniej nie chciała go do mnie dopuścić.
– Nie fantazjuj, lepiej zastanów się jak my to wszystko zabierzemy – mruknął Kłapouchy spoglądając na stojącą obok górę win.
– Najpierw przetestujmy, czy aby na pewno nie podróba – zatroszczył się Prosiak.
I tak mimo porannego chłodu nasza brygada zajęła się kontrolowaniem flaszek. Po osuszeniu kolejnej stwierdzali, że była w porządku i przechodzili do wnikliwej analizy następnej. Pierwszy zaczął odpadać Tygrysek:
– Nie pokonali nas Obcy, to kurwa pokona nas pogoda – zaczął marudzić – trzeba jakoś zabrać te flachy do domu.
– Spoko, to tylko po 15 sześciopaków na głowę, tylko gdzie to pomieścimy? – zatroskał się Prosiaczek.
– Odwiedzimy naszego kumpla Krzysia, zobaczymy jak się miewa – z uśmiechem zaproponował Puchatek – i dyskretnie go wyjebiemy… gołego na dwór.
I tak nasza niestrudzona drużyna, z chwałą w zdezelowanych spirytem sercach, z ciężarem zdobytych winobluszczywin, podążyła raźno przed siebie.
KONIEC CZĘŚCI DZIEWIĘTNASTEJ
Był piękny letni poranek. Królik zapukał do drzwi Puchatka. Pukał tak przez dłuższy czas, bowiem brygada leżała wewnątrz zalana w trupa po wczorajszej libacji. Królik jako jedyny nie pił, ponieważ pękł mu wrzód na żołądku i musiał iść wcześnie do domu zażyć lekarstwo.
Wreszcie z domku dobiegły dziwne stękania i łoskot walących się mebli.
– Kiego chuja mnie budzą w środku nocy – Puchatek na kacu był cokolwiek agresywny.
– Odjebało ci? Jest 9:00, jaka noc? – Królik starał się wyprowadzić z błędu Kubusia.
– Co mi tu kurwa pierdolisz zającu, przecież jest ciemno!!! – wrzasnął Kubuś.
– Ciemno ci bo chlałeś metyl buraku – odparł Królik – I nie nazywaj mnie więcej zającem!!!
– Wal się na ryj – mruknął Kubuś i wszedł do środka. Królik wszedł za nim i w jego nozdrza uderzył trudny do opisania odór niemytych ciał, pawii i innych ekskrementów.
– Mógłbyś tu posprzątać – rzucił Królik.
– Stul pysk!!! Porządny się znalazł, w mordę go i kijem!!! – Puchatek był już nieźle wkurzony. Królik wycofywał się w stronę drzwi, bo Kubuś drżącymi rękami szukał po omacku kija od bejsbola, gdy nagle potknął się o śpiącego Prosiaczka.
– O kurwa! – wrzasnął Królik i wyjebał się do tyłu jak długi.
– O kurwa! – wrzasnął Prosiaczek któremu Królik nadepnął na ryjek.
– O kurwa! – wrzasnął Tygrysek, któremu Prosiaczek zasadził kopa w jajca, zupełnie zresztą niechcący.
Tymczasem zdezorientowany Kubuś, któremu metylowa ćma jeszcze nie do końca przeszła, odpuścił sobie szukanie kija i usiadł na czymś miękkim.
– Spierdalaj z mojego grzbietu! – ryknął Kłapouchy i jednym wierzgnięciem pozbył się Puchatka.
Szykowała się mała wojna domowa, bo każdy był wkurwiony na kogoś innego z brygady, gdy wtem dało się słyszeć głośne UMPS-UMPS-UMPS.
– Tylko mnie tak łupie we łbie, czy was też? – zapytał rzeczowo Tygrysek.
– Nie ma co, trzeba to zbadać – powiedział Kłapouchy i gromada ruszyła do wyjścia. Puchatek szedł niepewnie, ale efekt metylowy zaczął powoli mijać.
Na dworze świeciło słoneczko i ćwierkały ptaszki. Tygrysek podniósł spory kamień i przypierdolił w gęstą koronę drzewa, skąd po chwili wyleciały oburzone jaskółki.
– Jak nie zamkniecie tych głupich ryjów to was kurwa powybijam – rzucił przez zęby na odchodne.
Odgłosy UMPS UMPS były coraz wyraźniejsze i niebawem nasza grupka ujrzała dwa ospojlerowane maluchy z których dochodziła głośna dresiarska muzyka. Przy samochodach stali czterej dresiarze. Dwóch z nich wyjęło torebki z białym proszkiem, a pozostali łuszczyli kasę z kieszeni dresów.
– Panowie, jeśli oczy mnie nie mylą to oni mają LSD – kwiknął podniecony Prosiaczek.
– Ale towaru… starczy na cały tydzień – grzał się Puchatek któremu powrócił już wzrok.
– Nie możemy tego tak zostawić, hej szable w dłoń, hajda na wroga!!! – ryknął Kłapouchy i ruszył z krzaków, a za nim cała banda. Szybko otoczyli dresiarzy. Tygrysek w bojowym nastroju wybił tylną szybę w maluchu i wyszarpnął półkę.
– Co kurwa, muzyka ci cwelu przeszkadza? – zapytał jeden z dresiarzy.
– Jak ty kurwa się odzywasz do mojego przyjaciela? – Puchatek zaszedł drecha od tyłu i walnął z całej siły bejsbolem w zgięcie kolan. Dresiarz upadł na kolana i tak już został.
– O wy skurwysyny… – dwóch pozostałych dresiarzy wyciągnęło paralizatory a trzeci sprężynowy nóż z bazaru.
– I co teraz chujki? – zapytał ten w dresie Odadis.
– Gówno, pierdolony bezmózgu, giń!!! – Kłapouchy wsadził mu w dupę lufę od obrzyna i pociągnął za spust. Reszta brygady powyciągała broń. Dresiarzom opadły szczęki i potulnie rzucili paralizatory na ziemię.
– Dawać kurwa LSD!!! Dawać bo was kurwy w paski rozpierdolę!!! – Kłapouchy wpadł w szał, jego pysk pokryła piana, biegał z obrzynem i strzelał dresiarzom nad uchem.
– Spokojnie Kłapciu, bo ze strachu nie mogą się ruszyć – Prosiaczek był pragmatykiem. – No ruszać się cwele, wyskakiwać z towaru!
– Jeszcze tu kurwa wrócimy… – zapiszczał ten w dresie RedBook’a i zamilkł trafiony bejsbolem Puchatka.
Brygada sprawnie obszukała spętanych i zakneblowanych drechów. Łupem padło 25 kartoników z LSD z wizerunkiem Kota Grubego Freda, 6 działek amfetaminy wątpliwej jakości oraz 1234zł i 36gr którymi dresy miały zapłacić za towar swoim kumplom.
– Hej guys, łi ricz – zawieśniaczył Tygrysek
– Ummmpf… Ummmpfff… powiedział zakneblowany dresiarz. Jego wzrok obiecywał krwawą zemstę.
– Co się chuju gapisz? – but Tygryska zmiażdżył mu jajca. Dresiarz zamilkł i wił się na ziemi.
– Panowie – odezwał się niespodziewanie Królik – nie można tu ich tak zostawić, zaśmiecają las…
– No to co z nimi zrobimy? – zapytał Prosiaczek. – Zakopiemy ich w twoim ogródku?
– Nie zmieszczą się, a poza tym mój ogródek to nie miejsce dla dresiarzy. Mam pomysł…
– Jaki??? – wykrzyknęła chórem brygada, bo Królik nie wykazywał się pomysłowością.
– Ponieważ ta amfetamina wygląda podejrzanie, naszprycujmy nią tego cwela co został w jednym kawałku, załadujmy resztę do malucha i niech spierdalają. Jak się rozbiją to będzie wyglądało na wypadek, a strata mała. Poza tym rozpęta się kampania przeciw dresiarstwu i więcej tu tacy nie przyjadą…
Brygada uznała, że to świetny pomysł, dwóch dresiarzy znalazło się na tylnej kanapie malucha, szczątki tego którego rozjebał Kłapouchy poszły do bagażnika, a ten co się najlepiej trzymał został przywiązany do drzewa.
– Stój spokojnie, nie ruszaj się, to nie będzie bolało… – Puchatek z wrednym uśmiechem sypał do reklamówki zawartość sześciu torebek amfy.
– Nieeee ja nie chcę!!! Maaaaaaaamoooooo – darł się dresiarz.
– Stul ryja – powiedział z uroczym uśmiechem Tygrysek, po czym wprawnie założył mu na głowę reklamówkę i zawiązał sznurek na szyi.
– Dwie minuty – powiedział Królik.
Po minucie dresiarz przestał się szarpać. Po kolejnej minucie brygada odwiązała bezmózga od drzewa i wsadziła do samochodu. Dresiarzowi zaczęła wracać przytomność. Brygada zaczęła go wprowadzać w nastrój:
– Aaaa kurwa jakie wielkie pszczoły!!! Uciekajmy!!! – darł się Królik.
– Atakują nas, atakują…!!! – ryczał Kłapouchy
– Spierdalajcie stąd, bo was zjedzą!!! – piszczał Prosiaczek zataczając się ze śmiechu.
– RATUJCIE DRESY!!! – wrzasnął Puchatek. To podziałało. Przerażony dresiarz odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Przez chwilę było widać jak jedzie zygzakiem, po czym zniknął za wzniesieniem.
– OK, jeden wrzód z dupy mniej – Królik zatarł łapki. – A teraz może byśmy…
JEEEEEBUUUUUUUUUUUUUDDUUUUUUUUUUU !!!!!!!!!
Nad wzniesieniem pojawił się ognisty grzybek.
– O kurwa… ale fajny grzyb – powiedział Kłapouchy.
– Olać tych cweli, najważniejsze że mamy kasę, dragi i… samochód!
Po chwili brygada siedziała w drugim maluchu. Za kierownicą usiadł Puchatek.
– W drogę, do Baba Jagi ™, od tego klepania dresiarstwa suszy mnie w gardle, a zresztą już 10:30 i pora na małe conieco. BabaJaga(tm) wyszła przed domek zaniepokojona odgłosem malucha.
– Oooo co to to nie, wypierdalać dresiarze jebani, nie sprzedam wam mojego wina!!! – krzyknęła BabaJaga(tm) na widok dresiarskiego malucha.
– Nie pierdol tylko dawaj wińsko stara ruro! – krzyknął Prosiaczek niezbyt grzecznie.
– O nie, moje wino nie jest dla dresiarzy… – zaczęła niepewnie BabaJaga(tm).
– Pokurwiło cię? Ze stadem chujów się na łeb zamieniłaś? Przecież my nie jesteśmy żadnymi jebanymi dresiarzami, a furę zajebaliśmy jakimś cwelom! – sprostował Tygrysek.
– Aaaaa… bo… no, tego… te paski mnie zmyliły… – jąkała się BabaJaga(tm)
– Nie pierdol tylko dawaj wino, trzy skrzynki, jadziem na piknik nad rzeczkę! – piszczał podniecony Prosiaczek.
– A macie pieniądze? Bo wiecie, kredyt umarł, kryzys żyje – kto nie płaci ten nie pije.. – zapytała podejrzliwie BabaJaga(tm)
– Jak za 3 minuty nie przyniesiesz wina to… – Kłapouchy nie dokończył, bo BabaJagi(tm) już nie było. Po chwili brygada pakowała wińsko do malucha. Tygrysek zapłacił za wino i nawet dorzucił 50 groszy tytułem napiwku. BabaJaga(tm) zniknęła na chwilę w domku i po chwili wyszła z butlą pod pachą.
– To dla was, za to że jesteście stałymi klientami. – podała Tygryskowi butelkę.
– Stolicznaja… Oryginalna ruska wóda… no, no dzięki BabaJago… – Tygrysek był szczerze wzruszony.
Po godzinie ekipa dojechała nad rzeczkę w okolicę mostku. Puchatek nie zapanował nad kierownicą i wpierdolił się maluchem w krzaki. Wyskoczył stamtąd goły Krzyś i Pan Sowa.
– Ej ciota, wypierdalaj mi stąd bo ci zrobię porodówkę kijem od szczotki! – huknął Tygrys wysiadając z samochodu.
– No co… my tylko… – zaczął Pan Sowa
– Co tylko pedofilu pierdolony? Idź ruchać gdzie indziej, pod lasem otworzyli właśnie nową podstawówkę – powiedział Prosiaczek z obleśnym uśmiechem.
– Taaak? O rety, nie wiedziałem o tym, pa Krzysiu, zadzwoń do mnie jutro wieczorkiem! – To rzekłszy Pan Sowa odfrunął w kierunku nowej podstawówki.
– A co do ciebie mały pedałku… – powiedział Kłapouchy do Krzysia – spróbuj tego! – i wierzgnięciem wrzucił Krzysia do rzeczki. Krzysia wyłowiła potem straż pożarna jakieś 20 km dalej ledwie żywego.
– No brygada, to możemy chlać. Teren czysty! – powiedział Tygrysek i ekipa zabrała się do spożywania alkoholu. Na rozruch poszła Stolicznaja, a potem standardowo Heracles – Classic Płońsk Aperitif. Po kilku godzinach przyjaciele byli kompletnie najebani. Puchatek z Kłapouchym poszli na most pobawić się w grę Czyj-Bełt-Szybciej-Wypłynie-Z-Drugiej-Strony, Prosiaczek leżał na trawie na plecach i robił ‚wieloryba’ czyli rzygał w górę, a Tygrysek próbował z pijackim uporem uruchomić malucha. Pod wieczór gdy wszyscy trochę wytrzeźwieli postanowili wrócić do domu. Zapakowali się do samochodu.
– No rusz się ty do kurwy nędzy chuju na kaczych nogach – powiedział do samochodu Tygrysek i zajebał łapą w deskę rozdzielczą. Niespodziewanie włączyło się radio.
– „…dziś w wypadku drogowym zginęło czterech młodych ludzi, ich samochód wpadł na drzewo, kierowca był najprawdopodobniej pod wpływem alkoholu…”
Trach!!! Kłapouchy wyłączył radio kolbą obrzyna.
– Co oni pierdolą, jaki alkohol, on był naćpany, przekroczył trzy razy dawkę śmiertelną amfetaminy, a oni takie głupoty pierdolą! – złościł się Kłapouchy.
– Zamknijcie się bo w życiu nie ruszymy! – krzyknął Tygrysek. – Wysiadać i pchać!
Po kilku minutach pchania okazało się że nie ma benzyny, więc nasi bohaterowie podpalili samochód i porzucili go w lesie. Do domu mieli bardzo daleko, ale na szczęście mieli ze sobą energetyczne kartoniki z LSD które zabrali dresiarzom, więc późnym wieczorem dotarli do domku BabyJagi(tm), do której przyszli po nowy zapas Heraclesa. Ponieważ BabaJaga(tm) usiłowała protestować z uwagi na późną godzinę, Puchatek szturchnięciem kija bejsbolowego w żebra dał jasno do zrozumienia że dla stałych klientów nie ma czegoś takiego jak późna pora.
Zaopatrzeni w zapas taniego wińska ruszyli do domku Królika, bo u Puchatka nie dało się wytrzymać od smrodu, i pili do samego rana.
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ
– Booooli… – jęknął Puchatek. Chwilowo wolał nie otwierać oczu.
– Znaczy, że jeszcze żyjesz – wystękał Kłapouchy. Jego głos był dziwnie wygłuszony i miał metaliczny pogłos.
Kubuś zaryzykował uniesienie powiek. Kiedy podwójny obraz połączył mniej więcej w jeden, miś z wysiłkiem skoncentrował się na rejestrowaniu szczegółów otoczenia. Takich jak Kłapouchy z łbem w wiadrze rzygowin, Tygrysek rozciągnięty na blacie beznogiego stołu kuchennego, Prosiaczek chrapiący w wypełnionym do połowy bełtami zlewozmywaku czy wreszcie, uśmiechający się błogo przez sen Królik, z którego dupy wystawała przepychaczka do klopa.
– … i jeszcze jedną lewatywę, siostro… – mamrotał przez sen.
– Obudź się pierdolony długouchy ciotopedale! – nie wytrzymał Kubuś.
– O ranyyy! – wrzasnął Królik zrywając się na równe nogi. Rozejrzał się wokoło nieprzytomnym wzrokiem i usiadł na podłodze.
– Ćlumpf! – przepychaczka przyssała się do pokrytej sraczkowatym linoleum podłogi. Jej trzonek w całości zagłębił się w dupie długouchego.
– Ałakurwanęndza!!! – wrzasnął Królik. – Czy już zawsze będę się, kurwa, budził z jakimś badziewiem w dupsku?
– Zawsze – wyszczerzył zęby Puchatek. – Tak ładnie prosisz, żeby ci w nią coś wsadzić, zawsze kiedy wypijesz piąte wino. Pakować cię nie będziemy, bo my pieprzonymi ciotami nie jesteśmy, a po Krzysia nikomu nie chce się biegać. Zresztą on i tak woli być bierny. No więc pakujemy to, co jest pod ręką. Ciesz się, że to nie był pogrzebacz.
– Slurpp – pop! – rozległo się, gdy Królik ostrożnie podniósł się z podłogi zostawiając za sobą przepychaczkę.
Ten dźwięk obudził zanurzonego w zlewie Prosiaczka.
– Kurwaaa! Pomocy, topię się – zawołał miotając się w rzygowinach.
– Kurwaaa! Pomocy, spadam – wrzasnął obudzony jego krzykiem Tygrys.
– Kurwaaa! Pomocy, oślepłem – zadudnił w wiadrze głos Kłapoucha.
– Kurwaaa!!! Zamknąć parszywe ryje!!! – Puchatek odezwał się przytomnie. Tuż po przebudzeniu, zanim jeszcze przyjdzie kaczor, zawsze miał parominutowy moment, w którym myślał logicznie i jasno. Mniej więcej do pierwszego klina.
– Prosiak! Wcale się nie topisz. Tygrys! Stół od poprzedniej biby nie ma nóg, więc nawet jak spadniesz z tych pięciu centymetrów, to się durny chuju nie potłuczesz. Kłapouch! Po prostu, kurwa nędza, wyjmij głowę z pierdolonego wiadra!
– Wybawco!!! – ryknęła wdzięczna trójka kompanów.
– Ale ja sobie tą przepychaczkę zapamiętam – warczał pod nosem niezadowolony Królik. – Pedzia będą ze mnie robić, skurwysyny niedorobione…
Szybko okazało się, że do picia w domku Puchatka zostało już tylko paskudne bezalkoholowe piwo „Mocny Full (rekwizyt filmowy)”. Ale w gardle kołek, co począć – ekipa postanowiła udać się do sklepu Baba Jagi(tm).
– Whassup, Chuju! – przywitał się serdecznie Prosiak.
– Whassuuup! – Baba Jaga(tm), znany również pod pseudonimem artystycznym „Chuj” wywalił język na brodę.
– Dwie zgrzewy „Classica”, tylko kurwa szybko, bo suszy jak skurwysyn.
– A kasa jest? – zaniepokoił się Chuj.
– Kłapciu, ile nam zostało? – spytał niechętnie Kubuś.
– 1014zł i 28 groszy.
– Zajebiście!!!
– W tym 1000zł w banknocie z Kopernikiem.
– Kurwa, debilu, po chuj nosisz ten stary papier??? Wkurwiasz mnie, wiesz?! – zirytował się Prosiaczek.
– Chcesz wyjść? – Kłapouchy posłał mu swój słynny uśmiech „jeśli – szukasz – kogoś – kto – nakarmi – cię – twoimi – własnymi – jajcami – to – znalazłeś”.
– Dobra, kurwa, co się denerwujesz. To przez kaczora, taki drażliwy się robisz – Prosiakowi wyraźnie zrzedła mina.
– Ej, panowie, nie starczy wam na dwie zgrzewy – przerwał pogawędkę Chuj. – Tu nie hipermarket, tu są, kurwa, prawdziwe polskie ceny! Jak chcecie się nachlać za pół darmo to… – nie dokończył. Wierny bejsbol Kubusia posłał go na podłogę.
– … idźcie do hipermarketu – dokończył za niego miś, wyszczerzając się z satysfakcją.
– No to idziemy! – zadecydował podjarany Prosiak.
– Ale najpierw winko na drogę – stwierdził Tygrys łapiąc kilka flaszek „Classica”. Rozdawszy je kumplom, wlazł na ladę, wypiął dupę i bez ceregieli zesrał się na zmasakrowanego Baba Jagę(tm).
– A tobie, kurwa, co odpierdoliło?
– Nie wiecie chłopaki? – zdziwił się Tygrys. – Kto wypina, tego wina. Znamy się z chujem tyle czasu, że nie możemy go tak po prostu okraść. To byłoby chamskie. Jeszcze cofnął by nam zniżkę…
Nasza ekipa wytoczyła się rechocząc z leśnego sklepiku, i skierowała swe nierówne, poplątane kroki w stronę hipermarketu Kalafiur, który pedalskie francuziki wybudowały na skraju lasu. Pierwszą przeszkodą, jaką napotkali na miejscu okazał się system racjonowania wózków. Wszystkie stały poprzyczepiane do siebie łańcuchami, tak, żeby przemiłe starsze panie spędzały całe godziny, zastanawiając się, jak je rozłączyć. Przecież gdyby wystarczyło włożyć do wózka monetę, tak jak było napisane na ścianie, to byłoby stanowczo za łatwo. O nie, starsze panie za punkt honoru stawiają sobie obejście tego zabezpieczenia. Na swoje nieszczęście nasza dzielna drużyna, trafiła na jedną z tych wózkowych hackerek – emerytek.
– Szybciej, pierdolona jędzo! – już po minucie czekania zirytował się Prosiaczek.
– Zamknij dziób, kurduplu – sfrustrowana niepowodzeniami na polu wózkowego hackerstwa emerytka, najwyraźniej złapała agresora. – Jak zarobisz w ryj laską, to się oduczysz pyskować starszym.
Jednak wykonana z nierdzewnej stali laska nie dosięgła głowy Prosiaczka. W locie przechwycił ją Królik, i zdzieliwszy jędzę w ryj, zaczął udowadniać, że bawi go także, kiedy kto inny ma coś wetknięte w dupę. Przedtem jednak palnikiem acetylenowym, który na wszelki wypadek zawsze miał pod ręką, rozgrzał do czerwoności jeden koniec laski.
– Ładnie żeś ją załatwił – cmoknął z uznaniem Puchatek – Tylko, dlaczego wsadziłeś jej ten nierozgrzany koniec?
– Żeby za ten rozgrzany koniec nie mogła złapać i jej wyciągnąć – odparł szczerząc się Królik.
– Ty to chyba osobiście masz coś do starych jędz? – zagadnął Kłapouchy.
– Wiesz, jaką zajebiście wielką mam rodzinę? Jakbyś miał 172 stare ciotki, też byś to miał – odparł przez zaciśnięte zęby Królik, odcinając palnikiem łańcuch przytrzymujący wózek.
Już po chwili cała ekipa wparadowała do środka Kalafiura. To jest wjechała, zaprzężonym w Kłapoucha wózkiem.
– Wio!!! – darł się na całe gardło Prosiak.
– Spierdalać, teraz moja kolej! – zaprotestował osioł.
– Wio, powiedziałem, niedorobiony ośle!
– Chcesz wyjść???
– No dobra, co się kurwa irytujesz??? Już wysiadamy.
Kłapouchy usadowił się w wózku.
– Naaaaprzód! Do stoiska z wódą! – zakomenderował. Pozostali przyjaciele z wysiłkiem rozpędzili wózek.
– I raaaz! – krzyknęli puszczając go w stronę piramidy puszek piwa „Hyskie” 2.10zł/0,5l.
– PIERDUDUDUDududududu!!!… – rozległo się w całym sklepie.
– PRACOWNIK DZIAŁU SPOŻYWCZEGO PROSZONY DO STOISKA Z ALKOHOLEM! – rozległo się w całym sklepie.
– Jak się wygrzebię spod tej sterty puszek, to was wszystkich rozjebię – rozległo się w całym sklepie.
Kłapouchy nie miał jednak dotrzymać tej obietnicy. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, gdy wstawił głowę ponad stertę puszek były wrotki. We wrotkach umieszczone były długie nogi zakończone zgrabnym tyłeczkiem w białych majteczkach ledwie osłoniętych króciutką, czerwoną spódniczką. Kłapouchego zaswędziało. A nie był to wcale jeszcze koniec atrakcji. Powyżej znajdowały się dwa urocze cycuszki, na których kołysał się identyfikator „Pracowniczka Hipermarketu Kalafiur – Marzena”. Kłapouchy, skuszony tym widokiem, spojrzał jeszcze wyżej.
Niepotrzebnie. „Taka laska, a zamiast twarzy reklama cyrku” – pomyślał. „Nic to, flagę na twarz i za ojczyznę!”
– Avantiiii!!! – Kłapouchy wydał z siebie okrzyk bojowo-godowy, rzucając się na dziewczynę.
Wprawnym ruchem zdarł jej bluzkę, drugą rękę zapuszczając do majtek. Nim przyjaciele dotarli na miejsce zdarzenia, zdążył wziąć Marzenę opierając ją o regał z fistaszkami. W międzyczasie reszta zajęła się pakowaniem do wózka, wszystkiego najprocentowszego. Tylko Prosiaczek, który co chwila zrzucał z półek jakieś butelki swoją sterczącą pytą, został oddelegowany do Marzeny.
– Kurwa, co robisz durny Bekonie?!? – wściekł się Tygrys. – Jak tak nie możesz wytrzymać, to idź zmienić Kłapoucha. Starszy jest, zmęczył się już, teraz ty możesz przepchać szparkę tej siksie!
Prosiakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
– AAAAAAaaaaaaach!!! – rozległo się w całym sklepie.
– Słyszałeś – skomentował Kubuś sięgając po litrową Łódkę-Bolls – już się za nią wziął.
– A czujesz ten zapach? – zagadnął Tygrys chwytając tequilę.
– Acha…
– Palona guma, skubaniec założył prezerwatywę.
Po mniej więcej pół godzinie ekipa była gotowa do wyjścia. Tygrysek, Puchatek i Królik udali się w kierunku kasy mozolnie popychając załadowany wózek. Kłapouchy i Tygrysek udali się w tym samym kierunku, nie mniej mozolnie popychając, nie mniej załadowaną Marzenę.
– Kto z państwa płaci? – burknęła kasjerka.
– Marzena! – wykrzyknęli razem.
I tak, nasza dzielna brygada zdobyła alkohol i dupę na wieczorną imprezę. A po wypiciu koszyka zacnych trunków, twarz Marzeny wydała im się całkiem znośna. Dmuchali ją sobie na wszyscy zmianę, z wyjątkiem Królika, który po kilku głębszych poszedł szukać przepychaczki do klopa…
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ PIERWSZEJ
Zbliżało się piękne majowe południe. Wiosenny żar lał się z bezchmurnego nieba i nawet jeden listek nie drgnął na drzewach Stumilowego Lasu. Kłapouchy, Tygrysek, Królik i Prosiaczek w cieniu rozłożystego dębu kończyli właśnie pierwszy czteropak BYX-ów SUPER POWER STRONG, rewelacyjnego odkrycia ostatniego sezonu, gdy na horyzoncie pojawił się Prosiaczek.
– Sie macie defty – zagadnął.
– Cze Prosiak – leniwie odpowiedział Puchatek.
– Daj który ściągnąć wira, bo od tego kurewskiego upału robią mi się mroczki przed gałami…
– Hir ju ar- Królik podał prawie opróżnioną butelkę boskiego nektaru.
– O ja pierdolę, coraz więcej dodają siary do tego gówna – zabulgotał Prosiaczek łapczywie przelewając zawartość flaszki do gardła.
– Ty tu, kurwa nie rezonuj – napomniał go Tygrysek – Królik musiał zastawić drugą nerkę w Zakładzie Patologii Społecznej, by była kasiuta na śniadanie. Ta bicz Babajaga nie chce kopsać towaru na krechę.
– O faken, ty Królik niedługo będziesz cały z długów – zaśmiał się wieśniacko Prosiaczek.
– Dobra piździelce, kasa się zara skończy, a do wieczora daleko – odpalił Królik i cała brygada popadła w ponure milczenie.
– Zerżnąłbym jakiś towar – nagle oświadczył Kłapouchy – chodzę tak napalony, że przeleciałbym nawet Zombie-gófera, gdybym pamiętał gdzie go zakopaliśmy. Co się tak kurwa gapicie? Żartuję ofkors, ale z krzyża bym spuścił – dodał z krzywym uśmiechem widząc spojrzenia przyjaciół. – Wiosna w końcu jest, nie?!
– „Laski, laski roztańczone. Rozkładają nogi jak szalone…” – zanucił rozmarzony Prosiaczek.
– Można by zabajerzyć Kangurzycę, zad ma co prawda jak stodoła, ale lepszy byle cyc niż nic – rzucił pomysł Tygrysek
– Ty się kurwa lepiej nie wychylaj men. Pamiętacie jak nas zbluzgała od tych, no denege… degene… ratów, gdy Maleństwo przyjebało w drzewo na widok pasiastego? – zgasił go Królik.
– To może Babajaga… – kontynuował desperacko Tygrysek, lecz dalsze wywody przerwało mu ogólne zakrztuszenie się winem reszty towarzystwa.
– Padło ci na ten głupi łeb, chcesz nas zabić debilu? To taka sama przyjemność jak wyruchanie niedźwiedzia gryzzli – wykrztusił w końcu Kłapouchy.
– I mniej więcej takie samo ryzyko – dodał Puchatek.
– Veni, vidi, viva zwei! Aj`w got de ajdija – zawieśniaczył radośnie Prosiaczek, któremu spożyty byk ożywił ciało i umysł. – Wykorzystamy tę małą ciotę, Krzysia – oświadczył, co zaowocowało kolejnym masowym zakrztuszeniem.
– Kolejny ochujał z gorąca – skomentował Kubuś – wolałbym się do końca życia brandzlować, niż dotknąć tego nażelowanego pedzia.
– Nie będziemy go dymać – odparł w natchnieniu Prosiaczek. -Zmusimy gnoja do przyprowadzenia kilku napalonych małolat ze szkoły. Będzie balet. Ty, Królik i Tygrysek lećcie po soki za resztę szmalu, a my idziemy poszukać maderfakera.
Przyjaciele bez trudu znaleźli Krzysia opalającego się nieopodal białego pedalskiego płotka.
– Się masz parówo – rozpoczął konwersację Prosiaczek, a Kłapouchy zwyczajowo wypłacił mu blachę. – Buźka cię nie boli? Bo zdaje się wczoraj byłeś u tego starego zboczka Pana Sowy?
– Nie, dziękuję, czuję się świetnie – odparł wesoło Krzyś – A co u was chłopaki, przyszliście się pobawić? Mam nowe remiksy Justów…
– Siatap, maderfaker – brutalnie przerwał mu Puchatek serwując dodatkowo sójkę w bok.
– Słuchaj gnoju z kupą gówna na głowie, bo powiem tylko raz. Masz w try miga przyprowadzić jakieś fajne laski ze swojej szkoły, urządzimy dżamprez. Albo będziesz głównym bohaterem programu „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie” – sprawnie wyłuszczył sprawę Prosiaczek, zaś Kłapouchy dla podkreślenia wagi sytuacji strzelił Krzysia w ucho.
– Łaaa, co ja wam zrobiłem? Ciągle się czepiacie – zaczął chlipać Krzyś – Nie mogę przyprowadzić koleżanek, bo nasza Pani Dyrektor wszystkie ostrzegła przed wami.
– A to bicz – mruknął Kubuś.
Miś zaczął marszczyć czoło, co było nieomylnym znakiem intensywnych procesów intelektualnych.
– On ma na chacie prawie nowy sprzęt stereo – oświadczył w końcu.
– No i…? – zaciekawił się Kłapouchy, lecz Prosiaczek już się połapał.
– Rozkmina jest taka: pogoni ten sprzęt na stadionie i nakręci profesjonalistki. Słyszysz pipo? Jedna ma być brunetką z małym jędrnym biustem, druga blondyną z wielkimi melonami.
– Well, i niech jedna będzie w długich skórzanych butach – dodał Kłapouchy – To dla Królika, może mu w końcu stanie. A my wracajmy, bo tamci dwaj już pewnie odpalają siarkofruty.
Upalny dzień zmieniał się zwolna w pogodną noc, a Krzysia wciąż nie było widać. Kaucjowane butelki po „HERACLES – Classic Płońsk Aperitif” walały się po całej polanie. Prosiaczek pogodnie gaworząc łaził na czworaka w kółko, Królik, jak zwykle zarzygany od góry do dołu po puszczeniu paru pawi na wieloryba, pogrążył się w stanie błogiej nirwany. Reszta przyjaciół w pozycji horyzontalnej zastanawiała się nad niesubordynacją Krzysia.
– Oberwę mu łeb i nasram do szyi – wycharczał Kłapouchy.
– Napakujemy mu w dupę worek żołędzi i poczęstujemy nim dziki – wtórował mu Tygrys.
– A gdzie znajdziesz teraz żołędzie? – zainteresował się Puchatek
Dyskusję przerwało wkroczenie na polanę trzech postaci, z których dwie okazały się mocno umalowanymi dajkami w krótkich spódniczkach i długich świecących butach na koturnach. Kłapouchy, Tygrysek i Kubuś zerwali się na równe nogi, przy okazji podnosząc do pionu Prosiaczka. Puchatek zawołał też na Królika:
– Kobiety są…
– …gorące – odpowiedział Królik i otworzył oczy.
– Hallo boys – dziewczyny zamachały rękami. – Słyszałyśmy, że lubicie ostra zabawę – powiedziała jedna z nich, wyglądająca jak Britney Spears (tyle, że z większym biustem).
– That`s right, baby – szarmancko zawieśniaczył Tygrysek, ocierając łapą zaśliniony pysk, zaś nieopodal stojący Prosiaczek zaczął rytmicznie manipulować w swoich żółtych bermudach.
– Zwykle nie pracujemy w terenie, ani ze zwierzakami… zaśmiała się brunetka.
– W rzeczy samej, tak nas tutaj nazywają – mruknął Kłapouchy i zasyczał w stronę Krzysia – Już nas sprzedałeś gnoju? Spadaj, potem się policzymy.
– Ale Krzyś był taki wspaniały, dlatego przyszliśmy. My też mamy swoje potrzeby – dodała blondyna. – Jestem Melanie B., dla znajomych Mela.
– A ja jestem Melanie C, choć także bi – zaśmiała się druga. – To co chłopcy, chcecie po kolei, czy wespół zespół? – zapytała z nutą profesjonalnego zainteresowania. Słysząc to, Królik w przypływie mistycznego transu upadł na kolana i rzekł składając ręce – Panie pobłogosław te dary, które będziemy spożywać…
– Napijecie się alpagi, dziewczyny? – spytał Tygrysek
– Chętnie, ale zostaw trochę na potem, do przepłukania ust. – odpowiedziała Mela B, a Królik tylko ekstatycznie zacisnął powieki.
– Bierzesz w tyłek? – rzeczowo zwrócił się do blondyny Kłapouchy.
– Głównie w tyłek, słodziutki – odparła z kuszącym uśmiechem.
Podhecowany osioł pomyślał, że w sumie taką apetyczną cycatkę mógłby na koniec zjeść…
Prosiaczek nie przerywając manipulacji w spodenkach szepnął do Kubusia:
– Ta Mela C ma strasznie owłosione nogi, mogłaby je ogolić.
– Nie marudź. Owłosione laski są bardziej namiętne – odpowiedział Puchatek z miną znawcy.
– No co jest panowie? Lecimy w kolejarza z podmianą, czy odstawiamy tu Wersal? – Kłapouchy zaczął tracić cierpliwość. – Czas to pieniądz.
– Niech zaczynają Prosiak i Królik – zawyrokował Tygrysek – Prosiak jest już zresztą gotowy – dodał patrząc na imponujący namiot z żółtych bermudów. Królik objął Melę C, Prosiaczek wziął pod rękę Melę B i cała grupka raźno oddaliła się w stronę pobliskich krzaków, zaś reszta przyjaciół z nową energią zaczęła pokrzepiać się resztkami markowego produktu Baby Jagi. Miłą biesiadę przerwał jednak straszny krzyk i po chwili z krzaków wyskoczył golusieńki Prosiaczek. Oczy miał wielkie jak spodki z wizji agenta specjalnego Foxa Muldera.
– boo…nnnaammmaaaaa – Prosiaczek był w ciężkim szoku i dopiero solidna porcja wina wlana do gardła przywróciła mu względną równowagę wewnętrzną.
– Co się stało temu nieszczęsnemu skurwielowi? – nie mógł się nadziwić Puchatek.
– Nic, to szok pierwszego kontaktu, hehehehe. Daj se już na luz koleś i nawijaj – powiedział Tygrysek odbierając Prosiaczkowi prawie puste szkło. – Wymiękłeś, na widok gołej dupy, wiracho?
– Idź w chuj – odpowiedział słabym, choć przytomnym głosem Prosiaczek – też byś wymiękł. Poszliśmy w krzaki i ona mnie rozebrała, kucnęła, wzięła do buzi, a potem zdjęła stanik i było po prostu przepięknie i gdy jej pomagałem zdjąć spódniczkę przed nosem wyskoczył mi jej fajfus. Ona miała fajfusa! Na sztorc i to większego od mojego! Dalej nie pamiętam, chyba krzyczałem. Dajcie jeszcze wina.
– To ten mały cwel Krzyś! – darł się Kłapouchy. – Kogo ta parówa przyprowadziła! Niech tylko gnoja dorwę!
– Trzeba złapać te dwie pokręcone cioty i zrobić im jazdę – gorączkował się Kubuś. – Chcę widzieć jak wiszą na własnych flakach! Poślemy po paru czarnuchów z palnikami!
Brygada rzuciła się w mrok lasu, lecz odnaleźli tylko związanego, zakneblowanego i całego obsikanego Królika. Ten nigdy nie powiedział co wydarzyło się tamtego wieczoru, zasłaniając się trwałą amnezją i bardzo denerwowały go pytania o szczegóły. Nikt zresztą nie miał zbyt wielkiej ochoty wracać do tematu.
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ DRUGIEJ
Było piękne czerwcowe popołudnie. Żar lał się z nieba, choć sytuację ratował lekki wiosenny wietrzyk. Jednak na horyzoncie zbierały się ciemne chmury…
Nasi kompani w pełnym składzie spoczywali, po całonocnej i z lekka rannej libacji alkoholowej, pod wielką lipą. Kłapouchy swój wielki, opuchnięty łeb trzymał na radiu, które zajebał z domu Krzysia.
– Jak już masz kurwa taką poduszkę, to może byś włączył jakąś muzę? – zaproponował Tygrysek, którego rozsadzała energia po wciągnięciu dwóch kresek amfy.
– Nie radzę, jak znam życie, to w tej pierdolonej głuszy da się złapać tylko jedną stację – Kłapouchy był jak zwykle optymistycznie nastawiony do rzeczywistości.
– Odpalaj, nie pierdol – poparł Tygryska Prosiaczek. Niestety racja leżała po stronie osła…
– Tu radio maryja, katolicki głos w twoim domu. Jest środa, 6 czerwca, godzina osiemnasta. Przedstawiamy skrót wiadomości: kolejny spisek żydokom…
Kłapouchy nie zmieniając pozycji wyciągnął obrzyna i wpakował dwie kule w środek odbiornika.
– Mówiłem, kurwa – stwierdził flegmatycznie.
– Klinaaa, klinaaaa mi trzeba! „A Kingdom for a klina!” – ocknął się Króliczek, który jak zwykle leżał w wielkiej kałuży bełta.
– Te, uszasty. Walnij se, może ci przejdzie – powiedział Tygrysek podając Królikowi resztki wina HERACLES – Classic Płońsk Aperitif.
– I chce się żyć – sapnął uszczęśliwiony Królik wlewając w siebie całą zawartość szkła.
– Ej, kurwa przydałoby się coś dzisiaj porobić – rzucił propozycję Puchatek.
– No przecież kurwa robimy! Leżymy kurwa! Mało ci? Nie wyciągając peta z gęby rzekł Prosiaczek.
– Ale kurwa nie o to chodzi ty debilu! Chodzi mi o to, że przydałoby się… ech, nie wiem co? – inteligentnie odpowiedział Kubuś.
– Może się znowu nachlejemy, albo zjaramy? Podobno Sowa ma zajebiste palonko, sam hodował – powiedział Tygrysek do Puchatka puszczając przy tym pawia.
– Nieee…to jest już nudne. Ja bym zmontował jakąś mocną imprezkę – odparł Prosiaczek.
– Wiecie co? Widzę jakiegoś kolesia w czarnym gajerku, który tu lezie – powiedział Kubuś.
– Ty, kurwa, ja też go widzę. I ja. I ja też. Ja też! Kurwa! Może mu wjebiemy? Co się będzie palant błąkał po naszym lesie? – Prosiaczek podsumował nastawienie brygady do obcych.
– OK – odpowiedzieli wyjątkowo zgodnie kompani.
Kolo wyglądał jak by się urwał niewiadomo skąd. Mimo upału miał na sobie czarny garniak, pod nim czarną koszulę. Rytmicznie gładził się po szpicbródce, a włosy na czole dziwnie się unosiły. Zza ciemnych przeciwsłonecznych okularów przebijały jakieś błyski. Frajer zbliżył się na parę kroków.
– Nie – powiedział.
– Co kurwa nie! Pojebany jesteś, czy co? – Kubuś jako team-leader zaczął prowadzić dialog.
– Nie skopiecie mi dupska. – powiedział nieznajomy.
– Ej, kurwa chłopaki, on chyba czyta w naszych myślach.
– Pewnie, że tak durnie! Na przykład Królik myśli teraz o tym jak przelecieć Kangurzycę – odparł nieznajomy.
– Oł fak! On naprawdę czyta w myślach! – Królik nie krył zaskoczenia.
– Żadne kurwa czytanie w myślach! Ty zawsze myślisz o Kangurzycy, więc nie trudno do chuja zgadnąć! – Kubuś był sceptyczny.
– A ty, to w ogóle co za chuj? – Kłapouchy wykazał ślad zainteresowania.
– Jestem Księciem.
– Księdzem?! – Prosiaczek błyskawicznie przeładował Uzi i wycelował w stronę nieznajomego.
– Nie, no rzesz kurwa, nie księdzem tylko KSIĘCIEM! Księciem Ciemności.
– A, jasne – wyluzował się Prosiaczek – a jak cię wołają…
– Rogowiecki i Brzozowicz, co się na muzyce znają – zarapował bez sensu Kłapouchy.
– Możecie na mnie mówić Zło, Wujek Samozło – przedstawił się gość.
– Ooooo… a skąd ty? – spytał Królik.
– Jestem z piekła, przyszedłem na ziemię, aby znaleźć nowych wyznawców, którzy pomogą mi wypełnić proroctwa.
– To znaczy, że jesteś… ten… Szatan, no nie? – spytał Prosiaczek.
– Zgadza się, to jeden z moich pseudonimów artystycznych.
– I co, my mamy ci niby pomóc zniszczyć świat? – spytał Tygrysek, któremu wreszcie udało się skoncentrować na przybyszu.
– Tak. Wiele o was słyszałem. Wyróżniacie się. Jesteście wybrańcami.
– No to czadersko! Lubimy jak nas kurwa doceniają, hehehe. A kiedy masz rozjebać świat? – zainteresował się Puchatek.
– Nooo… dzisiaj o północy, ma się rozumieć! Złożymy ofiarę! – rozochocił się gość.
– Aaa… to my ci nie pomożemy, bo wieczorem idziemy na bibę do remizy wpierdolić paru dresom. Jak nam się poszczęści to może spotkamy tam Dżast Szajs, a wtedy zabijemy spedalonych skurwieli! – powiedział żądny krwi Prosiaczek, a oczy tradycyjnie zaszły mu krwią…
– Jesteście wybrańcami i musicie mi pomóc! – wrzasnął Wujek.
– Co kurwa musimy, no co? Nic kurwa nie musimy! I czego się kurwa drzesz palancie! Chyba nie wiesz jakie to uczucie obudzić się z bólem głowy po nocnej imprezce – skacowany Kubuś lekko wyszedł z nerw.
– Nie podskakuj mały pierdolcu! Mogę cię zniszczyć w parę sekund.
W tym momencie przy głowie Wujka pojawiło się Uzi Prosiaczka i obrzyn Kłapouchego.
– Ju token tu mi? Ju token tu mi?! Fak! – zatekśćił z angielska Kubuś podbudowany postawą kumpli.
– Dobra. Spoko. Nie szukam dymu – odparł troszkę zmieszany Szatan.
– W zamian za pomoc dam wam dwie skrzynki Heraclesa – spróbował negocjacji Wujek.
– Pięć! – zaczął targować się Kubuś.
– Dobra – odrzekł Wujek Samozło.
– No to dzisiaj o północy! A tymczasem szykuj kasę na wina.
– A tak w ogóle to jak mamy ci pomóc? – Tygrysek doszedł do wniosku, że nie zaszkodzi wiedzieć. Musiał odpowiednio podzielić działki amfy, żeby być w dobrej formie aż do nocy.
– Jak? O, to nic wielkiego. Drobiazg. Drobnostka. Szczególik…
– Gadaj kurwa!!!
– Będziecie mi potrzebni do zwabienia dziewicy jako ofiary.
– Pojebało cię, czy co? Skąd ty debilu jesteś? Przecież w tych czasach nie ma dziewic! – Prosiaczek nie krył dezaprobaty dla ekscentrycznych zachcianek Wujaszka.
– Tak się składa, że jedna jest! I mieszka tutaj – stwierdził Szatan.
– Aaaa… chodzi ci o tę ciotę Krzysia? Od jakiegoś czasu zabawia się z Sową. Sowa to stary zboczeniec, więc już po twojej dziewicy! – odpowiedział Puchatek.
– Nieważne, miała być ta pipa, więc będzie! – powiedział Szatan.
– Oki, panie straszny, ju łont pipa Krzyś, my go ci dostarczym!
– Zrobimy tak. Ktoś zaraz skoczy po tego pedała i zaprosi go na urodziny Królika, jak skurwiel przyjdzie to Wujek go sobie weźmie i zrobi co chce – zaproponował Kubuś.
– Je, dats a gód pomysł. – powiedział zadowolony Prosiaczek.
Po jakimś czasie, gdy połowa ekipy oczekiwała w domku Królika, Kłapouchy i Kubuś popędzili po Krzysia.
– „Dzień dobry, przyszedłem do córki” – jak zwykle Kłapouchy musiał dodać coś od siebie.
Po chwili szli z Krzysiem do Królika.
– Mamy tę pipę jebaną w dzieciństwie przez starego! – powiedział wchodząc do domku Puchatek.
– Dajcie mi go! – rzekł Wujek.
– Nie tak szybko chujcu! Najpierw kasa na wina.
– Nie mam kasy. Oto moja karta kredytowa. – powiedział Szatan.
Tygrysek wyrwał kartę i popędził do BabyJagi. Reszta, oprócz Królika i Krzysia popędziła za nim.
Po paru minutach wszyscy wracali do domku obładowani wińskiem i innymi alkoholami. Prosiaczek niósł oprócz skrzynki Heraclesa skrzynkę Dżony Łokera, Kubuś Dżim Bima, Tygrysek zgrzewę browców, a Kłapouchy dorzucił skrzyneczkę spirytu.
– Te Szatan, jesteśmy kurwa z powrotem.
– „Zróbmy więc imprezę jakiej nie przeżył nikt” – zarapował Kłapouchy.
– Miało być pięć skrzynek Heraclesa! – wrzasnął Wujek.
– Ju haw jakiś problem!? – spytał się Prosiaczek.
– A chuj wam w dupę. I tak idzie z konta tego palanta z góry.
– No to pijemy brygada! Krzyknął uradowany Tygrysek.
– „Za mało wódki za dużo powietrza, libacja wersja nowoczesna”- zarapował Kłapouchy.
– Ja nie będę pił alkoholu, on zabija, przyszedłem na urodziny! – zaczął płakać Krzyś.
– Zamknij się jebany pedale! – wydarł się Królik.
– Ja także nie piję. Mam misję do spełnienia – przypomniał przybysz.
Nagle Uzi i obrzyn skierowały swe lufy w stronę Wujka.
– Albo się może napiję? Tak dla rozluźnienia – zmienił zdanie Wujek.
Ekipa narzuciła ostre tempo. Kolejne korki znikały błyskawicznie z szyjek Heraclesa Okazało się, że Szatan to słaby zawodnik – odpadł po piątej kolejce (Krzyś stracił przytomność, bo nigdy nie widział na oczy tyle alkoholu). Brygada potraktowała to jako zaledwie rozgrzewkę. Przed świtem wyjebali wszystkie dodatkowe trunki zakupione u BabyJagi.
– Chtuuua hodzinnaaa? Młuszę znyszczicz świaat! – zabełkotał Szatan, rzygając non-stop na dywan Królika.
– Jeszte kurwa trzass! Szpij ty debiluu! Podsumował na koniec beknięciem Kubuś.
Po jakimś czasie wszyscy odpadli. Kłapouchy zawisł na żyrandolu przyczepiony za ogon. Tygrysek zasnął na kiblu rzygając. Prosiaczek spoczął z Uzi w rękach na fotelu i z butelką w pysku. Kubuś trafił jakimś cudem do wanny, a Królik zatrzasnął się w lodówce szukając marchewki.
Brygada, łącznie z Wujkiem Samozło obudziła się, gdy słońce znów było wysoko na niebie. Szatan zmył się szybko, nie wypełniając swej misji, Krzyś nadal leżał nieprzytomny, teraz uśpiły go opary alkoholu. I tak to dzielni bohaterowie ze Stumilowego Lasu zapobiegli końcowi świata…
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ TRZECIEJ
Wstawał piękny lipcowy poranek. Słoneczko leniwie wychylało się zza horyzontu. Jego promienie przedzierały się przez chmury i wpadały przez lekko brudną i obrośniętą pajęczynami szybę do chatki Kubusia Puchatka. Tam na podłodze spokojnie drzemali sobie Kubuś, Kłapouchy, Tygrysek i Królik. Cali byli ufajdani zawartością swoich żołądków. Naokoło walały się puste butelki po Heraclesie i Nopoju Boguff. Pierwszy swe zaropiałe oczka otworzyły Kubuś. Usiadł na podłodze, wytarł rękę z żygowin i zaczął przeszukiwać leżące butelki w poszukiwaniu choćby kropelki płynu o właściwościach alkoholowych.
– Kurwa, ale mnie łab napierdala. Co tu się wczoraj działo ? – zastanawiał się patrząc na nieprzytomnych towarzyszy.
Nagle, błogą ciszę przerwało pukanie. Każde stuknięcie w drzwi było dla Puchatka, jak cios kafarem w łeb. Kubuś nadludzkim (albo nadmisiowym) wysiłkiem wstał i poszedł otworzyć drzwi. Gdy już to zrobił, to za progiem zobaczył identycznie wyglądającego misia.
– Już mam, więc… – powiedział grzecznie Kubuś – … WYPIERDALAJ !!!
Puchatek zamknął drzwi z hukiem i poszedł kontynuować poszukiwania.
– Co za chuja tam przyniosło – wycedził przez zęby zbudzony pukaniem Kłapouchy.
– Jakiś akwizytor, lustra sprzedawał – odpowiedział Kubuś.
– Co z tych akwizytorów są za chuje – ciągnął Kłapcio – Przyłażą tacy do domu, budzą w środku snu, próbują wcisnąć jakieś buble made in Suazi lub Burkina Faso, a wszystko taka drożyzna…
Kłapouchy nie dokończył jednak swojego wywodu, gdyż pukanie powtórzyło się.
– Nie no, kurwa, ja tego chuja zapierdolę !!! – wykrzyknął Kłapouchy.
Pośpiesznie chwycił za leżącą obok butelkę i sprawnym ruchem zrobił z niej pięknego tulipana. Skoczył w kierunku drzwi, otworzył je i zamarł w bezruchu. Ujrzał przed sobą kopię Kubusia Puchatka. Przez mózg Kłapcia w ułamku sekundy przewinęło się tysiąc myśli, no dobra tylko cztery. Jeżeli Puchatek mówił o facecie z lustrem, to czy on wygląda dokładnie jak Puchatek, albo jest on samym Kubusiem Puchatkiem, albo że jest nawalony i to tylko złudzenie, albo że ktoś sklonował Kubusia i stoi on teraz przed drzwiami. Wszystkie te przypuszczenie sympatycznego osiołka okazały się błędne. Nieznajomy odezwał się:
– Jo madafaka. Mieszka tu Kubuś Puchatek ?
– No – odparł kompletnie skołowany Kłapouch.
– Bo ja jestem Bubuś Puchatek, jego brat bliźniak.
Gdy Kubuś usłyszał te słowa to skoczył migusiem w kierunku drzwi i padł w objęcia tak dawno nie widzianego brata.
– Kubuś, Bubuś – powitaniom nie było końca.
W końcu znudzony już tym gość został zaproszony do środka. Kubuś, jako dobry gospodarz od razu rozstawił szkło i zaczął nalewać złocistego mjodku. Do stołu siedli też Tygrysek i Królik.
– Co cię sprowadza bracie miły – zaczął rozmowę Kubuś.
– Jest sprawa do załatwienia – odparł przybysz.
– Trzeba komuś wpierdolić – ożywił się Kłapouchy.
– Nie, kurwa – odpowiedział kubusiowy brat – Otóż mój ziomal, Master Jenot, miał mały wypadek. Poszedł se na disco nalewać się z pszenno-buraczanych chłopców. No i niestety zapomniał swojej zaufanej giwery. Jakiś cwel zaczepił go i ze swoimi koleśami dopierdolił mu…
– Kurwa, mówiłem że trzeba komuś zapierdolić – wykrzyknął radośnie Kłapcio ładując shotguna.
– Nie nie nie, kurwa nie – wrzasnął już mocno wkurwiony Bubuś – o to chodzi, że twarz Jenota wygląda jak rozdeptany pomidor i ogólnie do niczego się nie nadaje, a jutro rozgrywany jest Konkurs Braci w spożywania napojów wysokoprocentowych. W poprzednich latach przebierałem go za mojego brata bliźniaka i nikt się nie orientował, ale teraz to nawet maska mu na ryja nie wlezie, tak ma go spuchniętego.
– No to komu trzeba wpier…
– Kłapouszy – ryj w kubeł ! – tym razem wnerwił się Kubuś – Znaczy chcesz, abym chlał z tobą konkursowy alkohol – dopytywał się Kubuś.
– No.
– Jasne, zgadzam się. Nie ma to przeca jak flacha na cudzy koszt – zawieśniaczył Puchatek.
– A to może by tak przy okazji zajebać tych pszenno-buraczanych chłopców – wtrącił się do rozmowy nieśmiało Kłapouch.
– Ich ciała są już w stanie zaawansowanego rozkładu – wyjaśnił Bubuś.
Gdy przybysz kończył wypowiadać to zdanie do pomieszczenia wszedł Prosiaczek. Szedł w jakimś dziwnym rozkroku, a jego krocze wyglądało, jakby włożył tam poduszkę.
– Te Prosiak co ci się we fiuta stało – spytał Królik.
– Co, kurwa, jeszcze pytasz co.
– Jak bym wiedział, to bym kurwa nie pytał Wieprzu jeden – odparł filozoficznie zającopodobny.
– A kto mi wczoraj doradził, że najlepiej to się posuwa ul ? Te jebane pszczoły pogryzły mi całą fujarę i Pan Sowa całą noc wyciągał mi żądła z chuja. Teraz ledwo łażę, bo mam go całego zabandażowanego.
– Ja, ależ ja jestem wredny – zaśmiał się szyderczo Królik.
Puchatek nalał kolejną kolejkę.
– No to jak mawiają Francuzi, to co stoi to do buzi – rzeknął Bubuś.
Wszyscy, jak jeden mąż wychylili kielichy jednym dobrym pociągnięciem. Po tym jakże przyjemnym wydarzeniu Kubuś spytał:
– A gdzie tak właściwie ten konkurs się odbywa ?
– Jak to gdzie, na Ukrainie, w najbardziej znanym mieście tego wspaniałego państwa – objaśnił Bubuś.
– W Kijowsku ? – spytał Prosiaczek.
– Po primo to nie w Kijowsku, tylko Kijowie, a po sekundo to nie w Kijowie tylko w Czarnobylu – odpowiedział Bubuś – Czarnobyl przypomina ten wasz Stumilowy Las. Tam także drzewa świecą, w niektórych miejscach trawa wyrasta na wysokość trzeciego piętra, ptaki składają prostopadłościenne jajka, muchy latają do tyłu.
– Zaraz kurwa zaraz. Jak znalazłeś się na jebanej Ukrainie – przerwał wywody Kubuś.
– A, to długa i nudna historia – odrzekł brat.
– Opowiedz, choć w skrócie – nalegał Tygrysek.
– Oki – zgodził się przybysz – Pracowałem w SB, no i w roku tam osiemdziesiątym którymś miałem tajne zadanie zajebać pewnego klechę. Miał jakieś takie popiołowe nazwisko. Po zrobieniu z niego miazgi szef dał mi urlop i wysłał na wczasy na Ukrainę. Będąc tam zastał mnie upadek socjalizmu w Polsce i nie chciało mi się już wracać do zawszonego kapitalistycznego państwa. Oto i cała moja historia opowiedziana w wielkim skrócie.
– A gdzie ta Ukraina tak w ogóle jest – Kłapcio nigdy nie grzeszył rozumem.
– Daleko – filozoficznie stwierdził Królik.
– No to jam my się tam dostaniemy ? – spytał osioł.
– No jakto jak. Samochodem – z gracją odparł Królik.
– No takto, że samochodem, ale skąd my kurwa weźmiemy na tym zadupiu samochód. Wszystkie przeca już żeśmy rozjebali – niecierpliwił się Tygrysek.
– Panowie kolegowie spokojnie – przerwał dyskusję Prosiaczek. – Jak tu do was szedłem, to widziałem, jak jakiś klech podjechał Mietkiem do pipy Krzysia.
– Zajebać pedała, zabrać mu furę i na wódkę – ochoczo wykrzyknął Kłapouchy.
Cała ekipa wychyliła jeszcze po jednej szklaneczce wysokoprocentowego napoiku i skierowała swe kroki w kierunku pedalskiego domku największej pipy w Stumilowym Lesie. Przed wyżej wspomnianym przybytkiem stał wspaniały Merol szejsetka ze srebrnymi klamkami, platynowymi kołpakami na koła, złotą kierownicą i różańcem zawieszonym na lusterku.
– To co, włamujemy się, czy grzecznie poprosimy o kluczyki – zapytał naiwnie Bubuś.
– O kluczyki spytamy, tylko nie grzecznie, ale niegrzecznie – objaśnił gościowi sposoby postępowania w takich sytuacjach Królik.
Tygrysek podszedł do drzwi krzysiowego domku i wywalił je jednym sprawnym kopniakiem. W środku ujrzeli czarnucha ze spuszczonymi spodniami stojącego nad nagim i wypiętym dupskiem Krzysia.
– Jak śmiecie nam przeszkadzać – oburzył się klecha. – Nie wiecie, kim jestem !
– A kim jesteś, Osamą bin Ladenem czy może Kapitanem Planetą – szydził Prosiaczek.
– Jestem arcybiskup poznański Juliusz Paetz i odwiedzam laureata konkursu Ministrant roku – odpowiedział czarny.
– Veni, vidi, vici, stary pedofilu – zacytował tajemniczo Bekon.
– Odwiedzasz, nawiedzasz czy zwiedzasz, jeden chuj – objaśnił szybko intencje Bekona Królik. – Wypięta dupa pipy Krzysia i twój mały kutasek na powietrzu mogą świadczyć o zamiarach dupczenia pipy w dupę.
– Zaprawdę powiadam, że kto gwintował będzie zgwintowanym – ni z tego ni z owego stwierdził kurewsko poważnie Kłapouch.
– Gdzieś to kurwa jebana mać wyczytał, w Piśmie Leśnym ? – spytał cholernie zdziwiony Kubuś.
– Nie, w toalecie na stacji pekaesu w Bobolicach Dolnych – odrzeknął Kłapouch, po czym podszedł do abepego i wsadził mu lufę shotguna w odbytnicę.
– Nie, nie zabijaj mnie, to grzech śmiertelny – błagał klecha.
– Nie bój wafla. Nie udupię cię ty marna istoto – odparł osiołek, po czym pociągnął za spust swej zaufanej giwery.
Klech wyskoczył z kapci, złapał się za zwieracz i uciekł w kierunku bliżej nieokreślonym z prędkością dziewiętnastej prędkości kosmicznej (znaczy się szybko).
– Ty, coś ty mu wpakował w dupsko – zapytał kolegę zdziwiony Prosiaczek.
– A, to takie specjalne antyklerykalne naboje wypełnione jakimś żrącym badziewiem. Aplikujesz takie cuś klechowi w dupę i ma on wybite już z głowy młode, chłopięce dupy – odparł Kłapouchy.
– Kurwa, a ja myślałem, że będzie krew bluzgała, że mu tak fajnie wylezą flaki, a tu nic – zawiedziony Tygrysek.
– Panowie, nie po to tu przyszliśmy – wrukwił się Bubuś. – Całe szczęście została czarna spódnica tego fajfusa. Niech ktoś bierze kluczyki. Musimy ruszać, bo droga daleka, a tyle wódy, co tam do wygrania to szkoda by było nie wypić.
Królik zabrał kluczyki z czarnej kiecki i cała ekipa załadowała się do arcybiskupiego Merca.
– Ruszamy po wódeczke – ochoczo stwierdził Prosiaczek.
– Ale bedziemy pić, pić, pić – wtórował Kubuś.
– Sorry – przerwał Królik – ale czy do kurwy jebenej nędzy ja tylko tu myślę ?!?! Jeśli tam pojedziemy, to jak trafimy z powrotem do Stumilowego Lasu ?! Bubuś przeca zostaje.
– Aj gada ajdija – zawieśniaczył Tygrys, po czym szarpnął za kierownicę tak, że samochód zahaczył idącą chodnikiem babcię. Jej ciało zostało perfekcyjnie rozsmarowane na jezdni. Jadąca dalej fura zostawiała za sobą jeszcze przez kilkaset metrów czerwone, krwiste ślady.
– Wystarczy, że co kilkaset metrów rozblazgamy jakiegoś ludzia i będziemy mieli do domu wyznaczoną drogę – objaśniał Tygrys.
– No Tygrys, to je to – gratulowali pomysłowości przyjaciele.
Po wielu godzinach jazdy, nielegalnym przekroczeniu granicy, kilkudziesięciu rozjechanych człowiekach ekipa dotarła na do bubusiowego domku (tam spędzili noc), a potem na miejsce konkursu. Bracie Puchatkowie poszli zgłosić się, a reszta brygady zajęła miejsca na widowni.
– Uwaga, uwaga – rozległ się głos sędziego w megafonie – Zebraliśmy się tu dziś, by rozegrać konkurs w spożywaniu napojów alkoholowych. Zasady konkursu są następujące. W zawodach biorą udział dwuosobowe drużyny, których członkowie są braćmi. Obiektem konkursu jest cysterna wódki. Każda drużyna będzie mogła z niej wypić tyle, ile zdoła. Pozostałą wódkę w cysternie dostaje ta drużyna, która w trakcie konkursu wypije najwięcej. Proszę teraz, by członkowie drużyna zajęli miejsca. Wszyscy gotowi, no to START.
W tym momencie sędzia podniósł w górę mały starterski pistolecik i wystrzelił z niego. Wszyscy uczestnicy konkursu rzucili się w kierunku ustawionych wiaderek z wódką i zaczęli łapczywie z nich pić. Kibice dopingowali swoich kandydatów na zwycięzców, tylko Prosiaczek jakoś był smutny.
– Nasza wódka, oni piją naszą wódkę – wycedził prawie przez łzy.
Stojący obok sędzia zwrócił się do niego:
– Ależ młodzieńcze, to nie jest twoja wódka. Pozostała po konkursie wódka będzie należeć do zwycięzców. Ty nie startujesz, więc nawet stwierdzenie, że ta wódka jest twoja jest bardzo niepoprawne.
Zbesztany Prosiaczek aż zerwał się z miejsca, ale zabandażowane krocze powstrzymało go.
– Zapierdolcie tego chuja – zwrócił się do przyjaciół.
– Daj madafaka – wrzasnął Tygrysek, po czym wyskoczył w górę, zrobił w powietrzu obrót o 337 stopni i kopnął sędziego w szczenę, jak karacista Bruce Lee, tylko że lepiej. Odrzucony siłą uderzenia arbiter odleciał na kilka metrów i wpadł w grupkę miejscowej chałastry.
– Nasych bijon – wykrzyknął jeden z Jukrajińców.
Brygada ze Stumilowego Lasu nie namyślając się długa złapała za co się dało i ruszyła na wroga.
– Za wódkę naszą – wznosił patriotyczne hasła Prosiaczek.
– Nie oddam wódki – wtórował my Kłapouchy.
W miejscu rozgrywania konkursu rozpoczęło się coś, co Witold Gombrowicz nazwałby kupą (nie mylić z gównem). W napieprzance używano wszelkich dostępnych przedmiotów. W ciągłym ruchu były więc sztachety, kamienie, kastety, noże, nogi i blaty od stołu, krzesła, taborety, zegar kurantowy, klucze płaskie, klucze nasadkowe, klucze francuskie, klucze oczkowe, łyżki do zmiany opon, lewarki samochodowe, butelki, tulipany, framugi okienne, śrubokręty, zapalniczki, łyżki, widelce, kubki, wiadra, rondle, garnki, talerze, spodki, szklanki, miski, cegły, pustaki, rury kanalizacyjne, kalosze, bambosze, skarpetki, paski od spodni, łańcuszki, różańce, krawaty, książki telefoniczne, telefony komórkowe i wiele wiele innych przedmiotów, którymi można wyrządzić krzywdę bliźniemu swemu. Każdy walczący chwytał się, czego popadnie. Cały czas dołączali nowi, każdy przynosił swój niepowtarzalny killerski gadżet. Po 305 sekundach miejsce, gdzie jeszcze 343 sekundy wcześniej rozgrywano konkurs w spożywaniu napojów procentowych, wyglądał, jak po powodzi, trzęsieniu ziemi, wojnie lokalnej, przejściu szarańczy i nalocie US Force w jednym. Wszędzie walały się rozbadziewione ciała przypominające rozdeptane pomidory i rozbite na szybie samochodu muchy. Na placu boju pozostała jedynie ekipa ze Stumilowego Lasu w towarzystwie Bubusia. Przyjaciele Kubusia rozgromili przeciwników. Byli przecież doświadczeni w tego typu zabawach, przypominających dyskoteki z udziałem dżastów lub bojsóf.
Po otrzepaniu kurzu z ubrań ekipa zapakowała się do cysterny i odjechała do domku Bubusia. Tam podzielono wódkę sprawiedliwie. Po kilku dniach Kubuś z przyjaciółmi wrócił po czerwonych śladach do ukochanego Stumilowego Lasu, by dalej cieszyć się beztroskim, wysokoprocentowym życiem.
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ CZWARTEJ
Nastała jesień. Żółte liście zaczęły opadać z drzew. Płody rolne zostały już zebrane. Matka Natura szykowała się do zimowego snu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że powoli wyczerpywały się surowce niezbędne do produkcji tak przez wszystkich uwielbianego Heraclesa.
Ekipa ze Stumilowego Lasu przebywała u Puchatka. Za oknem deszczyk sobie kapał. Niebo było zachmurzone. Panował nastrój lekkiego przygnębienia i apatii.
– Kurwa mać – zaczął ambitnie Tygrys – ale chujowa pogoda. Trza by se humor poprawić. Kubuś, wyjmij no jakie winko.
Puchatkowi spodobał się pomysł towarzysza, ale w chatce miał tylko jedną buteleczkę. Na dodatek była ona w połowie pusta, a w połowie pełna. Najgorsze okazało się jednak to, że na ostatniej imprezie zbełtał się do niej Prosiaczek. Jego żygowiny skutecznie zniechęciły innych do skosztowania trunku, ale nie samego Bekona.
– Mnie tam wszystko jedno. W końcu to mój bełt tak wesoło sobie pływa – stwierdził.
Nie było innej rady. Mimo gównianej pogody trzeba było się udać do Baby Jagi, zwanej w skrócie Chujem, w celu zakupu życiodajnych płynów. Ekipa tak też uczyniła. Po kilkunastu minutach stanęli, jak jeden mąż przed chatką wspomnianej postaci.
– Veni, vidi, wino – zawieśniaczył wprawiony drinkiem Prosiaczek.
– Wino lej, wino lej BaboJago wino lej, niech tak się stanie – podśpiewywał pod noskiem Kubuś.
– Ni ma wina – odparła wychodząca koślawym krokiem bohaterka o twarzy przypominającej worek śrubek.
Puchatkowa ekipa parsknęła śmiechem.
– Jak, to nie ma – brechtał się Tygrys.
– To se ne da – wtórował Królik.
– Nie rób jaj, bo ci zdmuchnę z shotguna to coś na twojej szyi, co najchętniej bym kopał every day – groził, jak zwykle kurewsko poważny Kłapouch.
– Naprawdę nie ma – stwierdziła zlękniona o swe życie Baba Jaga.
– Co kurwa jebana jego mać – bardzo spokojnie wydarł się Kubuś.
– To kurwa jebana jego mać, że nie ma. Jesień jest i komponenty się skończyły. Przez ostatnie miesiące mieliście takie pragnienie, że zużyłam wszystkie porzeczki, jabłka, wiśnie, truskawki, ogórki, kalafiory, kapustę, ananasy i brzoskwinie w promieniu 50 kilometrów.
– To teraz do niczego ona nie jest nam potrzebna i można ją spokojnie zajebać – stwierdził Bekon.
– Nie bądźcie tacy pochopni – uspakajała pasztetowata sprzedawczyni własnych wyrobów – Mam dla was coś równie smacznego.
W tym momencie Baba Jaga wyniosła ekipie skrzynkę z szesnastoma butelkami fioletowego płynu, na których etykiecie widniała uśmiechnięta czaszka.
– Nie no kurwa. Denaturat. Tak nisko to my się jeszcze nie stoczyliśmy – obwieścił Królik próbując opanować drżące ręce.
– Ełureka !!! – krzyknął uradowany Kłapouch – Aj gada ajdija.
Osiołek porwał skrzynkę i skierował się do chatki sympatycznego misia.
– Dajta mi chłopy godzinkę, a zrobię z tego napój, jak się patrzy. Wszyscy będziecie zachwyceni. Od tego momentu będziecie mogli mnie nazywać: Kłapouchy Wielki Mistrz Chemii i Destylacji ze Stumilowego Lasu – nie krył skromności osiołek.
Po godzinie napieprzania młotkiem, kręcenia śrubokrętem i jeszcze wielu czynnościach, których nazw nie potrafię przytoczyć, pokazał im swoje wiekopomne dzieło. Był to filtr z maski przeciwgazowej. Z jednej strony wsadzony był lejek, a z drugiej rurka.
– Wlewamy tutaj płyn i po kilku sekundach otrzymujemy czyściutki, smaczniutki i przezroczysty spirol. Nie grozi nam zatrucie. Cała chemia zostaje wewnątrz. My, otrzymujemy tylko naturalne składniki – z dumą objaśniał.
Tak też było. Wlewali z jednej, a drugiej płynął uwielbiany przez wszystkich płyn. Pierwszego dnia opróżnili z radości całą skrzynkę przyniesioną ze sklepu. Następnego dnia powtórzyli ten proceder. Byli tak wdzięczni Kłapciowi, że zaczęli go nazywać Wielkim Chujnikiem czy jakoś tak jak chciał.
Dobra passa skończyła się trzeciego dnia. Filtr z powodu nadmiernej eksploatacji zapchał się i można było go o kant dupy rozbić (znaczy zjebał się). Ekipa została bez środków do życia. Zaczęli główkować. Brak potrzebnych do egzystencji płynów był jak cios bejzbolem w mordę. Nie mogli się pozbierać, zapomnieć, o tym, co się stało. Z wybawieniem przybyła im … Baba Jaga. Sama przyleciała do domku Kubusia z kilkoma butelkami brązowego, tajemniczego płynu.
– Mata, wypijta.
– Was is this – popisywał się znajomością języków obcych Królik.
– Kurwa, całkiem niezłe – stwierdził po skosztowaniu odrobiny Prosiaczek.
– Znalazłam w starych magicznych księgach ten przepis – zaczęła objaśniać Chuj – To wyciąg z liści i żabiej pochwy z domieszką zmielonego prącia bobra i spermą lisa.
Po usłyszeniu przepisu mało odporny Królik zwrócił zawartość żołądka wprost na nowiutki dywan Puchatka.
– Ja tę kurwę zabiję. Chce nas cipa pozabijać – said Królik wycierając z pyszczka resztki wczorajszej kolacji pomieszanej z dzisiejszym śniadaniem.
– Mnie tam wszystko jedno – jak zwykle twardy i nie poddający się żadnym przeciwnościom losu Bekon.
– A bym se zapomniała. Mam też drugą wiadomość – bardzo radośnie stwierdził gość – Rząd tego wspaniałego kraju zanotował gwałtowany spadek produkcji w przemyśle spirytusowym spowodowany, tym, że przestałam produkować Heraclesa. Dostanę dziś specjalną dostawę owoców niezbędnych do produkcji.
– Hip hip hurra – wrzeszczeli wszyscy zainteresowani – Wiwat Rząd, wiwat Naród, wiwat wszystkie Stany. Niech żyje Święta Polska Trójca. Niech żyje Prezydent. Niech żyje Premier. Niech żyje Prymas.
– Ale, ale ! There is łan problem – przerwała fetę jędza – Owoce bedom, ale nie bedzie siarki. Produkcja ruszy, jak znajdzie się ten strategiczny komponent.
– Może by ją zdrapać z zapałek – zaproponował Puchatek.
– Sprawdzałam w sklepie. Wszystkie zapałki w kraju wykupił jakiś Rywin. Podobno dowiedział się wcześniej, że siara będzie w cenie – zgasiła pomysł Baba Jędza.
– Gdzie mój obrzyn ! Zajebie chuja ! – zaproponował swoje rozwiązanie problemu Kłapouchy.
– A może byśmy sami wykopali siarę? – zaskoczył wszystkich propozycją pracy Puchatek.
Babę Jagę zatkało.
– Wy chcecie PRACOWAĆ? – upewniła się. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. To tak, jakby bp Paetz zrezygnował z dup młodych chłopców.
– Dla winka to my wszysko, „We give you all that you want !” – zaszpanował wiedzą lingwistyczną Bekon.
– A ja wiem kto nam pomoże w pracy – uśmiechnął się podstępnie Kłapouch.
Niesieni siłą nadziei, prowadzeni przez Kłapoucha, wybiegli w kierunku domku Krzysia.
– Wyłaź pipo, mamy sprawę – wołali już z daleka – Do nogi, mały pedale !
Odpowiedział im tylko stłamszony jęk.
– A to co? Odpowiadaj jak do ciebie mówię – wrzasnął Kłapouch kopniakiem wywalając drzwi.
Za drzwiami stał pochylony do przodu Krzyś. Był przywiązany do mebli, ubrany w skórzane ciuszki i wysokie buty. Miał na ryju plastikową maskę z ustami zasłoniętymi zamkiem błyskawicznym.
– Mmmmmm – powiedział.
– O kurwa ! Jebany sadomacho – sapnął zazdrośnie Królik.
Z pokoju obok wyszedł (także ubrany w skóry) Pan Sowa.
– Ooooo, kogo my tu mamy. Niegrzeczni chłopcy ! – puchacz miał w swojej masce na łbie tylko malutkie dziurki na oczy i najwyraźnie nie poznał ekipy – Chcecie się przyłączyć do zabawy?
– Obrzydlistwo ! Zaraz ich zaje… bleee… – Prosiaczek wybiegł z chatki, trzymając łapkami usta, przez które sączył się już początek pawia.
Gdy wrócił, Krzyś i Pan Sowa ze łzami w oczach i siniakami na mordach stali przebrani w normalne ciuchy.
– Mamy robote, a wy tu jakieś chuje-muje urządzacie ! – darł się na nich Puchatek – Idziemy !
Po drodze zajrzeli też do nory zombio-Gofera. Używając argumentów w postaci shotguna należącego do Kłapcia i uzi Prosiaka zmusili tą podziemną kreaturę do znalezienia podziemnych złóż siarki.
Chwilę później Sowa, Krzyś i Gofer machali żwawo łopatami i jeździli taczkami zwożąc cenny minerał do domku Baby Jagi.
Robota szła szybko. Królik dopingował ich dodatkowo do ciężkiej i wyczerpującej pracy. Nie robili tego w końcu dla siebie, ale dla bliźnich. Społeczeństwo ich potrzebowało.
– Szybciej skurwysyny, szybciej – radośnie pokrzykiwał zającopodobny.
Po kilkunastu minutach ujrzeli cel tego przedsięwzięcia. Ich oczom ukazała się piękna kupka złota polskiej ziemi – czysta, żółta siarka. Chuj przyrządził im z tego wiele litrów wybornego Heraclesa.
Znów ruszyła produkcja w przemyśle spirytusowym. Skończyła się recesja. Konsumpcja w kraju wzrosła. Do budżetu zaczęły napływać niewyobrażalne sumy pieniędzy, a Kasy Chorych mogły budować sobie jeszcze okazalsze gmachy z marmurowymi podłogami i złoceniami na klamkach…
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ PIĄTEJ
Trwało grudniowe popołudnie roku pańskiego ……. (wiecie, chodzi o uniwersalizm). Na dworze wiater zimny wiał i kwiaty nie pachły, bo przykryła je kurewsko gruba warstewka śniegu. Słupek alkoholu w urządzeniu zwanym termometrem spadł tak nisko, że był praktycznie niewidoczny.
Powodowało to, że wszystko, co znalazło się za oknem ciepłego i przytulnego domku, stawało się ciałem stałym. Każdy śpik, mela, nawet winiaki w butelkach zamarzały. Najgorzej było jednak, gdy ktoś wyszedł się odlać. Wtedy to kropelki złocistego moczu zastygały w powietrzu i spadały na śnieg niczym bryłki drogocennego kruszcu. Niestety czasem zdarzała się sytuacja, że nie udało się opróżnić pęcherza do końca. Mocz krzepł wewnątrz druta, czyniąc go twardym i zimnym. (Od tego wzięło się chyba powiedzenie „robić loda”).
W takiej to właśnie zimowej scenerii przyszło zmagać się Puchatkowej ekipie z kolejną fascynującą przygodą.
W domku Kubusia trwały przygotowania do świąt. Puchatek z Tygryskiem ubierali jakiegoś badyla mającego robić za choinkę. Wieszali puste butelki, tulipany, pomalowane na kolorowo kartoniki po LSD. Królik z Prosiaczkiem wyruszyli do Baby Jagi[tm] po zapas wina na święta i Nowy Rok. Tylko Kłapouchy siedział w kącie i nie poddawał się świątecznej atmosferze.
– Łocap – zainteresował się kolegą Tygrysek.
– Nicap – odparł osiołek.
– Coś taki smutny ? Może chcesz się wina napić, albo wciągnąć trochę SLD (kic!) ?
– Eeeeeeee.
– E, Puchatek, cho no tutaj – zawieśniaczył Tajger – Z Kłapciem jest źle. Trza po pogotowie dzwonić, albo po grabarza.
– Czego kurwa świrujesz – przybiegł, jak najszybciej umiał Puchatek.
– Co kurwa, jeszcze pytacie? – zbulwersował się osioł.
– Jakbyśmy kurwa wiedzieli, to byśmy kurwa nie pytali tępaku jeden – zripostował Kubuś.
– To wam powiem. Te całe święta, ta jebana atmosfera mnie dobija.
Gdy Kłapcio to mówił, to chatki wtoczyli się Królik z Prosiaczkiem. Byli oblepieni śniegiem, wyglądali jak bałwany. Jednak w rękach dzierżyli to, co najważniejsze – skrzynki Heraclesa. Kłapouchy znowu przemówił posępnym głosem:
– Jeszcze ten jebany śnieg. Wszędzie jest to białe gówno. Moczy ubrania, buty i w ogóle jest chujowy. Bardziej go nienawidzę od tej pipy Krzysia. Z tego pedryla to jest przynajmniej jakiś pożytek. Można go zbutować, obić ryja, włożyć rurę od shotguna w dupsko – i jest zajebiście. Na dodatek wiater zimny wieje i zimno się kurwa robi… no i to wszystko jest chujowe. W telewizji same stare, odgrzewane filmy o Mikołajach w pedalskich czerwonych czapeczkach. Poza tym te jebane kolędy. Kurwa, wszystkie wałkują ten sam temat o dwóch tysięcy lat. Z nudóf można zdechnąć. Wszędzie głoszą, że trzeba być miłym i dobrym i w ogóle to już nam tego całego gówna dość. Chciałbym, żeby na ten jebany świąteczny świat wypierdolił ktoś atomówkę. Byłby spokój…
Ale zanim Kłapek skończył swoje płomienne przemówienie do chatki wpadła nasz ulubiony pedryl. Była to tak niekulturalna kreatura, że nie zamknęła za sobą drzwi. Krzyś skakał i był zadowolony, jakby zerżnął go właśnie pluton wygłodniałych amerykańskich marines powracających z misji niesienia wolności narodowi irackiemu.
– Przyjęli mnie! Przyjęli ! – wykrzykiwał ten jebany mymłon.
– Gdzie oni mogli tą ciotę przyjąć ? – zastanawiał się Kubuś – Na studia w Papieskiej Akademii Teologicznej czy KULu to ten kurwus jest jeszcze za młody, a wojsko go kiedyś odrzuciło, bo nie miał gwinta.
– Ej ty DVD, gdzie cię przyjęli – spytał sympatyczny misio.
– Przyjęli mnie do chóru „Polskie Słowiki” z Poznania. Pan dyrektor był dla mnie bardzo miły. Powiedział, że dysponuje przepięknym falsetem, a na lekcje śpiewu będę mógł przychodzić do niego do domu- po chwili jednak Krzyś zmieszał się – Ale Kubusiu, dlaczego nazwałeś mnie DVD ? Dlaczego porównałeś mnie do sprzętu elektronicznego ? Proszę, nie przezywaj mnie więcej.
– Wpadłeś mu w oko – śmiał się pod nosem Królik – Pan dyrektor trafił cię „kurwikami”.
Puchatek uśmiechnął się szyderczo. Podszedł do Krzysia i objaśnił niezrozumiały termin:
– DVD to znaczy „Dick w Dupe”, czyli to ktoś taki, jak ty.
– D… jak ty brzydko mówisz. Powiem mamie. A co to znaczy dick ?
W tym momencie Tygrys nie wytrzymał. Nie mógł znieść obecności zbolałego eunucha. Podbiegł, wyskoczył, jak Trinititity w Matriksie, kamera obróciła się dwa razy i noga Tajgera wylądowała na szczęce Krzysia amisza. Siła ciosu była tak duża, że Krzyś wyleciał przez otwarte drzwi, a że cios był podkręcony, to jego bezwładne ciało zaczęło lecieć ku górze. Przeleciało przez troposferę, stratosferę, mezosferę, egzosferę, termosferę i w rezultacie opuściło atmosferę ziemską. Podobno ostatnio widziano je, jak mijało pierścienie Saturna.
Tygrys zamknął spokojnie drzwi i poszedł pocieszać Kłapouchego. Sytuacja stała się jeszcze bardziej dołująca, gdyż właśnie zaczął się w telewizji program informacyjny.
– Dzień dobry Państwu. Jaką mamy piękną pogodę, ha, ha, ha – rechotała jakaś pasztetowata prezenterka o mordzie przypominającej kalosza. – Mam dziś dla Państwa same dobre wiadomości:
W nocy spadnie 25 centymetrów śniegu. Nasz krajobraz stanie piękny. Będzie wyglądał, jakby przykryty białą kołdrą. Będzie przypominał widok z pocztówki bożonarodzeniowej. Będziemy mogli urządzać bitwy śnieżne.
Wkrótce rusza nowa telewizja „Trwam”. Jej główna rozgłośnia stanie w Toruniu. Nareszcie będziemy mogli widzieć naszych kochanych księży, modlić się razem z nimi, przeżywać niezapomniane chwile. Pierwszą audycję nada 31 grudnia. Zostanie zaprezentowany film dokumentalnym o cudownie nawróconym premierze – Leszku Rellimie. Będziemy mogli usłyszeć, co o byłym szefie rządu sądzą jego najwięksi przyjaciele: Jan Maria Rokita, Zbigniew Ziobro oraz ks. prałat Henryk Jankowski. Na zakończenie zostanie nadane noworoczne orędzie do narodu jego ekscelencji biskupa Tad …
Prezenterka nie dokończyła, bo telewizor uderzył w ścianę po soczystym kopniaku Tygrysa. Lecący odbiornik zahaczył jeszcze o szafkę. Ta zachwiała się i jakiś ciężki, niezidentyfikowany przedmiot z niej spadł. Kubuś, Prosiaczek, Tygrys i Królik mieli szczęście. To coś ich nie trafiło. Kłapouchy nie miał najlepszego dnia. To coś przypierdoliło w niego – w sam środek łba. Osiołek przewrócił się, zamrugał dwa razy oczkami, po czym wstał. Podniósł butelkę Heraclesa[tm] i pociągnął łyka. Potem stała się rzecz dziwna i niezrozumiała. Kłapouchy przemówił poezją. Była to poezja piękna i czysta, taka że te wszystkie Mickiewicze i Sienkiewicze to przy nim jakieś popierdółki. Oto jej przykład:
Co jabole w sobie mają,
Że je wszyscy tak wciągają ?
Bo jabole wciąż musują
I dlatego nam smakują.
Nie ma co czekać.
Po co marudzić.
Kto ma jabola,
Ten się nie nudzi.
Na rolkach, na podwórku, w szkole,
Bądź wyluzowany.
Powiedz: Lubię jabole.
Powiedz: Lubię jabole !!!
Wszystkim zgromadzonym szczeny opadły.
– O FUCK – wyksztusił Prosiaczek.
– Jebem ti dusz – wtórował Królik, a że nikt tego nie zrozumiał – No co wy kurwa, serbskiego nie znacie ?
Tygrysek, wielki altruista i przyjaciel osiołka chciał mu oczywiśta pomóc. Złapał za leżącego nieopodal bejzbola i jebnął nim w ośli łeb. Ten obrócił się kilka razy. Kłapouchy upadł, ale po kilkunastu sekundach powstał. Ale co to było za powstanie ! Kłapouchy powstał, jak Feniks z popiołów, jak Terminator, jak Andrzej Gołota po walce z Lennoxem Lewisem. Bardzo spokojnie zaczął ładować shotguna.
– Ty Kłapcio, wyluzuj – zaczął Tygrys – Ja to dla twojego dobra zrobiłem, bo ju noł coś ci się w główce poprzesuwało i ja to na właściwe miejsce chciałem przywrócić.
– Zamknij paszcze, bo ci w nią naszcze. Mam inny cel. „Trwam” – zrobić totalną anihilację.
– Widzę, że znów jesteś takim skurwysynem, jakiego znaliśmy – cieszył się Prosiaczek.
Kłapouchy załadował shotguna i niespodziewanie rozpoczął przemowę.
– Widmo krąży po Stumilowym Lesie, widmo telewizji „Trwam”. Nadchodzą czasy, w których wielcy pozostaną wielkimi, a mali małymi. Nadchodzą czasy indoktrynacji. My jednak nie możemy się poddać. Musimy walczyć ! Musimy załadować nasze shotguny, uziki, kałachy ! Nie możemy się poddać, choć droga przed nami długa i kręta. Ja dziś wyruszam szukać swego przeznaczenia. Nie wiem, czy powrócę, ale wierzcie, że nie mam innego wyboru. Wy, na moim miejscu postąpilibyście tak samo. Żegnajcie, może się już nie zobaczymy.
Kłapcio odwrócił się na pięcie i wyszedł. Jego przemowa była tak wzruszająca, że Prosiaczkowi aż łezka się w oku zakręciła.
– Kurwa, ale on pięknie pierdolił ! – oznajmił
– Teraz ja, choć jestem malutki, wiem, że mogę dokonać rzeczy wielkich i wiekopomnych. I feel mysterious power !
– Kurwa, o czym on pierdolił ? – zastanawiał się Królik.
Drzwi się jednak po chwili otworzyły i do chatki wpadł zziajany Kłapouchy.
– Kurwa, chce ich rozpierdolić, ale nie wiem gdzie mieści się ten jebany Toruń. To musi być jakaś straszna pipidówa. Wiem gdzie są Wilkowniczki Górne, Bobolice Dolne, Koniowałce, Ryboflaki, Millerowice, Kwasiżury, Kołaczkowice, ale o Toruniu to ja nigdy nie słyszałem.
– Spoq, mam atlas – oznajmił uradowany Kubuś.
Po chwili bogatszy o wiedzę Kłapouchy wybiegł z domku Puchatka w nieznanym kierunku.
Kilka dni później był Sylwester. Ekipa była trochę zasmucona nieobecnością osiołka. Nie mieli jakoś smaka na winiaka. Czekali, myśleli, że Kłapouchy wróci, niczym niespodziewany wigilijno – noworoczny gość. W chatce panował nastrój smutku i nostalgii. Podsycało go program telewizyjny (Tygrysek zapierdolił kopa w odbiornik, ale ten, że był mejd in Junajted Socjalistik Sowiet Republik nie rozjebał się całkowicie i wciąż działał – UNITRA forever).
– Nadszedł moment na który wszyscy czekali – obwieściła paszczurowata baba w telewizorze
– Za chwilę jego ekscelencja wygłosi orędzie noworoczne do narodu.
Na wizji pojawiła się wspomniana fluorescencja. Na łebie miał jakąś tandetną czapkę, którą chyba kupił za 2,99 zł na straganie pod Jasną Górą.
– Bracia i Siostry ! Moje dzieci… – w tym momencie coś zaszumiało, zahuczało, zawirowało, na ekranie pojawiły się czerwone plamy, a przed oczami widzów przeleciało coś przypominającego śledzionę. Miejsce eminencji zajął Kłapouchy. W łapskach dzierżył swego shotguna. Cały upaćkany był posoką i przypominał trochę Hannibala Lektora lub tolkienowskiego Golluma, który właśnie wpierdolił rybę. Puchatkową ekipę, która to właśnie oglądała, zamurowało. Przesympatyczny osiołek postanowił wygłosić własną wersję orędzia noworocznego do narodu. Tygrys nie wyleczył go chyba do końca, bo przesympatyczny osiołek niespodziewanie zaczął rymować:
– Chuj Wam w dupe w Nowym Roku
Niech Was boli wszystko w kroku
Niech Wam fiut nie chce stawać
Niech Was zdradza wasza stara
Niech Was dzieci nie słuchają
Różne boby podkładają
Niech Was kumple olewają
Głupie żarty wyczyniają
Niech Was ściga Urząd Skarbowy
Niech Wam się upaćka but w gównie krowy
Niech Wasz penis będzie mały
Niech Wasze kury jaj nie będą nieść chciały
Niech Was dręczy rozwolnienie
Niech Wam jebnie ktoś kamieniem
Niech Was biskup Paetz zgwintuje
Niech Was zowią głupim chujem
Niech Was pies ugryzie w dupe
Niech Wam okradną chałupe
Niech Was przejedzie TIR
Niech Wam spadnie na dom MIR
Niech Was cegła rąbnie w łeb
Niech Was jebnie w morde cep
Niech przyszły rok …
Niespodziewanie w studiu zgasło światło. Było tylko słychać odgłosy, jak z Mortal Kombat. Po kilku minutach na ekranie znów pojawił się jakiś abepe.
– Niestety mieliśmy pewne zakłócenia w programie, ale zostały one już exkomunikowane…
– Wyłącz pederastę – powiedział przebywający u Puchatka Prosiaczek.
Parę dni później wrócił Kłapouchy. Wyglądał, jakby ktoś go ugotował, zjadł, przetrawił i wysrał. Ogon miał naderwany, rączkę złamaną, chodził w jakimś dziwnym rozkroku. Mimo tego był jednak szczęśliwy. Spełnił swój życiowy cel. Nie stchórzył, wyszedł naprzeciw przeznaczeniu, a za to co mu zrobili, chuj im w pedalskie dupy…
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ SZÓSTEJ
Trwało sierpniowe południe. Słońce grzało niemiłosiernie, kwiaty pachły, ptaki latały, a motyle fruwały. W mediach ucichły spory spowodowane przypłynięciem statku – kliniki aborcyjnej. Jednak od tego czasu każde pojawienie się jakiegokolwiek statku wywoływało w mediach burzę – ot taki sposób niekontrolowanej reklamy. Powielając pomysł można było dorobić się całkiem niezłej kasy. Paskudni kapitaliści z Zachodu wykorzystali tę sytuację. U naszych wybrzeży pojawiały się więc, statek – dentysta, statek – psycholog, statek – fryzjer itp. Pojawił się nawet pływający odpowiednik baru „Świeżonka*”, ot tak, dla prawdziwych wilków morskich. Wielkimi krokami zbliżał się dzień jakże znaczący – 15 sierpnia. Z tej okazji do Przenajświętszej Częstochowy ciągnęły z całej Polski grupy spragnionych metafizycznych i transcendentalnych przeżyć pielgrzymów. Zostawiały za sobą kilogramy śmieci, igieł, strzykawek i zużytych prezerwatyw. Na swojej drodze tratowały wszystkie miasta, nie oszczędzając żadnego obywatela, ani źdźbła trawy. Czy w przypadku Stumilowego Lasu sytuacja miała się powtórzyć ?
Jak już wspomniałem trwało sierpniowe południe. W chatce Puchatka spała sobie smacznie cała ekipa. Sen ich był twardy, albowiem poprzedniej nocy zalali się w bambus hektolitrami ukochanego Heraclesa. Nagle przez otwarte okno do ich uszy zaczął dochodzić jakiś skowyt. Z każdą minutą stawał się coraz głośniejszy i wyraźniejszy. Zbudziło to wszystkich.
– Co się kurwa dzieje ? – zagaił rezolutnie Kubuś.
– Świniaka jakiego ktoś zarzyna, czy co – wtórował Królik – sorki Bekon.
– Trza kruca looknąć – wywnioskował Prosiaczek.
– Ty – zwrócił uwagę Tygrys – coś ostatnio dużo wieśniaczysz.
– A, bo to takie ekologiczne – zripostował Prosiak, po czym cała ekipa wysypała się przed chatkę.
Ich oczom ukazał się przerażający widok. Nadchodziła pielgrzymka. Zaraz miała przybyć i rozłożyć się na popołudniowy odpoczynek. Pech chciał, że wybrali akurat dużą łąkę przed chatką Puchatka.
Ekipa ze Stumilowego Lasu stała i oczekiwała na rozwój sytuacji. Kłapouchy załadował shotguna, Prosiaczeki uzi, Tygrys wyciągnął jakiegoś brecha. Stała, stała i się doczekała. Pielgrzymka przybyła i od razu rozpoczęła robienie czegoś przypominającego kołchoz, sofchoz, kibuc i stajnię w jednym. Ludzie porozkładali swoje manatki na ziemi. Z ich rozmów można było wywnioskować, że mają zamiar tu trochę odpocząć i zjeść małe co nieco.
Puchatkowa drużyna zamiast rozpędzić to całe tałatajstwo, uznała, że z takich buraków będzie można się nieźle pozlewać. Ujrzeli bowiem wielu ludzi o twarzach nieskalanych myśleniem, w ciuchach marki Odidas, Roland, Denri oraz butach Filfa i Kuna. 99,9 % obecnych dziołch było tak szkaradnych, że ich widok potrafił zemdlić największego ruchacza, nawet takiego, którego dewizą życiową jest: „potwór, nie potwór, byle miał otwór”. Dużej części z nich twarze wyglądały, jak rozbebłane łóżko, paszcza hipopotama lub tyłek nosorożca. Jedna tylko panienka była warta uwagi. Tygrysek od razu zaproponował jej, by dała mu głowy, ale ona tego chyba nie zrozumiała.
Porozkładani na trawie pielgrzymi wyjęli w tym czasie żarcie i zaczęli je pałaszować. Dominował salceson ozorkowy, baleron i pasztetowa. Dla uczestniczących w podróży klechów przygotowano oczywiście osobny posiłek. Ksiądz nie może bratać się przecież z chołotą. Nie zabrakło tak powszechnych pożywień, jak łosoś, kawior z bieługi i szampan z Szampanii.
Po skończonej wyżerce przyszedł czas na rekalsowo-rekreacyjne czynności. Jakieś dwa łebki zaczęli podawać do siebie piłkę.
– Ciorej bala – krzyczał jeden do drugiego.
Inni zaczęli fałszować jakieś skoczne piosenki. Skowyt był niesamowity, prawie taki, jak na koncercie Aż Troje lub innego Bajer Fula. Do coraz bardziej fkurfionej całym tym burdelem ekipy ze Stumilowego Lasu podeszli jacyś dwaj studenci:
– Jesteśmy ze wspólnoty akademickiej i pragniemy każdego dnia zapraszać Chrystusa do naszego życia studenckiego. W naszym studiowaniu, w pracy, chcemy cały czas iść za Chrystusem !!! Jako wspólnota spotykamy się w małych grupach – objaśnił pierwszy.
– Chodźcie z nami – zaczął drugi – Śpiewajmy razem kanony oraz rozważajmy Pismo Święte. Prowadźmy punkty przygotowań do wyjazdów na Europejskie Spotkania Młodych. Rozmawiajmy o dojrzałej miłości, sakramencie małżeństwa oraz o współżyciu seksualnym – pięknym darze od Boga. Módlmy się razem z grupą modlitewną „Sapientia Crucis”, której patronką jest Św. Edyta Stein.
Puchatkowy zespół zareagował głośnym i łzawym:
– Buuuuaaaahhhaaa, haha, hiiihihie, hueuehheuheu, kkkkkk, aaaaahahahahah
– Owies wam chyba uderzył do głowy – jak zwykle czarnym humorem błysnął Królik.
Kolesie byli widać choć trochę inteligentni, więc zrozumieli, że trafili pod zły adres. Spłynęli ze smutnymi minkami. Tymczasem w kierunku naszych bohaterów zaczęła truchtać jakaś rozsypująca się staruszka.
– Niech będzie pochwalony chłopcy ! – powiedziała babina – Czy mogłabym skorzystać z waszej toalety ?
– Spierdalaj starucho – nie krył zirytowania sytuacją Prosiaczek.
– Ależ młodzieńcze, jak tak możesz się zwracać do bliźnich. To nie po krześcijańsku – zaczęła rugać baba.
Tygrys już miał wyjąć bejzbola, a Kłapcio szotgana, lecz w tym momencie nadbiegła nasza ulubiona pipa.
– Proszę, niech pani skorzysta z toalety u mnie w domku ! – cieszył się z kolejnego dobrego uczynku Krzyś.
– Skąd ta pipa się tu wzięła ? Przeca wysłałem ją kiedyś w kosmos swoim podkręconym uderzeniem – zastanawiał się Tajger.
– O kurwa, to nie był sen – powiedział, jak najposępniej się tylko dało, Królik.
– Yyyyy ?
– Pamiętacie dwa dni temu, jak waliliśmy ten nowy produkt BabyJagi[tm]…
– Mocny Siepacz – przypomniał wspaniałe chwile Prosiaczek.
– Właśnie – ciągnął przerażony zającopodobyn – Wyszedłem się odlać i zobaczyłem jakieś światło na naszym skromnym pięciohektarowym poletku gandzi. Po chwili podeszły do mnie jakieś dwie świetliste postacie, prowadziły ze sobą Krzysia. Objaśniły mi, że to coś wylądowało u nich na planecie, ale jak go przebadali, to stwierdzili, że trzeba go odesłać. Mówili coś o jakimś programie badawczym „Galactic Wars”, że jak obejrzeli dupę Krzysia i jego małego siusiaka, to uznali, że Ziemia jest inna niż przypuszczali, że to jakaś chujowa planeta, na której żyją same dziwolągi i nie warto się nią zajmować.
– Tobie od tego Siepacza to się w głowie kompletnie popieprzyło – rzucił trafną pointą Prosiaczek – Encyklopedia nazywa coś takiego „delirium tremens”.
Na tym rozmowa się skończyła. Nasi bohaterowie znów zaczęli przyglądać się pielgrzymom. I w tym momencie ujrzeli chyba najbardziej spasionego czarnego, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Toczył się, bo nie można było tego nazwać chodem. Łatwiej go było przeskoczyć, niż obejść. Pulpet, kotlet, karminadel, sznycel krakowski, baleron, parowóz, Jumbo Jet, Moby Dick, pięciodrzwiowa szafa – to tylko niektóre rzeczy, do których można go było porównać. Jego cielsko zasłoniło słońce i nagle zrobiło się ciemno, jak u Murzyna za piecem o północy. Jeszcze większe zdziwienie wywołał fakt, że ten oto osobnik toczył się do małej, przenośnej toalety ustawionej dla pielgrzymów. Żeby utrzymać jego dupsko, muszla musiała być chyba wykonana z jakiegoś kosmicznego stopu, połączenia tytanu, berylu, kewlaru i duraluminium. Normalny bakelit rozleciałby się w drobny mak. Obserwacje przerwał Królik, zwracając się do Puchatka.
– Ty, widziałeś – zapytał – Jakiś koleś wszedł za twoją chatkę.
– No i co z tego – ze spokojem odparł Kubuś, jednak po chwili – O kurwa, ten kutas pewnie chce nam trochę trawy podprowadzić.
– Poepatować chuja przemocą – wrzasnęli wszyscy i rzucili się w kierunku puchatkowego domku.
To, co tam zobaczyli trochę ich zirytowało i zdezorientowało. Wspomniany koleszka wcale nie podkradał gandzi, ba nawet nie wiedział co to tak sobie ładnie rośnie. On oddawał się czynności zwanej fachowo defekacją, a niefachowo skręcaniem sękacza. Kucał z wypiętym dupskiem i stękał. Puchatkowi trochę ulżyło, ale i tak był porządnie wkurwiony całą sytuacją. Wziął od Kłapcia szotgana i wycelował srającemu kolesiowi w głowę.
– Jak masz na imię ? – zapytał.
– Pa… Pa … Patryk – wybełkotał przerażony pielgrzymkowicz.
– Oj, rodzice to cię chyba nie kochali. Takie imię ! – robił fizjologiczny wywód tytułowy bohater całej tej wspaniałej serii – Choć z drugiej strony mogli cię jeszcze bardziej skrzywdzić. Mogli ci dać na imię… Filip…
– Albo Krzyś – wtrącił się Prosiaczek.
– Właśnie – kontynuował misiek – A teraz mój drogi Patryczku weźmiesz swoją dupę w troki i spłyniesz stąd, albo tak ci dołożymy, że cię będą musieli do trumny wlewać.
– Ja, ja… ja przepraszam – próbował się tłumaczyć Patryk-Pokrak.
– Zaspawaj wary frędzlu. Trzeci raz nie powtórzę. No, spierdalaj. Mówie wyraźnie.
– Ty no Kubuś. Chyba nie przepuścimy temu jebanemu chujowi, że osrał nasze drogocenne poletko. Ja bym zajebał tego skurwysyna – wtrącił się Tygrysek, po czym szpetnie zaklął.
Srający kmiot miał już spłynąć, ale pech chciał, że z tego całego zamieszania nie wytrzymały mu zwieracze i chłop się normalnie zlał, ze strachu of koz. Mocz lekko umoczył nowe adasie Kubusia.
– Potrzymaj to – podał Kłapouchemu szotguna, po czym złapał za leżącą obok motyką (wiecie, trzeba czymś uprawiać role) i przepięknie rozsmarował głowę pielgrzyma na ścianie. Posoka bryzgała na wszystkie strony. Zrobił to maksymalnie profesjonalnie. Jednym ciosem. Był w końcu silny. Codzienne podnoszenie butelek z Heraclesem i innymi eliksirami wyrabia przeca mięśnie.
– Odwaliło ci. Uprzedź zanim coś takiego zrobisz. Zobacz, teraz cały jestem w tym shicie – powiedział Królik ściągając sobie z futerka kawałki mózgu.
– Fak, fak, fak – wrzeszczał lekko zdenerwowany Kubuś – Dzisiaj trzeba będzie się zalać, jak parasol bez rączki. Ale najpierw trzeba rozprawić się z tymi patafianami.
– Mordować, gwałcić, przeklinać – ryknęli wszyscy kolektywnie, po czym wypadli przed chatkę. Nikogo już jednak nie było. Pielgrzymka zmyła się tak szybko, jak przybyła. Zostawiła po sobie chlew i oborę nie z tej Ziemi. Poszła, ale za chlew, oborę i zakłócanie spokoju – chuj im w krzyż.
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ SIÓDMEJ
Skończył się sierpień i rozpoczął się wrzesień. Mimo, że wakacje dobiegły końca pogoda była całkiem niezła. Deszcz raczej nie padał, słoneczko jeszcze nieźle przygrzewało. Można było z powodzeniem wyczyniać na dworze różne harce.
Jak zwykle w godzinach około-popołudniowych obudził się Puchatek. Kubuś zawsze kładł się ostatni (przynajmniej próbował paść ostatni), bo miał pilnować, aby impreza była kulturalna i nie doszło do żadnej demolki. Oczywiście nie zawsze mu się to udawało. Tym razem było podobnie. Puste butelki, bełty, różne shity – normalka. Królik leżał na dywanie i obejmował mopa do ścierania podłogi. Wydawało mu się chyba, że to zajebiście szczupła blondynka. Głaskał ją po włosach i prawił różne komplementy. Tygrysek tkwił z wypiętą dupą w piekarniku, jakby czekał, by ktoś go dopiął i popieścił. Co chwila sztachał się odkręconym gazem. Na ścianach powypisywane były sprayem różne zbereźne i ogólnie uznawane za obraźliwe hasła. Prosiaczek obwiązany taśmą klejącą i ozdobiony jak choinka na Wielkanoc pływał w akwarium uczepiony jakiejś dechy.
– No, ale tego to ja nie pamiętam – powiedział do siebie Kubuś.
W kącie pokoju leżał włączony telewizor. Kubusia coś tknęło i zaczął się w niego wpatrywać. Przeczucie nie myliło go. Rozpoczęło się coś, co miało byś początkiem kolejnej zwariowanej przygody. Coś, co mogło zmienić całe jego przyszłe życie, a przynajmniej najbliższe godziny (tak naprawdę to autor nie miał lepszego pomysłu, jak zacząć te swoje wypociny – przyp. autor). Na ekranie odbiornika pokazał się z lekka pedalsko wyglądający koleś z wyżelowanymi włosami i zniewalającym uśmieszkiem.
– Witajcie ! – zaczął kulturalnie – Nazywam się Maciek Popmuzyk i chciałbym was zaprosić do udziału w nowym, rewelacyjnym programie „Zostań Gwiazdorem”. Jeśli masz nie więcej niż 28 i nie mniej niż 16 lat – przyjdź i weź udział w castingu. Sprawdź swoje możliwości ! Przy odrobinie szczęścia i talentu może zostaniesz gwiazdą tego formatu co Szymon Łasica lub Ewelina Giwera. Najbliższy casting odbędzie się w połowie września w Stumilowym Lesie. Przyjdź i spróbuj swoich sił – to będzie Twoja chwila prawdy. Nasza komisja to prawdziwi profesjonaliści, ludzie od lat związani z muzyką: Robert Leszcz, Elżbieta Zapędzka, Marcin Pokrop, Jacek Rumun oraz megagwiazda muzyki pop – Szadi – członek niezapomnianego zespołu Just 5. Szadi musiał zastąpić w ostatniej chwili Maćka Maleńczaka – wokalistę zespołów Ratlersi i Homo Niewiadomo. Maleńczak nie wytrzymał obciążenia psychicznego i załamał się na ostatnim castingu. Szadi to prawdziwy twardziel (musicie wiedzieć, że zrobił się ostatnio z niego prawdziwy motherfucker, podobno nawet pocałował dziewczynę) i na pewno sobie poradzi.
Po wysłuchaniu tego bełkotu Kubuś rozpromienił się wyraźnie, tak, że zaczął budzić skacowanych kompanów. W innym przypadku pewno olaliby ten cały cyrk, te wszystkie pedalstwa i beztalencia, co na niego przyjdą. Dawno jednak nie pastwili się nad tą pipą Szadim, więc teraz nie mogą przegapić takiej okazji. Następna może się już długo nie powtórzyć. Poza tym może uda się wyśpiewać trochę kasy na wysokoprocentowe życie.
Jak już wspomniałem ze trzy zdania wcześniej, Kubuś zaczął budzić towarzyszy wczorajszej zabawy. Pierwszego z akwarium wyciągnął Prosiaczka wraz z dechą, której był uczepiony. Bekon jednak nie zamierzał przejść do stanu wyższej świadomości. Puścił tylko pawia i znowu zasnął. Decha, na której pływał, okazała się tablicą informacyjną, którą prawdopodobnie zeszłej nocy upierdolił ktoś z pobliskiego drzewa. Kubuś zaczął czytać na głos, co tam było napisane. Czytał na głos, bo często mając kaczora myślał, że nie jest sam. Poza tym to przecież fajnie mówić do siebie. Każdy w miarę zdrowy psychicznie ssak to chyba czasem robi. Poza tym Puchatek twierdził, że jest jedyną osobą, z którą może naprawdę inteligentnie porozmawiać. Z tablicy informacyjnej Kubuś dowiedział się, kiedy dokładnie będzie jebany casting. Później wrócił do budzenia kumpli. Nikt nie chciał jednak poddać się jego woli. Misiek wpadł na genialny pomysł. Zaczął krzyczeć:
– Pali się !
Mylił się. Jego pomysł nie był taki genialny, a efekt okazał się z lekka chójowy. Prawie zero reakcji. Tylko Tygrysek przewracając się na drugi bok wyciągnął z trudem łapkę i pokazał misiowi wyprostowany środkowy palec (faka, znaczy się).
– Just 5 przyjechało !
Ten okrzyk okazał się strzałem w dziesiątkę. Wszyscy zerwali się na równe nogi (przynajmniej próbowali utrzymać pozycję wertykalną) – zwarci i gotowi do spuszczenia wpierdolu pipom.
– Jest kasa do zrobienia i może spuściemy wpierdol paru ciotom – objaśnił swój perfidny plan nasz bohater – Musimy się tylko udać na konkurs piosenki… no czy coś takiego… i coś tam pośpiewać…
– Że kurwa co ? – wybełkotał Prosiaczek odklejając z mordy resztki taśmy – Popierdoliło ci się. Przecież my nie umimy śpiewać…
– No i chój – żachnął się Tygrysek.
– Chyba ty Bekonie – poczuł się urażony Kłapcio – Ja to znam kilka fajnych biesiadnych kawałków: „Szła dziewczyna koło młyna, rozebrała się piździna”, „Przyszedł Jasio z wódką lecz miał pałę krótką”, „Międzynarodówka”. W najgorszym wypadku będziemy interpretować…
– Improwizować – poprawił chyba najbardziej świadomy z nich wszystkich Królik.
– Przeca tak mówiłem, no matter, znamy takie gówna, jak „kolorowe sny” czy inny badziew by Aż Troje. Coś wymyślimy.
– W najgorszym wypadku Kłapcio ma jeszcze shotguna, a ja moje wierne uzi – said Prosiaczek.
– Jak nie wyjdzie, to przynajmniej będą jaja, albo chój, jak stąd do drzewa – podsumował trafnie Kubuś.
Teraz wystarczyło jeszcze ustalić, kto co będzie śpiewał. I tu znów rozpoczęła się polemika. Królik proponował, by każdy śpiewał osobno:
– Mamy wtedy więcej podejść – stwierdził rezolutnie.
– No, ale jak wszyscy razem wystąpimy, to możemy dać totalnego czadu. W jedności siła – zakrzyknął Kubuś.
Zającopodobny upierał się jednak przy swoim. Zmienił zdanie, gdy Kłapek przystawił mu lufę shotguna do łba i zagroził, że zrobi z niego pasztet.
– No to może byśmy wymyślili jakąś odjechaną i madafakerską nazwę dla naszej świty – zaproponował przekonamy do występu zespołowego Królik.
– Ty to jesteś domyślny, jak podmiot…
– Albo rozgarnięty, jak kupa liści…
Podsumowali kolegę kolejno Tygrysek i Kłapouchy. Dobra nazwa to podstawa. Osiołek rzucił:
– Łowcy Żydowskich Napletków.
Ta nazwa była jednak zbyt syjonistyczna. I znów z ratunkiem przyszło niezastąpione w wymyślaniu debilizmów Radio Maryja.
– Podwórkowe Kółko Różańcowe Dzieci Zagłębia – to było to.
Puchatkowy team, z nową, fascynującą nazwą, wyszlifowanym do perfekcji repertuarem musiał tylko czekać na dzień castingu. Czekali, czekali i się wreszcie doczekali. O wskazanej godzinie udali się we właściwe miejsce.
Jak wszyscy profesjonalni pieśniarze, nasza dzielna ekipa musiała rozgrzać przed występem swe żulerskie, zachrypłe od ciągłego łojenia wódy głosy. Nie śpiewali jednak do-re-mi-fa-sol-la, ani nie pili surowych jajek. Oni woleli winko. Niedawno znaleźli nowy przysmak – Komandosa. W smaku całkiem niezły, a i nie tak drogo wychodzi. Jak się weźmie w sklepie na paragon, to można zwrócić butelkę i dostać z powrotem 40 groszy. Gdy drużyna tak raczyła się tym nektarem, podeszła do nich jakaś nastoletnia dupencja. Kształty miała boskie. Prosiaczkowi od razu zaczęło robić się ciasno w spodniach. Bo wiecie, wąska w pasie dobrze pcha się.
– Ale bym ją puknął – pomyślał.
– Część chłopaki – zagadnęła nieznajoma – Mam do was małą prośbę. Dalibyście mi się trochę winka napić ? W sklepie mi nie chcą sprzedać, bo… dowodu zapomniałam, a wiecie, ten cały casting, trema…
Naszym gentelmanom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Migiem podali damie plastikowy kubeczek z płynną zawartością.
– Pij ! Pij ! Będziesz łatwiejsza – wyraźnie na dupczenie nastawił się Prosiaczek.
– Pij ! Pij ! Nie będziesz mógł – celnie zripostowała nieznajoma, po czym odeszła pozostawiając niezaspokojonego i rozpalonego do czerwoności Bekona.
Odpowiednio rozgrzana i przygotowana ekipa postanowiła wejść do środka.
Przed wejściem do budynku stała grupka dziewczyn. Paliły papierosy – super i ultra lajty.
– Jak można palić takie słabe gówno – zastanawiał się Prosiaczek – Jak fajki to tylko Klubasy, Popki, Żubry, Bezrobotne, Najtańsze…
– Albo Męskie – dopowiedział Tygrysek.
– No co ty taki niewykształcony – wykazał swoją wyższość intelektualną Królik – Nie wiesz dlaczego ?
– Oświeć mnie geniuszu ? – wkurzył się Bekon.
– Otóż drogi przyjacielu, takie słabe papierosy są robione specjalnie dla dziewczyn. Aby pociągnąć sobie chmurkę trzeba mocną CIĄGNĄĆ – ostanie słowo zostało jakoś dziwnie zaakcentowane – Dziewczyny rozwijają bardzo pożyteczną umiejętność. Dobre ciągnięcie to podstawa.
Po skończonym wykładzie Jego Magnificencji Rektora Uniwersytetu Leśnego Profesora Doktora Habilitowanego Królika, ekipa postanowiła wkroczyć do środka. Budynek wyglądał zwyczajnie. Na ciągu komunikacyjnym poziomym, czyli korytarzu, stały kwiatki, paprotki i inne rośliny. Parę osób dla relaksu czytało gazety lub czasopisma. Przed salą przesłuchań kłębił się tłum. Puchatkowa ekipa zauważyła znajome twarze – Łowców Pip. Był 33-ty i 78-ty z nich, którego w ogóle nie było. Był tam też Krzyś (bo dla Szadiego to on by się dał pochlastać). Ubrany zgodnie z panującą mogą. Dżinsy biodrówki, wypolerowane czteropaskowe Dadidasy oraz kolorowe skarpetki (kto to je nosi Pani Anito ?).
– Kurwa, tego cwela to się powinno ze dwa razy poprawić, albo najlepiej zrobić na nowo – skomentował Kubuś.
– …albo zajebać – jeszcze dosadniej stwierdził przesympatyczny osiołek.
O dziwo nasza dzielna drużyna nie musiała długo czekać na swą kolej. Przed oblicze wysokiej komisji trafili po kilku minutach.
– Co będziecie śpiewać ? – spytał robiący dziś za przewodniczącego Leszcz.
– „Malucha” Nagłego Ataku Spawacza – odparł nieśmiało Kubuś.
– Zaczynajcie
I tu rozpoczął się show. Komisja z zapartym tchem słuchała, jak to znany rzeźnik zwany Malcem wyszedł z pierdla, pił wódkę, zajebał małą dziewczynkę siekierą (strasznie go to wkurwiło, bo siekiera się ubrudziła krwią, a nowej nie mógł kupić bo była niedziela i sklepy były pozamykane), obciął jej rękę i tą ręką onanizował się namiętnie. Rumun z Zapędzką nie wytrzymali fragmentu, jak Malec wbił jakiejś babci widelec w oko i kręcił nim, jakby nastawiał lornetkę. Puścili zgodnie po pawiu. Przewodniczący Leszcz, widząc co się dzieje, wezwał ochronę by wyjebała śpiewający zespół. Na salę wpadł upaszowany, wielki jak parowóz skurwysyn zwany pieszczotliwie Drobiną lub Puszkiem-Okruszkiem. Jedną łapą chwycił całą piątkę i wyrzucił za drzwi, jak worek gówna. Ochroniarz poradził sobie z nimi w kilka sekund. Był prawdziwym mężczyzną i skończył z nimi, jak prawdziwy mężczyzna. Bo jak prawdziwy mężczyzna skończy, to nawet gruszki na wierzbie nie zostaną. Drużyna trochę się wkurwiła, ale co tam, ważne, że było śmiesznie.
Po występie puchatkowej ekipy przyszedł czas na naszego ukochanego eunucha. Krzyś, bo tak nadali mu rodzice (jest to oczywista hańba dla tego imienia), był bardzo stremowany i zestresowany. Jako psychicznie upośledzone dziecko nie poradził sobie z tym napięciem. Po zaśpiewaniu kilku słów: „a wszystko to, bo Ciebie kocham” (dedykowane of koz jednemu z jurorów) rozbeczał się. Uciekł czym prędzej sprzed oblicza szanowanej komisji. Obecny tam Szadi nie mógł być obojętny na cierpienia tego bardzo wrażliwego chłopca. Wybiegł za nim, by go pocieszyć, wesprzeć w trudnej chwili, dać trochę cierpła i miłości.
– Nie załamuj się – rozpoczął – To tylko drobne niepowodzenie w twoim życiu.
Krzyś jednak jeszcze bardziej się rozbeczał:
– Bo ja to chciałem, jak ty. Ty jesteś moim idolem. Kocham Cię ! Chciałem, jak ty, śpiewać, mieć fajnych kolegów…
– To jest możliwe. Powstaje właśnie nowa supergrupa, która ma zawojować światową scenę muzyczną. Just 7 lub Magnificient Seven – to będzie jej nazwa. Muszę się pochwalić, że będę jej członkiem. Śpiewać będą ze mną: Michał Wiśniewski, Stachurski, Liroy, Bohdan Smoleń, Krzysztof Krawczyk i …
– I kto ?
– no właśnie nie mamy siódmej osoby, a wiesz, siódemka to szczęśliwa liczba…
– Ale czy to znaczy, że… bym mógł ? Naprawdę ? To wspaniałe. Szadi, dziękuję Ci ! Wiedziałem, że zawsze mogę na Ciebie liczyć.
– To teraz chodź, omówimy szczegóły współpracy – zabrał Krzysia na stronę ten wybitny gwiazdor estrady.
Ci dwaj poszli sobie omawiać szczegóły tego całego pedalstwa, więc my wróćmy do Kubusia i jego przyjaciół. Wkurwieni tym, że nie zrobią światowej kariery w przemyśle fonograficznym, zastanawiali się, co by tu rozpierdolić. Może puścić parę serii w tłum i rozkoszować się widokiem przerażonych, uciekających w panice, tratujących się ludzi. Może wypić po następnym winku i olać ten cały cyrk i tych wszystkich przydupasów. Gdy tak stali i myśleli podbiegł do nich Maciuś Popmuzyk, by przeprowadzić krótki wywiad:
– Witajcie ! Jak wam poszło ?
Kolba szotgana Kłapouchego na ryju, a potem kilka butów w nerki wystarczyły chyba w pełni za odpowiedź.
Ekipa miała już pójść na Heraclesa, ale zobaczyła, że Robert Leszcz, skurwiel, który kazał ich wyrzucić, udał się do klopa w jemu tylko znanym celu. Puchatek i przyjaciele nie mogli zmarnować takiej okazji do zemsty. Dorwali go przy sedesie. Najpierw zrobili szuwara. Najmniejszy z nich wszystkich Prosiaczek wyciągnął kosę, która była prawie większa od niego:
– Potnijmy mu mordę i zróbmy sobie z niej puzzle – zaproponował wymachując wspomnianym nożem.
– Tu, kurwa, uważaj ! Jeszcze sobie fiuta obetniesz – pragmatycznie przestrzegał Królik – A w ogóle to skąd wytrzasłeś taką siekierę ?
– Pamiątka. Kiedyś mieszkałem na Nowej Hucie. A wracając do tego leszcza… Zastosujmy wobec niego karę mutylacyjną – obetnijmy mu jakiś członek. Albo wiem, nazywają go mopem, więc zetnijmy tę jego czuprynę… Królik, będziesz mógł wreszcie zostawić w spokoju tę miotłę Kubusia. Tu będziesz miał prawdziwe włoski, 100% keratyny.
– Wal się – odrzekł Królik i aby uniemożliwić plan Prosiaczka wyciągnął zapalniczkę i podpalił dredy leszcza Leszcza. Choć włosy były mokre od szuwara to jarały się cudnie. Wiecie, w bajkach wszystko jest możliwe. Człowiek-mop wybiegł, jak poparzony i uciekł w siną dal.
Puchatkowa drużyna miała już dosyć przebywania w pedalskim gronie tych wszystkich domorosłych pieśniarzy. Udali się do ukochanej Baby Jagi[tm] po trochę procentów.
Niestety wzięli udział w tej parodii. Pokazali ich nawet w telewizorni, a piosenka, którą zaśpiewali zaczęła krążyć po internecie w formacie mp3. Patrząc z perspektywy czasu, nie była to dobra decyzja. Dali w pewnym stopniu dupy.
Totalne zeszmacenie i upodlenie.
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ ÓSMEJ
Cykl przyrody jest nieubłagany. Po lecie przychodzi jesień. Słoneczko przestaje świecić, liście spadają z drzew, dzień robi się coraz krótszy. Telewizja zaczęła właśnie nadawać drugą serię hitowego serialu kryminalnego pt. „Sejmowa komisja śledcza[tm]”. Nowi bohaterowie, nowe wątki, nowe zaskakujące zwroty akcji. Sukces murowany. Nasz ukochany Ojciec Dyrektor[tm] zaczął po ulicach śmigać Maybachem. Krzyś natomiast stał się dosyć popularnym dzieckiem. Wiele czołowych gazet zaczęło starać się o wywiad z nim. Dzieje się tak, ponieważ jego zdjęcia znaleziono w mieszkaniu znanego psychologa dziecięcego Andrzeja S. (ponoć Krzysiowi bardzo było do twarzy w sukience). Poza tym Krzyś nawiązał bliski kontakt z księdzem prałatem Janem Henrykowskim.
Puchatkowa ekipa egzystowała tak, jak zwykle. Po hucznej imprezce wszyscy odsypiali u Kubusia na podłodze. Tylko Tygrysek brykał. Ostatnio obrabował aptekę i teraz brał różne kombinacje leków. Sprawdzał, jaki jest po nich odlot. Cztery dni temu chyba trochę przegiął, bo o tamtej pory lata jak pojebany i nie odczuwa nawet śladów zmęczenia.
Pierwszy przytomność odzyskał Kubuś. Miał oczywiście kurewską abrakadabrę czachy (znaczy kac-a). Od razu skierował swe kroki ku łazience. Czuł ogromne ciśnienie na pęcherz. Nie mógł jednak skorzystać z tego przybytku, gdyż Królik usnął z głową w klopie. Skacowanemu miśkowi nie chciało się go wyciągać. Wyszedł więc na dwór. Po chwili wrócił z krzykiem:
– Słuchajta ! – wieśniaczył – Tragedia ! Budźta się bo jest źle !
– Czeeeeego – wybełkotał Królik między kolejnymi fazami puszczania pawiana.
– Gadałem na dworze z Panem Sową. Podobno mamy wejść, czy może już weszliśmy, do jakiejś tam Unii.
– No i chuj z tym – zachichotał debilnie Tygrysek – Bawmy się !!! Party, party !!!
Po czym fiknął kilka koziołków na stole, wskoczył na żyrandol i zaczął robić głupie miny. Puchatek jednym szybkim strzałem sprowadził go na podłogę.
– Zamknij się debilu – ciągnął Kubuś – W tej Unii to są jakieś wymogi, normy…
– No i chuj z tym – znowu przerwał Tygrys.
– Nie kumasz niczego – wkurwiał się coraz bardziej sympatyczny misio – Mają wycofać wszystkie produkty nie spełniające tych wymogów. Pan Sowa ostrzegał, że na pierwszy ogień pójdą jabole. Bo niby w smaku paskudne, siary za dużo i za bardzo się po nich na wymioty zbiera.
W tym momencie wszyscy zaczęli uważnie słuchać.
– Ma jeździć jakaś komisja i oceniać, co może być, a czego nie. Przewodniczy jej Ginter Ver…chuj… czy jakoś tam. Pomaga mu Danuta … nie ważne. W każdym razie nazwisko też do chuja podobne.
– Konfidentka – oburzył się Kłapcio.
– Zdrada !!! – wykrzyczał Prosiaczek.
– Trzeba wymyślić, co zrobić – trzeźwo zaczynał myśleć Puchatek – Na początek niech Prosiaczek z Królikiem skoczą do Baby Jagi po parę butelek Heraclesa. Muszę się zaklinować, a poza tym jak se popije, to mi się lepiej myśli.
Tak też się stało. Niestety Królik z Prosiaczkiem wrócili z pustymi rękami.
– Gdzie Heracles ? – niepokoił się Kubuś.
– Nie ma ! – objaśnił Królik.
– Jak to nie ma ?
– Nie ma !!!
– Pewnie wychlaliście całego po drodze ? Chuchnijcie !
– To nie to.
– Chyba nie powiecie, że znowu mamy recesję i zabrakło siarki – trząsł się z nerwów misiek.
– A może to ta Unii i te jej normy – wtrącił się Kłapouchy.
– Nie, nie, nie. Baba Jaga – tłumaczył się Bekon – powiedziała, że radni Stumilowego Lasu wprowadzili jakieś ograniczenia w handlu. Dzisiaj niedziela, więc można handlować tylko trzy godziny…
– Debilizm – skrytykował rezolutnie osiołek.
– …i Baba Jaga musiała już zamknąć na dzisiaj swój sklepik. Jak chcemy Heraclesa to musimy przyjść jutro.
– Nie no, kurwica mnie weźmie – wrzeszczał Kubuś – Za mną.
Nasza dzielna ekipa wybiegła z chatki, ale zaraz się zatrzymała. Ujrzeli zmierzającego w ich stronę Krzysia. Nasza ulubiona pipa niosła małego pieska. Psina była mizerna, ogon miała krzywy. Nie ulegało wątpliwości, że jest zjebana genetycznie. Mimo to, puchatkowej drużynie zrobiło się żal zwierzaka. Musi znosić towarzystwo pedalskiego chłopczyka. Najbardziej rozbrykany z nich wszystkich Tygrysek sprawnym ruchem wyrwał szczeniaka i puścił go wolno.
– Uciekaj bracie ! – wrzeszczał – Jesteś teraz wolny ! Wszystkie zwierzęta są dziś wolne ! Uwolnić ryby z puszek !
– A temu co ? – zastanawiał się Kubuś – Do Grinpisu się zapisałeś, czy do innych Animalsów ?
– Jemu to dzisiaj do reszty odjebało – skwitował Królik – Mówiłem, uważaj co bierzesz z tych leków. Rozumiem, że można łączyć valium, lit, amantadynę, paxil, xanax, cytroheptadynę, buzyprom, wellbutrin, buspar, elavil, zoloft, atenolol i enarenal, ale żeby to popijać biovitalem i zagryzać witaminą C. To już lekka przesada.
– Ty mi kurwa, nie mów, co jest przesadą. Wsadź se szczotę w odbyt ! Obciągnij se marchewe !
– Tak ci zaraz przypierdolę, że z lekarstw będziesz mógł używać tylko czopków !
Królik już miał rzucić się na naćpanego do granic możliwości Tygryska, ale kłótnię przerwał Prosiaczek.
– Panowie ! Odjebało wam ? Wy tu się kłócicie, a Krzyś czeka na wpierdol. Jak tak można ?
– Przepraszamy ! – wyrazili skruchę Królik z Tygryskiem.
– A wracając do tej pipy – ciągnął Bekon – wypestkujmy ją. On ma małe jaja, więc to pojęcie dobrze do niego pasuje.
W tym miejscu proponuję się na chwilę zatrzymać. Pestkowanie to jedna z nazw kręcenia wora. Można ją stosować do ludzi o bardzo małych jajach – tak jak Krzyś. A jak kręcenie wora to najlepiej przy pomocy kombiniora. Kombinior to taki zmyślny przyrząd służący właśnie kręceniu wora. Ni to kombinerki, ni klucz francuski, ni obcęgi – po prostu zwykły polski kombinior. 100% polskiej myśli techniczej, 100% polskiego wykonania w polskich fabrykach, ze stali wytapianej w polskich hutach niestety z niepolskich rud żelaza, ale za to z polskiego węgla. Kombinior posiada oczywiście znak „Teraz Polska”. Poza tym był wielokrotnie nagradzany. W zeszłym roku otrzymał prestiżową nagrodę na paryskich targach imienia markiza de Sade. Urzędnicy z Unii mają na dniach przyznać mu specjalny patent i uznać za produkt regionalny, który nie może być produkowany nigdzie indziej.
Rzeczywistość okazała się niestety bardzo brutalna. Prosiaczek przepił swojego ostatniego kombiniora i teraz nie było czym kręcić (bo rękom to oni brzydzili się dotykać).
– Zróbmy mu coś innego – chciał odkupić swoją winę Bekon – Jak to się nazywa ? No to na e…
– Ondulacja ? – chyba coś głupiego palnął Kłapcio.
– Ablucja ? – zgadywał Królik.
– Ejakulacja ? – do dyskusji włączył się of koz Puchatek.
– Ekumenizm !!! – zrehabilitował się Osiołek.
– Ty łosiu – jak zwykle wpieprzył się uczony Królik – Ekumenizm to jest takie zwierze żyjące w lasach liściastych.
– Wiem, wiem ciemniak jestem i nie wszystko wiem, co powinienem. Nie wszystko jest tak oczywiste, jak budowa cyklotronu. Ale to nie znaczy, że zawsze musisz się wpierdalać…
Królik tylko pokręcił głową.
– Eureka ! – wykrzyknął Prosiak – Zróbmy mu eksterminację !
– …znaczy krzywdę – objaśnił wolę przyjaciela Kubuś.
– Exactly ! – skwitował Bekon – A tak, baj de łej, skąd ja znam to słowo ?
Ale Puchatek nie miał jakoś dzisiaj ochoty męczyć Krzysia. Napierdalający łeb i wizja braku ukochanego winka nie napawały go optymistycznie. Dał mu tylko lekkiego psztyczka w nos, po którym Krzyś fiknął kozła i wypluł dwa zęby.
– No i słusznie mu tak – stwierdził Kłapek.
– A teraz spierdalaj, pókim dobry – grzecznie ostrzegł tytułowy bohater sagi.
Pedałek posłuchał dobrej rady i ulotnił się, jak kamfora. Ekipa znów zaczęła się zastanawiać, jak walczyć o jabola – element świeckiej tradycji, nasze dziedzictwo narodowe. Ich mózgi nie zdążyły jeszcze wejść na normalne obroty, gdy nagle podjechała jakaś zajebista fura. Nikt z nich wcześniej nic podobnego nie widział. Nawet nasz kochany Ojciec Dyrektor nie powstydziłby się jej. Kosztowała za pewne sporo. Gdyby tak zebrać produkt krajowy Bułgarii, Rumunii i Polski to może by starczyło na komplet opon. Wyskoczył z niej jakiś odpicowany koleś o twarzy notorycznego zboczeńca i onanisty.
– Guten Tag ! – zaczął – Ich bin Gunter. Ich arbeit fur die Europaische Union.
– Że kurwa co ? – nastąpiła mała konsternacja.
– Wie bitte ? Was ?
– Kapusta i kwas – zarechotał Tygrys.
– Oh, I understand. You don`t speak German. If you want, I can speak English.
– Pojebało gościa ? Co on pierdoli ?
– To chyba po niemiecku i angielsku – jak zwykle wymądrzał się Królik.
– Widzicie – zaczął naśmiewać się z gościa Prosiaczek – Taki mądry, a nie potrafi się porządnie wysłowić. Mimo, że ma taki drogi i ładny garnitur to pod nim zostaje brudasem i burakiem.
Kłapouchy już miał ochotę gościowi przypierdolić, gdy z samochodu wyskoczyła Danka – ta o nazwisku do chuja podobnym. Ze swym słodziutkim uśmieszkiem zaczęła opowiadać o zaletach i korzyściach przystąpienia do Unii. Początkowo nawet się to ekipie podobało. Będzie można sobie wyskoczyć do Amsterdamu na jointa, albo do Dublina na kufelek guinnesa. Pełny luz. Nastrój i podejście naszych bohaterów zmieniło się, gdy Danka wypowiedziała kilka następujących zdań:
– Unia dba o zdrowie swoich obywateli. Baba Jaga otrzyma specjalne dopłaty, żeby mogła zastąpić siarkę alkoholem. Poprawi się smak i aromat produkowanego przez nią wina. Nie będziecie musieli chłopcy już pijać tego świństwa.
Tego było za wiele. Puchatek i przyjaciele złapali za co się dało, czym można było skutecznie uszczknąć zdrowia bliźniego. Rzucili się na urzędasów. Danka próbowała jeszcze tłumaczyć, że to dla ich dobra, ale Gunter widocznie wiedział co się święci, więc porwał koleżankę do samochodu i odjechali w siną dal. Rozsierdzona ekipa w ramach walki o jabola pobiegła do magistratu i spuściła słuszny wpierdol radnym za idiotyczny zakaz handlu. Z uzyskaną zgodą na handel udali się do Baby Jagi i zakupili kilka skrzynek ukochanego Heraclesa. Do białego rana oblewali swój wielki triumf – obronę jabola, nieodzownego elementu naszego krajobrazu, kultury, tradycji.
KONIEC CZĘŚCI DWUDZIESTEJ DZIEWIĄTEJ
Nastała wiosna. Ptaszki zaczęły wesoło ćwierkać, bociany wróciły z ciepłych krajów, a gołębie na Rynku w Krakowie jak srały, tak srają. Politycy ze wszystkich stron sceny kabaretowej nie przestają obrzucać się błotem i odchodami – wybory za pasem. Coraz to pojawiają się nowe czarne teczki, afery lub kolejne wątki starych spraw. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne komisje śledcze. Trendy stało się bowiem wyjaśnianie przestępstw, nawet występków, w ten jakże cywilizowany sposób (poza tym to kolejna okazja do zarobku i wylansowania się). Ostatnio powołano komisję do wyjaśnienia sprawy kradzieży w 1999 roku czereśni z sadu pani Reginy Kopeć spod Ciechanowa. Chaos. Nikt już nie wie kto, jak, gdzie, kiedy, a przede wszystkim za ile. Człowiek utwierdza się w przekonaniu, że tych naszych kochanych polityków powinno się wysłać w kosmos bez spadochronów. Dobrym pomysłem może być też dla nich ekspedycja na Tytana. Będą lecieć 7 lat… w jedną stronę.
Odłóżmy na bok gdybania polityczno – ekonomiczno – kosmiczne. Zróbmy to, co nasza wesoła ekipa. Pogrążmy się w głębokim śnie po jakże ciężkiej, sowicie zakrapianej alkoholem nocy.
Pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadły przez obrośnięte pajęczyną okno, prosto na twarz leżącego Królika. Zbudziły biednego zwierzaka. Zającopodobny był, będę szczery, z lekka wczorajszy. Duża ilość Heraklesa[tm] plus maryśka dały wiadomy efekt. Trawę palili z nowego urządzenia wymyślonego i skonstruowanego przez Tygryska. Jego główną część stanowiła rura od odkurzacza. Oprócz dymu z gandzi wdychali toksyczne opary nadpalonego ebonitu. Poza tym Kubuś dosypał dla zdrowia trochę wysuszonych blaszek muchomora sromotnikowego. Ponoć wyczytał to w jakimś poradniku dla gospodyń domowych – albo po prostu mu się coś pojebało. Królikowi odwaliło. Do jego mózgu zaczął docierać dziwny głos:
Follow the white rabbit ! Follow the light !
Zającopodobny przez ułamek sekundy widział Wielkiego Białego Królika stojącego w blasku światła. Jego uszy zdawały się być ogromne, niczym anteny satelitarne. Z mordy wystawały mu dwa białe, wypucowane najprzedniejszą pastą zęby. W dłoni ściskał sporych rozmiarów, czerwoną i soczystą marchewkę.
Follow the white rabbit ! Follow the light !
Nasz bohater posłuchał swego wnętrza. Powoli, szurając łapkami po ziemi zaczął zmierzać ku oknu. Słoneczko jednak chowało się za chmurę. Zaniepokojony Królik ruszył ostro. Nie chciał stracić kontaktu ze światłem. W jego głowie wciąż rozbrzmiewały słowa:
Follow the white rabbit ! Follow the light !
Rzucił się przed siebie próbując dosięgnąć ostatnie promienie słońca. Był blisko, bliżej… i z hukiem przeleciał przez szybę tłukąc ją na drobne kawałki. Z poharataną i zakrwawioną mordą legł w trawie. Zasnął.
Trzask tłuczonego szkła zbudził właściciela chatki. Wkurwił się, bo w środku zrobił się straszny przeciąg. Poza tym została zniszczona piękna pajęczyna obrastająca okno. Nie była tam tylko dlatego, że Kubuś zamiast złapać za szmatę i posprzątać, wolał złapać za kieliszek i napić się. Miała ona swe strategiczne znaczenie. Pełniła jednocześnie rolę firanki i pułapki na muchy. Zaczęła się wiosna, więc w powietrzu latało już dużo much, komarów i temu podobnego badziewia. Chujnia z grzybnią jest gdy taki komar ugryzie w dupę. Wkurwiony Puchatek zaklął tylko szpetnie pod nosem i zakrył dziurę kawałkiem tektury. Jebał go w tym momencie los Królika. Królik jest duży chłopiec i jakoś tam sobie poradzi. Tytułowy bohater tej sagi legł na podłodze i zasnął.
Gdy tak Kubuś sobie smacznie spał, śniły mu się piękne rzeczy. Wydawało mu się, że trafił do cudownej krainy pełnej młodych i napalonych laseczek. Tylu fajnych i ciasnych cipek to on w życiu nie widział. Całe dnie pławił się w najróżniejszych alkoholach. Rozkosz, full wypas i orgazm 24 godziny na dobę. Jego sen przerwało pukanie do drzwi.
Puk, puk, puk.
Kubuś obudził się, ale po zamknięciu oczu udało mu się chociaż na chwilę powrócić do swej wymarzonej krainy. Nie na długo. Już miał deflorować dziewicę…
Puk, puk, puk – rozległo się ponownie.
– Ja pierdolę – wycedził wściekły przez zęby – Jeżeli nie jesteś zajebistą dupencją, która się chce ze mną rżnąć, to ja cię zaraz najnormalniej w świecie zapierdolę.
Zanim Puchatek doczłapał do drzwi, to pukanie powtórzyło się po raz trzeci.
Puk, puk, puk.
– Zabiję – wybełkotał i otworzył drzwi.
Przed swoją chatką ujrzał dziwnie wyglądającego starca. Miał długą siwą brodę i laskę (ale bez dziurki). Ubrany był w szary, choć trochę już sprany, płaszcz w zielone listki. Na głowie miał wielki, szpiczasty kapelusz takiego samego koloru w identyczny wzorek. Wyglądał, jakby właśnie wracał z jakiegoś balu przebierańców w przedszkolu (albo raczej ośrodku leczenia uzależnień). Kubuś parsknął śmiechem, jak go tylko zobaczył. Całkowicie odeszła mu chęć mordowania. Miał najwyżej ochotę powyrywać nieznajomemu włosy spod pachy i zrobić sobie z nich szczoteczkę do zębów. Nieznajomy był wyraźnie zaskoczony widokiem misia. Prawdopodobnie spodziewał się kogoś innego. Był dobrze wychowany, więc postanowił się przedstawić.
– Witam ! – zaczął – Jestem Gandzialf Zielony, dla przyjaciół Gandi, najbardziej ujarany czarodziej w całym Śródziemiu. Szukam znanego hobbickiego alkoholika i ćpuna Bilbo Bagginsa. Czy wiesz może, gdzie go znajdę ?
– Nie, choć alkoholików i narkomanów ci u nas dostatek – wyraził z nieukrywaną dumą Kubuś.
– Jebał by to pies – wpienił się czarownik po czym pierdolnął swoją laską o ziemię, usiadł przed drzwiami i załamał ręce – Pół roku szukam tego chuja Bagginsa, ale najwyraźniej znowu pomyliłem kierunki. Pół roku ! Mam ważną misję do wykonania, a tego cwela ciągle nie mogę odnaleźć.
Kubusiowi zrobiło się smutno i postanowił pomóc sympatycznemu staruszkowi.
– Może będziemy mogli ci jakoś pomóc ? Co to za misja ?
– Raczej nie…
– Może jednak – nalegał Puchatek.
– OK. Ten wspomniany przeze mnie Baggins to kawał pijaka i ćpuna. Potrzebuję go, bo tylko on może dokonać czynu niezwykłego, pełnego poświęcenia. W dalekiej krainie rośnie magiczny krzak super hiper extra mocnej maryśki. Nie może jej jednak palić zwykły śmiertelnik. Aby mogła trafić pod strzechy (taka metafora – trudne słowo) musi zostać ściągnięta klątwa. Jakiś bohater musi ją zapalić i nie zdechnąć po pierwszym machu. Jeśli Bagginsowi się uda to będzie zajebiście, a jeśli nie to nikt po nim płakać nie będzie.
Legenda głosi, że dokona tego niskiego wzrostu przybysz z dalekiego kraju.
– A ja to kurwa co, King-Kong ? – zerwał się wyraźnie podekscytowany Kubuś – Zabierz mnie tam. Ujarać się na śmierć, toż to piękne.
– Nie, nie mogę cię narażać. Szukam Bagginsa.
– Zabierzesz nas tam i to już – przystawił lufę shotguna do głowy Gandzialfa Kłapouchy. Cały czas stał w cieniu i słyszał rozmowę.
– A to kto ? – zdziwił się Gandi.
– Mój przyjaciel alkoholik i ćpun – przedstawił Kłapcia Puchatek.
– Razem na pewno damy radę ! – dorzucili Tygrysek i Prosiaczek wytaczając się właśnie przed chatkę.
– No dobrze. Czterech alkoholików i ćpunów. Jesteście więc drużyną… a zresztą kogo to kurwa obchodzi czym jesteście. Macie się spalić i już.
– A gdzie Królik ? – zainteresował się Prosiaczek.
– Jebał go pies z kulawą nogą. Królik jest duży chłopiec i jakoś sobie poradzi – skwitował Kubuś.
Gandzialf zaczął im objaśniać szczegóły wyprawy. Gdy tak stali przed chatką podszedł do nich Krzyś. Ostatnio zafascynowała go wyraźnie subkultura dresiarsko – hiphopolowa. Zaczął się ubierać i wyrażać, jak na prawdziwego dresa przystało. Buty z czterema paskami – bo bardziej orginalne od oryginalnych. To jeszcze nic. Spodnie z ośmioma paskami, uwierzycie z ośmioma ! Dwa razy bardziej orginalne od tych bardziej orginalnych od zwykłych oryginalnych. To jego nowy styl. Bez stylu nie ma cię źom. Na szyi złoty łańcuch of koz. Krzyś bał się samemu iść do sklepu i kupić. Takie rzeczy są drogie, ale ona ma przecież w pizdu kasy. Jego dupa jest w końcu miłowana przez wielu hierarchów kuriewnych z okolicy. Krzyś chciał wyglądać zajebiście. Postanowił zrobić sam taki trendy łańcuch. Znalazł w domu kilka spinaczy i pomalował je żółtą farbą plakatową. Nie świeciło się zbytnio, ale i tak wygląda odjazdowo.
– Siemano źoooomy ! – rzucił w kierunku ekipy – Może zamelanżujemy ? Joł ?
Wszyscy buchnęli śmiechem, najgłośniej Gandi Zielony. Prosiaczek puścił pawia.
– Smacznego – rzucił Tygrysek.
– Może chcesz się poczęstować – odparł Bekon.
– Spierdalaj.
Pojawienie się największej pipy wśród pip niemal zwaliło Gandzialfa.
– Co to za leszcz ? Wy go znacie ?!
– Niestety.
Kubusiowi zaświtało coś głupiego w głowie.
– Gandi, ty ponoć jesteś czarodziejem ?
– No tak.
– A potrafisz zmieniać ludzi w coś obleśnego?
– Chyba wiem, o co pijesz – uśmiechnął się szyderczo Gandi spoglądając na Krzysia.
Machnął tylko tą swoją różdżką, a Krzyś w ułamku sekundy zamienił się w jakieś kosmate coś, brązowe niczym analny twór nosorożca. Brzydsze to było nawet od Pięknego Romana – gwiazdora horrorów politycznych.
– Spierdalaj, ty tamponie na patyku – wkurwił się na czarownika Kłapouchy.
– Co ci odjebało ? – oburzył się Kubuś – Przecież nienawidzisz Krzysia najbardziej z nas wszystkich.
– No tak, ale Krzyś jest nasz, stumilowoleśny, radiomaryjny, moherowoberetny. Żaden obcy czarodziej nie będzie nam odbierał zabawy męczenia pipy.
– No, czy ja wiem…
– Czy chcesz, abym stracił sens życia ? – niemal ze łzami w oczach zwierzał się jeszcze niezbyt trzeźwy Kłapcio.
– Odczaruj go ! – skierował ostro do Gandiego Puchatek.
– Ale on tak zajebiście wygląda !
– Odczaruj go ! – wyraźnie poruszył się losem Osiołka Prosiaczek, bo właśnie zaczął mierzyć do przybysza ze swojego uzika.
– Jak tak, to chuj z naszej umowy i wyprawy. Zamiast spalić się na śmierć będziesz mógł najwyżej sobie konia strzepać. Gandi odczarował Krzysia i wyteleportował się ze Stumilowego Lasu zanim dosięgły go pierwsze kule z karabinu Bekona. Kłapouchy jebnął Krzysiowi parę razy kolbą szotgana i puścił wolno.
– Niech sobie idzie. Jak się trochę podleczy to nam na dłużej starczy.
– A gdzie w ogóle jest Królik ? – wyraźnie zaniepokoił się Tygrysek.
– Jeżeli ten jebany magik go porwał… to przeszukamy całe to jego Śródziemie… i jak dorwiemy chuja…
– Poszukajmy go najpierw – jak zwykle najbardziej racjonalny ze wszystkich Puchatek – Królik pewnie leży gdzieś najebany i o niczym nie wie.
Drużyna rozbiegła się po lesie. Szukała prawie cały dzień, aż w końcu znalazła Królika leżącego w trawie… za chatką Puchatka. Był nieprzytomny. Krew na jego pyszczku już dawno zaschła. Przypominała mielone mięso, taką bezkształtną masę krwi i kości.
– Fuck ! Co mu się stało ? – zmartwił się Kubuś.
Ratować go trzeba. Niech ktoś skoczy po pana Sowę – w lekką panikę wpadł Prosiaczek.
– Nie chcę tu widzieć tego pedryla – oburzył się Kłapouchy – Słyszałem, że on był na jakiejś tam liście Lipsztajna…
– Bronsztajna…
– Frankensztajna…
Zaczęli się kłócić ze sobą.
– Zamknąć paszcze. Chuj z tym – powiedział spokojnie Kłapcio gładząc lufę swojego zaufanego shotguna – Sowa był na liście i jest jakimś tam zerem, czy nawet podwójnym zerem. W to nigdy nie wątpiłem. Chuj jeden wie, czy pewnego pięknego dnia nie obudzimy się gdzieś na zadupiu czy w zakonie kontempalcyjnym – tak nas udupi.
– Albo całkowicie trzeźwi – wycedził szyderczo Tygrysek.
Sympatyczny Osiołek kontynuował.
– Królik jest twardziel. Pamiętacie, jak kiedyś otwierając wino obcięliśmy mu przez pomyłkę ręce…
– Pikne wspomnienia – starł łezkę z policzka Kubuś.
– Pamiętacie, ile razy dostał porządny wpierdol ? Ile razy budził się ze szczotą klozetową w odbytnicy ? Ile razy obgryzł sobie po pijaku druta, myśląc, że to marchewka ? Królik jest mocny i to na pewno wytrzyma.
Kłapouchy porwał butelkę wódy i polał nią zakrwawioną twarz przyjaciela. Nie chciał przecież, żeby wdała się jakaś infekcja. Trzeba było zdezynfekować. Królik zerwał się, ryknął z bólu i znów padł w trawę.
Po kilku dniach rany się zagoiły i jego twarz wyglądała prawie normalnie (czytaj chujowo). Ekipę to pierdoliło. Nie morda Królika była najważniejsza. Najważniejszy jest otwór gębowy i gardło, przez które wlewa się alkohol.
A Gandzialf ? Pierdolić Gandzialfa – to nie był bohater z tej bajki.
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ
Do domku Kubusia Puchatka wkroczył Xiąc. Zwyczajny maślak w służbowym uniformie – bez maskowania – nieświadomy zagrożenia.
Sądząc po Wypchanej Kasą Torbie, przyszedł na kolędę. Wszedł i rozsiadł się w jedynym nieobrzyganym fotelu w izbie i zaczął majestatycznie pierdolić 3-po-3. Najwyraźniej nie dotarło do niego, że ekipa jest najebana w 3-dupy-3.
Pierdolenie Xiąc’a zbudziło najpierw Kłapcia. Kłapciowi akurat powolutku zmartwychwstawała Fonia (po zaniku Wizjii i Fonii, spowodowanym naukowymi experymentami z piciem winka przez odbyt).
Usłyszał słówko „pokuta” i automagicznie zrzygał się na Xiąc’owy fotel.
– Ależ synu! Co ty wyprawiasz ?
– Ooooo Kurwa – jęknął kłapcio odzyskując momentalnie Wizję (i chęć do życia) – Klecha ! Klecha w domu !
– Klechaaaaaaaaa…..BUEBUEBUEBUEBEEEEEE – Bekon nie wyrobił i spawnął się na nowy ornat Klechy.
– O jej – Xiąc wykazał się znajomością języka młodzieżowego – Co to za dom ?
Krzyk obudził resztę eskadry. Wszyscy szybko połapali się, że Klecha w domu, i że można pięknie zacząć dzień od spuszczenia mu wpierdol (bo co innego można zrobić z Klechą…).
Czegoś jednak Klechę na KUL’u nauczyli, ponieważ gwałtownie zaczął zbierać manatki i szykował się do wyjścia…
Nie zdążył…
– O ty szmato ! – Tygrysek nie krył swojej niechęci do Klech-o-stanu – Naszej kasy Ci się zachciało ?
– Ależ synu! Przybyłem tu w pokoju ! Niosę Ewangelię i Słowo Boże… – lata studiowania psychologii KUL’owej na coś się przydały. Xiąc po przekrwionych oczkach ekipy zjarzył, że do nikogo tutaj taki pic nie trafi.
– Mam do odwiedzenia pewnego chłopca o imieniu krzyś… O tutaj niedaleko… Chciałem tylko spytać o drogę… Musze się spieszyć ! Do widzenia Szanownym Panom ! – postanowił podlizem (psychologia) zakończyć wypowiedź Klecha.
– Nie wykręcisz się pszenicą ! – Królik błysnął staropolskim – Dawać klechę na środek !
Nasza eskadra wypadła tak dobrze w roli NKWD, że Klecha bez ceremonii zesrał się w gacie.
– Oł Dżyzus ! – tym razem Uszaty wykazał się staro-angielszczyzną – Tak to nawet ja sie w życiu nie zesrałem !
– Panowie, co zrobimy z Obsrańcem ?
– Może by go tak… Zajebać? – na doskonały pomysł wpadł Kuboleon.
– Eee… to już jest nudne. Trzeba by wymyślić coś innego, coś innowacyjnego, coś… – nie dokończył wykładu Zając, ponieważ pusta butelka po HERACLESIE uderzyła go w ryj. Tajger wykonał obrót o 3948 stopni w powietrzu, po czym jebnął o stół.
– No i jednego skurwiela mniej, szkoda tylko, że nie tego o którego nam chodziło – dokończył wykład Qba – a co do ciebie klecho…
Nie zdążył objawić wszystkim planu – do chałupy wpadła ekipa Pip-Hunterów.
– On jest nasz !
– Łowcy Pip ! – z uśmieszkiem na mordce Kłapousty sięgnął po Obrzyna.
– Koniecznie potrzebujemy tego klechę, według naszych obliczeń, jego mały fiut wystarczająco podnieci Don Vezyla… Prosimy… Dajcie go nam !
– Hola Hola ! Nie ma za darmo ! – uruchomił menadżerskie talenty Królik.
– Damy wam za niego 3 skrzynki heraclesa… Błagamy… Dajcie go nam…
– 5 skrzynek! – powiedział Kłapouszek wpychając wymownie Obrzyna w dupę Klechosława.
Dla Łowców Pip to był koronny argument w negocjacjach. Dokonali transakcji i szybko zmyli się z Klechom przepełnieni radością, nadzieją i huj wie czym tam jeszcze ich wypełniło…
Ekipa momentalnie rzuciła się na skrzyneczki z winkiem.
– Hola panowie ! – ponownie popisał się Włoszczyzną Królik – Patrzajcie co zostało !
Uszorost wskazał na Wypchaną Kasą Torbę zostawioną przez Xiąc’a.
– Jebany sklerotyk zapomniał piniędzy ze strachu ! – radośnie zakrzyknął Bekon (Zauważyliście, że siedział cicho przez cały czas ? To akurat jest na osobne opowiadanie, ale skrótem: Poprzedniego dnia padł zakład, że Bekon wytrzyma najdłużej bez srania i jedzenia. Świniak postawił, że da rade 5 dni! Oczywiście ekipka nie zamierzała go tyle pilnować. Więc pod wpływem najebania, rezolutnie wpadli na pomysł, że go ZASZYJĄ… No i mu zaszyli MORDĘ ! – Dupy nie trzeba, bo jak nie jesz, to nie srasz nie ? W każdym razie, Bekon dopiero teraz skończył zrywać szwy na pysku…).
– Idziemy do restałracji ! – jebnął znienacka Królik.
– Łosz kurwa mać ! – nie mógł powstrzymać się od komentarza Qba.
Po długich negocjacjach i kilku opróżnionych butelkach postanowili trochę się dokulturalnić odwiedzając restaurację.
Oczywiście, nikt z nich nigdy nie był w takim przybytku. Wybrali więc Królika (bo to w końcu jego pomysł) na przewodnika i… poszli szukać.
Mniej więcej po 5-godzinnym błąkaniu się po lesie, ekipa stwierdziła, że albo reustauracji nie ma, albo królik jednak źle ich prowadzi…
– Kurwa mać – ozwał się optymistycznie Tajger – Królik huju! Gdzie ta pierdolona Restoracja ?
– Zamknij ryja pierdzie! – odkrzyknął Królas, przebrany w mundur GROMU, z kompasem i plastikowym kałachem na ramieniu – Jak ja gdzieś idę, to kurwa idę w dobrą stronę ! K.A.P.E.W.U. ?
– Morda psy ! Patrzcie!
Oczom ukazała się RESTAURACJA. Taka z neonem RESTAURACJA i napisem na drzwiach RESTAURACJA.
Stwierdzili, że nie rózni się zbytnio od chałupy Krzycha. Pedalski płotek, pedalskie drzwi z pedalską klamką… ogólnie rzecz biorąc wszystko pedalskie…
– To co panowie… Do środka !
– A co kurwa mam tu gnić na zimnie ? Otwieraj drzwi albo otworzę ci odbyt jakąś gałęzią…
W środku, po wnikliwej obserwacji menu, dowiedzieli się, że mogą za 78 złotych kupić sobie HERACLESA, którego Babajaga oferowała za 3.40.
– Ej gajs – wieśniaczył Królik – łi hew a meny monej from de klecha!
– Ja ci dam gejów zającu pierdolony! – Kłapcio nie grzeszył znajomością języków obcych – ej Dupa! Chodź no tu!
Kelnerka podeszła do Alkoholowego Teamu, po czym zaczęła zapisywać zamówienie. Niestety okazało się, że win nie ma, bo…
– Huj mnie obchodzi Twoje „BO” dziwko ! Co nie ma ? Co kurwa nie ma ? Zapierdalam z taką kasiorom, a Ty że nia ma ?
– Proszę pana, wszystkie wina kupił święty ojciec Tadeusz Rydzyk, założyciej wspa… – nie dokończyła kelnerka. Glanik Bekonka celnym strzałem w kark pozbawił sukę głowy.
– I nie zrobi mi loda – przejął się Kuba.
Bekon nie zdązył odpowiedzieć, ponieważ wzrok ekipy przykuło kilku łebków pijących heraclesa przy stoliku. Widząc akcję z kelnerką panowie kiwnęli tylko głowami i zaprosili Qbowy Team do stołu:
– Siadać Panowie! Hihi ! – krzyknął Brodaty-z-nich.
– Polak nie kaktus, pić musi… – Zakapturzony-z-nich obudził się na chwilę, po czym przyjebał czołem w stół wracając do drzemki.
– Dzięki Ziomuś ! – Królik postanowił sie podlizać cytując polski hiphop, ale widząc, że gospodarze zacisnęli w tym momencie palce na butelkach, w geście „Do Tulipana” szybko zmienił formę wypowiedzi – A tak wogle, to kim kurwa jesteście ?
– Ja jestem Yosh – odezwał się Mały-z-nich – założyciel słynnej gildii SMIECH-dot-NET… Ten śpiący zakapturzony pedał to Teshee. Ten żygający w kącie to Tooschee. Albo odwrotnie. Nikt kurwa nie wie…
– A ja jestem Broodka ! Hihi ! – znowu kretyńsko wjebał się w słowo Brodaty-z-nich.
– Morda kurwa! Ja mówie ! – Mały-z-nich zajebał mu w tył głowy gitarą elektryczną, która jeszcze przed chwilą stała obok okna zapakowana w futerał – Jebana suka, która się wcięła, to Jebany-W-Dupę-Huj-I-Pederasta. W skrócie Broodka, Broodol… chuj z nim.
– A co to kurwa jest ten SMIECH-huj-NET ? Jakaś strona z porno ? – Qba myślał tylko o jednym – Zdjęcia ? Filmy ? – jarał się ciągle Qba.
– Tylko dowcipy – z żalem powiedział Yosh.
– Ej Gajs ! Łi Hew a New Frjends – zatekścił z Anglika Zając.
Po bliższej integracji, ułatwionej etylem, ekipy wyszły z reustauracji do Chałupki Bekona. Okazało się, że ekipa ze Smiech-net-u to twardzi zawodnicy – odpadli równo z naszymi bohaterami.
Tak więc Alokoholiczna Ekipa po raz pierwszy dokonała czegoś niemożliwego…
Nie chodzi o zaprzyjaźnienie się…
Znalazła alkoholików na swoim poziomie !
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ PIERWSZEJ
Ciepłym, letnim rankiem w chatce Kubusia panowała błoga cisza. Wszyscy odsypiali wczorajszą balangę. Puchatek uniósł lewą powiekę, bojąc się widoku który może zastać. Było gorzej niż źle. Zwykle chatka była zupełnie zniszczona od środka, lecz teraz miś na próżno szukał oczami dachu.
-Wstawać, popierdoleńcy- mruknął niezbyt przekonująco
– Aj?w bikom soł namb- podśpiewywał półprzytomny Kłapouch określając swój stan. Nie był jedynym, na którym nie wywarł żadnego wrażenia rozkaz Puchatka.
– Kol it lajk ju łana kol it, ajm e fakin alkoholik-mruczał Królik.
– Tyle to i my wiemy, Długoucha cioto- Miś nie był nastawiony optymistycznie do zbliżającego się dnia- Tylko że na dziś mamy plany.
– Jebie mnie to- Tygrysek nie zrozumiał aluzji Kubusia- wszystkich nas to kurwa jebie.
– Musimy przygotować się na wejście.
– Jakie qrwa wejście- Królik był mało rozumny po Heraclesie
– Wchodzimy do unii-powiedział bez przekonania Puchatek
– Jakiej znowu kurwa unii?- Tak naprawdę nikogo nie obchodził ten fakt.
– Ponoć do Unii Masońskiej, lecz nie to jest najgorsze- Puchatek nawet nie zamierzał przygotowywać qmpli do najgorszego- Tam po prostu…
– Nie ma dziwek!- Krzyknęła brygada
– Ech, wy idioci- Puchatek nie był lepszy od Pana Sowy w udowadnianiu swej wyższości intelektualnej- Mogą nie zezwolić na picie taniego wina.
– Efekt, jaki wywołała ta wróżba, był piorunujący. Wszyscy wzięli do łap bronie. W obieg poszły butelki, a brygada po cichu zastanawiała się, co może się wydarzyć.
-Wiem! Włączmy radio! Tam może coś więcej nam powiedzą!- Tygrys naprawdę wierzył, że w tym kraju można dowiedzieć się czegoś prawdziwego z radia.
– Ok., to nic nie pomoże, ale czemu nie- mruknął Puchatek, po czym poprzekręcał gałką.
– SZZZZSZS Tu radio Maryja, dziś o wadach Łunii Masońskiej ssszzzzzz
– Przed wami ojciec Rydzyk!
– Yo, wieśniaki. Stoimy przed ogromnym zagrożeniem. Być może nasz kochany kraj rozkradną żydzi i ich słudzy, tacy jak…
– Nie dokończył. Seria Uzi Prosiaka rozwaliła radio. Nie był jedynym, który popadał we frustrację ze względu na sytuację.
– Mam pomysł- Odezwał się Kłapouch- jak przyjdą i każą iść do unii, to powiemy, że my nie idziemy.
– To nic nie da. Wezmą nas siłą- Kubuś był sceptyczny.
– Nie? To się chyba kurwa zdziwisz- Z dziwnym uśmieszkiem Kłapek wyglądał, jakby pierwszy raz w życiu pomyślał- Baba JagaTM będzie z nami. Po prostu ?pożyczymy” od niej aparaturę do robienia wina. Zabarykadujemy się. Przeżyjemy.
– Chuj na to kładę bo i tak damy radę- podśpiewywał Tygrys.
– Sprzymierzymy się z jakimiś chujami, którzy coś wiedzą o unii. Muszą być przeciwko nim. Jeśli ktoś chce z nami wojny, to będzie miał za swoje.
– A jaki to ma sens?- Prosiak w ogóle nie czaił o co chodzi- Ich jest chyba więcej.
– Ale zrobimy nabór z całej Europy. Stworzymy armię. Gdy opanujemy co najmniej trzy kraje, stworzymy imperium wina!
– Nie zapędzajmy się tak- Kubuś nadal był sceptyczny- gdybyśmy obronili terytorium, to nam wystarczy. Nie walczymy na śmierć i życie. To jest coś o wiele ważniejszego. Walczymy o wino!
– Tak jest! Lecę szukać sprzymierzeńców- Prosiak napalił się jakby miał przed sobą zgrzewkę Heraclesa.
Dwie godziny później naprzeciw chatki Puchatka stało około 1000 popierdoleńców którzy uwierzyli Prosiakowi. Tygrys miał przygotowaną aparaturę do robienia wina. Baba JagaTM zaginęła w akcji. Znaleziono ją 5 miesięcy później trzy kilometry od Stumilowego Lasu, w bagnach. Puchatek nie wiadomo skąd wytrzasnął zawartość magazynu z bronią. Rozdał wszystkim. Później zaczęło się ustalanie taktyki. Każdy z bohaterów dostał pluton do dowodzenia. Do nadchodzącej walki zagrzewali się Heraclesami. Pojawił się jednak jeden problem. Nie wiedzieli z kim mają walczyć. Pierwszy zauważył to Tygrys i zawiadomił głównodowodzącego Kubusia. Ten był spokojny.
– To się da załatwić- wyjął telefon- Olek? Ty skurwysynu, słyszałem, że chcesz do unii iść?
– Kubuś? Co ty tam znowu odpierdalasz?
– Słuchaj pokurwieńcu. Ja ani moi ludzie do żadnej unii nie idziemy. Tam nie ma win.
– Jak to nie? Ześlę ci tam znajomych, to popamiętasz!
Puchatek uspokojony rozpierdolił słuchawkę o ziemię
– Po problemie!- Rzekł rozpromieniony.
Już tylko chwile dzieliły naszych bohaterów od wiekopomnego wydarzenia. Po kilku minutach zaczęli spadać pierwsi spadochroniarze. Efekt był oczywisty. Straty naszych to koszulka Prosiaczka, która została obryzgana krwią. Jednak ludzi olka było o wiele więcej, niż to sobie wyobrażali nasi bohaterowie. Sytuacja wyglądała ciężko gdy bomby termojądrowe zaczęły niszczyć Las.
– Za wino nasze i wasze!- Kubuś w szale nie liczył już, ilu zabił wrogów.
– Aj łon?t bi ignort!!!!- Kłapouchy zaszedł od tyłu kolejnego „żołnierza”
Jednak tylko brygada Kubusia dawała sobie radę. Niezdyscyplinowana i nie wyćwiczona brać alkoholików zmniejszała się z każdą chwilą. W końcu nasi zostali otoczeni i żyjących zostało tylko 30. Na front wyskoczył Kubuś. Rozstrzelał kilkudziesięciu wrogów i padł nieprzytomny, nafaszerowany kilkoma kulkami. Królik odholował go na bok. Miś walczył o życie. Sytuacja była beznadziejna. Zbliżało się to, co nieuniknione. Uratować nas mógł tylko cud…
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ DRUGIEJ
W stumilowym lesie było cicho. Drzewa szeptały coś do siebie, gdy, wiatr szeleścił ich liśćmi. Pod dużym dębem mieszkał sobie Kubuś Puchatek. Z wewnątrz jego domku dochodził miarowy łomot sprawiający, że garnczki z miodem podskakiwały w kredensie. Przez okno zajrzało popołudniowe słońce. W jego świetle Puchatek ponownie wzniósł siekierę i opuścił ją z impetem na strzępki pozostałe po zwłokach Krzysia.
– Dlaczego…on…się…nie…mieści… – sapnął do siebie Miś, znowu tnąc resztki. Obok znajdował się mały kopczyk ziemi, a obok niego dziura, zakryta ulubionym dywanikiem Puchatka. Krzyś, ten samolubny smarkacz, nie mieścił się do wykopanej dziury, więc, zamiast ją poszerzyć, Kubuś zdecydował się odrąbać dzieciakowi nogi.
– To o wiele rozsądniejsze – stwierdził Miś i zamruczał sobie piosenkę, odcinając ostatnie ścięgna i upychając resztę ciała w dziurze, nakrywszy ją na koniec dywanikiem.
– Zawsze musiał mną rządzić – pomyślał Puchatek – Zawsze mną rządził, zawsze ciągnął mnie za łapę i mówił: „No, Misiu, chodźmy na Wyprawę” albo „Poczciwy, głupi Misiu!” tym swoim afektowanie słodziutkim dziecięcym głosikiem, i te jego głupie spodenki – bękart!
Przez calutkie popołudnie Kubuś czekał, aż wpadnie do niego Krzyś. Mruczał przy tym do siebie prostą, niemelodyjną piosenkę, gapił się bezmyślnie w ogień i bawił się drewnianą rękojeścią siekierki. Gdy Krzyś nareszcie się pokazał i zaskrzeczał: „No dalej, Kubusiu! Otwieraj!” Puchatek zachowywał się tak, jak zazwyczaj. Wpuścił małego, porozmawiał z nim o pogodzie, później zaś poszedł do kredensu i przyniósł siekierę. Krzyś usiadł sobie przy stole i paplał o tym, jakim to głupiutkim Misiem był Puchatek i jak mało miał mózgu. Ten zaś zebrał w sobie wszystkie siły, wzniósł wysoko siekierę i opuścił ją z satysfakcją. Ostrze niemalże przepołowiło czaszkę chłopca, która trzymała się tylko na kilku nitkach mięśni, a oczy Krzysia zastygły rozszerzone przerażeniem, że to Puchatek, że kochany Kubuś mógł zrobić taką rzecz! Miś zachichotał cienko i starł trzęsącą się łapą nieco śliny z pyszczka. Później, spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wytarł krew, umył siekierę i zaczął kopać dziurę.
Prosiaczek, zdziwiony, dlaczego Kubuś nie wpadł do niego na swoją herbatę i biszkopciki, zdecydował się odwiedzić Misia. Podczas drogi podziwiał krwistoczerwony zachód słońca i słuchał śpiewu ptaków. Puchatek obserwował zbliżającego się Prosiaczka, a potem zagłębił świder.
Prosiaczek nie miał czasu, by zorientować się, co zaszło – świder przebił jego czaszkę i przepiękna fontanna krwi trysnęła na pomarańczowe futerko Misia. Rozcierając ją po sobie Kubuś chłeptał łapczywie czerwony płyn. Później wciągnął Prosiaczka do domu i wsadził do spiżarki. Strzykawka leżała na kredensie; Puchatek podniósł ją trzęsącymi się łapami i wypełnił roztworem śmiesznego, białego proszku, który dostał od ledwie przytomnego Królika. W pierwszym momencie dawał niespotykany efekt: Kubusiowi wydawało się, że widzi różne rzeczy, ale później doświadczył uczucia mocy i siły. Nieco go to zdenerwowało, ale przecież Krzyś i Prosiaczek wiedzieli co ich czekało, w to nie wątpił. Kiedy zapadła ciemna noc, Puchatek wyciągnął ich ciała na zewnątrz i pochował je w prowizorycznym grobie.
– Adios, drodzy przyjaciele – zachichotał Kubuś – Wiele rzeczy zmieni się w Stumilowym Lesie, kiedy ja zacznę tu rządzić. Śmiejąc się histerycznie, Miś wrócił do swej chatki.
Następnego dnia Tygrysek i Maleństwo radośnie wybrali się do Puchatka, by zapytać się go, gdzie też mogą się podziewać Krzyś i Prosiaczek. Nikt nie widział ich od dnia poprzedniego. Tygrysek był pewien, że Kubuś coś o nich wie, gdyż rano miał grać z Krzysiem w Misie-Patysie, a później wypić herbatkę z Prosiaczkiem.
Kiedy doszli do chatki, jej drzwi były szeroko otwarte, a Puchatka nigdzie nie było. Tygrysek i Maleństwo pokręcili się trochę wewnątrz. Zauważyli tam ogromną dziurę w podłodze, a także notatkę, przytwierdzoną do ściany kroplą gęstniejącego miodu. Można było na niej wyczytać: „WY SZEDŁEMK PO SYMOKA” (ortografia nigdy nie była mocną stroną Puchatka).
– To dziwne – pomyślał Tygrys – W Stumilowym Lesie nie ma smoków, są tylko Jentyki. Co znowu wymyślił ten głupi Misiek?!
Nawet jednak Tygrys nie odgadłby, co naprawdę zamierzał w tym momencie Puchatek. Tego ranka, gdy Kubuś się obudził, poczuł, że głowa mu pęka, a nos ma zasmarkany. Wziął więc dużą dawkę białego proszku, a w chwilę później wpadł na genialny pomysł! Trzymając pod pachą pojemnik opisany dużymi, czerwonymi literami ŚRODEK OWADOBÓJCZY podreptał do ulubionej kępy ostu Kłapouchego.
– To dobrze posłuży temu maniakalno-depresyjnemu osłu – zaśmiał się głośno Puchatek – Zawsze oszukiwał w Misie-Patysie, no a wiadomo, że oszustwo nigdy nie popłaca.
Później ukrył się za drzewem i patrzył, jak niczego nie spodziewający się osiołek zażera się na śmierć. Czysto poetycka sprawiedliwość, pomyślał Kubuś, wrzucając prawie martwe ciało Kłapouchego do tego samego grobu, co Krzysia i Prosiaczka.
– Nie powinieneś był oszukiwać, co? – krzyknął Puchatek, gdy oczy osła wpatrzyły się w niego z niedowierzaniem.
– Bądź szczęśliwy, że nie posiekałem cię na kawałki i nie nakarmiłem tobą Tygryska! – zarechotał Miś, zakopując prowizoryczny grób.
Przez cały ranek Miś był nieprzytomny, więc wrócił do domu dopiero w porze obiadowej. Był w paskudnym nastroju, toteż do szaleństwa doprowadził go widok Tygryska i Maleństwa brykających przed jego chatką i śpiewających: Hopsa, hopsa, hej, hej, hej, cudownie…
– Cudownie?! – pomyślał na głos Puchatek – Rany, autor tej zasranej historyjki naprawdę mógłby wymyślić lepszą piosenkę. I pomyśleć tylko, że nagrali ścieżkę dźwiękową na album; to czyste zdzierstwo – ta myśl nieco pocieszyła Kubusia, ale było to chwilowe.
– Co takiego powiedziałeś? – zapytało Maleństwo.
– Boże, czy on nigdy nie przestaje zadawać żałosnych pytań?! – pomyślał wściekły Puchatek – Z tymi smarkaczami też trzeba będzie skończyć. Czy w tym miejscu nie ma już nikogo myślącego z wyjątkiem mnie?
Maleństwo musiało już iść do domu na swoją popołudniową drzemkę, pozostawiając swojego przyjaciela na łasce i niełasce Misia. Co więcej, Tygrysek zaproponował Kubusiowi wspólną grę w Misie-Patysie; na to Puchatek zgodził się i uśmiechnął się przebiegle, podczas gdy nowy pomysł formował się w jego nadmiernie aktywnym umyśle.
– Co za okazja – szeptał do siebie, idąc za niewinnym Tygryskiem w stronę mostu.
Gdy już dotarli na miejsce i rozpoczęła się raczej bezcelowa gra, Kubuś pomyślał, że wolałby raczej wetknąć swój patyk w dupę Tygryska niż wrzucić kijek do strumienia. Tygrysek przechylał się właśnie przez poręcz mostu wypatrując własnego patyczka. Nie zauważył więc szerokiego, przerażającego uśmiechu Puchatka, który wyciągnął swoje łapy i podążył w kierunku Tygryska, zamierzając zepchnąć go do strumienia.
– Koty nienawidzą wody, hie, hie, utopi się.
Rozległ się głośny plusk. To Tygrysek wpadł do wody i zaczął rozpaczliwie walczyć o utrzymanie się na powierzchni. Wkrótce jednak jego głowę zaczęła zalewać woda, więc dławił się i prychał. Miś trzymał się poręczy mostu, aż podskakiwał z podniecenia i radośnie krzyczał do tonącego Tygryska.
– Dlaczego? – parsknął Tygrysek, zaczynając powoli niebieszczeć z zimna. Puchatek uznał to za niemożliwie komiczne, no bo dajcie spokój, niebieski tygrys? Ależ to głupie.
– Powiem ci dlaczego, ty gnojku! – wrzasną Kubuś – Zasłużyłeś sobie na to, chowałeś się za drzwiami i przerażałeś wszystkich na śmierć.
Ale Tygrysek nie usłyszał już tej repliki, płynął bowiem w strumieniu twarzą w dół, martwy.
– Spadówa, krzyżyk na drogę! – zaśmiał się Miś i spojrzał na zegarek – Wciąż mam jeszcze czas, żeby dorwać tego małego dupka, Maleństwo, zanim się obudzi.
Puchatek podkradł się ostrożnie do śpiącej Kangurzycy i zobaczył ucho Maleństwa wystające z jej kieszeni.
– Teraz cię mam, gówniarzu! – pomyślał uśmiechnięty Miś i nawlókł na igłę wyjątkowo mocną bawełnianą nić. Był niezwykle wdzięczny Prosiaczkowi za jego lekcje szycia, gdyż teraz mógł gładko i równo zaszyć Maleństwo w kieszeni, aby nie mogło się stamtąd wydostać, ani żeby jego mama nie mogła go wyratować. Powoli i bardzo starannie Kubuś zaczął zaszywać Maleństwo w jego kieszeni, aby w ten sposób zadusić denerwującego przygłupa.
Po zakończeniu swojej czynności Puchatek z powrotem powędrował do chatki, zastanawiąc się, jak też zniesie Kangurzyca śmierć Maleństwa. Miał nadzieję, że źle. Nie mógł się powstrzymać od kaszlu i czuł mdłości. Zanim dotarł do domu, zwymiotował już kilka razy i desperacko potrzebował jeszcze trochę roztworu białego proszku. Trzęsąc się, podniósł strzykawkę i wziął ostatnią pozostałą dawkę. Strasznie dużą dawkę, jak na takiego małego misia jak Kubuś. Tak naprawdę za dużą. Puchatek zmarł z przedawkowania, ale przynajmniej z uśmiechem na twarzy: śnił o tym, że był jedynym sprytnym pluszowym misiem i o tym jak pewnego dnia zaskoczył Kłapouchego – ale to już zupełnie inna opowieść…
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ TRZECIEJ
-AAAAAAA!!!-
Kubuś obudził się z koszmaru. Śniło mu się że pozabijał wszystkich swych kompanów. Nigdy nie miewał snów, więc wydało mu się to podejrzane.Odpowiedź była blisko. Nasz bohater wraz ze swą brygadą naćpali się LSD, amfą i Bóg wie czym jeszcze.Gdy miś przestał się tym przejmować, zaczął rejestrować szczegóły otoczenia. Prosiaczek zawinięty w dywan chrapał głośno. Kłapouchy z głową w kiblu nie prezentował się najlepiej. Tygrysek poczerwieniał jak chuj, a Królik tradycyjnie w stroju od sado-maso bluzgał się przez sen.
-Chemu mnie biją urrwa???
Puchatek poczuł w sobie instynk macierzyński i poszedł po Heraclesy na rozgrzewkę.Po drodze zajebał rower jakiemuś wiojśniakowi. Wreszcie dotarł do domu Abrakadabrahokuspokuskonstantynopolitańczykowianeczkitrzy, w skrócie zwanej chujem
-Łozap, chuju!-zawieśniaczył Puchatek
-Łozap!-odpowiedziała równie wieśniacko Baba Jaga?
-Zarzuć trzy zgrzewki, ale kurwa szybko! Moi kumple zaraz się przebudzą, jak nie będzie wina rozpierdolą wszystko!
Po zakupieniu tego jakże szlachetnego trunku zygzakiem pojechał do chatki.Jednak po drodze zatrzymali go…………
-Stać, polu,tfu,policja!
-oł, fak pomyślał głośno Puchatek-kiego chuja się mnie czepiacie?
-Obywatel Puchatek jak mniemam?Ty i twoja banda jesteście oskarżeni o ?tu pokazał długą listę przestępstw- krótko mówiąc: jesteś aresztowany.
Kubuś bez zastanowienia zaczął spierdalać. Wpadł do chatki
-WSTAWAĆ, KURWA, WSTAWAĆ! POLICJA, ŚMIERĆ, ZŁO-po dotarciu do domku miś bzdurzył niemiłosiernie.
-Czego się drzesz skretyniały, pluszowy geju?-Kłapouchy był jak zawsze sceptycznie nastawiony do newsów.
Mówię prawdę, kurwa, bierzemy guny i robimy rozpierdalankę!
Po krótkich wyjaśnieniach drużyna chcąc nie chcąc zebrała w domku Puchatka całą swą broń.
-A kto nas kurwa sypnąl?-Prosiaczek był żądny zemsty i krwii.
-Cała wiocha i Pipa krzyś na początku
-Zajebać gnoja!-Kwiknął Bekon i oczy zaszły mu krwią.
-Coś długo ich nie ma. Zaraz zrobię komuś krzywdę-Tygrysek wymownie spojrzał na misia.
Konwersację przerwało pukanie.
-To oni, kurwa to oni!!-excytował się Puchatek
-Nie wpuścimy ich! Chuj im w ass-zatexcił Królik, lecz seria z uzi Bekona rozjebała i drzwi i listonosza który za nimi stał.
-Sorry, gajs musiałem-zawieśniaczył z uroczą miną na ryjku pro-siak
On ma list do nas!-Otrzeźwiał nagle Królik
-Czytaj długouchy, kurrwa!-niecierpliwił się Tygrys
JE-STEŚ-YYY-CIE ZAJEEEBANI JUŻ YYY TAM JE-DZIEMY. ANTY-TERRORYKURWA WAS ZA JEBIĄ-Królik po wczorajszej bibie miał problemy ze skupieniem.
-O kurwa będą dymy!!
-Fak it oll end fakin noł rigrets-Kłapouch jak zwykle podśpiewywał przed akcją
-Aj hit de lajts on tiz dark sets. Medallion nus, aj heng majself.Saint Anger rand maj nek.-
zawieśniaczyli wszyscy.
Robimy tak:Ja,Kłapek i Bekon bierzemy tyły a Tygrys i Królik biorą skrzydła.-Puchatek odnajdywał swoje powołanie dowódcy.Po umiejscowieniu się nasi bohaterowie zaczeli posilać się Heraclesami.Przy15 butelce przerwał im ryk
-Jesteście otoczeni! Wyjdźcie albo my tam przyjdziemy!
-Chyba o to chodzi, debile-Mruknąl Kłapouch
Nagle do domku wjebało się z 10 uzbrojonych pedziów.Wszyscy zaczęli strzelać i rozpoczęła
Ogólnonarodowa zadyma, w wyniku której ucierpiał Królik.W prawej łapie miał 9 kul.
U wrogów nie było najlepiej: tylko jeden przeżył i skomlał o litość co było wymarzoną okazją dla Bekona do wyładowania się; władował 15 kul w łeb polucjanta z odległości 5 cm. Dla antyterrorów strata była to znikoma.Jak było widać, chujów było więcej niż szarańczy. Cały czas wbiegali grupami i ponosili straty. Lecz w końcu i nasza brygada poległa. Przytomny pozostał tylko Puchatek. Jeden z 2 żywych swatów trzymał go na muszce, drugi niebezpiecznie zbliżał się do butelki Heraclesa. W najbardziej dramatycznym momencie pociągnął z gwinta. Tego dla Misia było za wiele. W zwolnionym tempie wbiegł na ścianę,(w tle muzyka z Termin-matura)Zrobił 2 obroty w powietrzu, pochwycił Heraclesa i Obrzyna Kłapouchego. Pociągnąl łyka jak rasowy żul i rozpierdolił wszystkich 5 z pozostałych 2 antyterrorów.Gdy padł na ziemię(w tle muzyka ze ?śmierci w Wenecji??)do chatki wpadł Pan Sowa
-Wdaliście się w strzelaninę ze SWATEM? Wy debile..- Pan Sowa po raz kolejny potwierdził swą wyższość intelektualną.
Puchacz zdał sobię sprawę że przegiął. Seria z obrzyna goniła Pana Sowę przez pół lasu.
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ CZWARTEJ
Pierwszy obudził się Pro-siaczek. Zaraz po przebudzeniu, nawiedziła go reflexja, że lepiej by było gdyby to był sen. To co widział było przeznaczone dla marines, a nie dla delikatnego, miłego pro-siaczka (jak nazwała go lokalna dziwka). Dom wyglądał gorzej niż zwykle po popijawach u Kubusia. Wszędzie leżały butelki Heraclesa, piwa, wódy i resztki niezidentyfikowanych prochów. Nie to było jednak najgorsze. Brygada walała się w promieniu 35 metrów od domku. Wszystko za sprawą (s)experymentów królika, który zaczął bawić się zestawem „młody chemik”, mieszając spirytus z czteroazotanem erytrytu. Bekon wstał i zaczął rozglądać się za czymś, co byłoby dobre na kaca. Wybór padł na ostrojebną wódeczkę. Po zaspokojeniu pierwszego pragnienia Boczek zaczął budzić brygadę.
-KURWA!!- krzyknęła chórem grupa gdy Świniak próbował pobudzić ich do życia.
-POJEBAŁO CIĘ KURWA DAŁNIE!- Królik był w miarę delikatny.
-NA MÓZG CI PADŁO BEKONIE!- Kłapouch był bardziej rozeźlony
-JA CI KURWA POKAŻĘ (Z)BOCZKU!- Krzyknął Tygrys i chwycił obrzyna
Harmider ogarnął chatkę. Zaczęła się zadyma i po chwili nie było jush ważne kto kogo bije
STOP KURWA STOP!- Puchatek jak zwykle był najbardziej trzeźwy.
-Przestańcie, bo tylko mi tu brakuje kolejnego ciała w ogródku królika. Trzeba wino kupić!
Wszyscy skierowali się do chatki baby jagiTM .
-Cze, babajag! Winko, ale już!- Kłapouch był jak zwykle treściwy
-Wszystko skończone! Wina jush nie ma od tygodnia!
-Jak nie kurwa!
-Naprawdę nie kłamię! Był tu zjazd AA, wszystko wychlali!
-A w ryj by chciała??- Puchatek zareklamował swoje usługi
-W restauracji „pod żabą” należącą do gangster… to znaczy do „byznesmenuff” z okolicy może wam się uda kupić ostatnie butelki.
-Panowie spierdalamy-Puchatek uwielbiał być przywódcą- A tobie(tu spojrzał na babę jageTM) Może to?- Tu wyjął m4a1 zaczął naparzać po całej chatce, rozpierdalając wszystkie towary.
-To nara lemon!- Krzyknął Osioł i wszyscy wyszli
Gdy dotarli do restauracji, zaskoczyła ich wszechobecna pedalskość. Wszyscy zachowywali się jakby ich własny pogrzeb się odbywał. Brygada rozsiadła się przy stoliku, zabierając przy okazji jakimś wieśniakom krzesła. Nagle ujrzeli jędzę ubraną na biało, która kaczkowała w ich kierunku.
-Dzień dobry szanownym klientom. W czym szlachetnym panom mogę służyć?- wazelinę można było zbierać rękoma, więc Puchatek zaczął działać
-Yo Shakira! Zapodaj 10 zgrzewek Heraclesa! Tylko jeno szybko, żebym tam przyjść nie musiał!
-Przykro mi, szanowny panie, lecz nie prowadzimy tak eee, nisko cenionych trunkuff. Źle wpłynęło by to na opinię….
Jak zwykle w sytuacji kryzysowej, gdzie stawka była wyższa niż wino, Bekon wyjął uzi. Każdy z bohaterów wyjął jakąś broń
-A teraz kurwa wino dawać! Żebym was zaraz wszystkich nie musiał!- Tygrys w przypływie alkoholizmu jak zwykle nie panował nad sobą.
-Ale naprawdę szanownych klientów prze…-kelnerka nie dokończyła tych słów. Na jej ramieniu rękę położył jakiś przypierdol w garniturze.
-Panno Olu, ja to załatwię.
-A kim ty kurwa w ogóle jesteś, pajacu?- swej niechęci nie krył Kłapouchy
-Grzeczniej śmieciu, nazywam się Abdul Wisimulacha! Jestem tutaj szefem i grubą szychą!
-Ty, a w ryj ty kiedyś porządnie dostałeś?- Kubuś nie mógł przeżyć, że kolejny dzień może nikogo nie skatować.
-Więc masz to!- to krzyknąwszy Abdul wykonał niesamowicie skomplikowane ruchy, mające najprawdopodobniej na celu unicestwienie naszej drużyny. W wyniku padł na ziemię.
-Nie no kurwa nie po to oglądałem tysiące filmów akcji, żeby mi tu jakiś pajac nie wiadomo skąd wyczyniał jakieś dzikie ruchy- Tygrys nienawidził ignorancji- Łeb ci rozjebię
-Wino będzie moje!- z przekrwawionymi oczami wysapał to co czuł.
Wtem wdał się w walkę z Abdulem. Niestety jakimś chujem ten debil był silniejszy od naszego bohatera. Co więcej, nawet Sperminator nie był tak silny. Cały czas z uroczym uśmiechem blokował wszystkie ciosy Tygrysa i czasem też oddawał
-Kim.. ty kurwa.. jesteś?!!!- Prosiak nie mógł się nadziwić
-No więc, wam muszę to powiedzieć. Jestem Leszek Miller, zawsze odpieram ataki prawicy, więc jestem w tym dobry.
-Więc dlatego jesteś takim chujem! A ta restauracja to pralnia!- Puchatek cały czas wierzył w to że kiedyś wróci totalitaryzm( był misiem o bardzo małym rozumku).
-Ekhem…niczego jeszcze mi nie udowodniono- Na twarzy czerwonego widać było zmieszanie
-Czas na zadymę!- krzyknął królik i wszyscy rzucili się na NajlepszegoPremieraWHistoriiPolski. Lecz znów dane im było przerwać.
-Lesiu, choć tu na chwilę, musimy pogadać.- Jakiś gruby ćwiek był po imieniu z niby-Abdulem- Co to za pajace?
-A, Lew, nimi się nie przejmuj! To jakiś miejscowy element!
-To dam im 17 mln. Dolarów i niech sobie pójdą. Tylko nie mówcie że byłem tutaj. No i ani słowa o skarpetkach. Mam kolorowe a….
-Mówi się, że w kolorowych chodzą tylko pedały!- Krzyknął puchatek, cytując pewną bardzo mądrą posłankę.
-A słuchaj, czy zamiast tych dolarów, moglibyśmy dostać trochę wina?- rzekł Osioł, z nadzieją w głosie, pokazując obrzyna.
-Właśnie, bardzo mnie suszy- Krzyknął pro-siak, wyciągając uzi.
-Mnie też!- Wydarł się Królik, wyciągając AK-47
-To chodźcie, mamy chyba coś specjalnie dla was- Gruby był trochę speszony.
Wszyscy weszli do pomieszczenia, do którego aby wejść trzeba było znać hasło: „To my, grupa trzymająca władzę!”. Gdy weszli do środka, zobaczyli znajome z TV twarze, które nie tak dawno obiecywały dobrobyt. Wszędzie było wino marki Heracles, jakże pięknie wyglądające.
-Panowie i Panie, przywitajmy naszych gości, którzy swymi argumentami(tu spojrzał na obrzyna) przekonali nas, abyśmy przyjęli ich na nasze skromne przyjęcie- Lwowi bardzo zależało na pozytywnym przyjęciu, na co pewnie miał wpływ fakt, że Kubuś trzymał m4a1 tuż za jego plecami.
Tak oto nasza brygada znalazła sobie zajęcie na całą noc. Należy tylko dodać, że po raz pierwszy spotkali prawie tak wielkich alkoholików jak oni.
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ PIĄTEJ
Załejtuj- od słowa wait, czyli czekać czyli na nasze zaczekaj.
Tejknąć looka- od take a look czyli spojrzeć.
Tejknąć (tejczyć)łoka- od take a walk, czyli iść(gdzieś)
Skikować- od kick, czyli kopać.
Zbanować- od bann, czyli usuwanie kogoś z forum, rozgrywki itp.
Zmejcz- od make czyli robić(czynić).
Yo, Shakira- wieśniackie przywitanie.
Nara lemon- równie wieśniackie pożegnanie.
Bedżinić- od begin czyli zaczynać.
Zmitować- od meet, czyli poznawać(spotkać).
Komitnąć susajda- od comitt suicide, czyli popełnić samobójstwo
Hertnąć- od hurt, czyli ranić Lord of Darkness
KONIEC SŁOWNIKA ANGIELSKO-POLSKO-WIEJSKIEGO
Nadeszła zima, wszędzie było zimno i wszystko było zamarznięte, a z powodu trzech wybitych szyb w oknach, w domku Puchatka był przeciąg jak w dupie u Krzysia.
– Kurewsko mi zimno !! – uroczo powitał dzień Kłapouchy
– Zamknij ryj i zabij te okna jakimiś deskami, bo zaraz zatkam je twoją dupą!!! – Puchatek był jak zwykle kurewsko bezpośredni.
W tym momencie z kuchni wtoczył się prosiaczek niosąc gar czegoś, co zajebiście pachniało.
– Ruszać się, jebaki leśne, spaghetititi beconese wam zrobiłem!! – jęknął prosiak
– Grzeczniej kurwa! Grzeczniej! – warknął Tygrys.
– A poza tym, co ci odjebało ze nagle dla nas gotujesz?! i skąd do kurwy nędzy wziąłeś mięso i inne jebane składniki?! – dopytywał się Tygrys
– Jak wczoraj robiliśmy ściepe na Heraclesa? to mówiłeś ze nie masz kasy. – Królik powoli wracał do świata żywych.
– Jeszcze wam kurwa źle? miałem 4 zety to walknalem do tej Biedronki?/Stonki? (jeden chuj)za lasem. – jęknął Bekon
– Co ty mi tu pierdolisz w mordę jebany bambusie? co ty? w chuja lecisz ze mną czy się z własnym kutasem na łby zamieniłeś? za 4 zety najebałeś nam cały gar żarcia? – Puchatkowi zaczęły puszczać nerwy.
– No kurwa promocja jakaś była, zew niby dużo, tanio i jeszcze rolkę papieru do dupska gratis dołożyli – Prosiak tłumaczył się jak na spowiedzi.
– Zresztą nieważne skąd, ważne, że jest! – wpierdalamy panowie! – zakończył spowiedź Osioł.
– Ja nutrlisz a czym to popijemy? -zawieśniaczył Zającowaty.
W tym momencie jak na zawołanie do domku weszła największa pipa w lesie – Krzyś!
– Czołem koledzy! – rzucił na przywitanie.
– Spierdalaj – powiedzieli chórem Puchatek, Osioł, Prosiak i Królik.
– Stój kurwa pedale!! – Krzyknął Tygrys. – Po wino nam pójdziesz!! – Kontynuował
– Pojebało cię? Baba Jaga raz na 10 lat czyści aparturę i to właśnie dzisiaj, wina nie będzie!! – Stwierdził Kłapouchy, który właśnie kończył zatykać ostatnie okno deską sedesową.
– Ale mi nikt nie sprzeda wina, poza tym alkohol jest zły. – Krzyś pomału cofał się w stronę wyjścia.
– Stój pedale, powiedziałem – warknął Tygrys i wyjebał pipie z bańki.
– Pójdziesz tam gdzie był Prosiak – do tego owada za lasem i obciągniesz druta jakiemuś żulowi to pójdzie i ci kupi! – Stwierdził pasiasty. – Widzę cię tu za 15 minut, a teraz wypierdalaj!!!
Krzyś wybiegł z domku, a ekipa zabrała się do jedzenia.
– Przecież w 15 minut nie ma szans żeby zdążył – błyskotliwie zauważył Prosiak
– Wiem – będzie kolejny powód żeby mu wpierdolić !! – powiedział Tygrys z szyderczym uśmiechem.
Minęło jakieś półtorej godziny, gdy Krzyś z resztkami spermy na twarzy dotaszczył zgrzewkę „Uśmiechu Millera”?. W domku nikogo nie było ostrożnie postawił zgrzewkę na stole i próbował wymknąć się niezauważony, lecz zatrzymał go znajomy głos:
– Stój pederasto i podaj mi srajtaśme! – krzyknęło coś białego spod drzewa.
Dopiero wtedy pedał dostrzegł Królika srającego pod drzewem – był cały zasypany śniegiem, więc musiał tam spędzić przynajmniej 40 minut. Przy kolejnych drzewach można było dostrzec jeszcze 3 takie srające bałwany. Krzyś podał Królikowi papier i korzystając z sytuacji zdupcył do swojego pedalskiego domku.
– Kurwa już wiesz chwieju jebany, czemu ci srajtaśme gratis dołożyli?! – wkurwiał się Puchatek
– Prawie godzinę wypinam dupę na śniegu i końca nie widać!!! – wrzeszczał Kłapouchy
– To nie moja wina, mięcho musiało być stare – tłumaczył się Prosiak, któremu jako jedynemu nic nie było, bo miał wprawę w jedzeniu różnych świństw i jego żołądek był bardziej wytrzymały.
– Ja ci kurwa dam stare mięcho – ciebie kutasie na mięcho przerobie! – Puchatek tak zagotował, że aż śnieg na nim zaczął się topić.
Tygrys w ogóle się nie odzywał, bo stanął na przeciągu i zamarzł z wypiętym pasiastym dupskiem. Królik, który pierwszy dostał papier poleciał szybko po winiaka, żeby się troszkę rozgrzać. Przyniósł ekipie po flaszce i wtedy w cudowny sposób dolegliwości gastralne ustąpiły
– Zawsze mówiłem, że siara jest lekarstwem na wszystko!!! – ucieszył się Puchatek
– Wnieśmy Tygrysa, bo już się robi niebieski!! – Powiedział Królik
Po chwili już wszyscy sączyli winiaki w domku Kubusia, a Prosiak znów zniknął w kuchni…..
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ SZÓSTEJ
Wstawał pięknie chujowo mroźny, lutowy poranek. Cała puchatkowa ekipa słodko drzemała w misiowym domku. Kłapouch leżał na podłodze, a głowę miał wgniecioną w jedną z desek od parkietu. Prosiaczek zamknięty w mikrofalówce i jabłkiem w ryjku przypominał staropolską pieczeń. Zającopodobny przez sen marszczył kapucyna wyjękowując imię Kangurzycy. Maleństwo było rozjebane na wschodniej ścianie puchatkowego domu, a jego głowa znajdowała się w tulipanie po Heraclesie, a ten był trzymany przez misia. Znalazł się nawet goofer, którego przednie siekacze były wbite w wentylator na suficie, a goofer pod wpływem siły odśrodkowej kręcił się pod sklepieniem domu. Ale gdzie tiger? Nikt jednak się nim nie przejmował, cała ekipa nie była w stanie otworzyć oczu zaklejonych LSD. Po jakimś czasie Królik wstał, rozejrzał się na około i wycedził:
– oł szit dis moderfaker. coście kufa narobili?! – zaczął płakać zającopodobny widząc strzępy Maleństwa rozpierdolone po całym domu. Prawdpodobnie to, czym miał związane nogi były jelitem małego kangurka.
– i dlaczego mnie tak dupsko boli? czy ktoś mi to może kufa wytłumaczyć wy jebane motłochy?
Wtem obudził się Puchatek i widząc jęczącego Królika przyjebał mu litościwie między uszy z tulipana którego miał w ręku. Głowa maleństwa wyleciała z kawałka butelki i uderzyła w przycisk „Power On” w mikrofali, po czym nieprzytomny prosiaczek zaczął się obracać.
– o kufa! – krzyknął Królik – ratujcie skurwysyna bo wybuchnie jak tydzień temu fiut Paetza! szybko sięgnął po goofera, który właśnie przelatywał na jego głową i przyjebał nim w mikrofalę, która wraz z głową wpółślepego kreta rozjebała się.
Prosiaczek wypadł z komory i się przebudził:
– szo fy kufa obisie? – prosiaczek miał oczy całe w krwi i jabłko wciąż tkwiło mu w ryjku.
– czekaj no qrwa menelu, pomoge ci! – królik nie zastanawiając się jebnął prosiaczka w plecy tym co mu zostało w rękach z goofera. Jabłko wyleciała z prędkością światła, zrobiło kilka rykoszetów, po czym rozjebało się na dupie Kłapcia.
– o tak! czuję tą wilgoć! jeszcze, jeszcze! – zaczął stękać kłapouch. – oł szit! – wrzasnął puchatek – jebnij go czymś bo zaraz zacznie cię ruchać jak wczoraj!
Królikowi nagle się przypomniało od czego go dupa boli, a że miał w rękach tylko dwie tylne kończyny goofera, skorzystał tym razem z usług prosiaczka i jebnął nim w Kłapcia. Obaj polegli w błogim śnie.
Wtem z hukiem wyleciały drzwi wejściowe, podcinając Zająca i lądując między trzonowcami Kłapouchego. Tygrysek wbiegł z krzykiem, mając przymarzniętą rękę do własnego chuja:
– Qrwa, już się nawet odlać nie można! co za jebany klimat! trza stąd spierdalać pókim można, bo qrwa ewolucja nas ominie! łi goł on de holidej! – zawieśniaczył tiger.
– łot ju qrwa pierdolisz? a gdzie chcesz na te holidaje jechać? – zripostował Królik
– jak to qrwa gdzie – tu de Irak! der is a hot klimat. trza by tylko ciutke metalu nabrać.
– ty qrwa bamboclu jeden, a kasiore na wyjazd masz? ostatnie 380000 które zajebaliśmy Rydzykowi przejebaliśmy na heraclesa. ekczuali łi hef łan złoty. i to niecałe! – wyliczył skrzętnie puchatek, wyciągając kilka drobniaków z zażyganej kieszeni.
– łoki, łi hef noł manej soł łi mast goł tu de armyi! – rzekł Tygrysek
– coś ty kufa powiedział? – zapytał już nieźle wkurwiony Królik
– żadnego wyjazdu nie będzie – wrzasnął wściekły Kłapouch, powalająć Tigera kopniakiem w prążkowany ryj.
– chwila moment – krzyknął puchatek – może ten pomarańczowy skurwysyn ma rację – wczoraj jeszcze, jak działał TV, w wiadomościach podawali, że dżordż dablecośtamju busz daje ten million dolars za schwytanie jakiegoś Sodoma chujajna. Może by się wybrać, dorwać skurwiela end łi hef manej, end łen łi hef monej, łi hef de best trunki on de łorld! – zaczął wnioskować polsko-wieśniacko z akcentem czysto biznesowo-marketingowym puchatek
– hi hi, może jakąś arabską dziwkę wyruchamy – powiedział uśmiechnięty i podjarany pomysłem różowy, parówkowaty twór leżący na podłodze sięgając już sobie w gacie
– o kurwa, gdzie mój chuj, gdzie mój malutki! – zaczął wrzeszczeć prosiaczek wkładając rękę w gacie – wy skurwysyny, urwaliście mi go, to na pewno wina tego jebanego zębatego kreta!
– nie pierdol parówo – krzyknął puchatek – wsadź rękę dalej, fiut ci wszedł do rowa w dupie, inaczej byśmy cię nie zmieścili w mikrofali – powiedział z lekkim uśmiechem puchatek.
– uff, a już łątnąłem któremuś przyjebać! – słyszałem że na bakacje jedziemy?
– każdy bierze po skrzynce herka bo trza coś pić, spluwy nam dadzą w woju i idziem! – rzekł przywódczo puchatek
– eeeeee, ten tego, nie chciałbym, ale… – jąkał się Królik
– no wykrzytuś to z siebie! – krzyknęła ekipa
– yyyyyyyyy, a gdzie qrwa jest WKU!?
– hihi, dobre pytanie – powiedział miś
– no to chuj z wycieczki! – zakończył osioł
– łej de mynyt! – krzyknął prosiak – w zeszłym łiku Pipa Krzyś był w WKU i go nie przyjęli, bo się okazał pedałem, idziem do niego!
I cała gromadka wybrała się do Krzysia. Będąc już w iście bojowo-wojskowo-patriotycznych nastrojach, stratowali iście pedalski płotek pod domkiem krzysia i wszyscy na raz wbili się do domu wraz z futryną i poręczami od schodów, które zwisały na kłapciu. Zobaczyli Pipe siedzącego na werandzie i marszczącego pingwina. Zgorszeni tym widokiem podeszli do niego, i kłapouchy szybkim ruchem, przypierdalając Krzysiowi z obrzyna głowę grzecznie zapytał:
– gadaj qrwa chuju jeden, bo oglądać będziesz eden, gdzie to w dupe ci zaglądali, ze do woja cię nie zabrali?! – zarymowało się osiołkowi
Krzyś przestraszony spytał:
– a dlaczego chłopcy pytacie, chcecie iść walczyć za kraj? – spytał zainteresowany Krzyś
– nie jedziemy do Iraku… – krzyknął prosiaczek szybko pohamowany przez glan puchatka
– nie, chcemy zrobić ogólny rozpierdol i potrzebujemy amunicji, więc?
– ach, do Iraku, powiem wam, jeśli weźmiecie mnie ze sobą – odpowiedział Krzyś
– bekon ju madafaka, teraz ta pipa pojedzie z nami i zjebie nam całe holidaje! – wkurwił się Królik
– łan moment, aj hef ajdija – mruknął tygrysek
I wyruszyli. WKU mieściło się w Alkowach Wielkich, niedaleko Piździgrodu, więc mieli w sumie 20 minet spaceru
– ale kurwa ten świat wielki – skwitował niepocieszony sapcerem Królik
– przymknij się futrzaty długouchu, wpierdol dawno nie dostałeś? – uciszył go spokojnie miś
Minęli tablicę Alkowy Wielki i doszli do budynku na którym coś pisało, ale po ostatniej bibie żaden z towarzyszy nie miał jeszcze aktywnego ośrodka zdolności czytania (i tak żaden nie umiał) w i tak skromnych móżdżkach.
– Dobra wchodzimy, tylko bez numerów, musimy się dostać do qrwa woja, bo inaczej chuj bombki strzelił holidejów nie będzie!
Weszli do korytarza i ich oczom ukazał się wysoki pedał, z okrągłymi okularami, długą brodą i kolorowymi piegami na ryju
– coś ty qrwa za jeden bambusie? – przywitał się szczero kłapouch
– witam moi mili – odpowiedział brodacz – Ambroży Kleks, a wy jak mniemam, towarzysze ze 100milowego lasu?
– Panowie! – krzyknął puchatek – to nie ta bajka! spierdalamy!
Wybiegli czym prędzej z budynku, prosiaczek pożegnalnie puścił honorową salwę z UZI żegnając Pana Kleksa i pokierowali się w stronę następnego budynku. Na wielkiej czerwonej tablicy pisało: WKU
Tygrysek niespodziewanie wyrwał Kłapciowi obrzyna i kopnął się do spożywczaka po drugiej stronie ulicy. Nie minęła chwila, a sprzedawczyni leżała rozmazana na ulicy, a kilku klientów zrównanych z chrupkami, konserwami i innymi artykułami spożywczymi. Tygrysek wyszedł zadowolony, trzymając w ręku… śmietanę.
– po co ci to w dupe przeruchany prążkowany bambusie? mama cię nie kochała? – zakwiczał prosiak
– przymknąć kurwa papy, jesteśmy na miejscu pipa wchodzi pierwszy! – zarządził tygrys
– dobrze, robię to dla kraju, dla oświaty, jaką propaguje pan sowa, dla…
– idż qrwa pedale jeden! bo jak qrwa wrócimy to tak zerżenimy Twoją starą… – skwitował puchatek
– yyy… puchatku, jego starą już… – odpowiedział Królik
– to qrwa nic! odkopiemy… – krzyknął wkurwiony miś.
Gdy Krzyś wchodził do budynku, tygrysek szybkim ruchem wylał mu śmietanę w spodnie i kopniakiem posłał przez drzwi. Za drzwiami stał jakiś komandos, wielki jak ja pierdole i zapytał:
– a to qrwa co? czego tu chcesz? – spytał groźnym tonem komando
– do Iraku panie dowódco. Za kraj? – odpowiedział delikatnym tonem Krzyś
– do Iraku? dobra, ściągaj spodnie, pokaż dupsko! – rozkazał zielony
– ale… – Krzyś się zmieszał
– ale już! – zielony się już wkurwił
Krzyś zrobił co mu kazano. Komando widząc w dupie Krzysia coś białego, co wyglądało tylko na jedno, z obrzydzeniem powiedział:
– ty qrwa pedale w dupe przeruchany! mam tu qrwa takich, co się Tobą zainteresują!
i nagle zza stalowych drzwi wyskoczyło dwóch łowców pip!
– mamy cię pedale! – powiedział trzeci z nich!
– już nam nie uciekniesz! – skwitował piąty
– bierzemy go! dziękujemy panie generale Jądramachore! – powiedział ósmy z nich, po czym w siedmiu wyszli z budynku zabierając pipę ze sobą
– ja nie chcę! ja chcę do mamy… beee…. – płakał krzyś
Po czułym pożegnaniu ekipa weszła do budynku i po krótkiej rozmowie z generałem Jądramachore dostali przydział. Okazało się, że Babayagi to jego bliska kuzynka, z którą z resztą ma wspólną matkę i trójkę dzieci, a tak wogóle to Babayagi wcześniej była jego ojcem, tylko że ją wykastrowali i po wstąpieniu do klasztoru, gdzie od mnichów opanowała sztukę tworzenia napoju boguff, zamieszkała w 100milowym lesie.
Miś dostał przydział komandosa, kłapouch sanitariusza, Królik snajpera, prosiak szpiega a tygrys został koordynatorem do spraw bojowo-rozbójniczych i gdy dojadą na miejsce zostanie lufowym w czołgu samego Jądramachore.
Lot był długi i nużący i gdyby nie to, że wzięli herki, byłoby ciężko z ich chorobą lotniczą. Nigdy wcześniej nie latali, więc przedział bagażowy w którym lecieli pływał we wczorajszej kolacji zmieszanej z dzisiejszym śniadaniem, czyli ogólnie w czystym herkulesie, a w wydaniu Kłapoucha jeszcze z dodatkiem borygo i WD-40.
Prosiaczek postanowił się przejść po samolocie, ale na wszelki wypadek wziął ze sobą kochanego bUZIaczka. Zaraz gdy tylko wyszedł rozległy się strzały, samolot znacznie się przechylił, a wystraszeni towarzysze zobaczyli prosiaka trzymającego się prawego skrzydła. Przestraszony Królik otworzył okno, chcąc zapytać prosiaka co się stało, ale dekompresja wyssała ich na zewnątrz i tak po chwili wszyscy już spadali.
– Prosiak, bekonie jebany w dupe przeruchany bamboclu, coś ty kurwa znowu napsocił? – spytał czule puchatek
– jakieś cymbały z walkmanami siedziały z przodu i coś grzebali przy sterach to zajebałem skurwieli, bo kto wie co za jedni – bronił się prosiaczek
– kufa, pszes tego kretyna zginiemy! – zaczął lamentować Królik
– spox – krzyknął tygrys – widzicie tego araba na ziemi? Lądujemy na nim!
Po chwili cała brygada zjebała się na araba powodując ogólny rozpierdol w jego wnętrznościach.
– heh, ale odlot, jeszcze raz, jeszcze raz! – zaczął krzyczeć prosiak
wtem Prosiaka zrównało z ziemią wiadro amunicji posłane przez królika
– ty qrwa różowy świniaku! mogliśmy zginąć przez ciebie, gdyby nie ten pełen poświęcenia machmut! – powiedział prawie z płaczem zającopodobny, spoglądając na araba
– e… ehh.. o… u… ah…… – skwitował arab, po czym odszedł w zaświaty wąchać kwiatki z allahem, krótko mówiąc jebnął w kalendarz.
– panowie, jakaś kreatura nadchodzi, kryć się! – krzyknął miś.
gromadka skoczyła w najbliższe krzaki i zaczęli przyglądać się gościowi który podszedł do spłaszczonego araba.
– ej panowie, gdzieś tą mordę widziałem. – rzekł puchatek – to… to… ten chujajn czy jak mu tam.
– e to za niego jest te ten million czegoś tam? bierzemy skurwiela! – porywczy tygrysek już był przy arabie i przystawił mu spluwę do łba:
– nie ruszaj się turbanogłowy bo cię na wykaqrwałaczki przerobię – rzekł groźnie tiger
Arab nie bojąc się wyciągnął kałacha i sprawnym obrotem przystawił go do głowy tygryska. tygrysek się wystraszył i posrał się ze strachu. Arab spoglądając po nogi zemdlał ze smrodu, który przypominał coś na wzór rozkładającego się wielbłąda podczas pory deszczowej w lasach równikowych Kambożdzy na wschodnim wybrzeżu. Cała gromadka dobiegła do araba i zaczęła go okładać czym się dało.
– ej panowie, za niego jest nagroda, nie możemy go zabić! – powiedział mądrze tygrysek
– fak of tajger, jebany machmut, rozpierdole mu ten turban – prosiaczek nie był rasistą, ale coś go w duszy tknęło – pierdolony qrwa arab! – prosiaczek kopał coraz mocniej, aż nagle jego ryjek zrównał się z kolbą obrzyna kłapcia
– ty debilu, uspokój się – rzekł osioł
– ty skurwysynu, zabraniał mi będziesz!? – prosiaczek wyciągnął bUZIaczka, ale w tym momencie puchatek użył swojego rozjemczego talentu i każdemu przypierolił po ryju z niezawodnego bejzbola.
– nu, spokój ma być! – puchatek w takich chwilach czuł się jak potrzebny ojciec
Nagle zza horyzontu wyskoczył helikopter i wylądował przy gromadce ze 100milowego lasu. Wysiadł z niego jakiś pedał, lekko siwy, w iście pedalskim garniturze i podszedł do ekipy.
– te, to nie ten któremu monika lewaręski ciągnęła? – spytał głośno prosiak
– te, rzeczywiście, jakaś ta morda podobna – odpowiedział spostrzegawczy Królik
– siat da fak ap! to jest qrwa pierdolony dżordż dablecośtamju busz. prezerwatydent junajtet of stejts the american. – stwierdził politycznie puchatek
– oł fak, kill him, kill… będzie konflikt międzynarodowy, będziemy w telewizji – krzyczał podjarany kłapciu
– Hello! – przywitał się koleś w gajerze – Aj bekom in pis..
– Bekon, on coś o tobie mówi – szepnął tygrysek
– … aj em Dżordż Dablju Busz…
– hihi, i jest z lasu, uśmiechnął się kłapciu
– …juł ar a hiro, dis men is a de best terorist on de łorld. Kongretulejszyn!
W tym momencie niespodziewanie nadleciał Pan sowa i się wtrącił:
– łej de mynyt, ja go złapałem, nagroda należy się mi! – krzyczał sowa
– o sowa! – krzyknął prosiak
Dżordż słysząc to krzyknął:
– Osowa? Łi ar luking for Osowa bin laden! Soldżiers, tejk him! dis is osowa bin laden, aj łil bi hiro on de łorld! end juł, łot juł łont for chujajn? – dżrodż zwrócił się do 100milowej ekipy
– eee…. – puchatek się zająkał – chłopaki, ktoś wie, co on pierdoli?
Króli będąc światowcem poliglotą i znając wiele języków świata, w tym kilka plemiennych dialektów pedofilsko-dupnych po praktykach u sowy w przedszkolu odpowiedział:
– Das is grit mit dysys men lajk juł, iś bin zaszczycony. łi łont sołm tu drink, sołm łajn…
– o jakim łajnie on pierdoli? – spytał kłapouchy, tracąc cierpliwość
– przymknij się osioł, zając wie co mówi! – odpowiedział miś
– soł… – królik rozglądnął się po okolicy i zauważając dwa wielkie zbiorniki jakby po benzynie i wysokości ok 30 metrów każdy spytał:
– łot is za zbiorniki? – królik wskazał w kierunku zbiorników
– oł, der chujajn hef himself faktory of łajn, de best łajn in de Irak, dej ar ful, juł łont dis? juł hef! – Dżordż zarządził, po czym wsiadł do helikoptera Apacze 64 (nazwa od ilości indian-niewolników napędzających maszynę, wersja exkluzif) i odleciał w pizdu.
– ołkej panowie, myszyn ekompliszt… rzekł dumny królik
– ty qrwa futrzaty marchewkojadzie mów coś załatwił – powiedział niecierpliwy miś – i o co chodzi z tymi zbiornikami?
– chodzi o… i gdy tylko królik im wyjaśnił, nie czekali chwilę dłużej. upajali się w słońcu najlepszym irackim trunkiem, w którym kaper Kłapouch wyczuł nawet odrobinkę Plutonu izotopu 232 v.HardVersion.
– aaale kopie, he he – kwiknął prosiaczek i usnął, a wraz z nim cała ekipa.
Krzyś dobrze się bawił z Don Wasylem, a pan (o)Sowa tłumaczył się, po co mu kamera w przedszkolu. Wszystko skończyło się szczęśliwie.
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ SIÓDMEJ
Wstawał piękny wrześniowy poranek. Nasi bohaterowie jak zawsze zbierali się po ostatniej libacji.
-Kurwa, jak mi łeb napierdala.- stwierdził Puchatek łapiąc się za głowę.
-Czy wiesz, o czym to świadczy?- zapytał Prosiaczek.
-Eeeeeee… ?odrzekł Kuba, intensywnie myśląc.
-No wiesz czy nie?
-Chyba musiało być zajebiście.- rzekł po namyśle Puchatek.
-Nie chyba, ale na pewno. Zobacz na swoje mieszkanie.- powiedział Bekon.
I miał rację, bo takie pobojowisko nie powstaje nawet po wybuchu bomby atomowej, przejściu tornada, czy trzęsieniu Ziemi. Flegma Kłapouchego była nawet na suficie i powoli kapała mu na pysk, gdy ten dochodził do siebie. Stół, a raczej to co z niego zostało, leżał na podłodze ,a jedna z nóg była wbita królikowi centralnie w dupę. Tygrys jeszcze spał spokojnie nie wiedząc nawet, że leży w największym bełcie w domu, gdyż przyjaciele go przypadkiem zarzygali, bo nie zdążyli do kibla.
-Kurwa jego pierdolona mać, musimy tu posprzątać no nie?
-Nie!!!!- rozdarł się Tygrys, który łyknął trochę flegmy leżącej koło niego- Wolę oglądać Kiepskich, jeszcze zdążę na powtórkę. To na razie.
Następnym, który się obudził, był Królik.
-Aaaaaaaa!!!!!!!!!!! Kto do kurwy nędzy wbił mi nogę od stołu w dupę? Co wy se myślicie, że ja jestem Krzyś Szadi Ciotewski i lubię takie przyjemności?
-O ile pamiętam, to krzyczałeś, żeby wsadzić to głębiej, bo cię to podnieca.- zaczął Kuba.
-No, a okazało się, że twój kutas nawet nie drgnął.-dokończył za misia Prosiak
-Czyli, że ja jestem… impotentem…-załamał się Królik
-Nie załamuj się tak wcześnie, podobno wymyślono na to lek. Zaraz jak on się nazywa? Wi… Wia… No… Viagra ( Dużą, bo to cudowny środek).- pocieszył kumpla Kuba.
-A gdzie to można dostać ?
-No jak to gdzie w aptece, no wiesz w miejscu, gdzie ludzie chorzy kupują lekarstwa.- zaczął Prosiak podkreślać chorobę biednego Królika.
W tym momencie doszedł do siebie Kłapouchy, popatrzył na zegarek i szybko krzyknął:
-Kurwa Kiepscy!!!!!- i szybko pobiegł do domku
-Chodźmy do pana Sowy, może on pomoże.- zaproponował Puchatek.
-Dobra.- odparli dwaj towarzysze
Szli w ciszy, gdyż przygnębiony Królik jakimś cudem, to znaczy przerażony swoją chorobą, przestał mówić, nawet nie wspomniał dawnych czasów, jak rozwalili Rumunów, czy też ich najdłuższe libacje, gdy mieli HERACLESA przez cały miesiąc za darmo. Na ich szczęście nie szli długo. Gdy dotarli do pana Sowy, drzwi otworzył im nagi Krzyś.
-Kurwa, pipa, co ty tu robisz?- zapytał Kuba.
-Kochanie- krzyknął Krzyś do Sowy- mamy gości.
-Moja noga nie przekroczy progu tego domu.- wpienił się Królik.
Na te słowa Prosiak wyciągnął swojego wiernego uzi i wycelował w Krzysia.
-Daj!!!- krzyknął i zaczął strzelać .
-Chodźcie do apteki.- powiedział Królik.
-Dobra, ale najpierw idziemy do Baby Jagi(tm) i kupimy sobie parę HERACLESÓW- oznajmił Kuba.
Po drodze spotkali Tygryska i Kłapouchego.
-Jak tam Kiepscy?- zapytał Prosiak.
-Wspaniale, nawet nie wiecie, ile oni mają z nami wspólnego.-bronił się Tygrys.
-Znaczy, że prowadzą kumpla, impotenta do apteki po Viagrę?- zaczął Kuba.
-Bardzo śmieszne.-powiedział Królik.
-Okej.- zawieśniaczył Tygrysek- Idziemy z wami.
I tak nasza brygada zaczęła iść do apteki.
-Kurwa, jak mi się chce pić.- powiedział Kłapouchy, który od rana nic jeszcze nie pił.
-Chce ci się pić, mi się chce lać, możemy się zgrać.- Tygrys jak zwykle zaczął udawać debila, chociaż wcale nie musiał udawać.
-Mi też.- wystękał Prosiak.
-To chodźmy do Baby Jagi(tm), to jest po drodze.
Gdy dotarli na miejsce, zapomnieli, po co przyszli ( oczywiście z powodu dużego ubytku szarych komórek po ostatniej imprezie).
-Yyyyyy… ?zaczął Prosiaczek.
-Tak, tak wiem, o co chodzi.-powiedziała Baba Jaga(tm) i podała im dwa sześciopaki wina HERACLES PŁOŃSK-APERRITIFF.- Za to, że jesteście stałymi klientami macie tu gratis pięć butelek NAPOJU BOGUFF.
-Dzięki.- powiedziała brygada i zaczęła opróżniać butelki.
Po opróżnieniu butelek zaczęli iść w kierunku apteki.
-Panowie, kurwa, coś tu jest nie tak- spostrzegł Kuba.
-Rzeczywiście, to nie jest nasz stumilowy las. No chyba, że wczoraj wybudowali tu drogę przelotową, postawili kilkanaście tysięcy domów i przywieźli kilkaset tysięcy ludzi.- potwierdził podejrzenia kolegi Tygrysek.
-Wiecie co, wydaje mi się, że jesteśmy we Wrocławiu.- stwierdził Bekon.
-To chodźmy zobaczyć, jak kręcą Kiepskich.- podniecił się Kłapouchy.
-Dobra idziemy, bo nam nie dasz spokoju.
Zaczęli iść. Gdy dotarli na miejsce, zobaczyli, jak Ferdek Jełop Kiepski żłopie piwsko. Puchatek nerwowo nie wytrzymał:
-Kurwa pojebie, dawaj to piwo.
Wyrwał piwo Ferdkowi i zaczął je pić. W tym momencie otoczyła ich ochrona:
-Spierdalać, bo skończycie w szpitalu.- powiedział jeden z bodygardów.
Tygryskowi puściły nerwy.
-Dobra, kurwa, sami tego chcieliście.
Wepchnął ich do mieszkania Żyda Paździocha i zamknął się z nimi w środku. Kumple wraz z Ferdkiem zaczęli się przysłuchiwać. Słychać było rozbijane szkło, upadające meble i lament Paździocha, że Tygrys demoluje mu mieszkanie (lament: kurwa przestań, wiesz, ile dałem za to piw? Tylko nie sznurem od żelazka! Odłóż ten telewizor! Aaa…). Potem słyszeli jakieś niepokojące jęki, więc Puchatek postanowił otworzyć drzwi. Widok był przerażający : wybite okna, kilka dziur w ścianie, dwóch ochroniarzy z połamanym kręgosłupem i sześciu z podciętymi żyłami, Paździoch z telewizorem na głowie i Tygrys rżnący właśnie jego żonę (tradycja- Tygrys nie ma gustu).
-Żebym ja tak mógł, ach.- pomyślał Królik.
-Dobra, Tygrys, kończ zabawę, mamy tu robotę.- powiedział Kuba wyciągając swojego gana i celując nim w Ferdka.
-Panowie to znaczy zwierzaki, kurde, dogadajmy się.- zaproponował Ferdziu.
-Dobra.- powiedział Kuba- Dawajcie wszystkie browary i całą kasę.
-No i dorzućcie nam tę no… Kurwa jak jej tam ?! No Mariolkę.- powiedział Tygrys (udowadniając tym, że nie ma gustu).
-A po chuj ci taka brzydula!- zdziwił się Prosiaczek
-Dla Królika. Kiedy kupi Viagrę, żeby miał co pojebać.
-Wolę Kangurzycę.- zdenerwował się Królik.
-Dobra, kurwa , migiem.- powiedział lekko zdenerwowany Puchatek powolnością sterroryzowanej ekipy kręcącej ?Świat według Kiepskich?.- Ty, kurwa, Walduś ?Cycu?, dawaj mi kluczyki od swojego samochodu!
-Mmmmm… Mmmaaa… Mmmmassszzz.- wystękał przerażony Walduś.
-Babka, pokaż no ten wózek.- powiedział Kłapouchy, zwalając Babkę z wózka, nie okazując przy tym ani trochę człowieczeństwa, a raczej pokazując swój sadyzm w stosunku do ludzi starszych.
-Oddawaj mi wózek kanalio!- wycedziła przez zęby Babka.
-Ty suko!- zdenerwował się Kłapcio celując swoim obrzynem w jej głowę- Przeproś, kurwa, przeproś!- darł się na Babkę Kłapek- Nie przepraszasz, to giń dziwko!!!- wypowiadając te słowa nacisnął na spust i mózg Babki znalazł się na szybie, po czym zaczął powolutku się ześlizgiwać.
W tym czasie reszta brygady zamykała już bagażnik Mercedesa wypełnionego po brzegi piwem MOCNY FULL.
-Kłapouchy spierdalamy, ktoś z nich wezwał gliny!!!- krzyknął Kuba odpalając Merca.
-Dobra tylko się pożegnam.- po tych słowach Walduś i Ferdek poczuli twardość kolby obrzyna Kłapouchego na swych jajach.
-Dobra Królik zaraz będziemy w jakiejś aptece.-oznajmił Kuba- Ale najpierw zajebiemy tych gejów z Just 5!!!!
-Jakich gejów???- zapytał się Bekon.
-Tych co idą tu po ulicy, widzisz?- oświecił kumpla Puchatek.
Zaraz wybiegli z czarnego Merca i otoczyli pedałów.
-Pożyczcie, kurwa, na wino.- grzecznie poprosił Kuba.
-Ach ty brutalu, gdzie są twoje maniery?- zapytał z pedalskim akcentem Szadi.
-Nie wytrzymam!!!- rozdarł się Prosiaczek wyciągając wiernego uzi z kieszeni- Wyskakiwać, kurwa, z kasy i to już!!!
Zespół zaczął szukać gdzie by tu uciec, ale mieli pecha, bo dzielna brygada otoczyła ich idealnie. Nasi bohaterowie przewrócili pedałów i zaczęli ich kopać.
-Dobra są nieprzytomni, przeszukać.- wydał rozkaz Puchatek.
Znaleźli przy frajerach około 900 zetów, adres Krzysia, nagie zdjęcie Krzysia (u Szadiego) i numer sex-telefonu dla gejów.
-Kurwa, ale będzie popijawa.-podniecił się Tygrys.
-Chłopaki ten skurwiel coś sobie wepchnął w gacie.- zaalarmował ich Królik.
-Ściągaj, kurwa, gacie.- powiedział wściekły Tygrys.
-Nie ma nic. Pewnie se wsadził do dupy.- zmartwił się Kłapek.
Prosiaczkowi na dobre puściły nerwy. Wsadził najgłębiej jak mógł swojego uizika Szadiemu do gardła, a ten biedny, spanikowany gej zesrał się ze strachu. Jego gówno składało się z około 30 kartoników LSD.
-Łał.- zawieśniaczył Bekon.- To chyba nowość LSD w czopkach.
-O kurwa ale będzie impreza!!!- Tygrys był niesamowicie podjarany.
-Dobra kończymy z nimi.- oznajmił Kuba.- Kula w łeb i do piachu.
Szadi przeraził się jeszcze bardziej.
-POMOCY!!!!!!!- rozdarł się spanikowany gej
-Ludzie, biją Dżastów!!!- krzyknął ktoś z przechodniów.
-Panowie spierdalamy!!!!- krzyknął Puchatek.
-Masz szczęście ty mały pedale.- powiedział Kłapek.
-Teraz odwiedź Krzysia ty pedale jeden!!- rzekł Bekon do Szadiego wpychając mu garść żyletek w dupę.
Po tym zajściu nasza brygada zaczęła dalej szukać apteki. Gdy jakąś znaleźli, zatrzymali samochód, wysiedli i weszli do budynku. Apteka była duża, to znaczy miała duże zapasy wszystkiego. Na szczęście nie było kolejki, więc nasi bohaterowie zaczęli zakupy.
-Poproszę cztery opakowania Viagry.- powiedział Królik.
-Tak, oczywiście, proszę.-sprzedawca położył Viagrę na ladzie.-Coś jeszcze?
-Nie to wszystko.
-200 złotych.
-Kurwa co !? Ile!?- zapytał z niedowierzaniem Królik.
-200 złotych.- powtórzył aptekarz.
-Kurwa, wiedziałem, że to będzie zły dzień.-powiedział Królik i już miał dawać sprzedawcy kasę, gdy Prosiaczek wpakował cały magazynek w pazernego aptekarza.
-Szybko do magazynu, musi mieć tego więcej.-powiedział Kuba- Aha, Tygrys opróżnij kasę fiskalną.
W magazynie przypadkiem natknęli się na około 300 literków spirytusu, 400 opakowań Viagry i kilka kilogramów LSD( oczywiście z przemytu ). Tygrys też miał szczęście, bo w kasie było 692 złote i 45 groszy. W parę minut opróżnili cały magazyn.
-Te ludzie, patrzcie tu są nawet kondony testowane dermatologicznie. -oznajmił kumplom Tygrys.
-To bierz i spierdalamy. – odszczekał mu Kuba.
-Ile? ? zapytał Tygrys.
-Chyba wszystkie, nie!!- zdenerwował się Kuba, wybiegając z kartonem spirytu.- Czekamy w samochodzie, pośpiesz się!!!
-Okej, już idę.
Tygrys spokojnie wszedł do auta i powiedział, nie kryjąc swojego podjarania:
-Kurwa twojego brata zajebana mać, ale będzie impreza!!!
-Nikt z nas nie ma brata. ? odrzekł Prosiaczek.
-No to co. Powiedzieć se nie można?
-Zamknąć się, kurwa! ? zdenerwował się Kłapouchy.
Po tych słowach nikt nie zamierzał się odzywać, bo każdy się bał rozwścieczonego Kłapcia.
Wreszcie gdy dojechali, zaczęli rozładowywać cenny ładunek. Nie trwało to długo, gdyż po prostu każdy chciał już się najebać w trzy dupy. Pierwszy otworzył piwo Kuba.
-Ja pierdolę, to piwo jest jakieś dziwne, ono smakuje jak woda.
-Patrzcie to piwo jest bezalkoholowe!- zaalarmował Tygrys.
-Kurwa mać, a tak się cieszyłem, że nareszcie się napierdolę za friko.- zmartwił się Prosiaczek.
-Na szczęście mamy jeszcze spirytus.- przypomniał Królik ? Aha, idziemy do Kangurzycy, bo mam ochotę dupczyć.
-Ty chciałbyś dupczyć? Przecież jesteś impotentem!- zaczął śmiać się z kolegi Tygrys.
-Czy tobie benzyna, spirytus, wino, piwo, butapren, denaturat, maryśka, faje, świerszczyki i inne przyjemności mózg zeżarły do reszty? Przecież mam Viagrę, pojebany pierdolcu!!!!
-Ołkej, kurwa, idziemy!- rozkazał Kuba- Ale weźmiemy ze sobą trochę spirytu.
Każdy z bohaterów wziął po litrze i zaczął pić. Po jakiejś godzinie, zaliczając wszystkie drzewa po drodze, dotarli do domku Kangurzycy.
-Otwierać, kurwa, w tej chwili!!! Bo jak nie to se sam otworzę i będzie bolało.- krzyknął Prosiak, wymachując swym chujem, do znajdującej się w środku Kangurzycy.
-Tak, tak, proszę.- wpuściła ich Kangurzyca- Mały spierdalaj na dwór się pobawić!!!
-Dobrze mamo.- odpowiedziało Maleństwo i poszło w kierunku domku Krzysia, gdyż od dawna niczego nie ssało ani nie lizało.
Królik, gdy zobaczył ową damę bez wahania zeżarł kilka opakowań na raz. A Kangurzyca w międzyczasie siadła na stole i rozkraczyła nogi.
-Nie wytrzymam!!! ?powiedział Bekon, po czym zaczął rżnąć Kangurzycę.
Robił to tak ostro i tak brutalnie, że nawet Tygrysek nie mógł wyjść z podziwu.
-Kurwa, gdybym ja miał takiego wielkiego, to też bym tak robił. ? zaczął się podniecać Kuba.
-Ale nie masz, a tak nawiasem mówiąc to masz najmniejszego z nas wszystkich, no po za królikiem oczywiście. ? śmiał się z kolegi Tygrys.
W tym czasie dziwka miała już czwarty orgazm, a Prosiak jeszcze nie doszedł do jednego.
-Kończ już, kurwa, bo czuje, że mi staje ? uradował się Królik.
I rzeczywiście, jego chuj robił się coraz większy i twardszy, ale w pewnym momencie ? co dobre wszystko się kończy? i Królikowa pała tak nabrzmiała, że aż pękła.
-Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!! Kurwa pierdolona mać!!!!!! Aaaaaaaaaaa!!!!!! ? krzyczał z bólu Królik.
-Ha dobrze ci tak, nie trzeba było wpierdalać tyle Viagry!!! ? zaczęli się śmiać koledzy.
Jedynym, prawdziwym kolegą okazał się Kłapek, który rzucił Królikowi zastępczy środek przeciwbólowy ? spirytus. Niestety butelka była otwarta i cała zawartość wylała się na biednego sadomasozwierza.
-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!! ? – rozdarł się Królik po czym zemdlał.
Kuba nie tracąc czasu wezwał pana Sowę:
-Sowa, kurwa, masz 3 sekundy na zjawienie się w domku Kangurzycy, bo jak nie to pokażemy policji twoją wideotekę pornosów. Nooo… wiesz tych, gdzie są małe dzieci co ciągną ci druta ty nienasycony zboczeńcu!!!!
-Dobra, dobra już lecę.
Po chwili pan Sowa przyleciał i zaczął opatrywać rannego. Gdy skończył zaczął tradycyjne dochodzenie.
-Co tym razem zrobiliście Królikowi? Chyba wiecie, że mam już po dziurki w nosie naprawiania waszych rzezi dokonywanych na Króliku.
-Po pierwsze to nie twój zajebany interes, a po drugie, czy masz na myśli te dziurki, w które wczoraj Krzyś wkładał ci chuja, a ty stękałeś i mówiłeś żeby ci pchał głębiej??? ? zaczął najeżdżać na pana Sowę Kuba.
-Kurewscy podglądacze!!! Mam was w dupie!!!! ? powiedział Sowa i poleciał.
-Ja tam nie idę, bo ją wczoraj lizał Krzyś. ? odrzekł Bekon.
Teraz wszyscy skupili się na Króliku, który właśnie dochodził do siebie.
-Masz szczęście, że Sowa miał akurat chuja orangutana, to go przyszył.- poinformował przyjaciela Kłapouchy ? Nooo… i za jakieś parę dni będzie ci stawał.
-O.K. chłopaki chodźcie do mnie, mamy przecież trochę spirytu. Zrobimy sobie popijawę. ? oznajmił Kuba.
Po 25 minutach dotarli do domku Puchatka i zaczęli kolejną, wielodniową libację.
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ ÓSMEJ
Był piękny pierwszomajowy poranek. HERACLES Classic Płońsk Aperitif, jak co dzień ustalił naszych bohaterów, czyli Puchatka, Prosiaczka, Tygryska, Kłapouchego i Królika w pozycji równoległej do powierzchni podłogi. Walające się tu i ówdzie butelki oraz bełty, wyglądające jak fraktale powstałe w chorym umyśle jakiegoś matematyka, a uwolnione z dna owrzodzonych żołądków uczestników ostatniej libacji u Puchatka dopełniały krajobrazu, jaki tego poranka można było ujrzeć u niego w domku. Wydzielające się przy tym z owych bełtów gazy nie przeszkadzały absolutnie już nikomu, gdyż jak wiadomo lata praktyki robią swoje. Pierwszym, który nawiązał w miarę przytomny kontakt ze światem okazał się tym razem Puchatek. Potężnym beknięciem, które wydało się obudzonym kompanom porównywalne z dźwiękiem, jaki niechybnie wydają trąby jerychońskie, obwieścił Światu swój powrót z pijackiego snu. Za jego przykładem chciał się udać Prosiaczek, lecz mizeria z jaką to uczynił była godna pożałowania, i tym samym wystawiła go na gromki śmiech Tygryska, Królika i Kłapcia. Aby nie wyjść zupełnie na fajtłapę, Prosiaczek napiął się z całej siły i puścił najwspanialszego bełta w swoim życiu, którym wprawił w zachwyt wszystkich obecnych.
– No, chyba dałem z siebie wszystko. – stwierdził lakonicznie Prosiaczek.
– Bravo, bravo, bravissimo! – wrzeszczał Królik.
– In de fejs of de hedżehog! (W mordę jeża! – to dla nie obeznanych z językiem obcym) – zawieśniaczył z nieukrywaną nutą podziwu w głosie Tygrysek.
– I co zrobimy z tak dobrze rozpoczętym dniem? – uciął błyskotliwe recenzje nad Prosiaczkowym bełtem Kłapcio.
– No – zawyrokował Puchatek wyciągając swój zegarek z dewizką, który jak wiadomo nie posiadał wskazówek – chyba pora na małe co nieco.
I w ten oto sposób nasza gromadka bohaterów znalazła się na bardzo przez nich często uczęszczanej drodze na Piwną Górkę.
Nie uszli jednak tą drogą zbyt daleko, bo na trzeciej mijanej przez nich polance ukazał się niecodzienny widok. Otóż wylądowało tam 7 metrowej średnicy COŚ, zwane potocznie Unidentify Flajing Obdżekt, lub jak kto woli w skrócie – UFO. Po opadnięciu kurzu wyszło ze spodka pięciu typa, wyglądających zupełnie identycznie jak cała gromadka naszych bohaterów.
– O kurwa! – skwitował to Prosiaczek.
– Prosiaczku, za mało kurwa w tym twoim ?kurwa?. Chyba powinieneś powiedzieć: ?O KURWA!!!?. – wymamrotał Tygrysek.
– Uszczypnijcie mnie, bo albo nie minął mi jeszcze wczorajszy trip, albo to co widzę to najczystsza galaktyczna prawda. – Kłapouchy przecierał z niedowierzania oczy.
Spełnieniem prośby Kłapcia zajął się z przyjemnością podnieconego sadysty Królik.
– Orzesz ty orzeszku jeden! – wrzeszczał Kłapcio. – Co ja ci kurwa do chuja wafla zrobiłem, co? Wyprostować ci te twoje wystające zęby, hę? Nie rozumiesz debilu co to jest przenośnia?
– So ? so? sorrrry? – Próbował bronić się skamlącym głosem Królik. – Zachowałem się jak gówniarz. Obiecuję, że się to więcej nie powtórzy.
– Dobra, chłopaki. – komenderował Puchatek. – Gnaty trzymać w pogotowiu. Jak który będzie próbował jakiś sztuczek, to zmieść gnoja z tego świata. Nie będzie się żadna morda podszywała pod nasze ziemskie powłoki. Idziemy!
Z nienawiścią w przekrwionych z podniecenia oczach oraz oczywiście od codziennego picia HERACLESA zbliżali się do stojących nieruchomo postaci przed spodkiem. Znany ze swej porywczości Prosiaczek ściskał za plecami swoje ukochane uzi.
– Czego do kurwy nędzy chcecie na naszym terenie, co? – z najwyższą, na jaką go było stać kurtuazją spytał przybyszów Puchatek.
– Szukamy paliwa do naszego pojazdu. – zaczął kosmiczny odpowiednik Puchatka. – Z kosmosu odebraliśmy sygnały, że tu na Ziemi można znaleźć zamiennik do naszego reaktora. Znaczna część mieszkańców waszej planety zwie go korbojebem lub gleborzutem, a nazywa się to ponoć jakoś tak – RULEZ, GUL-GULEZ, oj chyba nie tak. A może HERCULES ?
– HERACLES Classic Płońsk Apertif, ty durny ćwoku. – odparł z wyniosłym znawstwem prawdziwego konesera Tygrysek.
– Jedyny i niepowtarzalny HERACLES Classic Płońsk Apertif doda ci skrzyyydeł! – wrzasnął Królik.
– A tak. Zgadza się. Tego właśnie szukamy. – ucieszył się kosmiczny odpowiednik Prosiaczka.
– Co wy kurwa, chcecie naszego HERACLESA na paliwo do jakiegoś spodka zmarnować? – nie spodobało się to Kłapouchemu.
– Hola, hola! – zwietrzył w tym doby interes Puchatek i zdzielił Kłapcia w łeb tak, że Kłapcio padł jak zabity na ziemię z miną podobną do miny rozanielonego Krzysia, gdy mu Pan Sowa ?zrobi dobrze?. – Ile potrzebujecie tego wyśmienitego ?paliwa??- kontynuował rzeczowo, jak rasowy salesman Kubuś.
– Ksadokek umfigikow. To po waszemu 15 litrów. – wydusił z siebie kosmiczny odpowiednik Prosiaczka, który zobaczył u swojego ziemskiego odpowiednika kawałek wystającej mu zza pleców lufy.
– Sądzę, że będziemy mogli wam pomóc. – z wazeliniarsko – włazidupskim uśmiechem od ucha do ucha odrzekł ?GŁÓWNY NEGOCJATOR Z OBCYMI? Kubuś. – A kasę macie?
– Mamy. – odparł kosmiczny odpowiednik Kłapouchego. – Ale tylko w używanych ?stówach?.
– Bryknij się kurwa Tygrysku do Babyjagi ? po 5 sześciopaków dla naszych kosmicznych kumpli. – komenderował Puchatek. – Ale migiem, na jednej nodze!
– A jak się Babajaga ? zapyta o kasę? – zreflektował się Tygrysek.
– Zacznij obierać nożem banana tak, aby Babajaga ? poślizgnęła się na skórce od banana i nadziała się na Twój nóż. I tak siedem razy! – wrzasnął delikatnie już wkurwiony na niekompetencję swojego kumpla Puchatek. – Jesteśmy stałymi klientami, tak czy nie? Mamy otwartą stałą linię kredytową, tak czy nie? Co ja, do jasnej cholery ojca mam uczyć, jak dzieci robić???
– Ołkej! – zawieśniaczył Tygrysek zrozumiawszy dywagacje Puchatka. – Pędzę, lecę ?!!!
Po czasie, jaki jest potrzebny na obejrzenie jednego Teleekspresu zjawił się zziajany Tygrysek taszcząc 5 sześciopaków HERACLESA.
– Mam wszystko o co prosiłeś. – odrzekł Tygrysek. – Oto 5 sześciopaków HERACLESA.
– Przecież durny gamoniu nic więcej nie chciałem. – warknął zirytowany Kubuś. – Oto panowie 5 sześciopaków HERACLESA, lub jak kto woli 15 litrów ?paliwa?. – rzekł zwracając się do kosmitów. – Cena promocyjna to ?stówa? od 1 opakowania. Razem 3000 PLN.- z jeszcze większym wazeliniarsko – włazidupskim uśmiechem niż poprzednio zakończył Puchatek.
– Bierzemy! – uciął kosmiczny odpowiednik Prosiaczka.
– No pewnie. Nie macie innego wyjścia! – wyszczerzył się do niego prawdziwy Prosiaczek, który był wkurwiony do granic możliwości, że tym razem nie użyje swojego uzi.
Po zapłaceniu i zatankowaniu spodka ?OBCY? odlecieli, a nasi bohaterowie z kabzą nabitą ?stówami? wrócili na bardzo przez nich często uczęszczaną drogę na Piwną Górkę. Nie osiągali jednak swojej normalnej prędkości, ponieważ musieli taszczyć ze sobą nieprzytomnego jeszcze Kłapouchego. Jednakże myśl o rychłym zatopieniu się w błogiej nieświadomości po wypiciu kolejnego morza HERACLESA dodawała im sił. Tylko niezadowolony Prosiaczek mruczał pod nosem:
– Jak kurwa tak dalej pójdzie, to lufa mojego uzi zardzewieje. Następnym razem będę ja negocjował. Tak ? I podyktuję im takie warunki, że zesrają się z wrażenia. Wtedy będę niezadowolony i wywołam zajebistą rozpierduchę ? – rozmarzył się Prosiaczek.
A kolejne dni upływały im na dosłownym i w przenośni upłynnianiu kasy zarobionej na sprzedaży? Paliwa?, dostarczając im zapominanych wrażeń z każdej imprezy po każdorazowym przebudzeniu.
KONIEC CZĘŚCI TRZYDZIESTEJ DZIEWIĄTEJ
Był piękny listopadowy dzień słońce przygrzewało, ptaszki śpiewały Kubuś, Tygrysek i reszta ferajny dochodzili do siebie po kolejnej upojnej nocnej imprezie.
– KURWA!!! Ale mnie napierdala łeb – miło rozpoczął dzień Kubuś patrząc na to co zostało po jego domku.
– Morda! huju inni chcą spać do kurwy nędzy – przywitał się Kłapouchy.
– Co to kurwa te misiek chyba paczka zauważył leżące pod bełtem Prosiaczka.
– Jaka paczka do huja – grzecznie zapytał Kubuś.
– No jakiś kurewski komputer do odebrania.
– CO !!! JAKI KOMPUTER DO HUJA? odpowiedział Kuba.
– No nie wiem pisze że zapłacone.
– Jak kurwa zapłacone to idymy na pocztę odebrać może być z tego jakaś rozrywka.
– No to idymy – zakomendował Prosiaczek który dopiero zaczął odzyskiwać łączność z ziemią.
– Idymy przytaknął Tygrysek i cała gromadka ruszyła na pocztę.
Po powrocie z poczty nasza gromadka zaczęła składać swój nowy nabytek.
– Wie ktoś do huja wafla jak to hujstwo złożyć zapytał Kłapouchy.
– Ja nic nie wiem o tym kurewskim sprzęcie HERACLES jest wiele łatwiejszy w użytku – odpowiedział mu Puchatek.
– Ani ja dopowiedział Prosiaczek.
– No to jak kurwa macie zamiar złożyć to zajebane pudło – wtrącił się Królik i w tej chwili wszedł Krzyś.
– Czołem! O widzę, że macie komputer.
– No i co kurwa co – odpowiedział pipie już lekko podenerwowany Kubuś.
– Jak na razie go składamy – powiedział Prosiaczek
– I gówno nam z tego wychodzi – dopowiedział szczerze Kłapouchy.
– Mogę wam go pomóc złożyć – zaoferowała pomoc pipa
– Wal się na ryj geju – najgrzeczniej jak umiał odpowiedział Kłapouchy.
– Te osioł sam się wal nie mamy innego wyjścia – zauważył Puchatek.
– No pipo bierz się do roboty ale do kurwy spierdol coś a pomaluję te jebaną ścianę twoim pedalskim mózgiem rozumiemy się – powiedział Kłapouchy.
Po skończonej pracy Kubuś znalazł jakąś płytę w pudle po komputerze.
– Co to kurwa! Zdziwił się znalazca.
– Jakiś „Quake”
– Słyszałem o tej grze jest pełan przemocy moja śp. Mama mówiła że takie gry demoralizują młodzież i nie wolno w nie grać czytała w jakieś mądrej gazecie chyba „Przyjaciółce”, że pod ich wpływem dzieci przradzają się w bezmózgie zombi i że to ona jest winna ADIS. Lamętował mały pedałek.
– Wypierdalaj stąd geju chcemy pograć powiedział Królik i zręcznym kopniakiem wyprosił za drzwi Krzysia.
– No to gramy zdecydował Puchatek.
– Gramyyy!!!!!!!! Odpowiedzieli chórem wszyscy.
Minęły setki nieprzespanych nocy i setki tysięcy litrów boskiego napoju jakim bez wątpienia jest wino HERACLES CLASSIC PŁOŃSK APERITIF.
– To ostatni level powiedział Tygrysek i nagle stało się coś strasznego ich z tródem zdobyty pecet zawiesił się.
– Co jest kurwa!! Przeraził się Tygrysek
– Kto jest temu winien zapierdolę uduszę zwłoki wypcham i postawie przed kominkiem powiedział nie kryjąc żalu Kłapouchy
Po długim dochodzeniu doszli do wniosku że wszystkiemu jest winna jest firma Microshit i jej boss nijaki Bill Gayts.
– Ja rozpierdolę tego huja – zaczął Kłapouchy
– Tja to jest pipa gorsza nawet od Krzysia – dopowiedział Kubuś.
– Trza go rozpierdolić kto idzie ze mną? Zdecydował Prosiaczek
– Jaaaa!!! Odrzekli chórem wszyscy
– Dobra! Trzeba się przygotować – powiedział Kłapouchy ciesząc się że tym razem mu przypadła rola dowódcy.
– Zostało coś po akcji na rumunach? Spytał Prosiaczek
– Tak ten jebany kałach z granatnikiem, ale grama amunicji.
– Trza iść do Wani on na pewno ma jakieś granaty i trochę amunicji odpowiedział mu Kłapouchy i cała ferajna udała się na stadion.
– Te Wania macie trochę ammo i granatów – zaczął Tygrysek.
– Mom aje to sje bude kosztować – odpowiedział Wania.
– Ilu? Poiedział Tygrysek.
– Dwesti dolarów.
– Dwesti niet daju sto i basta bude dojda – targował się Tygrysek.
– Hmmm… a na kogo? to zaciekawił się Wania.
– Na nijakiecho Bila Gaytasa .
– Techo z Microshitu. Zaciekawił się sprzedawca
– We własnij osobie utwierdził go w przekonaniu Kubuś.
– Bude zacwicony jak moje ammo bydzie użiwanu do zajebanu techo sukinsyna da se ja won za pietdziesti zjelonyych dojda zaoferował się pełen nienawiś ci do szefa Microshitu Wania
– Dojda a co chcete za to zdziwił się Tygrysek nie wierząc w bezinteresowność handlarza
– Zdjęciu tech skurwisyna z rospierolonu czaską
– Ołkej Wania interesy z tobą to przyjemność – odpowiedział zachwycony Tygrysek.
Po powrocie obładowani granatami i amunicją zakupioną od ofiarnego ruskiego handlarza.
– Ładować bety jedziemy na lotnisko rozkazał Kłapouchy i cała gromadka przesiąknięta rządzą zemsty na nieświadomym swego losu Bilu Geytsie
Podróż na pobliskie lotnisko minęła spokojnie kłopoty zaczęły się dopiero przy bramce celnej.
– Coś do oclenia? Zapytał celnik
– No kilka ton broni i amunicji odpowiedział mu Puchatek
– Niestety ale przepisy zabraniają wnoszenia broni na pokład samo… nie dokończył celnik gdy Kłapouchy wsadził mu swojego wiernego obrzyna aż po gardło.
– CO KURWA!!! TY HUJU BĘDZIESZ NAM ZABRANIAŁ KURWA WNOSZENIA NASZEJ PRYWATNEJ BRONI NA POKŁAD
TWOJEGO JEBANEGO SAMOLOTU!!!
– Njee… ja tyjko żajtowałem bełkotał celnik
– TO KURWA DOBRZE!!! ALE I TAK CIĘ ZAPIERDOLĘ A POTEM NASRAM NA TWÓJ GRÓB PSI SYNU.
– Pjosfe nje zabfijaj m… nie dokończył celnik, gdy potężny wybuch zamienił dresiarską mordę celnika w dżem truskawkowy.
– Będzie mi taki huj podskakiwał powiedział chowając obrzyna Kłapouchy
– Dobra idziemy bo się kurwa spóźnimy na samolot.
– Racja przytaknął Kłapouchy
– Te Prosiak zabrałeś HERACLESA na drogę
– Jasne do kurwy co myślisz że ktoś wytrzyma 6 godzin lotu bez alkoholu i wziąłem jeszcze na później bo słyszałem że w USA zakazano sprzedaży HERACLESA z powodu że powoduje jakieś jebane wrzody żołądka.
– To gówno prawda jebana żydowska propaganda oburzył się antysemicki Puchatek.
– No do huja idziecie czy pierdolicie robota kurwa czeka zaczął niecierpliwić się Królik
– Racja idziemy przytaknął Kłapouchy i cała ferajna ruszyła w kierunku starego zdezelowanego
do granic możliwości ruskiego czegoś co ktoś od biedy mógłby nazwać samolotem.
Po doleceniu na miejsce gromadka szybko znalazła 152-piętrowy wieżowiec korporacji Microshit.
– Ale zajebisty zachwycał się widokiem Puchatek.
– Łacja wyjebisty zwieśniaczył Tygrysek.
– Dobra dobra ni pierdolta robota czeka poganiał kolegów Kłapouchy.
– No panowie do broni na największą pipę świata ojca wszystkich pip odpowiedział Kłapouchemu Prosiaczek
– Krzysia też? Zaciekawił się Królik.
– Wszystkich to kurwa wszystkich zwłaszcza jego bo to pipa niemiłosiernie wielka ale kurwa dość bajania i w drogę zakończył tę budującą rozmowę Kłapouchy.
Po chwili cała drużyna znalazła się przed wejściem do wieżowca Gaytsa gdzie zatrzymał ich strażnik.
– CO KURWA!!! Grzecznie przywitał się Kłapouchy
– JAJCO KURWA!!! Równie grzecznie przywitał się strażnik
– To jest prywatny teren korporacji Microshit wypierdalać stąd gazem albo was…. Nie dokończył klawisz gdyż Puchatek zakończył żywot jego i dwóch stojących obok sługusów Microshitu serią z kałasza weterana krucjaty przeciw rumuńskiej mafii w Stumilowym Lesie.
– Jak słodko jest poczuć znowu zapach świeżej krwi… skwitował Królik.
– Dobra spierdalać spod drzwi bo je wypierdalam w powietrze z granatnika ostrzegł kompanów Puchatek.
– Dobra spierdalamy!!! Odezwała się reszta grupy, podczas gdy Kubuś pociągnął za spust granatnika.
DOOOOOOOOOOOMMMMMM!!!!!!!!!!!!!! Odgłos eksplozji granatu zawiadomił pozostałych strażników o obecności naszej dzielnej brygady.
– Hej misiek mamy towarzystwo zauważył Tygrysek
– TAAK!! Co ty kurwa nie powiesz odpowiedział mu Kuba.
– DO BOJU!!! Krzyknął Kłapouchy strzelając do bezbronnych (dla nich) strażników ze swojego obżyna.
– NIECH NIE ZOSTANIE KAMIEŃ NA KAMIENIU!!!!! Krzyczał ogarnięty szałem bojowym Kubuś kosząc ze swojego AK-47 nie zliczone hordy strażników Bila Gaytsa.
– GIŃCIE ZASRANE PSY!!!!!!! Wrzeszczał na całe gardło Prosiaczek swoim UZI niosąc śmierć i zniszczenie.
Po kilkuminutowej wymianie ognia Kubuś i reszta bandy wkroczyła do wieżowca paląc, mordując i niszcząc wszystkie 152 piętra siedziby Microshitu. Wreszcie gdy dotarli na ostatnie piętro stanęli przed gabinetem samego ojca wszystkich pip, twórcy Wingrozy, szefa Microshitu Bila Gaytsa.
– Panowie kurwa nadeszła wielka chwila powiedział Puchatek wysadzając granatem drzwi od gabinetu.
Drużyna znalazła Bila gdy rozmawiał ze seretarką.
– ALE DUPAA!!!!!!!! Krzyknął Kłapouchy patrząc z pożądaniem na sekretarkę.
– CHCĘ DUPCZYĆ!!!!!!!! Dopowiedział Prosiaczek szybko rozbierając sekretarkę Bila.
– TE PROSIAK NIE BĄDŹ ŚWINIA PODZIEL SIĘ!!!! Oburzył się egoizmem kolegi Kłapouchy również dobierając się do sekretarki szefa Microshitu.
W czasie gdy Prosiaczek i Kłapouchy wytrwale pracowali nad sekretarką reszta gangu zajęła się samym bossem.
– I CO TERAZ HUJU NIEMYTY!!!!! Ryknął Kubuś na przerażonego Bila Gaytsa.
– Prrrrrrrossszzzzeeęęeeee niiiieeee zaaaaaabijajjjciiiiie mnnnnieeee. Jąkał się Bil gdy ferajna celowała do niego z broni.
– BO CO KURWA!!!! Zapytał go grzecznie Puchatek
– Pooooodammmmm waaammm koooodddd doooo mooooojjjjjeeeego sejjjfu.
– DOBRA DO KURWY NĘDZY JAKI TO KOD ?!!! Wykrzyknął Tygrysek.
– 070072772 wwww tyyyym sejjjjjjfie soooom pieeeeniąddze duuuuużo pieniędzy.
– TAK FAJNIE DZIĘKI ZA KOD. Powiedział Kubuś do Bila kneblując go.
– Co z nim zrobimy zapytał Tygrysek.
– Przywiążcie go za nogi do tego maszty flagowego zadecydował Królik.
Po przywiązaniu Bila do masztu wycelowali do niego z wszystkiej posiadanej broni i otworzyła ogień a szczątki Ex-szefa Microshitu latały po całym mieście. Gdy z bila nic nie zostało Ferajna zebrała się do kupy i wzięli ze sobą sekretarkę poszli pod sejf.
– O KURWA!!! Ile tu forsy????!!!! Zdziwił się Puchatek
– Dokładnie 50 miliardów pierdolonych zielonych.
– ILE!!!! Tej Forsy jest więcej niż widziałem w sumie w swoim pierdolonym życiu. Powiedział Puchatek
– STARCZY NA MILIONY NIE MILJARDY HERACLESÓW!!!!! Szybko przeliczył Tygrysek.
– Nie ma co gadać zwijamy kasę i w drogę. Rozkazał Kłapouchy i cała gromada wróciła na lotnisko podróż minęła spokojnie. Po powrocie do Stumilowego Lasu dzielna brygada ruszyła na Piwną Górkę. Obładowani Gotówką i HERACLESAMI poszli do Puchatka oblewać swoje wielkie zwycięstwo. Po balandze wszyscy zapadli w spokojny alkoholowy sen.
KONIEC CZĘŚCII CZTERDZIESTEJ
Był zajebisty, majowy poranek. Nasza wesoła Brygada siedziała u Kubusia w domciu i popijała najnowszy produkt firmy Heracles – Ruski Spiryt. Wypili zaledwie (zważając na ich zajebiście duże przystosowanie do alkoholu) 12 butelek extra mocnego spirytusu, a już zaczęły się kłótnie:
– Kurwa Kubuś, spasiony wieprzku, zajebałeś mój kubek ze Spirytem! – wrzasnął Tygrysek.
– Zajebać ci Tygrys łysa pało za to, że mnie niesłusznie oskarżasz? – odsapnął Kubuś
– Ruskie kabaty, uspokójcie się. Nie macie się o co kłócić? – powiedział Królik
– Stul pysk, kurwa zającu!!! – powiedział Kubuś, zapalając palnik do tytanu i wypalając Tygryskowi wielki napis HWDP na plecach.
– Nie nazywaj mnie więcej Zającem!!! – wrzasnął Królik
– Ty chuju zniszczyłeś moje futerko! – wrzasnął całkowicie najebany Tygrysek, przekrzykując Królika – Spierdalaj – dodał kiedy Królik powstrzymał go od odcięcia Kubusiowi głowy 3 metrową szablą.
Nagle usłyszeli Krzysia idącego laskiem, śpiewającego najnowszy przebój zespołu 1,8 litra postanowili mu wywalić jakiś kawał. Tygrys zaproponował żeby przywiązać go do drzewa i pograć w lotki. Kubuś miał jednak zupełnie inny pomysł. Wziął piłę łańcuchową i upierdolił Krzysiowi nogi tuż przy samej dupie.
– Aaaaaaaaa, aaaaaaaaa – darł się z bólu Krzyś.
– Spierdalamy, bo zaraz spierdoli się tu pan Sowa i będzie lipa. – rzekł Kłapouchy do reszty Brygady – Chodźmy do BabyJagi™ i zaopatrzmy się w więcej alkoholu. Spotkało się to ogólną aprobatą. Gdy szli do jej sklepu zobaczyli dwóch dresów siedzących na ławeczce w parku i postanowili im wpierdolić. Kubuś z Tygryskiem wzięli kanistry z benzyną, a Królik zapałki. Tymczasem Prosiaczek bardzo zręcznie podpierdolił dresom z kieszeni kilkanaście porcji LSD. Nagle w jednej sekundzie Kubuś z Tygryskiem oblali dresów palną cieczą, a Królik z krzykiem „Jebać UMPS” ich zajarał. Dresy spierdalali ile mieli się w nogach, a Brygada miała niezły ubaw patrząc na palących się dresów.
– I dwóch Dresów mniej. – rzekł Kłapouchy.
Po trzech minutach zobaczyli w oddali potężny wybuch (Dresy wpierdolili się do policyjnego składu z amunicją).
– Kurwa jak się jara. Jakie zajebiste fajerwerki. – powiedział Kubuś.
Gdy wreszcie doszli do sklepu BabyJagi™ wyciągnęła ona M60 i powiedziała:
– Wypierdalać stąd. Chyba, że macie 18 tyś $, które mi wisicie za Heraclesa.
– A chuja. Dawaj Ruski Spiryt i spierdalaj. – powiedział Królik wyciągając zapalony dynamit.
Wystraszona wizją rozjebania sklepu przez Brygadę BabaJaga™ dała im zapas tego, czego chcieli i jeszcze pomogła im załadować to do ich wypasionego BMW. Brygada nie mając pomysłu na spędzenie wieczoru postanowiła rozpalić sobie ognisko. Gdy wpierdolili już wszystkie kiełbaski i opróżnili butelki z Ruskiego Spirytu weszli do samochodu i postanowili posłuchać radia (konkretnie 1,8 litra). Kubuś z Prosiaczkiem nie mogli dalej słuchać 1,8 litra i poszli na mostek pobawić się w grę Czyj_Bełt_Szybciej_Wypłynie_Z_Drugiej_Strony. Ale zostańmy przy naszych bohaterach siedzących w samochodzie.
Nagle Tygrysek żygający przez okno BMW zobaczył nad swoją głową osiem luf kałasznikowów całej brygady antyterrorystycznej.
– Kiego chuja mi przeszkadzacie – wrzasnął wkurwiony Tygrysek.
– Zostajesz aresztowany za upierdolenie Krzysiowi nóg przy samej dupie – wrzasnął mu do uch jeden z psów.
– Ho ho ho!!! Trza mu wpierdolić, bo on nie rozumie, że zadaje innym ból – powiedział pan Sowa, który właśnie przyleciał.
– Ty skrzydlaty kurwiszonie, zamknij ryj, bo nie za bardzo pamiętam, kto ostatnio jebał Krzysia w krzakach. Ale mogę sobie przypomnieć – powiedział Tygrys, wyraźnie rozjuszony.
– Nie odzywaj się Tygrysie, bo zaraz ci upierdolę ten sterczący ogon. – odrzekł pan Sowa.
– Tylko byś spróbował to bym cię chyba zajebał skrzydlaty chuju – wrzasnął wkurwiony Tygrys. – I chyba zaraz tak zrobię, a pyzatym to wal się na ryja.
– Kurwa kto tak wrzeszczy – powiedział Puchatek, stwierdzając również że jego bełt po raz 38 z rzędu wygrał z bełtem Prosiaczka.
– To chyba ten skurwysyn Tygrys – powiedział Prosiaczek, zawiedzony, że zawsze jego bełty przegrywają z bełtami Kubusia.
– Ty Prosiak zobacz! – powiedział Kubuś do przyjaciela, gdy sobaczył, że suki prowadzą ich kolegów.
– Fuck cholera jasna. Trza im pomóc – zajebał Prosiaczek. Wtedy wzieli z krzaków swoje Granatniki Ręczne i Kałachy i rozpierdolili wszystkich ośmiu psów.
– THX Kubuś, THX Prosiak. – powiedział Królik
– Nie dziękuj tylko wpierdalaj ich do samochodu i jedź zakop ich u siebie w ogródku – powiedział Prosiaczek, wskazując na trupy ośmiu psów.
– Spierdalaj, mój ogródek to nie cmentarz. Wpierdolimy ich do rzeki i git.- powiedział Królik.
I tak zrobili (miesiąc później wszystkie gazety pisały że w Oceanie Atlantyckim wyłowiono osiem ciał polskich policjantów). Potem, gdy troszkę wytrzeźwieli, (choć nie do końca), wpierdolili się do sklepu, BabyJagi™ i zabrali towar o wartości 25 tys $ (-„Wy chuje złamane, ja was jeszcze dopadnę!!! Pożałujecie dnia w którym się urodziliście popierdolone krzywe ryje” – darła się za nimi BabaJaga™) i przez następne trzy dni chlali dzień i noc u Kubusia w domciu. Czwartego dnia przenieśli się do Prosiaczka, bo u Kubusia był taki smród, że trudno było wytrzymać, a cała chata pływała w bełtach. U Prosiaczka pili już tylko Heraclesa, którego zakupił Kłapouchy z racji swoich urodzin. Gdy postawił zapas alkoholu na stole Brygada zaśpiewała chórem:
– Happy birthday to you ty stary chuju!!!I tak zakończyła się kolejna przygoda naszej wesołej Brygadki
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ PIERWSZEJ
Był piękny czerwcowy dzień. Na niebie nie było żadnej chmurki. Słońce było wysoko na niebie, ale…
– Dlaczego, do kurwy nędzy, na dworze jest sześć stopni! – Tygrysek jak zwykle prowadził kulturalną rozmowę z klechami ze stacji meteorologicznej. – A później się dziwicie, że bezdomni zamarzają! – sam się zdziwił, że to powiedział. Strasznie się wkurwił
Słuchawka roztrzaskała się o pobliską ścianę pociągając za sobą resztę aparatu. Tygrysek wrócił do reszty naszej brygady, która właśnie powoli budziła się z wczorajszej libacji suto zakrapianej wszelkimi alkoholowymi produktami Babyjagi ™. Były tam więc specjały typu Heracles Classic Płońsk Aperitif, Kozackoje Igristoje, BYX, Napuj Boguff i wiele, wiele innych. Ale było też jedno ale. Napoju wprawdzie było dużo, ale w roztworze z rzygowinami na podłodze, których nikt nie miał ochoty pić. Czyli w sumie klina nie było.
– Zając! Spierdalaj po klina! – poprosił grzecznie Kłapouchy.
– Tylko szybko! Bo jak za pińć minut nie wrócisz to ci uszy w dupĘ wsadzĘ! – zaakcentował znanym tylko sobie powodom osiołek.
– Chyba cię jeszcze nie odćmiło po wczorajszym. Sam se spierdzielaj po klina jak ci go trzeba! – odpowiedział równie grzecznie Królik. – I nie nazywaj mnie zającem! Już ci tu któryś miesiąc wbijam do łba ty niedorobiony mule!
Tego Kłapuoszkowi było za wiele. Wyciągnął obrzyna i wycelował w Króliczka. Ten wziął jakiegoś shoutguna i równie sprawnie wycelował w Kłapouszka.
– Enaf! – zatekścił z wieśniackim akcentem Kubuś, który jak zwykle starał się tu grać rolę przywódcy. – Wy tu się kłócicie, pojeby, a nam klina trzeba! Jest zimno, więc pójdziemy wszyscy.
Reszta brygady uznała, że to dobry pomysł i nałożyła na swoje pluszowe karki różne szmaty, jakie znaleźli w mieszkaniu Obola. Przebiegli tak szybko jak mogli do domku Abrakadabrapokuskonstantynopolitańczykowianeczkitrzy. Chuj wyszedł również grubo ubrana.
– Yo Bajabagi! – Pro-siak już się plątał. – 3 sześciopaki winobloszczywin.
– Przykro mi przyjaciele, ale odłączyli mi gaz w gazowni i nie mogę teraz nawarzyć żadnego wina.
– Chuj! Nie chcemy cię dzisiaj spizgac. Wyskakuj z wina i będzie po wszystkim. – rzucił Tygrysek.
– Ale kiedy ja naprawdę nie mam! – przestraszył się Chuj.
Kłapouchy przymierzył się do strzału, ale został powstrzymany przez Puchatka.
– Czekaj. Ajw got ajne ajdija! – Kubuś wypolerował do końca perełkę wieśniaczenia.
– Mamy taką propozycję. My załatwimy gaz za darmochę, a ty nam wino na tydzień.Pasuje?
– Może być. – Babajag był zadowolony z umowy.
– To na dwa tygodnie. – próbował się targować Prosiaczek.
– O nie! – zaprotestowała Babajaga stanowczo.
– Dobra, stoi. – Kubuś ponownie objął rolę przywódcy.
– Idziemy, bo mnie kac męczy i chcę już małe conieco.
– Macie na drogę. – w ręku Babajagi niewiadomo skąd pojawiło się jakieś wino.
– To Granat. Dobre wino.
– Mówisz, że dobre? – spytał Króliczek po czym spojrzał na etykietę.
– Wino musujące. Skład: wino musujące, utleniacz, kwasowy barwnik zasadowy, E 126, E 143, E 356, E396 (…) E 53659, siarka. Fucktycznie niezłe! – ocenił wreszcie Królik po 15 minutach czytania. Idziemy!
Tak więc nasza brygada wybrała się do gazowni. Mimo, że nie widzieli, gdzie to jest, to po 15 minutach trafili pod wyjebiecie wielki szklany budynek. Na budynku widniało niebieskie logo G z jakimś pedalskim płomyczkiem, a z boku wychodziły jakieś rury.
– O kurwa! – mruknął pod nosem Prosiaczek. – To zrobiły pedały!
– Co? Czemu tak sądzisz? – wypytywał Tygrys.
– Rura po angielsku to pipe. To się będzie roić od pip! – wyjaśnił reszcie załogi Bekon.
Na potwierdzenie tych słów z głównego wejścia wyszedła krzyś – największa pipa w Stumilowym Lesie. Pedaliki uniform był trochę zmoczony z tyłu. Każdy wiedział, co to oznaczało.
– O! Przyjaciele! – krzyś była wyraźnie ucieszona.
– Przyszliście zapłacić rachunek za gaz? A może zobaczyć się z naszym panem prezesem? Proszę, proszę! – zapraszała ich do środka krzyś.
Jako że nasza dzielna brygada nie miała ochoty na wyszukane zabawy, krzyś dostała od każdego z pięści i wpadła w krzaki. W krzakach coś zaczęło się kotłować. Po chwili wypadli z nich Łowcy Pip.- Dziękujemy za pomoc w ujęciu tej pipy! – powiedział Szósty z nich.
– Tak! – wtórował mu Trzeci. – Don Vasyl ™ zajmie się tą pipą należycie.- Do zobaczenia! – pożegnał się Ósmy i obaj udali się w nieznanym kierunku, ciągnąc za sobą pipę.
– Oki hołota, wchodzimy. – rzekł Kłapouch. – Strategia taka jak zwykle – zapieprzamy we wszystko co się rusza.
Nasza brygada wparowała do budynku. Tuż za progiem zobaczyli recepcjonistę, który wyglądał identycznie, jak…
– Wy debile! – pan Sowa jak zwykle podkreślił swoją wyższość intelektualną. – Czego tu szukacie? Nic uda wam się nic zrobić. Chyba, że przyszliście zapłacić za gaz.
– Siatapfakap! – Kubuś dał kolejny popis wieśniaczenia.
– Gadaj gdzie prezes!
– Jak chcecie. Pierwsze drzwi na lewo.
– Jak go powiadomisz, to już jesteś death! – tym razem nienaganną angielszczyzną popisał się Królik.
– Właśnie, że nie powiadomię. – rzekł Sowa.
Nasza ekipa poszła więc do wskazanych drzwi. Na drzwiach był pedaliki napis: „Nie wchodzić bez zaproszenia, chyba że masz na imię krzyś lub jesteś innym z moich chłopców na posyłki ;)”.
– Nie mówiłem, że pipy jakich mało? – przekonywał Prosiak.
– Dobra. Wchodzimy! – rzucił Kłapouchy. Każdy z naszych bohaterów uzbroił się w co tylko miał i wszyscy weszli do środka. Zobaczyli tylko jedną wielką lufę oraz około 16000 mniejszych. Po drugiej stronie na wyświetlaczu wyświetlił się napis Bye-Bye. Drzwi się zamknęły. Wszyscy skoczyli do Puchatka, który wyrwał ze ściany grzejnik i osłonił się nim. Nagle zadzwięczał im w uszach jakiś odgłos, po czym wszystko nagle się skończyło.
– Ale mnie łeb zapieprza. – zaczął się budzić Tygrysek.
– Zamknijcie kurwa to okno bo piździ jak na pieprzonym biegunie!
– Co my wczoraj piliśmy? – kontrolnie zapytał Kubuś. I dlaczego zamiast obrzyganego dywanu widzę czyste krzaczki?
Kłapouchy powoli otworzył oczy i jego oczom ukazało się logo, który zobaczył na własne oczy. Pedalskie G z pedalskim płomyczkiem w pedalskiej ramce.
– Panowie! Jesteśmy przed gazownią w krzakach! – uświadomił to wszystkim osiołek.
– Ale żeśmy dostali! – jęknął Prosiaczek.
– Zemsta!!! – krwawy wzrok misia mówił sam za siebie. – Idziemy do mnie.
– Nie piliśmy od 24 godzin! Jestem krańcowo trzeźwy! – lamentował Królik.
Nasza brygada udała się do domku Puchatka. Usiedli na kanapie w pozycji leżąco-olewającej i zaczęli obmyślać akcję sabotażowo-dywersyjną z użyciem narzędzi krzywdząco-niszczących. Królik skoczył do pana Sowy. Kulturalnie zapukał, ale chyba trochę za mocno, bo drzwi się rozleciały w drzazgi. Poszperał w jego laboratorium i wreszcie znalazł to czego szukał – wzbogacony uran 235! W zapiskach Sowy znalazł też przepis na taki sam DaBomb jak przy wysadzaniu generatora deszczu. Sklecił więc szybko DaBomb II, tylko że potroił ilość uranu. Prosiaczek załadował swoje wierne Uzi i wziął do kieszeni 24 zapasowe magazynki. Tygrys wziął strzelbę myśliwską i paralizator elektryczny, który miał na pamiątkę po walce z dresami. Kłapouszek wziął jak zwykle swojego obrzyna i całą masę amunicji. Królik po powrocie z DaBomb II skoczył do siebie po parę granatów i ładunków C4. Ale Puchatek przeszedł sam siebie. Nie wiadomo skąd skombinował Karabin M16 z podłączonym granatnikiem, wyrzutnię rakiet oraz kilkadziesiąt pojemniczków z gazem musztardowym. Nasza brygada ruszyła do gazowni po odwet. Wszyscy łyknęli też z zapasowej butelki Granata, który uchował się nie wiadomo jak w kieszeni Królika. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że pod żadnym względem nie ustępuje on Heraclesowi. Ta kropla alkoholu wystarczyła, żeby podnieść ducha walki w naszych bohaterach. Wkroczyli oni do gazowni.
– Wy deb… – nie dokończył, gdyż trafiła go celna seria z Uzi Prosiaczka.
– Jak mu się poszczęści, to może przeżyje. – wycedził Bekon. Idziemy do drzwi.
– Otwieraj a ja wrzucę DaBomb II. – zaproponował Królik. Puchatek wyjął mu z kieszeni 2 ładunki C4 i wrzucił je do pomieszczenia. Zaraz za nimi poszybowała DaBomb II.
– Uwaga! Mamy 15 sekund! – Krzyknął osioł, któremu udało się podejrzeć czas na wyświetlaczu.
Wszyscy wypieprzyli z gazowni. JEEEEEEBS!!! Siła wybuchu była potężna, ale ani trochę nie naruszyła struktury budynku. Drzwi były porządnie przestawione i lekko dziurawe.
– O kurwa! Ale wytrzymałe pomieszczenie! – zacmokał Puchatek z podziwem.
Cała brygada weszła do pomieszczenia i zauważyła, że sala mocno ucierpiała, ale nie było skutków promieniowania.
– Może w takim małym pomieszczeniu promieniowanie wyniszczyło samo siebie? – Królik próbował wyjaśnić zaistniałą sytuację. Wszystkie działa i działka zostały rozwalone w drobny mak. Gdzieniegdzie ze ścian wystawały jakieś osmolone kikuty. Naprzeciw drzwi zobaczyli w ścianie jakiś mały prostokącik. Tygrysek podskoczył do niego i wcisnął. W podłodze wysunęło się małe przejście.
– O! Pipy zrobiły ślizgawkę! No, to kto pierwszy? – zapytał Puchatek, który był jak zwykle przywódcą.
– Nie ja. – wymamrotał ze strachem w oczach Kłapouch.
– Ja też nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee…….!!! – krzyknął Królik i w tym samym momencie został wepchnięty przez Tygryska i Prosiaczka do rury. Jechał tak jechał i nabierał prędkości. W końcu zobaczył koniec tunelu. A na końcu jakiś drąg położony równolegle do kierunku jazdy długouchego.
– Nie! – tylko tyle zdążył wyszeptać, gdyż wleciał na tą pedalską pułapkę, która była ustawiona metr od końca tunelu. Drąg długości ponad metra wrył się z impetem w odbyt Króliczka. Po paru minutach nasz bohater wreszcie doszedł do siebie i zaczął się wygrzebywać z kłopotliwej sytuacji. Zaczął się powoli czołgać z górę czepiając się rękami śliskiej powierzchni ślizgawki. Centymetr po centymetrze. Już miał wyjąć drąg z dupska, gdy nagle.
– Królik! Zjeżdżaj! – wykrzyknął Kłapouchy i z impetem wleciał z Królika. Drąg wbił się w jego zad z podwójną mocą.
– Aaaaaauuuuuu… – wyjęczał cicho Królik.
– Kurwa! – zaklął Pro-siak i wpadł na dwójkę zaklinowanych w tunelu.
– Aa… – jęknął tym razem słabiej Królik.- Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiihaaaaaaaaaaaaaa!!! – Tygrysek był w ekstazie, dopóki nie wpierdolił się w resztę oczekujących.
– Aaaaaaaaaaaaaajajaaaaaaaaaaj!!!!!! – zawył Królik, po czym nie wytrzymał i zemdlał.
– Łooo!!! – krzyknął ostrzegawczo Puchatek i, chcąc, nie chcąc, wleciał w resztę towarzyszy.
Po mniej więcej pół godzinie wszyscy wygrzebali się ze zjeżdżalni i zajęli się Króliczkiem. Wyglądał on okropnie. Każdy z Was wyglądałby tak samo, gdyby zjeżdżając przy prędkości 34 km/h wbił Wam się w dupę metalowy drąg metrowej długości. Po pięciu minutach doszedł on do siebie i wypił resztę Granata, którego cała ekipa jednogłośnie zdecydowała się mu oddać.
– Co jak co, ale o kumpla trza dbać. – wyeksplajnował Prosiaczken.
Długouchy mógł poruszać się o własnych siłach, aczkolwiek powoli i w dużym rozkroku. Z reszta od tego momentu nasza brygada poruszała się tylko powoli uważając na jakieś kolejne pułapki, które zastawiły na nich pzg (pipy z gazowni). Prosiaczek miał pecha i wdepnął nagle w wiązkę lasera. Momentalnie włączył się alarm i ze wszystkich stron posypały się na naszych bohaterów pipy od ochrony obiektów. Były to pipy, ale miały broń i było ich zakurwiście dużo! Na pierwszy ogień poszły wszystkie pojemniki z gazem musztardowym. Brygada ubrała maski gazowe i wszystkie pipy padły jak muchy. Spokój jednak nie trwał długo. Zaraz zjawiły się następne. Królik rzucał granaty gdzie tylko mógł. Kłapouch repetował obrzyna tak często, że niemalże nie było przerwy między strzałami. Tygrys rozrywał grupki pip seriami ze strzelby myśliwskiej, a niedopałki traktował paralizatorem. Prosiaczek walił ze swojego Uzi po kilkanaście nabojów na sekundę. Jednak prawdziwą rozpierduchę robił nie kto inny jak sam Kubuś. W jednej ręce trzymał M 16 i siekał po 700 pocisków na minutę. Na ramieniu miał wyrzutnię rakiet, którą operował drugą łapką. Co chwila wylatywał z niej jeden pocisk. Po czym Kubuś szybko ładował następny nie przestając miotać kule swoim M 16. Mimo takiego uzbrojenia szala zwycięstwa zaczęła się powoli przechylać na stronę pip z ochrony obiektów. Nasi bohaterowie byli już bardzo zmęczeni i pipy powoli zyskiwały nad nimi przewagę, gdy nagle do akcji wkroczyli Łowcy Pip! Pierwszy, Drugi, Trzeci, Czwarty, Piąty, Szósty, Siódmy, Ósmy, Dziewiąty, Dziesiąty, Giermek i Don Vasyl ™ jednocześnie otworzyli ogień. Widać że mieli doświadczenie, gdyż jeśli pipa chciała uskoczyć w bok to obojętnie co zrobiła – pocisk trafiał ją w sam środek czoła. Łowcy wyczuwali, gdzie pipa chce zrobić unik i w tamto miejsce posyłali kulkę. Po kilkunastu minutach wszystkie pipy z ochrony obiektów leżały martwe.
– Dzięki za pomoc. – wysapał zmęczony Kubuś. Wiedział, że bez pomocy Łowców Pip byliby już martwi.
– Nie ma za co. – odkrzyknęli chórem Łowcy. – Rozpierdolić masę pip to dla nas przyjemność! – dodał Don Vasyl ™. – Do zobaczenia! – po czym obydwaj skierowali się w sobie tylko znanym kierunku.
– No proszę! Nareszcie z nich jakiś pożytek! – ucieszył się Prosiak. – Patrzcie! Zostawili nam nawet butelkę Heraclesa!
– Dawaj! – wykrzyknął Kubuś, który znów odkrył w sobie zdolności przywódcze.
Sprawiedliwie (czyli pierwszy – Kubuś wypił najwięcej, najwięcej ostatni – Królik – najmniej) rozdzielili całą butelkę. To im przywróciło sprawność fizyczno-duchową. Już nie byli tak do końca trzeźwi. Mieli w sobie te 0,5‰ alkoholu. Mało, bo mało, ale dla wytrawnych smakoszy to już coś. Weszli w korytarz prowadzący do biura prezesa. W końcu wdarli się do małego pokoiku. Za biurkiem siedział pewien bardzo głupio wyglądający osobnik. Żychski-Maserok – tak głosiła metalowa wizytówka stojąca przy jego biurku.
– Co to za nazwisko?! – wyjebał Kłapouch.
– Bułgarsko-Murzyńskie? – zaryzykował Prosiaczek.
– A może Cygańsko-Eskimoskie? – tym razem spróbował sił Królik.
– Witajcie! – powiedział wreszcie pedalski dyrektorek. Obrócił się na chwile plecami do naszych bohaterów i cała ekipa zauważyła czerwone pasy biegnące w poprzek jego pleców.
– Od czego to kurwa jest?! – znów spytał osiołek
– Pewnie kablem od wiadra go bili. – próbował wyjaśnić Tygrys.
– Zwariowałeś! Wiadra są teraz bezprzewodowe. Technika zadziwia! To na pewno było zrobione anteną od parapetu. – Królik dał popis niezwykłej inteligencji.
– Enaf! – Kubuś zakończył spór. – Wy się tu, kurwa, kłócicie a my mamy dżob do zrobienia!
– Kurwa Misiek! – nagle Żychski-Maserok zaczął coś mamrotać. – To jest kabel od żelazka a nie żadne inne gówno.
– Nie nazywaj mnie Miśkiem pipo! – but Kubusia wylądował na szczęce prezeska czyniąc ją nieco przekrzywioną.
– A mi jest tej pipy żal. – wzruszył się Kłapouszek – Mama go biła w dzieciństwie kablem od żelazka
– Co…?! – zaczął Tygrys, ale Prosiaczek przerwał mu szybko.
– W takim razie… – kontynuował osiołek.
– … zakończmy jego marny żywot.
– Nie! – wrzasnął Żychski-Maserok po czym dał nura pod biurko.
– Wyłaź! – Królik przypomniał sobie o metrowym drągu w swoim tyłku i sypnął granatem w biurko. Biurko się rozleciało. Nie było śladu po prezesie.
– Właz! – ryknął Kubuś. Przyjaciele szybko otworzyli właz i zobaczyli znikającego za zakrętem ślizgawki dyrektorka.
– Oooo nie! – zaparł się Tygrysek, który dobrze pamiętał wygląd Królika. – Ja pierwszy nie jadę.
Długouchy nie wiadomo skąd wytrzasnął linę. Zawiązał wokół siebie jakiś węzeł i dał jeden koniec do trzymania naszym przyjaciołom.
– Czekajcie na znak. – wysapał, po czym rozpędził się i wparował w rurę.
Reszta ekipy zobaczyła tylko jak znika za zakrętem. Po mniej więcej 40 sekundach usłyszeli donośny krzyk z rury, zwielokrotniony przez echo.
– W góręęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę!!! – darł się Królik. – Tylko Szybkooooooooooooo!!!Brygada w mig podciągnęła qmpla do góry. – Właz! Szybko, dawajcie właz! – Królik był mocno wystraszony.
– A gdzie masz to wiadro granatów, które wziąłeś do tunelu? – zapytał niepewnie Kubuś.
Coś w dole huknęło, po czym zaczęło się przemieszczać do góry.
– W nogi! – wrzasnął Kłapouch, blokując właz.- Przyjaciele wyskoczyli za drzwi. W tym momencie rozsadziło właz i morze ognia wlało się do pomieszczenia. Ale że drzwi były pancerne, toteż naszym przyjaciołom się nic nie stało. Szybko przeszli do wielkiej sali, w której mieściły się tysiące zaworów. Ale na szczęście pipy miały poukładane wszystko alfabetycznie i nasza ekipa szybko znalazła pokaźny rurociąg z napisem Babajaga ™.
Szybko znaleźli jakąś pipę.
– Pisz mi na tej kartce słowa „Dożywotnia dostawa gazu”. Tylko, kurwa, szybko! – Kłapouszek grzecznie wymusił napisanie paru słówek. Tą kartkę przyczepili obok rurociągu i szybko odkręcili gaz.
– No, chłopaki, wracamy do domu! – Tygrys był zadowolony. – Wracamy po Heraclesa i po Granaty!
Po drodze wstąpili do Kalafiora kupić coś na ząb. Marzena im postawiła oczywiście! Każdy dostał po butelce wina marki Wino – Rocznik Bieżący. Że już te Francuzki nie mają co robić, tylko takie łajno sprzedają.
– Przecież to ma mniej niż 20% alkoholu! To nie wino! – lamentował Prosiaczek.
Nagle w całym lesie zrobiło się o 20 stopni cieplej.
– O! – ucieszył się Tygrysek. – Pewnie Babajaga zaczęła znów majstrować z gazem i dlatego się ociepliło!
Wszyscy uradowani, że jest cieplej i że jest co pić rozeszli się na chwilę do domków i przebrali się w świeże futerka, bo tamte były całe zakrwawione. Zaraz też pobiegli do Babyjagi po swoją darmową dostawę wina, po czym poszli do domku Puchatka odnieść pierwszą partię win. Później poszli jeszcze po drugą i trzecią. W końcu Babajaga oświadczyła, że starczy im to na 4 dni. I miała rację! Libacja byłą wyjebiecie wielka i trwała 4 dni.
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ DRUGIEJ
Kubuś obudził się w normalnym humorze. Zakurwisty kac, sucho w mordzie i bulgotanie w żałądku zawsze nastrajało go optymistycznie. No chuj, czas na poranna gimnastyke – pomyślał. Pomachał więc leniwo lewą powieką. Lecz potworny widok jaki zobaczył sprawił że postanowił zakończyć trening w połowie.
– Wstawajcie zakurwione smierdziele – wrzasnął Kubuś.
Ze strony reszty brygady tj. Prosiaczka, Królika, Tygryska i Kłapouchego dobiegło coś w rodzaju „Siarap”, „Stul pysk”, „Zamknij tą pluszaną morde” plus obietnice wyrwania jaj, nakopania do dupy i pare innych, dość trudnych do zrealizowania, ale dla kogoś kto ośmiela się budzić ludzi przed 14 każda kara jest warta wysiłku.
– Wstawać! Wstawać!! Wstawać!!!- Kubuś postanowił pomóc sobie odrobine kopniakami.
– No kurwa doigrałeś się – mruknął Kłapouchy.
– Byliśmy kumplami ale takie żarty to nie z nami – wysyczał prosiaczek wyciągając wierne Uzi.
Tygrys i Królik nic nie mówili ale w miarę jak sie zbliżali ich bejzbole zataczały coraz szybsze kółka.
– Rozejrzyjcie się kurwa – jęknał Kubuś, który poczuł, że trochę przesadził.
– Rzeczywiście coś tu jest nie tak – zajarzył Prosiak.
– Kurwa bardzo nie tak – mruknął Kłapcio – tu jest czysto.
W domku Kubusia wszysto lśniło czystością. Podłoga wypolerowana do czysta była nakryta nowym dywanem, okno zasłaniały brand niu zasłonki z falbankami, a w całym domu roznosił się lekki zapach pachnidełek. Do tego z głośników poleciał najnowszy singl Just V.
– Ja pierdole, ja nie chce znów mieć złego trypta – wymamrotał Królik.
– A może tygrysek załątwił lewe LSD? – zastanawiał się Prosiaczek
W tym momencie w drzwiach stanął Krzyś.
– Witaj głupiutki Misiu – powiedział. Razem z mamą i kolegami postanowiliśmy sprowadzić cię na dobrą drogę i na początek posprzątaliśmy twoje mieszkanko. Teraz musisz tylko obiecać, że przestaniesz uzywać alk.. – w tym momencie bejzbol Kubusia zmasakrował jego pedalską gębę. Krzyś pisną i zaczą spierdalać zygzakami starając się uniknąć serii z uzi Prosiaczka.
– No kurwa miał farta – powiedział Tygrysek.
– Eee… nie nawet taki down jak miesiącami spierdziela przed łowcami pip wykształci jakieś odruchy – mrukną Kłapcio. A tak w ogóle to coś otwórzcie – powiedział.
Mineły 4 sześciopaki czasu i wtedy…
– Qrwa już mi się nie chce pić – powiedział Kubuś.
– No i mi też – doszły go cztery potwierdzenia.
– Stało się coś bardzo złego, 4 sześciopaki na pięciu i już nie chce nam się pić??? – zapytał Kłapcio.
Wytrząsnął parę kropel herculesa z pustej butelki i ostrożnie polizał. Jabłko, siarka E1 e2 E3 E4…. E5253, plus troche wybielonego denaturatu dla mocy… wszystko w porządku. – To nie wina wina – stwierdził. Eny ajdeja? – zapytał.
Brak odpowiedzi.
To zbierać dupy idziemy do sowy może on coś wie – powiedział Bekon.
Dziesięć minut potem doczłapali do domku Sowy.
– Kurwa pierzasty otwieraj – zaczeli się dobijać do drzwi.
Okno otworzyło się.
– O co biega? – zapytał Pan Sowa.
– Otwieraj kurwa musimy pogadać
– Ni chuja – darł się Sowa – nigdy nic nie płacicie za moje doradztwo. I możecie mnie nie straszyć; ukryłem wszystkie taśmy z moimi małymi zabawami i nic na mnie nie macie.
– O żesz ty pedale – wrzasną Tygrys.
– Taranem!-błysną Bekon
Cztery serie z uzi podcieły troche jakieś drzewko i brygada przyszykowała taran do ataku. Mały rozbieg…
– DO ATAKU- zarządził Kłapouchy.
Turum Turum Turum- szybka szarża i…. wylądowali w strumyczku.
– Kurwa co poszło nie tak?? – trząsł się Królik jak zawsze najbardziej wrażliwy na zimno. Przecież żeśmy dobrze przycelowali a nie było zderzenia.
– Faktycznie coś nie tak.. – stwierdziła reszta. Popatrzyli na domek sowy, który wraz z podtrzymującym go drzewem…. co?? …unosił się w powietrzu!!.
– Brutalna siłą fizyczna nie robi na mnie wrażenia- powiedział pan Sowa. Podczas badań nad moim reaktorem odkryłem tajemnice technologii jonowych!- pierzasty jak zawsze lubił się chwalić. Płacicie 1000pl za poradę albo macie mi przyprowadzić coś do wydupczenia a jak nie to wypierdalać- zarządził
– No chuj na razie wygrałeś – stwierdziła brygada i oddaliła się na mała naradę.
– Dobra do czasu zakończenia operacji ja obejmuje dowodzenie- rzekł Kubuś: Zbiórka kasy
Po przeliczeniu wyszło, że mają łącznie 2złote 42 grosze.
– Hmm trochę brak do tysiaka, jakieś 752 zlotych-powiedzial.
Reszta postanowiła nie prostować jego rachunków, i tak w końcu było za mało No dobra znacie jakąś młodą ciotę? Zapytał
W tym momencie z krzaków wyskoczyła drużyna łowców pip.
– Hahaha przez was nasz szef DonVasyl ma znów kłopoty z płcią- powiedział pierwszy
– Więc z radością wam mówimy-drugi
– że w całym lesie-trzeci
– nie ma ani jednej pipy-czwarty.
– Wszystkie wypłoszyliśmy-piąty.
– Nawet Krzyś wyjechał do stomatologa po tym jak ktoś mu zmasakrował pysk z bejzbola – z mściwym uśmiechem dokończył ostatni.
– No to ostatnia nadzieja upadła- mrukną Kłapcio. Nie ma dokąd iść, co robić, i nawet nie mamy ochoty na Heraclesa. Nie ma już żadnej nadziei, że będzie lepiej.
– But Aj Hafe en Ajdeja – Bekon promieniał szczęściem. Za Jraq Dzordz Dablju Busz i generał Jądramachore jest nam dużo winny za Osame więc załatwimy trochę stingerow i wyruchamy tego sowę na czysto.
– Jesteś geniualny Bekon – powiedział Kubuś. Zapierdalaj z tygryskiem i załatw co trzeba..
Godzinkę potem wysłana drużyna wróciła z raportem:
– Jądramachore nie ma nic, nasi komandosi schandlowali cały sprzęt RP dla mafii za spirit z przemytu ale Busz wysłał Apacza ze sprzętem.
– Bekon ty debilu przecież indianin ze sprzętem na plecach dobiegnie tu za pare tygodni – lamentował Królik
– Nie on przyleci – powiedział Tygrysek – słyszałem że mają takie 2 śmigiełka i latają
– Kurwa jak paliwo leją głównym kanałem a nie od dupy strony to ja chce być pilonem – wymyślił Kłapouchy
– Zamknijcie jadaczki, słychać coś – zarządził Kubuś.
I rzeczywiście, zaraz wylądował helikopter i komandosi zaczęli wyładowywać skrzynki.
– To normalny helikopter a nie Apacz – powiedział Miś i założył kopa Bekonowi.
Jak coś nie wiesz to nie gadaj.Pare minut potem pod domem sowy…
– Panie Sowo- mamy panu tysiączek – zaczęli krzyczeć.
– To go pokażcie- Pan Sowa jak zawsze był nieufny.
– Oto on- i dwie głowice po pięćset kilo każda sprowadziły domek sowy z powrotem na ziemie.
– Nic wam nie powiem – darł się pierzasty – zniszczyliście mi chatę.
– Chyba zapomniałeś z kim masz do czynienia – mruknął Kłapouchy – przecież wiesz że kiedyś miałem na nazwisko Hanibal Lekter…
– No dobra dobra mówcie o co chodzi a pomoge wam – nieco zmiękł Sowa.
– No więc to było tak – zaczęli opowiadac – no i teraz Nie Chce Nam Się Już Pić! Zakończył rozpaczliwie opowieść Kubuś.
– HoHo, to oczywiste co się stało – puszył się Sowa – wasza świątynia rozpusty została splugawiona.
– I co mamy teraz zrobić? – zapytali.
– Na tak potworne zbeszczeszczenie: pełne sprzątanie i do tego jeszcze Just V, no to tu może jedynie Wielki Kapłan Rozpusty – mądrzył się Sowa.
– A gdzie takiego znajdziemy – zapytał Kubuś.
– Ten tego… Nie wiem- wymamrotał Pan Sowa.
– Na Herkulesa nie mam ochoty ale szaszłyki z Sowy jakoś przełkne- delikatnie zagroził Kłapcio.
– Szaszłyki, a tak szaszłyki, przecież Goofer coś kiedyś wspominał o Wielkim Kapłan Rozpusty
.- No dobra pierzasty, wykopiemy zombi ale jak nas okłamałeś to tu wrócimy. I po tej małej groźbie drużyna wybrała się do grobu Goofera. Troszkę szuflowania i..
– Gofer stary przyjacielu powiedz kumplom gdzie można znaleśc Wielkiego Kapłana Rozpusty – bo jak nie to posypiemy cię robactwem i cię zeżrą szkodniki.
– Większość kapłanów odeszła, ale jest jeszcze jeden. Zwą go hrabia Dracula, mój daleki krewny, mieszka w rumunii w Transylwanii. To właśnie po nim odziedziczyłem zęby i nieśmiertelność. A teraz odejdzcie, dajcie mi tu poleżeć.
– Bleee pewnie bedziemy musieli pić krew i takie tam – Kłapouchy był pesymistą jak zawsze – ale to i tak lepsze niż przyszłość bez Herculesa… Dobra zbierać się. szykować kałachy i bejzbole, a ty prosiak bierz uzi.
– Na chuj ci broń – zapytał się Bekon.
– Nie bedziemy przecież popierdalał do Rumuniii z buta, za godzinke zaczyna się zabawa w remizie to zklepiemy mordy jakimś dresom i zabierzemy jakąś bryke – Kłapouchy jak zawsze był praktyczny.
Pomysł był niezły, wykonanie jeszcze lepsze, znać było długoletni trening ze sposobu w jaki nasza dzielna brygada spuściła łomot dresom. Zęby można było wynosić koszami, a ilość przelanej krwi starczyłaby na miesiąc dla dużego szpitala. a nasi bohaterowie wyszli praktycznie bez zadrapania.
– A kto zna droge do Rumunii? – zapytał Kubuś
– To przecież każdy wie, jedziesz gdziekolwiek, i patrzysz gdzie stoi więcej żebraków. I skręcasz w tamtą stronę. Jak zajedziesz tam gdzie już wszyscy będą łazili z wyciągniętą grabą po jałmużne to będzie Rumunia.
– Genialne w swojej prostocie, Bekon – powiedział Kubuś.
Podróż przebiegła szybko, bez potrzeby zatrzymywania się na klinika wkrótce ujrzeli mroczne góry i posępny zamek Draculi. Zaparkowali jak najbliżej się dało i podeszli do wrót.
– Łup! Łup! Łup – załomotali
Drzwi otworzyły się same ze skrzypieniem. W holu był wielki napis: śmierć to dopiero początek. Zaczęli schodzić do pieczar. W końcu doszli do mrocznej pokrytej pajęczynami sali z wielki posągami
– Nie podoba mi się tu wcale a wcale- mruknął Kłapouchy.
– Kto ośmiela się mącić spokój Hrabiego Drakuli – dobiegł ich mroczny głos dobiegający z krypty.
– Mam pomysł – powiedział Tygrysek – spierdalamy!!!
Niestety, było już za późno, posągi ożyły i uwięziły naszą drużynę.
– Mówcie z czym przychodzicie albo gińcie – rzekł Dracula wyłażąc z trumny.
– No więc ten tego – zaczą Kubuś- dziś rano obudziliśmy się i – dłuższa opowieść – no i już nie mamy pragnienia.
– Mącicie spokój ostatniego Wielkiego Kapłana rozpusty bo już wam się nie chce pić jakiegoś trunku? – oczy Drakuli rozbłysły czerwienia. I to pewnie jakiegoś szampana, no mówcie łajzy jaki był wasz ulubiony napój.
– No ten tego…Herlcules.
– Naprawdę, uwielbialiście Herculesa?- zapytał Hrabia.
– Tak-rzekł wyzywająco Bekon
– Hercules, ewentualnie czasem spirit denaturat- a nie jakiemś tam syfy
– Wiele osób tu dotarło przed wami, ale ci wszyscy miłośnicy Jona Wokera, Szampana, Tekili zgineli marna śmiercią, ale wy lubicie Heracesa.. Bracia witajcie. Posągi wypuście ich.- zarządził.
– Bracia? – zapytał Kubuś.
– Tak bracia, Heracles to wino Boguf, najwyższy trunek na planecie, każdy kto go pija jest mi bratem – uroczyście rzekł Dlacula. Ja pijam go dziennie sto szesciopakow albo więcej, dlatego ten tego jestem czasem tak pełny że aż wylewa się ze mnie, a debile myślą że to krew. Dobrze jedzmy do waszego stumilowego lasu, odwiedze od razu Jage i zabiore pare cystern na zapas.
Podróż prywatnym odrzutowcem Draculi- skrojonym od batmana- przebiegła szybko i już wieczorem zaczeło się ponowne wyświęcanie domku Kubusia. Niestety, dokładny przebieg egzorcyzmów nie jest znany, ale wnosząc z trzytygodniowej luki w pamięci i stanu obrzydliwego, zarzyganego i zniszczonego domku Kubusia, musiało być naprawde zajebiście…
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ TRZECIEJ
W lesie stumilowym wstawał piękny letni poranek. Brygada budziła sie z melanżu na koszt „pacana z góry”. Było już dawno po tym, co wujek Samozło poszedł w pizduuu wkurwiony niepowodzeniem misji zagłady świata. Gdy ekipa sie obudziła (od obudzenia pierwszego do obudzenia ostaniego poprzez kolejnych minęły dwie godziny co zostało wyciętew ze względu na brak miejsca.) usłyszała dziwny dźwięk, coś jakby mruczenie pijanego szczura. Puchatek postanowił to sprawdzić. Naładował swojego AK-47 i poszedł się rozejrzeć. Zaraz po otwarciu drzwi udeżył go zajebiście silny strumień światła. Nagle odkrył że leży na podłodze. Pod ścianą. Naprzeciwko drzwi. Światło przygasło i spróbował wstać. Wyszedł na zewnątrz i ujrzał dwie postacie: Starca, świecącego się jakby wrócił z czarnobyla i chłopaka ze skrzydłami. obydwaj ubrani w długie białe stroje spływające do ziemi. Starzec powiedział swoim donośnym głosem:
– Nie wiesz Gabrielu, czemu z naszego konta zniknęło kilkaset złotych ?!
– Nie panie. Prawdopodobnie przywłaszczył te poieniądze szatan!
– MOGLIBYŚCIE SIE TAK KURWA NIE WYDZIERAĆ?!! LUDZIE CHCĄ CHLAĆ!!! I kim wy do chuja jesteście? – wydarł się Puchatek.
– Ja jestem Pan Bóg – Przedstawił się starzec
– A ja Gabriel, Archanioł i księgowy. – rzucił przez zęby debil ze skrzydłami – Czego? Nie widzisz że rozmawiamy o interesach?
– Te kurwa mi tu nie podskakuj bo jak ci pierdolne seryjkę z AK-47 to ci te jebane skrzydełka odpadną!
– Taaaa? To spróbuj! -powiedział Gabriel
– Z dziką rozkoszą !! – Wykrzyknął Puchatek przeładowując AK-47.
Po paru sekundach siał ogniem do dwóch dziwaków podających sie za Boga i Gabriela, osobiście siejąc smiechem.
– HA HA HA!!!! – Wył jak opętany. Gdy skończyła mu się amunicja to uśmiech przerodził się w przerażenie – Kurwa mać jak wy to zrobiliście?
– To proste synu – odpowiedział starzec – mamy wpisany kod na god mode.
– O kkurrrwa! -powiedział Puchatek i zwiał do domku Kłapouchego-chłopaaaaki!!! – wrzasnął wpadając do środka – tam jest jakiś staruch z kimś kto wygląda na anioła
– III cooo zzz teeegooo? – wymruczał tygrys który wracał z podróży
– to, że władowałem w nich cały magazynek i nadal żyją!
– coooo?-no serio kurwa!
– Powiedzieli że mają jaki gut mut czy coś koło tego! nie wiecie o co chodzzzzzi?
– Wiem. god mode tak? to znasczy że są nieśmierteni.
– więc jak ich pokonać?
– wezwijmy wujka samozło. on sie nim zajmie.
– ok.- powiedział puchatek wyciągając komure którą zabrał tygrych dresowi w części „Follow the white rabbit”.
– jaki był ten numer?
– 0-700-666-666 – wymamrotał prosiak
– Heloł? Ankl samozło? łi chew trabl. Kolo, gad aj fink, is hir!
– Ok. Zaraz tam bede. – odpowiedział wujaszek
– I co? – spytał tygrys
– Leci – odpowiedział puchatek.
Po chwili ziemia się rozstąpiła i wyszedł wujek sam.
-Co jest kurwa? Gdzie ten chuj?
-W lasku…za mną – powiedział puchatek wychodząc.
Po chwili doszli do miejsca gdzie stał bóg. Wszyscy się ucieszyli bo bóg dalej stał w tym miejscu.
– Witaj stary frajerze! -zakrzyknął wuj sam.
– Aaarrgggghh! To ty!
– Tak to ja!!! Przybyłem sie odwdzięczyć za TAMTO!!!
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Nie!
– Tak!
– Ok sam chciałeś! – powiedział rzucając jakąś kulkę – To za to, że zabiłeś mojego ojca!
– Nie Sam! Ja jestem twoim ojcem!!
– Chyba się za dużo naoglądałeś Star-Wars!!!JEEEEEBUUUUUDUUUUUU!!!!!
– Nieźle! – Powiedział puchatek patrząc na to co zostało z boga, gabriela i kawałka ziemi – Rozpierdol to jeszcze raz Sam!
– Ok to ja już wracam. Dzięki chłopaki za pomoc – powiedział wujek robiąc w ziemi zajebistą dziurę i wskakując do środka. W ostatnim momencie wyrzuicił coś – To dla was za pomoc! do niewidzeniaaaa!!!!
– Co to jest? – zastanowił się puchatek podnosząc z ziemi zawiniątko. Rozpakował. W środku leżała złota karta kredytowa.
– hehe zajebiście! – powiedział i pognał do domku kłapouchego
-I jak się skończyło? – spytał królik gdy kuba wrócił
– Nieźle – opowiedział puchatek – wujek rozpierdolił boga i dał na złotą kartę kredytową
– Zajebiście !!!
– Królik! kicaj do babajagi! – Powiezział Tygrys
– Ok już lece – Powiedział królik i tyle go widzieli. Gdy wrócił rozpoczęła się kolejna impreska. Na karcie bylo 10 000 boskich $ co oznaczało 80000 PLN. Za tę kwotę kupili w chuja Heraklesów i amunicję do kałachów. Za resztę kupili kolejne w chuja Heraklesów.
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ CZWARTEJ
Wstawał piękny letni dzień. Brygada budziła się z parudniowej imprezy w domku Kłapouchego. Nagle usłyszano walenie w drzwi. Pierwszy zbudził się tygrys i wrzasnął
– Co za chuj napierdala w drzwi!!!
I podszedł do nich (drzwi a nie chuji, chociaż…) otwierając je. Naprzeciw niemu stał chłopak z dziewczyną pod rękę.
– Łat da hel ju ar? – zawieśniaczył tygrysek
– Ajem max end aj zgubiłem sie in dis fakin forest – rzekł chłopak
– Pomożesz? – spytała dziewczyna
Na dzwięk damskiego głosu brygada runęła do drzwi
– O w morde… – wymamrotał puchatek
– Ale laska – dorzucił prosiaczek
– Ale mnie łep…o w morde …ale laska – oprzytomniał kłapouchy
– Ej ej …to moja dziewczyna – zastopował ich Max – znajdźcie sobie swoje – dodał
– Co jest? Oddamy ci ją! – zawołali chórem
– Co jest? Matka was nie kocha? Wara od niej! Bo was wykastr…Nie dokończył bo oberwał z bejzbola w morde.
– Bendziem robić co bendziem chcieć – krzyknął puchatek do nieprzytomnego Max’a.
Max szybko oprzytomniał i powiedział:
– Hej chłopaki! ja chciałem tylko sie przyłączyć
– Buhaha – mruknął puchatek – tak od razu? Odjebało ci?
– Musimy cie sprawdzić
– Jak?
– Daj nam do zgwałcenia twoją dziewczynę
–…Nie
– NIE?!
– Nie. Dam wam ją na zawsze. Nazywa sie Majka
– COOOO?!?! – Krzyknęła Majka
– Dobra spoko. Żartowałem. Mam lepszą propozycję.
– Ta? Jaką?
– Skocze do miasta i przyprowadze wam pare lasek. Każdą bedzie mogli zgwałcić. I zabić…
– Żadna tu nie przyjdzie bo nas w całym jebanym miasteczku znają.
– Jeeesssooo!!! Nie musze im kurwa mówić że idziemy do was. Moge im coś innego powiedzieć.
– Łoki. Genialny plan. Jak nam przyprowadzisz 10 lasek-zdasz test – Powiedział prosiaczek
– Dobra. Majka chodź.
– O nie. Majka tu zostanie. Będziemy mieć pewność że wrócisz. Pamiętaj jak nie wrócisz z laskami przed północą to ją brutalnie zgwałcimy i zabijemy.-… no dobra. Nie przyprowadze wam tu ich naraz. Będę przyprowadzał po kolei.
– Oki. Czekamy.
Max wybiegł z domku. Puchatek powiedział do Majki
– Co, wyruchać cię?
– Spierdalaj bo powiem Maxowi.
– Taa… i co on nam zrobi?
– On ma dużo broni. Jak szliśmy to powiedział że jak sie pozwolicie przyłączyć to wam da.
– Taa…jasne. Ile tego ma?
– Sześć karabinów M-16 i w chuja amunicji.
– W chuja znaczy ile?-Pare pudeł.
– Jakich?
– Sporych. Na oko będzie ze 1000 magazynków po 30 nabojów.
– Oooo kkkuuurrrrwwwwaaa!!! Panowie on ma bron i 30 ooo pocisków!!!
– GDZIE?!?!?!
– On tylko wie. Ma też stały dostęp do nowej amunicji, bo jego wujek zarządza magazynem.
– O kurwa warto czekać.
Czas mijał. W końcu zjawił się Max z pierwszą laską.
– Niezła laska, Max.
– Wiem
– AAAAAAAAAAAAAA!!! Brygada leśna!!! – krzyknęła dziewczyna i rzuciła się do ucieczki. Jej sprint przerwał strzał i runęła na ziemię. To Max wyjął spluwe i strzelił.
– Popierdoliło cięęę? – Wydarł się Qba – Kogo tera zgwałcimy?!!?!
– To pocisk usypiający! – usprawiedliwił się Max – Za 1h dojdzie do siebie. Nosze to na wszelki wypadek gdyby któraś nie chciała iść. Jeszcze mi nie odpierdoliło.
– Kuurwa mamy tu inteligenta. Może pomóc Królikowi przyżądzać alkohol gdy Abrakadabrapokuskonstantynopolitańczykowianeczkatrzy zwana w skrócie…-…chujem… – dorzucił Max
– Skąd wiedziałeś?-…pojedzie po części zamienne. Czytałem wasze przygody – Wyjaśnił.
– Aha… e … oki. dobra kicaj po kolejne dziołchy
Po 3h wrócił sam
– Gdzie kurwa dziewczyny? – Warknął Qba
– Wyjdźcie to sie dowiecie.
Gdy wszyscy wyszli okazało sie że przed domem stoi mały wojskowy truck, a w nim 9 uśpionych dziewczyn, sześć m-16, 5 pudeł amunicji po 6 000 pocisków (było na nich napisane) i 10 6-cio paków heraklesa. Po pokazaniu tego brygadzie, Max wyjął z szoferki pudełko i pokazał oszołomionej Brygadzie całą masę kartoników ( a właściwie arkuszy) LSD.
– I co, zdałem test?
– Ooooo kkkkuuuurrrrwwwwaaaa…. ttaakk……. – wymamrotał pół-żywy kłapouchy
– Ja pierdole, ja pierkurwadole… – powtarzał królik
Pierwszy oprzytomniał prosiak
– Skąd ty to kurwa wytrzasnąłeś?
– Pomachałem dilerowi prochów karabinem i dał mi to w prezencie.
– A Herakles?
– To samo zrobiłem Abrakadabrapokuskonstantynopolitańczykowianeczkatrzce zwanej w skrócie…-…chujem.
– A giwery? – spytał się Qba-Z magazynu wujka.
– Aha… lepiej nie pytam więcej. Chłopaki !!! Wnieść towar!!! A ty Max czuj sie jak u siebie w domu.
– Apropos domu-znajdziecie mi i Majce coś?
– Tak. Wypierdolimy pana sowe. Niech se mieszka w przedszkolu.
– Ok. To na impreze!!!!!
– TAAAAAAAKKKK!!! – Wydarła się chórem brygada i, wzbogacona o Maxa, weszła do domku Królika urządzając 3-dniową imprezę. Max pokazał wszystkim swoje umięjętności będąc trzeźwym po wypiciu 4 Heraklesów. Brygada nie mogła wyjść z podziwu. A co sie tyczy lasek to to że wszyscy (oprócz Maxa) je ruchali z 5 razy popijając winem a następnie, upewniając się że są dobrze wyruchane, Max je uśpił. Potem wykopali OLBRZYMI dół, wrzycili je tam i polali dwoma butelkami Heraklesa i podpalili. I tak sie skończyła ta krótka historia. Max zamieszkał u Pana Sowy, gdzie udał się z Majką po imprezie żeby odpocząć po 3 dniach balangi.
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ PIĄTEJ
Wstawał piękny poranek. Max wcześnie rano wstał i poszedł do miasta. Na wszelki wypadek wziął Majkę. Tymczasem brygada budziła się z trzydniowej impresski.
– Kurwa mać jaki chujowy poranek!!! – Przywitał wszystkich zgromadzonych Puchatek
– Co sie kurwa dżesz!!! – krzyknął Kłapouchy
– To nie dżezz ino folklor! – odkrzyknął Puchatek
– Czy wy sie kurwa zamkniecie? Wydzieracie sie jakby was ktoś ruchał od tyłu – Wymamrotał tygrysek – Dzie Max?
– Nie wiadomo. Rano spierdolił do miasta, chuj go wie po co… – odpowiedzaiał prosiak który najwcześniej sie obudził
– Wziął kase?
– Tak. Tszy pieńdziesiąt.
– Aaaa, to pewnie po wino. Akurat na jedno starczy.
– Ocipiałeś?!?! jedno wino na 5 osób?!
– 6
– Chuj z tym ile osób. Po co on tam polazł?
– Wynająć dziwke?
– Za tszy pieńdziesiąt? Gdzie?
– Echhh, nie wiem. Spytamy jak wróci.
– O ile wróci.
– Taa… Powiedział tygrysek i wszyscy wrócili do spania.
Po godzinie wrócił Max. Obudził wszystkich okrzykiem
– Maaaaaaaaaaaaam!!!!!
– POPIERDOLIŁO CIE???!!!
– I czego sie kurwa drzesz?!!!
– To nie dżezz ino hip-hop!
– „Hip hop to moja pasja rzecz moja własna, każda płyta każda taśma” – zaczął po cichu rapować Kłapouchy
– Chciałbyś – powiedział puchatek
– Chłopaaaki, normalnie…-…nienormalnie…
– Cicho! Nie przerywaj! No wiec byłem w kafejce internetowej i wyszperałem że można z litrowqej kurwa butelki 50% wina wyjebać w chacie pół litra czystego alkocholu! Pomyślcie! Pół litra alkocholu 100%!!! Wiecie co to kurwa znaczy?
– Że masz wpierdol bo przepiłeś naszą kurwa jego mać kase!!! – wrzasnął totalnie wkurwiony Tygrysek.
– Spoko! Oddam wam! Ale pomyślcie: 500 ml 100% alkocholu!!
– Dobra, kurwa skończ z tym i pokaż jak się sprawdza w praniu.
– Jakim kurwa praniu?!
– No, czy zadziała.
– Aaa to kurwa co innego. No więc mamy butelke wódki. Wlewamy zaawartość do rondelka … uch … Puchatek czy ty masz niedziurawy rondelek?
– Nie. Weź garnek.
– Ok. Mamy garnek wobec tego. Nalewamy wódke i stawiamy na gazie. Gdy w garnku zostanie 50% tego co było należy przerwać gotowanie bo alkochol wyparuje.
– No nieźle. Dobra, kurwa masz jakiś alkohol poza tym w garnku?
– Mam 3 butelki.
– Daj.
– Masz.
Po półgodzinie Max orzekł że wystarczy gotowania. Zdjął gorący garnek i nalał do butelki po wódzie ciecz. Po godzinie wystygła i poprosił Kłapouchego
– Kapek, spróbuj, jesteś najlepszy.
– Ok.
Osioł spróbował i nagle znalazł sie na dachu robiąc zajebistą dziure w suficie.
– Spoko – powiedział Max – sie naprawi. Jak Maxówka?
– Jaka kurwa Maxówka? – niepewnie spytał Puchatek
– Alkochol sporządzony przez Maxa czyli przeze mnie. Ile ma stopni?
– JJaaaaaaaachhhhhhhh nissssss ssseee ssstttoooo…… – Wybełkotał Osioł
– Hurrraaaa!!! Udało sieee!!! – wykrzyknęła brygada – mamy Maxówkę!!!
– Szkoda że mało… – zasmucił się Królik
– Spoooko! wezme M-16 i lece po kase i wóde!!!
Poszedł. Wrócił po godzinie taszcząc skrzynkę z dziesięcioma butelkami i dymiącym M-16
– Ok, mamy nową wódę. Bedzie 8 butelek bo to 80%.
– Dobra. My w tym samym czasie skombinowaliśmy duże naczynie. – powiedział prosiaczek
– Nooo i wypiliśmy resztę maxówki – dodał puchatek
– Oki, oki zrobimy nową. Dawajcie naczynie.
Gdy wóda sie gotowała Max rzekł
– Zajebiście, bedziemy mieli osiem butelek czystego alkocholu, ale dopiero jutro.
– Czemu kurwa tak długo? – smutnym głosem spytał puchatek
– Bo tyle sie gotuje.
Następnego dnia rano Kubuś Obudził się i poszedł sprawdzić jak alkohol
– O kurwa! z 8 pełnych garnków jest 8 w połowie pełnych! czyli… czysty alkochol!Wyjął komórke i wykręcił numer komórki Maxa.
– Halo max? Zbierz brygadę i chodź! Mamy Maxówe!
Po paru minutach wszyscy byli w chatce Puchatka
– Ok Max. Real test -Powiedział puchatek
– Mam iść do reala(tm)? – Zdziwił się Max, który był na poważnym kacu i nie do końca kojarzył i analizował fakty z otaczającego świata.
– Nie. Wypij butelkę tej twojej Maxówki. Jak ci nie odpierdoli to zostajesz na zawsze.
– A jak odpierdoli?
– Niewiele z ciebie kurwa zostanie
– Ok – powiedział Max i pociągnął mały łyczek.-O KURRRWA!!!! – wrzasnął rzucając butelkę – tego nie da sie pić! Nie ma co! Majka, spierdalamy!
– O nie nie nie! Wy tu zostajecie! Nigdzie nie spierdalacie! Chyba że w kawałkach… – Powiedział Puchatek wyciągając dwa M-16. Reszta brygady też wyciągnęła broń.
– A założymy się? – Spytał Max wyjmyjąc dwa ingramy z przedłużonymi magazynkami – Tu czy na dworze?
– TU!!! – Wydarł się puchatek naciskając na spust.
Przez pokój przeleciała seria 5 nabojów. Ale Max zrobił salto w bok i seryjka trafiła w ścianę
– Widzieliście to kurwa? -spytał przerażony tygrysek – hał hi didyt?!
– Hehe! normalnie! Brałem lekcje u Neo’na, wiecie, tego z Matrixa!
– Ympasibl! OGNIA ZE WSZYSTKICH DZIAAAŁ!!!! – Wykrzyknął puchatek.
Nagle w powietrzu zrobiło się aż gęsto od pocisków które wyleciały z 6 luf M-16 (puchatek, tygrysek i kłapouchy trzymali po dwa) dwóch obrzyna (królik) i jednej Uzika (prosiaczek), ale Max dziwnym trafem wszystkie omijał. gdy siedem magazynków się skończyło Max powiedział
– Próbujecie jeszcze raz?
–Jasne! -powiedział Kłapouchy przeładowując dwa M-16 – w końcu sie uda!
– Zobaczymy
Ogień się powtórzył, ale Max, wykonując uniki, stwierdził że jakoś słabiej strzelają. Miał rację. gdy kanonada ustała usłyszał krzyk
– MAAAAAX!!
Odwrócił się i spostrzegł królika z obrzynem kłapouchego trzymającego na muszce dygoczącą ze strachu Majkę
– M…M…Max… zrób coś… – powiedziała
– Dobra robota stary – powiedział Puchatek – Teraz go mamy. No Max, jeden ruch a królik rozpierdoli łeb Majce.
– Kurwa! wiedziałem że kiedyś to się stanie – Powiedział Max powoli krzyżując ręce z bronią na piersiach
– No to po tobie Max-Majka, kod piętnasty!!!
– Ej Ej Ej! Co to ma znaczyć?
– Chłopaki on trzyma mnie na…- wypowiedź królika przerwała seria Maxa z ingrama która pozbawiła go życia, chuja, uszu i głowy. Martwe ciało opadło na ziemię. w tym czasie Majka wyjęła dwie beretty.
– ARRGGGHHHH!… – wymamrotał prosiaczek przed śmiercią od dwóch nabojów majki które trafiły w głowę i serce
– Co to kurwa… – krzyknął kłapouchy przd tym jak seria maxa oddzieliła jego głowę od szyi
– O w morde… – wyszeptał tygrysek zanim naboje Majki poleciały w jego stronę.
– Madafaka! – rzucił Max dziurawiąc z ingramów em-szesnastki kubusia – I co nadal uwarzasz że sie uda?
– Eee…nie… – wybełkotał przerażony kuba-Giń – mruknął Max i wpakował mu w brzuch obydwa pozostałe magazynki. Majka też wystrzelała pozostałe naboje. Kuba, patrzył jeszcze na nich pół-martwymi oczami i widział jak Max i Majka przełagowują broń rzucając magazynki na ziemię.
– No, to kolejna banda idyotów uziemiona. Ok, spierdalamy. – Gdy nagle usłyszęli szczęk odblokowywanej broni. Obrócili się. Stał tam Tygrysek z M16.
– Wiesz Max, nie tylko ty szkoliłeś się. Ja na p[rzykład brałem lekcje u agenta Smitha. I coi ty kurwa na to?
– Kuurrwwaa… znowu… dlaczego w każdej brygadzie którą rozpierdalamy znajduje się jeden koleś biorący lekcje u tego patafiana który wszystkim naokoło rozpowiada techniki takie jak…-…unikanie pocisków, odporność na ból… tjaa…
– A czemu tak właściwie wcześniej tego nie powiedziałeś? Uratowałbyś życie kolegów… – spytała Majka.
– No cóż… nigdy ich nie lubiłem.
– Ty chuju! – wykrzyknął ostatkami sił Puchatek.
– Chuj to cię robił! – owiedzia Tygrysek i wycelowawszy broń w puchatka odesłał go seryjką do krainy wiecznego Heraklesa. – Ale teraz… an gard! – krzyknął i wystawił ręce gotowe do walki.
Max przyjął podobną pozycję. Rzucili się na siebie. Uderzali z ogromną siłą i prędkością. Kopali. Momentami podnosili na chwilę broń z podłogi żeby oddać kilka strzalów. W pewnym momencie, po kolejnym lądowaniu i wycelowaniu broni, gdy w powietrzu skrzyżowały się dwie M16, Tygrysek powiedział
– Nie masz już nabojów…
– Ty też. – powiedział Tygrysek rzucając karabin. Max zrobił to samo.
– Pamiętaj że jesteś jednak tylko i wyłącznie człowiekiem. Posiadasz ludzkie ograniczenia. Nie możesz zrobić tego, co JA potrafię. Nie masz szans…
– Tjaa? Popatrz na siebie. Jesteś jebnięty Tygrys, szkolony przez patafiana z megalitycznymi marzeniami, rozbijasz się po pokoju jak pijany królik, i jeszcze myślisz że to JA nie mam szans?! Siara ci mózg wypaliła?Nie masz szans w walce z człowiekiem…
– Taa? Udowodnij, jak potrafisz… – powiedział Tygrysek. Nagle Max zmienił sie w coś co przypominało ducha, ale byo wyraźniejsze… Zaczął lecieć z ogromną prędkością w stronę Tygryska. Jak w niego uderzył, to ten rozpadł się na zielone kawałki.
I zapadła ciemność.
Nagle ciemność się rozjaśniła i Puchatek obudził się w swoim pokoju
– Co za chuj napierdala w drzwi!! -usłyszał krzyk Tigera.
– Łat da hel ju ar? – spytał Tygrys po otwarciu drzwi
– Ajem max end aj zgubiłem sie in dis fakin forest.
Na dżwięk głosu chłopaka Puchatek wyjął i przeładował kałacha i podbiegł do drzwi
– Madafaka!!! – zawył naciskając spust. Martwe ciało chłopaka padło na ziemie. Po chwili ciało dziewczyny przyjęło pozycję horyzontalną
– Idyoto! Co ty kurwa zrobiłeś! – Wydarł się tygrys – Popierdoliło cie?
– Wiem co robię!
– Czemu ich rozjebałeś?! -spytał kłapouchy
– To moja sprawa osobista.
– Taaa? Znałeś go chociarz?
– Tak jakby.
– Tak jakby to znaczy tak czy nie?
– Kłapouchy! ty sie kurwa ode mnie odpierdol!
– Dobra dobra. Niech ci będzie. Tylko nastempnym razem powiedz zanim naciśniesz na spust.
– Zastanowię się. Niech ktoś skoczy po wino! Królik zapierdalaj!
– Czemu znowu ja!?
– Bo to ja mam spluwe w rękach!-Dobra już ide
– No. A wy obszukajcie tych skórwieli.Po chwili tygrysek
– Mieli tylko 2 ingramy z full amunicji i 2 beretty.
– To ma być tylko? ZAJEBIŚCIE!!! – Wykrzyknął Kłapouchy – Możemy Wani na stadione sprzedać! Wiecie ile to kasy???
– Na moje oko to jak nic ze 3 000 PLN!!!
– Fajno jak Królik wróci to mu powiemy że … że … Zaraz zaraz! nic mu nie powiemy! Spierdalamy na stadion. Niech ktoś pierdolnie kartke że może wypić wina. Niech zaczeka tu na nas.
– Ok – powiedział prosiaczek i zabrał się do pisania. Po jakimś czasie Kartka wisiał na dżwiach a brygada szła na stadion.
Tymczasem Królik Biegł do Chuja. Wpadł do sklepiku i powiedział
– Babajagi! Puchatek rozjebał jakiegoś kolesia z dzziewczyną! Zapierdalaj po wino!
– Ile ma być? -spytała babajaga
– Moment…przeliczę kasiorę… hej! mam tylko 5 zeta!
– Jedno?
– Dawaj! Po resztę zgłoszę się później!
– Kiedy?
– Jak mi dadzą resztę kabony.
– Dobra masz i spierdalaj po forsę!
CDN….
– Hej! di-dżej Max to chuj!!! – krzyknął Królik
– Lepiej bez takich textów bo w nast. przygodzie możesz marnie zginąć… – odpowiedział DJ Max
– Ale chce poznać ciąg dalszy
– Ty ej, i chuj mnie to jebie…
Zapierdalając przez las królik Myśli sobie:
– Kurwa mać mogli mi dać więcej kasy kupiłbym od razu wszystkie a tak musze latać.
– Gdy dobiegł do domku zauważył kartkę.
– No kurwa zajebiście! I co teraz?! Ech chyba tu posiedze. – Powiedział i zaczął pić wino.
Tymczasem brygada była już na stadionie.
– Prosiaczku gdzie Wania? Tu stał zawsze! – Powiedział Puchatek.
Prosiaczek nie zdążył z odpowiedzią bo usłyszeli znajomy głos. To Wania sie przeniósł.
– Zdrajstwujetie! Kak pożywacie?
– Normalnie… nożem i widelcem… – odpowiedział Tygrysek niepewnie
– Durniu! jemu chodzi o to jak żyjemy! jak nie znasz ruskiego to zamknij swój pierdolony ryj!!! – Powiedział Puchatek i zwrucił się do wani – Charoszo, charoszo. Ale mamy takije pytanije: ingram jest u tiebia?
– Niet.
– A chceta miet?
– Da a matie?
– Da, dwa.
– Amunitje don matie? Bo wiecie, droga, żadka… ja niet importuje…
– Da, dwa magazynkaje.
– A to ja bierim! dam 5 000 zł.
– Choroszo! – Powiedział puchatek i po transakcji wszyscy poszli do domku Kłapouchego, jednak po drodze mieli babajage to sie zatrzymali kupić wino.
–Joł babajagi! masz cosik lepszego od heraklesa? – Spytał puchatek
– Tak ale gdzie Królik? Coś tu kurwa nie pasuje…
– Nie pierdol tylko gadaj co masz.
– Echh… no dobra, mam wino herakles-liberator special płońsk aperitiff za 4,30 i Hjeraklies pirates plońsk apjeritiff-wino robione przez ruskich z dużą zawartością spirytu, kopie jak prąd za 6,50. Przy setnej butelce jedna gratis. To co bierzecie?
– 769 butelek tego ruskiego kopacza – Powiedział Puchatek – i siedem gratis
– Eee…ile??? Was chyba popierdoliło… mam tylko 4 skrzynki po 20 flaszek… wychodzi 80 … resztę sprzedałam… bierzecie? 520 złociszy…
– Dobra to zostaje 4 480. Ile masz tego ruchanego Liberatora?
– 10 skrzynek. 850 zł. Bierzecie?
–”Taa… to jeszcze 3 630. ile masz heraklesa?
– Dużo… 40 skrzynek. koszt: 2040.
– Też bierzemy. to mamy jeszcze 2 440. Już nic u ciebie nie ma?
– Nie ale za 2 000 moge wam załatwic transport. – powiedziała i wyjęła komórkę – dzwonić?
– Taa niech bedzie – Poweidział Puchatek i dodał – to my wyniesiemy towarI zabrali się za wynoszenie 54 skrzynek czyli jak łatwo obliczyć 1080 butelek wina. po jakimś czasie przyjechał samochód dostawczy z napisem „BABAJAGA – ALKOCHOLE ŚWIATA – DOSTAWCA”.
Po krótkim załadunku pojazd obciążony 1080 butelkami wina pojechał do domku kłapouchego.
– Fajnie. u babajagi zostawiliśmy 4 550.
– No… to co, na balange?
– Jasne. Mogliśmy się zabrać z kierowcą…
Trudno. Przespacerujemy się. Zajebisty kurwa dzionek.
– Zajebiste to ty masz kurwa texty.-Puchatek, masz jakiś kurwa trabyl?
– Nie, tylko tak…
– No to kurwa zamknij ten swój zasrany ryj.
– Nie no ja zaraz oszaleje…
Poszli. Szli, i szli i szli aż ujżeli dym.
– Kurwa panowie to z mojej chatki!! – powiedział Kłapouchy
– Szybciej! – dodał prosiaczek – Mam złe przeczucia – i pobiegli
– Niie no stary – wtrącił puchatek – za dużo gwiezdnych wojen
– Czy ty sie kurwa zamkniesz? Mamy większe problemy!
– No dobra…
W końcu dobiegli. Odkryli, że kierowca wbił się samochodem w chatkę kłapouchego a potem z nudów rozpalił ognisko.
– O ty kurwa zajebany skórwysynu! Rozpierdoliłeś mi chatke, teraz ja ciebie rozpierdole! – powiedział Kłapouchy i wyjął giwere. Przymierzył, wziął poprawke na wiatr i palnął dwa razy śrutem. Głowa i klata kierowcy powędrowały gdzieś daleko (podróże kształcą ;-)) a reszta ciała spokojnie upadła.
– No i co teraz? – spytał Prosiaczek
– Jak auto jest sprawne to możemy gdzieś zrobić impreze.
– Niezły pomysł. – przytaknął kłapouchy – Gdzie?
– WIEM! U PIPY! – wykrzyknął Tygrysek
– Najs ajdija. Jadziem! – powiedział z entuzjazmem puchatek.
On, Tygrysek i Kłapouchy wpakowali się do szoferki a reszta (prosiaczek) na pake do win. Gdy ruszyli, Tygrysek stwierdził
– Panowie, trzeba będzie efektywnie wypierdolić Krzycha. Kłapouchy, jedź po długouchego.
– Spooko… – mruknął kłapouchy. mieli przed sobą kawał drogi (od Kłapouchego do puchatka jest ok. 20 km., ale oni są prawie zawsze na spidzie to szybko idzie, a od puchatka do Krzysia 15 km.), więc u(nie)milali sobie jazde rozmową.
– Kłapouchy powiedz jak to było z twoją chatką? – spytał zaciekawiony Tygrysek
– Ech… no dobra. No więc jak przyjechałem z USA to najpierw zmieniłem personalia. Tutaj film „Milczenie owiec” nie był jeszcze wyświetlany, więc nie miałem z tym większych problemów. Potem wygląd-jak się dowiedzą kim jestem to mnie zabiją. W tym celu udałem się do Jakuba Wędrowycza. Ten koleś troche poczarował, i zmienił mnie w osła który gada i pije alkochol. Miałem być orłem ale coś nie wyszło… – zaczerwienił sie – potem uznałem, że znalezienie lokum powinno być priorytetowym zajęciem. Więc pojechałem… to znaczy przyjechałem tutaj. Fajowska okolica, pomyślałem. znalazłem spox miejscówe i odpierdzielimech sobie chatke jakich mało. I w końcu odkryłem, że w tym lasku jest więcej takich jak ja… no to wziąłem flaszke i poszedłem pozanać parę osób. Resztę już znacie.
– Taaa… nigdy nie zapomne parapetówy, jaka się u ciebie odbyła… – powiedział Tygrysek
– Hehe… to to był prawdziwy hardkor. Pamiętasz jak prosiaczek po raz pierwszy wciągnął kreske?
– Tego nie da się zapomnieć. zapierdalał po domu i krzyczł „jestem korzeniewski!!! z drogiii!!!”, heh. Odjazd na maxa.
– Tak panowie – powiedział puchatek – ale ja sobie nie przypominam.
– No bo ciebie jeszcze nie było. przybyłeś 2 miechy po tym.
– No to trzeba urządzić poprawiny.
– Były już… – powiedział zasmucoiny Tygrysek
– No to drugie…-eż były…
– Kurwa człowieku, było już 5 poprawin! – powiedział Kłapouchy – mieliśmy urządzić szóste, ale okazało się że ty przyjechałeś, więc następne były pod hasłem „witaj wśród nas, Puchatku”.
– Cóż… trudno. O! Patrzcie! dojeżdzamy!
– A tak bajdałej to kiego chuja nam Dugouchy?
– On ma taką fajną sprężarkę karchera… hehehe
– No to bedzie spoko wypierdol.Podjechali. Królik wstał.
– Joooł!!! Skąd macie taką bryczkę?
– Wskakuj! – powoiedział Puchatek – jedziemy po sprężarkę karchera. Musimy wypierdolić Krzycha. Trza robić impreze!!!
– Wskoczyć moge ale sprężarki nie mam. – powiedział podchodząc – opchnąłem z chatką za jabola.
–Trudno. wyjebiemy go inaczej… a ty gdzie sie kurwa pchasz do szoferki? Na pake do prosiaczka!
– Dobra, dobra! – powiedział otwierając tylne drzwi. – siema prosiak, kurwa ale tu wina! – powiedział i oberwał butelką w łeb. Wszyscy usłyszeli zalany głos prosiaczka
– SPIERDALAJ KURWA JA TU TERAZ IMPREZUJE!!!!
– Dobra, nie gorączkuj się tak! – powiedział zamykając drzwi. Podszedł do szofery – panowie położę się wam na kolanach.
– No dobra, niech bedzie. Możesz mi przy okazji laske strzelić. – powiedział z uśmiechem Tygrysek
– Spierdalaj kurwa co ty ze mnie pedzia robisz?! – powiedział królik – to ja ide na dach
– Nie ma sprawy – powiedział puchatek – siedzisz?!
– TAK! – krzyknął z dachu królik – możemy jechać!
– Oki! Jadziem! – krzyknął Kłapouchy i przycisnął pedał gazu do dechy. Samochód wyrwało tak, że królik ledwo sie utrzymał. – Jaaazda!!!!!
– ŁOOOOO!!!! – krzyknęli wszyscy. Kłapouchy jechał z taką prędkością że nawet policyjny radar by za nim nie nadążył. Wchodził ostro na ręcznym w zakręty, na jednym zrobił parę bączków. Wszyscy zauważyli że się zbliża mostek (łukowaty).
– HAMUUUUJJJJ!!!!! – Rozległo się z dachu.
Kłapouchy z prędkością 250 MPH wjechał na mostek (start bullet time) wyskoczył… przeleciał 300 metrów… zawadził o parę drzew… i pierdolnął o ziemię (stop bullet time). To go jednak nie zatrzymało, Bo, jak wiadomo Baba jaga ma tylko dobry sprzęt. Wyrwało trochę ziemi a on, jeszcze zanim opadła, był 5 km dalej-pod domkiem krzysia. Zachamował ostro, na ręcznym (pacan), obrócił się o 180 stopni i tyłem auta (wzmacnianym zbrojeniami z titanium) rozjebał kawałek ściany.
– No to jesteśmy – powiedział z obłedem w oczach – jak minęła podróż? – spytał zdębiałych towarzyszy.
– N-nieźle… – powiedział drżącym głosem tygrysek – tylko dość twarde lądowanie.
– Chyba straciliśmy strzelca… – dodał puchatek – znaczy królik spadł z dachu
– No, to pewnie na tym wyskoku – stwierdził kłapouchy. W tym momencie wyskoczył Krzysiu
– Ojej! Co tu się stało z moim pięknym domkiem?
– Nie martw się o domek… myśl o tym co zaraz się sta nie z tobą – powiedział kłapouchy dobywając obrzyna.
– ŁAAAAAAAAA!!!! – krzyknął krzysiu i zaczął biec szybciej niż auto kłapouchego
– O kurwa ! ale zapierdala! musze mu jebnąć – powiedzoiał i palnął dwa razy śrutem. Nagle w drzwiach domku pojawił się zarzygany i zalany winem prosiaczek
– Panowie, chyba strącili nasz samolot. – wybełkotał i upadł.
– Okkurwa! – powiedział puchartek – ale on tam miał impreze.
– Kłapouchy… – zaczął Tygrysek – jak ty tak jeździłeś, a tam były bytelki z winem…
– Delikatne butelki… – powiedział puchatkek
– Z doskonałym winem – wybełkotał leżący prosiaczek-…to znaczy że… – powiedział niepewnie Kłapouchy-…SAJGON!!! – wykrzyknęli Tygrysek i Puchatek. Rzucili się do drzwi, a po drodze podeptali prosiaczka.
– Sso to ja jezdem wysieradzka? – wybełkotał prosiaczek
– AAARRRGGGHHH!!!!!!! – dobiegło ze środka. Kłapouchy uznał że musi to zobaczyć. Poszedł do środka ostrożnie omijając prosiaczka. Po chwili ten też zaczął powoli pełzać w stronę reszty. W środku chłopaki patrzyli na wnętzra wozu. A było na co patrzeć. Wszędzie żygi prosiaczka pomieszane w winem. na ziemi leżało parę rozbitych butelek. w skrzynkach też leżały potłuczone resztki.
– Panowie szybko! ratujmy to, co pozostało! – krzyknął kłapouchy. Wszyscy po kolei zaczęli wyciągać i oczyszczać kolejne butelki. Gdy skończyli okazało się że pozostały 23 butelki heraklkesa i 2 liberatora. Ruskiego kopacza nic nie przetrwało..
– cóż panowie, to też można wychlać. – powiedział puchatek
– Ale jakie to będzie chlanie… – powiedział smutny tygrysek.
W tym momencie do domku wpadł poobijany Królik. od razu zaczął
– Kurwa Kłapouchy ciotopedale jak cie kiedyś zajebie to mózg będziesz dupą wyciągał żeby go przez dziure w głowie z powrotem wpierdolić!!!
– Zamknij sie pojebana cioto! – powiedział tygrysek – nie widzisz że mamy większy problem niż pare siniaków na twoim zapierdolonym tyłku?!
– Jaki problem może być większy niż pare siniaków na moim zapierdolonym tyłku?!
– Zostało 25 butelek wina… – powiedział Kłapouchy
– O kurwa! Rzućcie jedną!
– Zamknij się! rozdzielimy je po równo. – powiedział puchatek – Ja i tygrysek po 8, ty 5 a kłapouchy 2, bo tak prowadził. Liberatora rozlejemy do szklanek. – powiedział.
Wszyscy się zgodzili. Weszli, obdzielili, wypili… I w smutnym nastroju przesiedzieli do następnej przygody. Taki mieli przynajmniej zamiar, bo zanim skończyłem pisać wszyscy zasnęli…
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ SZÓSTEJ
Wstawał piękny słoneczny dzień. Brygada spała w domku Krzysia przy stole.
Pierwszy się obudził Puchatek.
– Kurwa, jak się będzie utrzymywała taka chujowa pogoda to złożę zażalenie! Leje non stop! – powiedział
– Taa? A niby kurwa komu? – spytał Królik
– Weź ty kurwa nie zadawaj pojebanych pytań! – powiedział Kłapouchy – Nie widzisz że pierdoli bez sensu?!
– No widze, tylko… bo… ale… no kurwa tak se jaja robie!!!
– Dobra, nie pierdol! Napij sie!
– Oki, ale czego?
– Co: czego? WINA!!!
– Jakiego?
– Panowie kurwa, mnie też coś nie pasuje! Zaraz zaraz! Tu nie ma wina!
– Aha! Królik! Zapierdalaj po wińsko!
– No to dawajcie kase!
– Weź kurwa za swoje! Ja nie mam!
– Ani ja! Ze 20 razy zapierdalałem za swoje
– Masz kurwa moje tylko zapierdalaj bo trzeźwieje!!! – wydarł się rozwścieczony Prosiak – Naści 300zł. Kup 10 win i wracaj! Tylko pamiętaj-to nasza ostatnia kasa.
– Dobra lece.
I poleciał. Gdy jeszcze biegł, wszyscy usłyszeli „Ops I did it again”, Britney Spears – znak, że zadzwoniła komórka Tygryska.
– Heloł? – rzucił do słuchawki
– Tu główny giermek Jaśnie Pana Kudłatego. Jaśnie Pan Kudłaty chce wam coś przekazać – powiedział giermek i Tygrysek usłyszał nowy, bardziej posępny i chrapliwy głos – Panie Tygrysie. Według naszych informacji, nasz posłaniec i kurier, pan Diego Vencoza, został zamordowany na terenie Stumilowego lasu. Wykonywał wtedy dwa zadania: zabicie pana, o czym pan już wie, oraz dostarczenie mi przesyłki. przesyłka do mnie nie trafiła, więc radzę wam ją dostarczyć. Ma pan 2h. Po tym czasie przyślę do was armię smutnych panów w czarnych mundurkach. To będzie ostatnia szansa na dobrowolne oddanie teczki. Radzę to przemyśleć. Do widzenia ze złotem. – głos znowu się zmienił – Słyszeliście? To radze wam sie pospieszyć. Z Jaśnie Panem Kudłatym nikt jeszcze nie wygrał.Powodzenia… KLOCK! BEEP! BEEP! BEEP!
– Kto to kurwa był? – spytał Puchatek
– Moment… – powiedział blady jak papier Tygrysek wstukując numer Babajagi – H-heloł? Babajaga? Jak przyjdzie Królik to niech do mnie zadzwoni. – powiedział do słuchawki i przerwał połączenie. – No, chłopaki – zwrócił się do reszty brygady – nadchodzi nasz koniec. Dzwonił pan Kudłaty.
– O kurwa! – wrzasnął prosiak – i czego chciał?!
– Dał nam dwie godziny. Po tym czasie odwiedzi nas banda jego żołnierzy.
– O rzesz kurwa ja pierdole! I co teraz?!
– Zadzwoniłem do Babajagi. Jak Królik przyjdzie do niej po winko, to się go wyśle do Wani po amunicję.
– Tyyy! Czasem myślisz! Ale i tak nie uda się pokonać całej armii!
– Ale tylko to nam pozostaje. Nie poddamy się. No cóż… – zawiesił głos bo w tym momencie wszyscy znowu usłyszeli „ops I didit again”.
Tygrys odebrał komórkę – Królik? Nie kupuj wina, leć do Wani. Za połowę kasy kup amunicję do kałacha, za ćwierć do uzi i obrzyna a za resztę granatów! Wykonać! – zakończył rozkazem i ponownie zwrócił się do brygady – dokończę jak długouchy wróci.
Królik wrócił po godzinie uginając się pod ciężarem amunnicji. Gdy wszedł do domku Tygrys powiedział:
– Rzuć to i wszyscy ustawcie się w szeregu – powiedział i, gdy wszyscy ustawili się w szeregu na pseudo-baczność – No cóż, żołnieże, nastał dzień niepodległości. Dzisiaj dowiemy się czy nadajemy się do walki. Za około godzinę zostaniemy zaatakowani przez zdecydowanie większą siłę od nas. Armia Kudłatego ma za cel jedną rzecz-zniszczyć nas. Nie możemy się poddać. Musimy pokazać, że banda dupków nie pokona nas! Musimy walczyć! Jak przegramy, spotkamy się w piekle, lecz jeśli zwyciężymy okryjemy się chwałą i winami! Za stumilowy las!! ZA HERAKLESA!!!-ZA HERAKLESA!!!! – zawyła brygada tak, że cały las stumilowy ich słyszał
– No, a teraz do przeładowania broni! – wydał pierwszy rozkaz. Po dwóch minutach naboje były w magazynkach. – Zostało nam jeszcze troche czasu, więc wy zabierzcie się za utwardzanie ścian chaty, ja natomiast pójdę na wierzę obserwacyjną.
Wszyscy zabrali się do roboty – zabezpieczali czym się dało. W ruch poszedł stół, deski z podłogi, belki okolicznych drzew i inne różne różności. Po zakończeniu prac wszyscy, poza Tygrychem, który siedział na wierzy, usiedli na podłodze w domku puchatka. Po około półgodzinie Tygrysek zobaczył jakąś kurzawę na horyzoncie. Spojrzenie przez lornetkę nic nie dało więc rzucił do krótkofalówki:
– Chłopaki jakaś kurzawa na godzinie drugiej.
– Co to może być? – spytał zaniepokojony Kubuś-telegrafista
– To chyba nie armia… chyba że zapierdalają szybkimi samochodami… musieliby być pojebani… co to jest do kurwy-nędzy?! – poirytował się spoglądając w lornetkę. Po chwili dostrzegł wyraźnie że to _jeden_ samochód. Zapierdalał przez las dosyć dobrze manewrując miedzy dzewami. W końcu jebnął w drzewo. Z wozu, a raczej z wraku, wytoczyła się brygada… i nawet Tygrys nie mógł w to uwierzyć. To byli łowcy pip – O kurwa! To te pojebane łowcy! Idą tu!
– Mamy ich podziurawić dowódco?
– Najpierw wypytać. Nie działać pochopnie.
– Tak jest! – odparł służbiście Puchatek i wyszedł na zewnątrz.
Po chwili do domku podeszła brygada łowców uzbrojona-o dziwo-w kałasznikowy.
– Witaj Puchatku – powiedział Don Vasyl(TM) – słyszeliśmy o bitwie. Przybyliśmy wam pomóc.
– Cooo? Pojebało was? Chcecie sie napierdalać z armią Kudłatego?!
– Czysta logika – wtrącił giermek – Jak oni wykoszą was to obejmą panowanie nad lasem stumilowym. Tego byśmy nie chcieli. To ostatnia ostoja spoju. A poza tym – zaślinił się – to wino, Herakles, jest całkiem niezłe.
– Aaaaa! Za Heraklesa chcecie walczyć? Dobra znajdzie się miejsce. Możecie np…I tu przerwał mu prosiaczek:
– PUCHAAATKUU!!! Major Tygrys czeka na raport!
– Powiedz mu że może zejść z wierzyczki. Mamy nowych strzelców.
– Tak jest herr kapitan! – cholernie zawieśniaczył Prosiak i schował się w domku.
– No – zwrócił sie do łowców – to już wiecie co jest waszym zadaniem. NA GÓRĘ!!!
– Tak jest kapitanie – powiedział giermek i obydwaj ruszyli na górę.
– A ty co? – zwrócił się do Don Vasyla(TM) – Czemu im nie pomożesz?
– Ja zostaję na dole. Mam… lęk wysokości…
– Ok. Zostajesz. – powiedział Puchatek i schowali się w domku.
Tygrys postanowił, że zanim Kudłaty zaatakuje powinien stać na wierzyczce, bo te pacany nie odróżnią armii od stada ptaków. Miał tylko nadzieję że w trakcie walki pokażą że dobrym wyborem było brać ich na pomoc. I że jeszcze kiedyś posmakuje wina… rozmyślanie przerwał mu okrzyk giermka
– Majorze! Coś się zbliża!
– Ano faktycznie! dawaj lornetkę! – powiedział i spojrzał przez szkła – O kurde – powiedział i chwycił radistację
– Telegrafisto! Mam niespodziankę! Zbliża się Wania i tacha jakieś pudło!
– Ciekawe co dla nas ma…
– No… ide na dół.
Zszedł i wyszedł Wani na przywitanie.
– No co jest kurwa Wania? Kumpli wpadłeś odwiedzić? To wybrałeś zły moment.
– Niet tawariszu tygrysku. Mam ja cosik dla was. – powiedział i otworzył pudło – po bitwie mi oddajcie. Łuski możecie zachować. – i wyjął… MG42!-FANTASTYCZNE!!! – zawył tygrysek – Wiesz o bitwie czy jak?
– Nu jasne! Kola mi powiedział. Nu to ja idem! Powodzenia!
– Nara! – Powiedział Tygrysek i zwrócił się do giermka który z nim poszedł – powiedz Kłapouchemu żeby zasiadł za em gje czterdziestką dwójką.
– Tak jest! – powiedział i schował się w domku. Natomiast Tygrys przyłożym głowę do ziemi.-D-DUM, D-DUM, D-DUM – usłyszał. Idą – pomyślał. Wszedł do chatki.
– Get redi tu fajer! Dej ar kamm! – zawieśniaczył do wszystkich. Wszedł na wierzyczkę i spojrzał przez lornetkę – FAKTYCZNIE!!! – powiedział i wziął mikrofon radiostacji podłączony do głośników – Antenczon tu ol da bejz! – zaczął znowu wieśniaczyć – De kudłaty’s armi is komin! Goł on poziszyn, end łejt for maj goł.
– Jes ser!!! – usłyszał z dołu. Nagle obok niego przeleciał pocisk wbijając się w wierzyczkę.
– Kurwa! Pierwsza kropla deszczu! Snajper! – Powiedział i zszedł z wierzy. Stanął przy oknie i wystawił lufę karabinu. Nagle ujrzał czyjąś głowę – Kontakt! Do ataku!!! – krzyknął odstrzeliwująć ją jednym celnym strzałem.
– Tej ar mor of dem! – krzyknął Puchatek strzelając ze swojego okna
– Strzelać ze wszystkich dział!!! – wydarł się tygrys samemu też strzelając. Fjutów Kudłatego zaczęło się robić coraz więcej
– Otworzyć okno MG42! Kłapouchy, zacznij strzelać!!! – powiedział grzejąc do wroga. Wokoło chatki zaczęło się robić coraz więcej trupów. Pociski czasem wpadały do chatki, głównie jednak uderzały w grube ściany utwardzone przed bitwą. Nagle zobaczył lecący granat. Cofnął się i odbił go kolbą kałacha. Granat poleciał na zewnątrz. Po chwili w efektownej eksplozji rozwalił siedmiu kudłatowców. – Kurwa chuje napierdalają granatami! Niech kilku łowców otworzy klapę na górze i też zacznie rzucać! Macie ich rozjebać!!! – wydzierał się. Gdy usłyszał służbistyczne ”TAK JEST!!” zaczął dalej strzelać. Gdy amunicja się skończyła błyskawicznie przeładował.
– AAARRGHHH!!!! – wydarł się łowca oddelegowany do granatów. Po chwili z góry spadło ciało.
– JUREEEK!!! – krzyknął trzeci-To wy macie imiona? – zainteresował się przeładowujący UZI Prosiaczek.
– STRZEEEELAAAAAJ NIEEEE GAAAADAAAAJJJJ!!! – krzyczał Kłapouchy drżąc od wibracji CKM’u.
Nagle, tygrysek zauważył żołnierza odbezpieczającego granat. Przycelował uważnie i jednym strzałem zdjął granat, żołnierZza trzymającego i jego kilku kumpli.
– M O N S T E R K I L L!!! – powiedział z nieukrywaną satysfakcją.
– Majorze!!! – krzyknął drugi łowca spod klapki – Granaty się skończyły!
– To wracać do kałachów!!! – odkrzyknął Tygrysek. Nagle skończyła mu się amunicja. Gdy się rozejrzał stwierdził że nie ma żadnych zapasowych magazynków. – Dajcie kałacha Jurka! Amunicja mi się skończyła!
– Masz – powiedział Puchatek rzucając mu broń.
– Dzięki! – podziękował Tygrys wracając do bitwy..
– A! A! A! A! A! A! A! A! A! – wydał serię ostatnich okrzyków łowca.
– O kurwa! Rozpierdolili go! – powiedział Puchatek. Nagle poczuł przeszywający ból w ramieniiu. Krzyknął – ARGH! Dostałem! – i upadł na ziemię.
– Puchateeek!!! – powiedział Tygrys – Prosiak! Daj go do sekretnego tunelu!
– Tak jest! – odpowiedział Prosiak
– Czas wziąść sprawy w swoje ręce – powiedział Tygrys, wziął pare zapasowych granatów i podszedł do stanowiska granatowego.
Po chwili Kudłatowcy zostali zasypani gradem granatów. Szybko jednak się skończyły i Tygrys wrócił do kałacha. Dookoła latały pociski. Niektóre elementy zabezpieczeń zaczęły się rozsypywać. Nagle tygrys zobaczył coś… interesującego… był to mały czołg! Celował w okienko MG-42. – Prosiak! Otwórz okno za Kłapouchym! – po otrarciu okna – Kłapouchy! na ziemie… JUŻ!!!
– AAAAA!!! – krzyknął Kłapouchy rzucając się na ziemię. Miejsce, gdzie stał kłapouchy, przeszył pocisk czołgowy i wyleciał za chatką – Stary, jak na to wpadłeś?! – krzyknął zdziwony.
– Nie pierdol! Napierdalaj! – odkrzyknął Tygrys. – Kłapouchy! Skoncentruj ogień na czołgu!
– Kapitanie! Kończy się amunicja!
– Oł fak! Wszyscy do tunelu!!! Odwrót!!! Kłapouchy pamiętaj o ckm’ie!!!
– Tak jest!!! – powiedział i nie przestając strzelać podniósł karabin.
Tymczasem Tygrys sprawiał pozory obecności w budynku. W końcu, gdy się upewnił że nie ma już nikogo, sam wskoczył do środka. Zdziwił się że wzięli też ciała dwóch łowćów którzy stracili życie. W tunelu odpalił ładunki.
– Hehe! Rozpierdoli pół lasku! – powiedział spierdalając. Zegarek ustawił na minutę więc miał czas zamknąć grodzia przeciw ogniowe. Dołączył do reszty brygady i razem wyszli w miasteczku przez kanał ściekowy.
– Patrzcie jakie debile!!! Kudłatowcy nie zostawili straży w mieście! – Powiedział chętny do walki Prosiaczek. Był w takim stanie że mógłby rozjebać każdego żołnierza z armii Kudłatego.
– Jeszcze ci kurwa mało? – spytał Kłapouchy sapiąc ze zmęczenia – to ponieś CKM! Musimy oddać go…
– KAJEBUDUBOOOMM!!!! – Brygada usłyszała zajebisty wybuch i skierowała swe piękne oczęta w stronę lasku. Nagle, w miejscu gdzie stał domek domek Puchatka pojawił się wielki wybuch i zaczęły wszędzie padać ludzkie szczątki tudzież resztki broni i kawałki drzew.
– No, tośmy ich rozjebali. Proponuję tam pójść i wykończyć niedobitki. – zaproponował Tygrys
– Dobra – zgodził się Prosiaczek
– Ale najpierw podrzućcie mnie do pana Sowy bo wykituję – wystękał Puchatek
– Nie. Lepiej niech dwóch łowców zaniesie cię do sowy a my skoczymy na pobojowisko.
– Ok tylko gazem.
– A poza tym nic ci nie jest. To tylko rana postrzałowa w ramię.
– Taaak? To może cię strzelę w ramię? Zobaczysz co to znaczy oberwać.
– Wiecie co łowcy? Zanieście go bo majaczy. Ok. Cum on gujs.
Gdy doszli do pobojowiska uderzył ich widok wielkiej płytkiej dziury (to nie był jeden ładunek tylko cała siatka). Wszędzie była krew i resztki ludzi którzy zostali rozerwani.
– Wooohooo!!! Ale mieli rozrywkę. – powiedział Tygrys – O! A tu są resztki czołgu.
– No… raczej nikt nie przeżył.
– Taa… spadamy do Sowy. Zobaczymy jak se radzi z Puchatkiem.
Po jakimś czasie dotarli do domku na drzewie. Puchatek leżał na stole zabiegowym, Sowa mu wyciągał… kulę z ramienia (:-))
– Masz szczęście – powiedział – mogło się skończyć zdecydowanie gorzej.
– Na przykład? – spytał niepewnie prosiaczek
– Niewiele brakowało a by kula przebiła aortę. Wykrwawiłby się w parę sekund. – odpowiedział mądrze sowa.
– Super. – mruknął Prosiaczek.
– No cóż, muszę jednak wam pogratulować. Kudłatowców było o wiele więcej niż was. – rzekł z uznaniem – Jak wy to zrobiliście?
– Przyleciały ufoki i rozpierdoliły armię. Zdążyliśmy zwiać… hehe.
– Ech… chyba się nie dowiem. – powiedział Sowa. Po chwili dodał – No, ten już załatwiony. jeszcze ktoś ranny?
– Nie. Masz jakąś kasę? – spytał Prosiak
– Może. a co?-A bo wyjmij ją.
– A to czemu?
– A bo dawno nie piłem.
– A co to ma wspólnego ze mną?
– A to że jak nie dasz odstrzele ci łeb
– A… ale ja wam pomogłem…
– A to masz pecha. Dawaj kase!!
– Dobra dobra. Macie
– No, to do Babajagi.
– A ja? – spytał Puchatek
– Gdzie dostałeś? W rękę czy w jaja?
– W rękę.
– No więc kurwa możesz chodzić. Idziemy.
W drodze rozwiązała się pogawędka:
– Ale co kurwa z moim domkiem? – zaczął biadolić Puchatek – To od was go mam.
– No i ja ci go rozjebałem – powiedział Tygrysek – Jest po równo.
– No ale co ja teraz zrobie? – biadolił dalej puch-men – Gdzie ja będę mieszkał?
– Stary, przecież co i rusz mamy jakąś impre. – powiedział Kłapouchy – Będziesz prowadził koczowniczy tryb życia.
– Hmm racja. Aha-bym zapomniał. Łowcy. Macie zanieść Wanii CKM. Podziękujcie ładnie. Jakby Wania nie dostał broni skończycie jak… jak…
– Jak chatka puchatka – wyręczył go Tygrysek. – Więc lepiej niech wszystko pójdzie dobrze.
– Tak jest dowódco – wyprostował sie służbiście piąty i obydwaj poszli zanieść spluwe.Reszta brygady poszła dalej do Babajagi. Po zakupie sporej ilości win ruszyli do ostatniej ocalałej meliny – do domku Prosiaczka. Pozostałe zostały zniszczone w mniej lub bardziej wymyślny sposób. Odbyła się super-zajebista balanga. Wszyscy świętowali zwycięstwo nad Kudłatym. Po czterech dniach każdy poszedł odbudować, lub zreperować swój domek.
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ SIÓDMEJ
Po naprawie domków brygada zebrała resztki kasy i kupiła wino. Po tym urządzili impre u Krzysia. Po niej wszyscy posnęli. Nagle Obudził Się Kubuś.
-Kuuurwaaa!!!! – wrzasnął Kubuś – Czemu mnie tak łeb napierdala?!?!
Obudzony tym okrzykiem Królik wymamrotał
-Bo sie kurwa drzesz jak popierdolony.
-Co kurwa ciotopało, chcesz w tubę(tm)?
-Mleche! Kurwa spity jesteś i sie rzucasz do wszystkiego co sie rusza! Weź sie uspokój, posiedź sobie, łyknij mleka…
-Królik kurwa ty sie ode mnie odpierdol!!!
Ta wymiana zdań obudziła Tygrysa, Prosiaczka i Kłapouchego. Pierwszy próbował ich uspokoić Tygrysek
-Ey! Chopacky!!! Nas wszystkich łep napierdala i lepiej abyście sie uspokoili!
Sytuacje wykorzystał Królik
-No to co? Mleczka?
Na to poirytował się Prosiak
-Weź sie kurwa zamknij z tym mlekiem, ok? Wkurwiasz mnie wiesz?
-Dobra, dobra… Tylko chciałem powiedzieć że…
-KRÓLIK! SIARAP!!! – Wydarli się wszyscy. Poskutkowało. Królik spuścił głowę i poczłapał do kuchni mamrotając
-A ja się mleka napije…
Po tym nastąpiła chwila spokoju. Królik wypił 2 kartoniki mleka i zaczął pobekiwać w rytm hymnu UE. Pozostali gdy to zobaczyli (i usłyszeli) rzucili się do kuchni. Wypili pozostałe 5 kartoników. Pierwszy rytm złapał Tygrys. Pięknie wybekał „OOps I lost it again” (piosenka o narkomanie który upuścił dragi do kibla i przypadkiem spuścił wodę). Następnie wybekany został motyw z filmu „Milczący klozet” by Kłapouchy. Gdy Kuba to usłyszał powiedział że brzmi zbyt podobnie do „Milczenia owiec” i odbekał „Marsz Imperialny” Johna Williamsa. Jak skończył wszyscy usłyszeli coś na dźwięk „Teksańskiej masakry penisem łańcuchowym” (czegoż to ci japońce nie wymyślą). Gdy wszyscy skończyli Kuba postanowił że koncert należy zakończyć jakimś ładnym finałem. Od wspólnego beknięcia sufit popękał. Po chwili kłapouchy stwierdził
-No, panowie ale ja bym się kurwa podupczył.
-Tjaaa… najlepiej z Britney Spears! – złapał klimat Tygrys
-Chyba cie pojebało! Z tą ździrą??? – Nie mógł w to uwierzyć Prosiaczek
-Ty kurwa sie zamknij bo ci chuja urwe! To moja miłość!!!
-Serio? To może ją porwiemy? – zaproponował Puchatek – Ździra nieprzeciętna, ale poruchać to mi się chce. Przeżyłem Marzenę z Kalafiuta to i Spirsówę przeżyję.
-Niezły pomysł ale to chyba niemożliwe. – Powiedział Tygrys – Jak chcesz to zrobić?
-Normalnie! Rozjebimy ochronę i porwiemy ją z hotelu. Nie będzie ciężko.
-Faktycznie. Kałachy wystarczą. Trzeba tylko dokupić amunicję u Wani bo się skończyła ostatnio.
-Nooo… tylko skąd kasa na podróż do ameryki?
-Jaka kasa? Ona ma za tydzień turnie po Europie. Uda się.
-A w tydzień skompletujemy sprzęt. Do roboty.
-Tjaaa. Do roboty. Nie traćmy czasy.
I wyszli. Napjerw udali się do BabaJagi(tm).
-Joł BabaJagi!!! – wrzasnął Tygrys wchodząc do środka – Dawaj Wina!!!
-Co tak ostro? Już idę. A kabonę macie?
-No niezbyt. – powiedział ze smutkiem Prosiaczek – Ale bedzie później.
-Później znaczy kiedy?
-Za tydzień. Albo dwa…
-Oooo nie ma mowy. – stanowczo przerwała mu BabaJaga(tm) – Za dużo win wzieliście na kreche.
-A w łeb byś nie chciała? – wymruczał poirytowany tą sytuacją Kłapouchy
-Co ty kurwa do mnie fikasz? – Spytała. Nagle znalazła się na podłodze – Aaa… panowie z bejzbolami… już podaję towar.
-NO! I tak kurwa ma być! – wszedł Królik
-To ile win panwie życzą? – spytała potulnie
-10. Zapierdalamy do stolycy. – powiedział z dumą Puchatek
-A na chuj?
-Nie twój interes. Jedziemy za tydzień.
-Macie 15 i gadajcie po co tam jedziecie.
-No dobra. Mamy zamiar porwać Britney Spears – Wyjaśnił Puchatek i zwymiotował na podłogę – Tygrys by se poruchał.
-OOOooooo!!!! Szczytny cel!!! Macie tu na droge jeszcze trzy flachy. Powodzenia.
-Dzięki. Zawsze wiedziałem że jesteś spoko gościówa.
-Tjaaa… – Powiedziała i zamyśliła się – Wiecie… jakby co to mogę wam załatwić sprzęcior. W tym auta.
-Zajebiście! – ucieszył się Prosiaczek – Jakie?
-Mój kuzyn jest byłym antyterrorystą. Założył tajną grupę do zadań specjalnych. Ma parę merców może wam pożyczy. -No to masz komóreczkę i dzwoń! – powiedzał dając kradzioną komórkę Nokia 3210 z kartą Heyah (Nokia i Era nie sponsorowały tekstu)
-No i spytaj – dodał puchatek – czy ma jakiś sprzęt. Przyda się.
-Oki. – Powiedział biorąc mobila. Wycisnęła odpowiednie cyfry i po chwili zaczęła – No siemka ziomal! Paru moich stałych klientów planuje nielegal. Potrzebują wóz i troche sprzętu. Załatwisz im?… pięciu… włamanie i porwanie w strefie 0… fajnie to przyjeżdżaj… jak to gdzie, u mnie w sklepiku… no fajnie. – Zakończyła i oddała mobila – Zaraz przyjedzie.
W oczekaniu na kuzyna BabaJagi ekipa wyładowała alkohol. Po około 10 minutach przyjechało 15 Mercedesów klasy S600 w kolorze czarnym, z przyciemnianymi szybami, półmetrowymi spojlerami i fantazyjnymi progami prawie do ziemi. 14 ustawiło się w mniej więcej okręgu po 7 z każdej strony. ostatni 15-sty przejechał przez środek tuż pod nosami ekipy. Zatrzymał się przed Babajagą. Wyszedł z niego 2-metrowy drab w czarnym garniturze. Z pozostałych też wyszli garniturowcy.
Dowódca podszedł i przywiatał się po rapersku (żółwik) i powiedział
-Siemka kuzynka. To ci?
-Tak. Co masz dla nich?
-Trzy niepotrzebne aktualnie merce i sprzęt. 5 karabinków mp5 z tłumikami, troche amunicji, flesze, czyli granaty świetlne, pięc noktowizorów, paralizator na cel, lateksowe ubrania maskujące, wykrywacz ruchu i bicia serca, nóż wojskowy i kamerę termowizyjną. Wystarczy?
-Myślę że tak. Co o tym sądzicie, chłopaki? – spytała powoli się obracając. Cała ekipa stała oszołomiona przecierając szeroko oczy.
-J-jas-sne. Jak się to obsługuje? – spytał Puchatek
-Macie instrukcję obsługi. – powiedział podając niewielką książeczkę – Tam jest wszystko.
-Oki. – powiedział Puchatek
-Kiedy ruszacie? – spytał były antyterrorysta
-Za tydzień. – rzucił Królik podziwiając sprzęt
-To dobrze. Macie czas się nauczyć obsługi.
-Fakt. Jakie bryki dostaniemy?
-Te trzy Merce. – powiedział facet pokazując trzy, pirwsze z brzegu, auta. Gdy „właściciele” zobaczyli ten ruch ręki, odeszli od pojazdów.
-Zajebocha! To idziemy poznać sprzęcior – powiedział Tygrys z zapałem
-Powodzenia. I mam jeszcze małą prośbę. Macie tu kilka naklejek. porozklejajcie je tu i tam. A najlepiej tam…
-Co to?
-Moja reklama… – powiedział z uśmiechem
-Oki dawaj.
-No to nara.
-Nara. – Powiedział Puchatek i zaczęli obserwować jak kawalkada, uszczuplona o 3 bryki, rusza w stronę „out_of_the_forest”. Gdy zniknęli z pola widzenia Tygrys zaczął
-No to co? Idziemy?
-Jasne. Mamy tydzień na naukę. – powiedział Puchatek pokazując mu książeczkę grubości książki telefonicznej
-Może zdążymy. – powiedział prosiaczek, wsiedli do aut i pojechali. Jak byli jakieś dwieście metrów od miejsca spotkania, BabaJaga powiedziała do siebie
-Ciekawe czy im się uda… No cóż, takich rzeczy to nawet autor nie wie…
M
I
N
Ą
Ł
T
Y
D
Z
I
E
Ń
Puchatek rzucił książkę i rozejrzał się po mieszkaniu. Tygrys testował mp5, Prosiaczek sprawdzał czy kamera termowizyjna ma baterie, Królik dostosowywał noktowizor do rozmiarów (małej) głowy a kłapouchy przymierzał strój lateksowy. Wszyscy się już dostatecznie obeznali z wyposarzeniem. Zerknął na zegarek. 16:21. Za parę minut powinni wyruszyć. Miał nadzieję że auta mają wystarczająco benzyny. Na wszelki wypadek nigdzie nie jeździli. Najwyższy czas ubierać się. Postanowił wszystkich zmobilizować. Krzyknął
-Do odjazdu 10 minut!! Szykować się!!
-Oki. – powiedział Tygrys – rzućcie mi mój lateks.
-Łap! – rzucił Kłapouchy.
Po 5 minutach wszyscy byli gotowi. Wszyscy czyli:
Puchatek – MP5SD, Lateks, Noktowizor, Kałach
Tygrys – MP5SD, Lateks, Noktowizor, Paralizator
Kłapouchy – MP5SD, Lateks, Noktowizor, Wykrywacz ruchu i bicia serca, Obrzyn
Prosiaczek – MP5SD, Lateks, Noktowizor, Uzi, Flesze
Królik – MP5SD, Lateks, Noktowizor, Nóż, Kamera termowizyjna
-No kurwa panowie czuję się zajebiście z was dumny – uniusł się puchatek – godzina 16:29. idziemy.
Poszli. Podczas wsiadania do aut przyszła Baba Jaga z 3 skrzynkami.
-Macie. Przyda wam się. – powiedziała
-Oooo! 30 butelek wina! – ucieszył się Puchatek – Dzięki, kurwa, dzięki! Masz rację, przyda się.
-Na koszt firmy. Powodzenia.
-Dzięki. Możemy jechać? – spytał Prosiaczek
-Tak. Ładować się do aut. Ja – powiedział Puchatek – jadę pierwszym, drugim Tygrys i Królik a trzecim Kłapouchy i Prosiaczek.
-No, to spierdalamy.
Po paru minutach zapierdalali ostro do wawy. Widok był imponujący – trzy auta, pięknie podkręcone, zapierdalają po ulicy zgrabnie wymijając samochody. Było kwestią czasu ich spotkanie z policją. Dyskoteka usiadła im na ogonie po 50 km. Puchatek spoglądał w lusterko. Rozejrzał się po kokpicie poszukując czegoś co mogłoby mu pomóc. Znalazł przycisk z narysowaną tylną szybą. Wcisnął go i zobaczył otwierającą się tylną szybę.
-Tiger! Kłapouchy! – powiedział do wbudowanej radjostacji – Wciśnijcie trzeci przycisk od lewej i niech Królik i Prosiak rozwalą tych (HWDP) policjantów!
-Oki! – powiedzieli i po chwili z jednego auta posypał się grad pocisków. Drugi zaczął obficie dymić
-Tiger ty kretynie! Od LEWEJ a nie od PRAWEJ!!! Wyłącz zasłonę dymną!!!
-Sorrki! – powiedział Tygrysek – Już się robi – dodał. Po chwili jego auto przestało dymić. Też pojawił się gradzik pocisków. Nie minęło dużo czasu jak auto policyjne eksplodowało – YEEEEAAACHHH!!!! Dis is it!!!!
-Jest!!! Oki, zamykać okna.
-Puchatku? Ile jeszcze? – włączył się Prosiaczek przez radiostację w aucie Kłapouchego
-Ze 100 kilo.
-No to jeszcze troche potrwa. – powiedział i rozejrzał się – Przychajcaliśmy psa. Swąd palonej sierści może ściągnąć całą sforę. – zauważył – To może nam przeszkodzić – dodał
-Spoko. Bedzie dobrze.
-Mam nadzieję.
Przejechali 100 kilometrów. 5 kilometrów wcześniej wjechali do miasta. Pojechali do centrum. Była 17 a dojazd zajął im kolejne 30 min. Jest dobiero jesień więc jest dość jasno. Postanowili zaczekać pod budynkiem. Gdy parkowali Puchatek spojrzał na wskaźnik poziomu paliwa
-Panowie!!! Paliwo mi się kończy! Jedziemy na stację! A ile wy macie?
-Na dole. Ni chuja, musimy jechać – powiedział Tygrys
-U mnie też. – rzucił Kłapouchy – To jaka stacja?
-Najdalsza. Po drodze musimy zajebać trochę kabony.
-Oki. – powiedział Tygrysek
-Panowie mam pomysł – rzucił prosiaczek na kanale klapouchego
-Jaki?
-Pojedziemy na obrzeża i obrabujemy jakiś malutki sklepik. Wymordujemy załogę i zapierdalamy na stację na drugim końcu miasta. Co wy na to?
-Wchodzę. – powiedział Puchatek – Jedziemy
I trzy samochody ruszyły z piskiem opon. Po 30 min. byli na obrzeżach. Zaczęli się rozglądać po okolicy. Pierwszy sklepik zauważył Prosiaczek
-Oooo! tam! – i wskazał sklepik 500 m za miastem. Podjechali pod drzwi. Zdjęli lateksy i specjalne oprzyrządowanie. Nie mogli się rzucać o oczy.
-Dobra. To jak to rozegramy? – spytał Puchatek
-Kurturalnie wejdziemy, wyjmiemy spluwy i zrbimy kill bill. – powiedział Prosiaczek
-Oki do roboty.
Weszli do środka. Rozejrzeli się. Nikogo nie było poza sprzedawcą.
-Dzień dobry. Czym mogę służyć? – spytał
-Chcieliśmy pana zabić – powiedział kulturalnie Królik
-Za co?! – spytał przerażony
-Za Britney! – powiedział Tygrys i władował mu cały magazynek. Tłumik zapewnił ciszę. – Oki. Prosiaczek, bierz kasę.
-Dobra – powiedział zdziwiony zachowaniem Tygryska. Podszedł do kasy – Fajnie, parenaście banknotów 200zł, trochę więcej setek, cała masa pozostałych i w chuj monet.
-Fajno. Jedziemy. – powiedział Puchatek i poszli do aut. Tygrys po drodze obrócił karteczkę z napisem otwarte na zamknięte. Miał nadzieję że nikt nie będzie chciał tego zweryfikować.
-Tygrys!!! Jedziemy!!! – krzyknął za nim Kłapouchy
-Idę tylko nas zabezpieczałem – powiedział i udał się do auta.
Ruszyli. Dojazd na drugi koniec miasta zajął im prawie godzinę. Przez kolejne pół szukali stacji. Zakup paliwa do pełna + parę kanistrów trwał pięć minut. Jeszcze im zostało na następne wina. Godzina: 18:00. Jadą do „bazy”. Coraz więcej ludzi. Muszą wejść do hotelu. Tygrysek dość trzeźwo zauwarzył, że to nie za bardzo możliwe ze względu na ochronę. Po przeszukaniu aut (przeszukanie zaczęło się i skończyło na schowku) znaleźli 5 fałszywych legitymacji agencji ochroniarskiej. Nareszcie mogli wejść. Przy bramie pokazali legi i weszli do środka. Znaleźli drzwi pokoju w którym ma nocować Britney. Ulokowali się w odpowiednich miejscach i czekali. W/g planu tournee, gwiazda miała o 18.35 przyjechać i dać mały koncert. O 24 miała wrócić i pójść spać. Wtedy zaatakują. Zaczęli czekać. Czas się dłużył. Koncercina była niedaleko, więc wszystko słyszeli. Tygrysek rytmicznie ruszał głową w tył i przód. Minuty mijały. W końcu wybiła 24. Po chwili przyszła gwiazda. Byli dobrze ukryci, a spirsówa nawet nie zapaliła światła. Puchatek z niepokojem spojrzał na Tygryska. Ten nie mógł się już powstrzymać. Na jego lateksie widać było uwypuklenie w strefie Międzynóg. Wcześniej ustalili, że zaatakują po półgodzinie od jej przyjścia. W końcu Tygrys nie wytrzymał. Przywalił jej wiązkę z paralizatora. Nawet nie zdążyła krzyknąć.
-Co ci odpierdoliło?! – wyszeptał Puchatek – mieliśmy czekać!
-Spierdalamy bo zaraz chuj mi lateks rozerwie! – odszepnął.
-Ale jak?! – wtrącił się prosiaczek
-On ma rację – zauwarzył Kłapouchy – Korytarz jest pod ochroną.
-Cóż trudno. To tu poczekamy. Spadamy o 1.30. – zawyrokował Puchatek
1.00
-Panowie, napiłbym się. – powiedział Prosiaczek
-Wytrzymaj do wpółdo drugiej. W aucie mamy flachy, napijemy się. – podniósł go na duchu puchatek
1.15
-Panowie, kurwa, napiłbym się!
-Spoko, jeszcze tylko 15 minut.
1.30
-Oki, idziemy. Tygrys i Kłapouchy biorą Britney. – zawyrokował.
-Chłopaki! – przeraził się prosiaczek – Na zewnątrz są straże! Pali się światło!
-Kłapouchy, Królik rozejrzyjcie się za pomocą specjalistycznych kamer czy nikogo nie ma. – powiedział Puchatek
-Pod samymi drzwiami nikogo nie ma, ale dalej jest parę grup. – powiedział po sprawdzeniu korytarza Kłapouchy
-Dobra, poradzimy sobie. Prosiaczek, otwórz z rozmachem i hałasem drzwi i wyrzuć granat. – komenderował – Potem wyjdź i zabijaj tych co są na korytarzu. Idziesz przodem, ja obok Tygrysa i Kłapouchego a tyły osłania Królik. ruchamy… e… ruszamy na trzy. Raz… dwa… TRZY!!!
Prosiaczek trzasnął drzwiami, rzucił granat (odwrócili się) wyskoczył, ostrzelał oba końce korytarza. Cała ekipa rzuciła się do wyjścia. Potem poszli na schody eksterminując wszystkich po drodze. Czasem Królik puścił serię na tyły. Po kolei wykonali szybki reload i biegną dalej. Tygrys próbuje strzelać, Kłapouchy też ale im nie wychodzi. Skoncentrowali się na niesieniu. Na schodach opór był niewielki. Pod drzwiami było stosunkowo dużo strażników, ale prosiaczek miał łeb na karku. Rzucił flesza.
-Fire on the hole! – krzyknął
Oślepionych strażników nie byuło trudno pokonać. Pod drzwiami kolejnych paru frajerów. Po eliminacji ich wskoczyli do aut. Puścili się pędem. Puchatek sam powoli popijał wino z tryumfalnym wzrokiem. W drugim aucie Prosiaczek nerwowo popijał resztki aperitifa. W trzecim samochodzie Kłapouchy co chwilę pił większą dawkę zerkając w lusterko na tygrysa który z miną niemowlaka któremu się mleko pokazuje patrzył na sparaliżowaną (tymczasowo) Britney. W końcu osioł się odezwał
-Ty stary jak tak chcesz to se ją bzyknij.
-No co ty, pojebało cię? – oburzył się tygrysek – Tak to ja sę mogę bzyknąć jakiegoś trupa. W chacie se ją porucham.
-Twój wybór. Ja tam bym nie zwlekał – rzucił kłapouchy i wrócił do prowadzenia
-Heh… ja się chcę delektować tą chwilą… a im dłużej czekam tym potem radość będzie większa…
-Oki. Niech ci będzie. Ja się skupię na prowadzeniu. – powiedział kłapouchy i wrócił do przerwanego zajęcia.
W końcu, ok. 5 rano dojechali do domu. Związali nowy nabytek i wrzucili do szafy. Puchatek zaproponował, aby prosiaczek ją popilnował a sami pojadą oddać sprzęt. Nikt nie oponował więc ruszyli do Babajagi.
-Joł Babajagi! Mamy sprzęt. – krzyknął Tygrys. Po chwili wyszła
-Fajnie. Zostawcie i spierdalajcie.
-Dobra. Nara.
-Nara.
I poszli. Gdy doszli do domu Puchatek zapytał
-To w jakiej kolejności ruchamy?
-Tygrysek, prosiaczek, ja , ty i Królik – powiedział Kłapouchy
-Dobra.
Weszli. Tam Prosiaczek siedział na fotelu. obok na drugim fotelu szamotała się jak ryba w sieci Britney Spears.
-I co? Jak tam? – spytał spokojnie Puchatek
-Obudziła się przed chwilą. – odpowiedział Prosiaczek – Jak widać – dodał
-Dobra. To jak to zrobimy? Tak się rzuca że nic nie da się zrobić.
-Czterech trzyma, jeden dyma.
-Dobra. To kto na pierwszy ogień? – spytał Tygrysek
-Ty. Chłopaki, trzymamy.
-Ey!!!! Ona jest dziewicą!!! – Krzyknął Tygrysek gdy polizał sami_wiecie_co.
-No co ty? Ta puszczalska ździra? – zdziwił się Puchatek
-Dobra, pierdol ją!!! – powiedział zniecierpliwiony Prosiaczek
-OKI!!! – krzyknął Tygrysek i wyjął pałę. Gdy jej wsadził popłynęła krew.
-AŁAAA!!! – wydarła się Britney
-Faktycznie! Jej pierwszy raz! – powiedział Puchatek – Zapierdalaj!!
-Jeee! – powiedział Tygrysek zapierdalając gwiazdę z prędkością nadświetlną
-OOOOHHH!!!! – krzyknęła znowu.
Zapierdalali ją po kolei wszyscy. Gdy ostatni skończył była zakrwawiona i wykończona.
-Chłopaaki! To trzeba jakoś skończyć!!! Na trzy strzelamy białym! – zaproponował puchatek – Uwaga!!! Trzy! I Spears została w 3 sek. ospermowana.
-No dobra. Była spox impra, ale co z tym czymś teraz zrobimy? – Spytał Kłapouchy
-Wyjebać ją za drzwi bo zapaskudzi całe mieszkanie – powiedział ze śmiechem Tygrysek.
-Nie no ale serio pytam. Co dalej?
-Zwiążmy ją i do szafy na później. – powiedział Tygrys
-Nie bo zgnije.
-Wrzućmy ją do wisły. – zaproponował Puchatek
-Nie ma tu wisły. Mam pomysł! – powiedział Prosiaczek i wyszedł dodając – Poczekajcie.
Wrócił po półgodzinie z jakimś kolesiem.
-I co? Wierzysz? Jak chcesz dalej kupić to cena wynosi 2 000zł.
-No co ty? Nie chce mi się jej myć – powiedział i wyszedł.
-Kurwa. – powiedział prosiaczek.
-Ty miałeś niezły pomysł ale nie wypalił – powiedział Puchatek – Mam lepszy – dodał wyciągają nokię – Halo? Burde… to znaczy agencja towarzyska „Pod laskami”?… Moge wam sprzedać fajną laske ale trzeba ją umyć… bierzecie?…. Fajnie. Wpadnijcie, ustalimy cenę. – zakończył rozmowę. – Zaraz przyjadą. Pamiętajcie, ta cena którą podali plus… powiedzmy 2 000.
-Dobra. – powiedział Prosiaczek. Przyjechali po 5 minutach.
=KNACK KNACK= zapukali.
-Prosze wejść! – rzucił Królik.
Weszli
-To ta laska? – spytali wskazując na zakrwawione i ospermowane ciało leżące na brzuchu – damy wam 1 000.
-COOO? Wiecie kto to jest? – spytał Tygrys podnosząć głowę Britney Spears.
-O kurwa! Damy 5 000!
-7000! albo spierdalajcie
-Oki! – powiedział jeden z nich – Zenek, ti bieri laska do auto.
-Da – powiedział Zenek i zabrał się za przenoszenie nowego nabytku.
-Macie kase – powiedział pierwszy wyjmując kasę – 7 000 (słownie siedem tysięcy). Było miło, ale musimy spierdalać.
-Nara! My też spierdalamy – powiedział ze śmiechem Tygrys biorąc 35 banknotów 200 złotowych – No panowie – Rzekł gdy burdelowcy wyszli – DO BABAJAGI!!!
-DO BABAJAGI!!!!! – krzyknęli aż burdelowcy przyspieszyli. Rzucili się do drzwi-i tam się zaklinowali
-Ep! Panowie! Coś tu kurwa nie gra!
-Faktycznie! Czemu nie możemy jednocześnie przejść przez drzwi?
-Nie wiem. Zastanówmy się. – powiedział Prosiaczek. Minęła godzina.
-Wiem! – krzyknął Kłapouchy – Spróbujmy przejść po kolei!
-Racja! – powiedziali wszyscy. W końcu wyszli i doszli do babajagi. Wyszła im na spotkanie
-Panowie, kuzyn dzwonił. Macie mu dać 2 000 za wypożyczenie sprzętu, benzynę, amunicję…
-Dość!!! Masz kurwa kasę i dawaj wina za 5 000! – krzyknął wkurwiony Kłapouchy dając 7 000.
-Oki – powiedziała Babajaga, wzięła kasę i poszła do środka
-Macie tu 2 060 win i spierdalajcie!
-Nara! – powiedział Puchatek, wzięli wina i poszli na imprezę do pierwszego domu.
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ ÓSMEJ
Kończyła się właśnie kolejna impreza. Póki jeszcze wszyscy śpią mam kilka minut aby przypomnieć co się wczoraj działo. Brygada wynajęła sporą ilość broni od byłego Antyterrorysty, tydzień się szkoliła i zarobiła 7000 zł, a to tylko dlatego, że Tygrysek chciał se podupczyć Britney Spears. No więc pojechali do wawy, zapierdolili ją i wrócili, a następnie przeruchali na cacy i sprzedali ją za 7000. Potem musieli zapłacić za wynajem wszystkiego i kosztowąło ich to 2000. Pozostałe 5 wydali, całkiem logicznie na alkochol. Po zakupie zaopatrzenia udali się do pierwszego domku by imprezować. Pierwszy domek jaki napotkali po drodze, domek Krzysia (Znowuu…) okazał się jednocześie ostatnim domkiem. I to właśnie tutaj bochaterowie libacji budzą sie w pogodnych nastr…
– DOŚC KURWA! – poowiedział puchatek – przejdźmy do Historii, co?
– Spoko. Co dzisiaj kurwa robimy, bo mnie łeb napierdala, chyba mam kaca… – powiedział Tygrysek
– Dzięki bogu schowałem pod podłogą dwie zgrzewy… – dodał Królik i po chwili przyniósł dwie skrzynki heraklesa – O, wydawało mi się że chowałem dwie zgrzewki… nieważne. Pijmy, kurwa pijmy. – zakończył radośnie i cała brygada rzuciła się na napoje. Korki z butelek strielały, herakles się lał i było ogólnie tak wesoło, że było wesoło. Wszyscy w radości popijali winko. Nagle, Puchatek podszedł do Prosiaczka i przypierdolił mu prawy prosty w ryja. Prosiacze, jako że istotka mała i lekka (z wielkim kutasem), poleciał i przypierdolił się był o ścianę. Wszyscy obserwowali ze strachem całe zdarzenie i zastanawiali się kto będzie następny. Puchatek popatrzył na nich. Pierwszy odezwał się prosiaczek.
– Ale jaazdaa panowie widze Motylki z listkami Ganji zamiast skrzydełek…
– Ty stary za co mu przyjebałeś? – spytał nmajodważniejszy – Kłaouchy.
– A jakoś tak za pięknie kurwa było… – powiedział puchatek po czym wszyscy rzucili się na wszystkich. Uderzenie puchatka zapoczątkowało reakcję łańcuchową, w wyniku której wszyscy zaczęli się napierdalać. Potłuczone szkło z butelek fruwało po całym pomieszczeniu. Kawałki belek i cegieł też. Nagle z całej bójki wypełzł bokiem Królik. Popatrzył na potłuczoną butelkę którą trzymał za szyjkę
– No i szlag trafił kaucję… – wypowiedź tą zakończyła cegła, która leciała z dużą szybkością i trafiła go w czachę. Ten, padł nieprzytomny na ziemię. A tymczasem reszta napierdalała się w najlepsze. Wydawało się że nic już ich nie zatrzyma i ta bijatyka przenieie się na cały las skutkiem czegobędzie totalna dewastacja i eksterminacja lasku i ludności… Na szczęście Puchatek nagle oprzytomniał, dzięki czemu pojawią się jeszcze kiedyś następnme przygody.
– Ej, panowie, stop, kurwa, STOOP!!!! – na te słowa bójka zwolniła, a po chwili się zatrzymała. – co wam kurwa, mózgi wyssało? może weźmiemy broń i zrobiły komuś wbite_na_chate_gwałt_morderstwo_rabunek?!
– Co on tam pierdoli? – spytał Tygrysek
– LEPPER NA PREZYDENTA!!! – krzyknął Prosiaczek który jeszcze nie całkiem oprzytomniał.
Ten proces potrwa dłużej, gdyż gwałtowny cios bejzbola Kłapouchego, posłał Bekona do krainy Morfeusza. Czyli: zasnął.
– Słuchajcie, myślę że rozgrzewkę mamy już za sobą – powiedział Kłapouchy – Możemy zrobić „Coś”. Co będziemy siedzieć w tym pedalskim domklu. Chodźmy komuś… najebać…
– Dobrze gada, wina mu dać mu wina, Heraklesa. – powiedział Tygrysek. – To gdzie idziemy?
– Najpierw proponuję sprawdzić, czy mamy środki wystarczające na Zrobienie serii napadów. – powiedział Puchatek – Wszyscy do domków, zebrać to co macie i spotykamy się tu za jakieś [popatrzył na niedziałający zegarek] za chwilę. Do roboty
– A co ze śpiącymi fjutami? – spytał niepewnie Kłapouchy
– Idziemy bez nich. Nie da rady. – powiedział Puchatek
– Nie, no nie możemy robić misji we trójkę. – powiedział Tygrysek – pojejcie im mordy heraklesem to się zbudzą. – Jak powiedział tak zrobili.
Po krótkim wytłumaczeniu im tego co zaszło, wszyscy rozeszli się chwiejnym krokiem do domów. Nie minęła godzina gdy wszyscy byli w domku Puchatka, czujni, zwarci, gotowi, pijani, napaleni… no byli i czekali. Pierwszy odezwał się Puchatek.
– Panowie, ile czego mamy?
– Trzy karabiny AK-47, jeden UZI, jeden obrzyn. Ilość amunicji: 11 magazynków do kałaszy, 3 do UZI, 26 nabojów do obrzyna. – odpowiedział Królik, który jakiś czas wcześniej przeliczał amunicję – Na kilka napadów połączonych z dewastacją mienia i … ten… no… no gwałtami to może i starczy, ale tak czy owak jewsteśmy na krytycznym levelu. Jak ktoś nas zaatakuje to koniec. Musimy skołować hajs i kupić kolejne naboje. Co robimy?
Puchatek się zamyślił, zzieleniał, zżółkł, wrócił do poprzedniego koloru i powiedział:
– Musimy wpierdolić się komuś na chatę i zajebać trochę szmalu. Tylko tyle pozostaje. No bo kurwa skąd wytrzaśniemy hajs na naboje? Na wina?
– Dobra. No to kurwa ładujemy. – powiedział Tygrysek i wszyscy zabrali się za ładowanie broni.
Królik się zastanawiał z czym pójdzie, kałach jest dla niego za ciężki. Na szczęście Prosiaczek to zauważył i oddał mu swoje UZI. Jest silniejszy i z kałachem problemów nie będzie miał. Tygrysek i Puchatek załadowali kałachy i zawiesili je na plecach. przyczepili do klatki piersiowej pozostałe po trzy magazynki. Prosiaczek po załadowaniu Kałacha położył go sobie na ramionach że ten przechodził za głową, tak jak wielu żołnierzy nosi CKM, a magazynki przyczepił na przedramionach. Cała trójka, ci z kałachami, zawiązali sobie czerwone chustyy na głowach, takie jak Rambo. Kłapouchy przez weekend przemienił sobie obrzyna w ten sposób, że oudało mu się zamontować ogromny magazynek na 10 nabojów pod lufą, wyposażony w sprężynę aby mogła zapodawać naboje. Dorobił też takie fajne przesuwane coś jak w zwykłym shotgunie, aby szybko przeładowywał. Broń stała się stosunkowo ciężka, ale za to mordercza. Pozostałe 16 nabojów wetknął w specjalny pas na naboje do shotguna. Obrzyn teraz wyglądał jak taka fajna spluwa z UT, bo makazynek nie wyglądał jak ten w shotgunach tylko w karabinach. Królik zawiesił po załadowaniu UZI pod swoim prawym ramieniem. Magazynki na przedramienia.
– Chłopaky – powiedział Tygrysek – a jak się dostaniemy do pierwszego domu z takim zaopatrzeniem bez ściągania glin i niepotrzebnej uwagi?
– Eej, on ma rację… co teraz? Zdejmujemy? – spytał prosiaczek..
– Nie – odpowiedzial Puchatek – zajebiemy komuś brykę i pojedziemy w nocy.
– Możemy też założyć płaszcze, takie jak w Matrixie… – powiedział niepewnie królik…
– No możemy. A masz takie? – spytał Tygrysek
– Jest jeszcze jeden kłopot. Ta broń nie zmieści się pod paszczami. Zwłaszcza obrzyn Kłapouchego po Tuningu. – stwierdził mądrze Puchatek. – dobra, na chuj czekać do nocy, idziemy.
I poszli. Gdy doszli do domu proboszcza, który nie żyje od dawna… zauważyli jakiś samochód z przyciemnianymi szybami. Była to Mazda miata, MX-7. Czarna, ze spojlerami i progami tudzież zderzakami. Nikt nie wiedział skąd to się tam wzięło, ale wszyscy wiedzieli jedno – trza zapierdolić. Ale to nie było takie proste. Auta odpalane bez kluczyków mają to do siebie że działają dość niestabilnie. Udali się do domku by kupić (za trochę śrutu na mózg) kluczyki. Weszli. A tam…
– KURWA! – powiedział Puchatek na widok podstarzałego ksiedza posuwającego Krzysia który trzymał w ustach chuja pana Sowy. – Nie no kurwa jak tylko planujemy jakąś porządną akcję ten pedał się wpierdala…
– Wyrwę chwasta… kurwa wyrwę chwasta, kurwa WYRWĘ CHWASTA!!! – powiedział Kłapouchy i podszedł do księdza. Spojrzał mu głęboko w oczy, zakrzyknął „SAJONARA!” i serią 10 pocisków wyrwał mu głowę, ręce, nogi i resztę brzucha. Poi całym pomieszczeniu latały resztki księdza-pedała-pedofila. Krzyś, ze strachu, posrał się na ścianę, odległą o trzy metry. Kłapouchy zaczął ładować naboje. Ten moment wykorzystał Pan Sowa. Poderwał się do lotu i wyleciał przez dach wybijając wielką dziurę w suficie. Trzy serie z kałachów goniły go po niebie. Królik z uśmiechem podszedł do Krzycha. Wywalił mu serie z pół metra w twarz. Pół magazynka. Jeden nabój trafił. W nażelowane włosy. Reszta spudłowała. Połamane kawałki włosów spadły na ziemię. Krzysiu zemdlał ze strachu. Puchatek ze śmiechu… Królik:
– No coo!?! Słabo strzelam jeszcze…
– Hieh – powiedział Puchatek wstając z ziemi – poszukajmy kluczyków.
– Tu są – powiedział Tygrysek pokazują małą szafkę – Jedziemy?
– No jaasnee! – powiedział Prosiaczek i wszyscy wyszli.
Z trudem wcisnęli się do malutkiego autka. Tygrys za kierownicę. Ruszyli. Nie będę teraz przedstawiał szczegółów całej jazdy, powiem tylko że sporo zwierzątek straciło życie, a sam samochód stracił sporo ze swojego Image… w pewnym momencie zobaczyli w oddali wolno stojący domek. Puchatek:
– Zatrzymaj się pod tym domkiem.
– Oki, spoko – powiedział Tygrysek i pociągnął za drążek hamulca ręcznego który odnalazł po 15 minutach jazdy. Zrobił gwałtowny wślizg bokiem, przewrócił się, dachowanie jakies 100 metrów, Puchatek wyjął lufę kałacha i wbił w ziemię (podczas dachowania, w biegu) co spowodowało powrót na koła, wyrwanie długiego, ale niskiego płotka i wreszcie zatrzymanie się pod domkiem. Brygada, ostatkiem sił na drżących kolanach wytoczyła się z resztyek tego, co kiedyś nazywało się dumnie „Mazda miata MX-7 po Tuningu”. Załadowali broń (w pędzącym aucie było za mało miejsca) i wbili się do domku przez drzwi frontowe. Domek nie był duży, były dwa pokoje, kuchnia i kibel. w jednym z pokjoi siedziała na kanapie dwójka staruszków. Królik wszedł do pomieszczenia. Popatrzył chwilę na nich, oni na niego. Wyjął UZI i wystrzelał w nich całą resztę magazynka. Poobstrzelał tynk na ścianie. Staruszki padli na zawał. Ze śmiechu. Gdy ekipa to zobaczyła wybuchła śmiechem. Pierwszy odezwał się prosiaczek.
– Stary, ty lepiej to odłóż, bo se krzywde zrobisz… – po tych słowach przejechał bardzo celną serią po staruszkach, żeby się upewnić że nie wstaną. – okeej, przeszukujemy. – powiedział i zaczął przeszukiwać szafki. W sumie znaleźli 2 złote i 34 grosze.
– Nie no kurwa zaraz oszaleje! – powiedział tygrysek. Wyszedł rozwalając drzwi z kałacha. Wbił się do samochodu. Krzyknął – jedziecie?!
– No kurwa jasne! – zakrzyknęli wszyscy.
Weszli. Tygrysek przekręcił ze złowieszczym uśmieszkiem kluczyki w stacyjce. Silnik zawył. Wcisnął gaz trzymając hamulec. Przez parę sekund palił gumy po czym ruszył z piskiem opon. Samochód wyrwało. Po dachowaniu spojler ledwo wisiał. Teraz odpał. Razem z tylnym zderzakiem. Całą brygadę, poza Tygryskiem, wcisnęło w fotele. Kawałek dalej zachamował gwałtownie. Stał drugi dom. Tym razem prosto jechali, bo 200 metrów dalej, na prostej drodze, stał kolejny dom. Gdy auto stanęło, przednia szyba wypadła. Tygrysek zamaszyście otworzył drzwi. Odpadły… Reszta też wyszła.
– Panowie, poczekajcie. – powiedział Puchatek – teraz to zrobimy inaczej. Patrzcie tu są cztery okna. Każdy wchodzi, nie, wpada, innym. Ja drzwiami. Ruszamy na mój znak. – po tych słowach ustawili się przed oknami.
– JUŻ!!! – krzyknął Puchatek. Wywalił drzwi kolbą kałacha.
Tygrysek, Kłapouchy i Prosiaczek zgrabnie wskoczyli do budynku. Królik w locie potknął się o parapet. Wypierdolił mordą o ziemie. Zobaczył to Prosiaczek wskakujący innym oknem, ale do tego samego pokoju. Znowu wybuchnął śmiechem. Nagle zamarł. W pokoju nic nie było. Gołe ściany. W pozostałych też. Zebrali się w środkowym.
– Kurwa, zaraz mię szlak trafi! – powiedział Tygrysek.
Nagle spluwa Kłapouchego wypaliła w ziemie robiąc dziurę w podłodze.
– Ty stary, uwarzaj z tym ustrojstwem. Mogłeś kogoś zabić… – powiedział Prosiaczek gdy nagle zobaczył w pomieszczenie pod podłogą – Hej, tu coś jest! – powiedział i krótką serią z kałacha zrobił większą dziurę.
Prosiaczek, jako że najmniejszy, wskoczył do środka. A tam był jedynie mały pokoik ze stołem i drabinką przy ścianie. Gdyby strzelali kawałek dalej to mógłbym napisać że na suficie wisiała lampka, i któryś ją zapalił, ale lampka odpadła przy pierwszym strzale kłapouchego. Na stoliku leżała walizka. Prosiaczek złapał ją i płynnym skokiem wyskoczył na górę. Tam otworzył walizkę. W nij były paczki z dolarami. Po przeliczeniu 10000$. Wszyscy wyskoczyli radośnie. Wyszli z mieszkania. Wrzucili walizkę i broń z amunicją do bagażnika. Wsiedli do auta i ruszyli na piwną górkę. Gdy dojechali, wyszli. Tygrysek zakrzyknął:
– YO BABAJAGI!!! VENI VIDI WINO KURWA!!! WYJMUJ CO MASZ!!!Tymczasem babajaga w chatce się masturbowała. Gdy usłyszała krzyk, schowała pałę i wyszła.
– Czego kurwa?! – krzyknęła
– Dawaj wszystko co masz!!! – powiedział Prosiaczek.
– Popierdoliło was? mam 5000 butelek wina! Bedzie to kosztowało 21500 zł, a nie sądze żebyście tyle mieli.
– Dawaj, mamy dużo więcej. – powiedział Prosiaczek i wyjął walizkę – 5375 dolarów. Może być?
Babajaga zrobiła wielkie oczy.
– Może, dawaj. – powiedziała i przyniosła 125 skrzynek. Trochę jej to zajęło, podobnie jak odliczenie 5375 dolarów przez prosiaczka, biorąc pod uwagę że się trzy razy pomylił podczas obliczania…
W końcu, gdy transakcja została sfinalizowana, chłopaki zaczęli ustalać (P- Puchatek, K-Kłapouchy, T- Tygrysek, Kr – królik, Pr- prosiaczek B – Baba jaga)
P – I co teraz?
T – Trzeba z tym do domu
P – Ale jak? Za dużo żeby prewieźć autem
Pr – To może seriami?
K – Za długo. Trza coś wymyśleć.
T – To może wy nieście, a ja z Puchatkiem skoczymy po jakieś dupy na imprezę i amunicję do broni.
Pr – Cie pojebało?!
Kr – Wiesz ile to zajmie?!
B – Mogę wam daż trzy wózki na skrzynki
Pr – Cóż… chyba nie mamy wyboru.
Po tych słowach brygada poskładała się, zapakowała, i już mieli ruchać… e, ruszać gdy nagle Puchatek coś se przypomniał
– Panowie, nasza broń leży w bagażniku! Jak my dowieziemy amunicję?
– Na tylne siedzenie, ciemnoto, na tylne siedzenie. – powiedział Prosiaczek.
– Tak, a dziewczyny to chyba na dach… Nie ma co, broń i wyposarzenie zostawiamy o Babajagi. – powiedział wyciągając sprzęt i przekazując go Babajadze. – Masz, tylko niech kurwa coś mi stąd zniknie, to ty kurwa znikniesz lepiej niż sam kóperfild.
– Spox, u mnie wszystko jest bezpieczne. – powiedziała Babajaga przejmując wyposarzenie. Zaniosła je do chatki. Puchatek:
– Tylko pamiętaj: PRZELICZONE!!! Dobra panowie – zwrócił się do brygady – Jedziemy z tym koksem. – po tych słowach Puchatek z Tygryskiem zapakowali się do samochodów a reszta brygaady Ruszyła w stronę domku. Ponieważ od tej strony za ciekawie nie było, skupmy się na chłopakach w samochodzie. Jadą z dużą prędkością. Zbliżają się do stadionu. Podjeżdżają, wypatrują Wanię. Ostatnio Iwan dość często skacze po targu, trudno go wypatrzeć. Jadą tak i jadą, gdy nagle Puchatek dostrzegł dwie dziewczyny. Tygrysek dalej się rozglądał, natomiast Puchatek przyglądał im się badawczo. Nagle Puchatek:-Te, tygrysek, czy to nie te tranzystorki które nam Krzychu załatwił?
– Kurwa, gdzie? – Krzyknął Tygrysek rozglądając się na wszystkie strony. – O widze! Jedziemy tam! – powiedział i ruszył. Samochód miał przyciemniane szybi, więc nie byo problemu z podjechanie, tylko przednie nie było bo wypadła. Tak jak drzwi po lewej… Ale Tygrysek Tak podjechał, że dziewczyny mieli po prawej a jak podjeżdżał to stały tyłem i nie zauważyły go. Podjechał. W tym momencie zauważyły że stoi za nimi jakiś samochód. Puchatek przygotował bejzbola. Podeszły do drzwi. Puchatek nagle gwałtownie je otworzył. „Dziewczyny” Odleciały na nieznaczną odległość.Puchatek wyskoczył i przypierdolił pałą każdej po głowie. Zemdlały. Tygrysek pomógł mu wciągnąć je do auta. Pojechali do domku. Reszty jeszcze nie było, więc związali je i posadzili na fotelach. Postanowili zrobić chopakom surprajs więc przykryli je kocami. Po jakimś czasie przyszła reszta ekipy.
– Chopaky, mamy niespodziankę! – powiedział puchatek
–Taa? Jaką? – Spytał zasapany Kłapouchy
– Popatrzcie sami – powiedział Tygrysek i odsłonił dziewczyny. Królik, przez ostatnie przeżycia, zemdlał.
– O kurwa! – powiedział Prosiaczek. – GDZIE MOJE UZI?!?!?!
– Poradzimy sobie bez Uzi. – powiedział Puchatek wychodząc do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma nożami. – Obudźcie Królika.
Kłapouchy podszedł do Królika i polał mu twarz winem. Królik błyskawicznie wstał i wyrwał Puchatkowi nóż. Jak oszalały rzucił się na śpiące tranzystorki. Tygrysek go zatrzymał.
– Stóój, kurwa poczekaj aż się obudzą! – powiedział. Królik wkurwiony popatrzył na niego i odłożył nóż. Podszedł do skrzynek z winem i wziął jedno. Zaczął popijać z miną, której by się Rambo 3 przestraszył. Reszta brygady zrobiła to samo. Po jakimś czasie Tranzystorki zaczęły się budzić. Gdy się obie obudziły zaczęły krzyczeć. To znaczy gówno nie zaczęły, bo miały usta zakneblowane…
– To co, już mogę? – spytał Królik
– Tak. Ale poczekaj na mnie. – powiedział prosiaczek i wziął od Puchatka Nóż.
Tutaj następują drastyczne sceny. Jeśli nie masz skończonych 18 lat (a na pewno nie masz) nie czytaj dalej. Mianowicie: najpierw odcinają im kutasy, potem piersi, następnie wypisują różne ciekawe rzeczy nożami na plecach a potem sypią solą. Oczywiście wszystko to przy świetnym akompaniamencie dzikich wrzasków tranzystorków. Ogólnie niezła jazda. Na koniec Królik i Prosiak podżynają im gardła i zakopują w ogródku królika. Po tym wszystkim (tu już można czytać) Puchatek i Tygrys jadą kupić amunicję, wiozą samochód do blacharza, mechanika i lakiernika, tankują do pełna i porywają pierwsze lepsze 2 dziewczyny jakie spotykają na drodze. Następnie wiozą to wszystko do domku Królika i rozpoczyna się kolejna impreza. Tak więc chłopaki załatwili stary, niedokończony business, zdobyli fajną brykę i jeszcze zaczęli porządną imprezę. Kłapouchy też się czegoś dzisiaj nauczył. Że jak przerobisz obrzyna na super obrzyna to może potem sam wypalić. A to z kolei może zaowocować czyjąś śmiercią. Tutaj zginęły dwie ździry, jednak one na to zasługiwały. .
KONIEC CZĘŚCI CZTERDZIESTEJ DZIEWIĄTEJ
Po imprezie, która się rozpoczęła z powrotem brygady z akcji na centralnym, chopoki zaczęły się budzić. Pierwszy obudził się Kubuś.
-O kurwa, jak żyję czegoś takiego nie widziałem – powiedział i zaczął się rozglądać po mieszkaniu. Prosiaczek, Tygrysek i Kłapouchy siedzieli na… suficie! Królika nigdzie nie było widać. Puchatek zaczął się powoli rozglądać. Odkrył, że drzwi, stolik i meble też są ukierunkowane sufitnie.
Bo dogłęębnej analizie sytuacji, niezbyt bystry miś odkrył, że po prostu leży na wiatraku pod sufitem. To odkrycie spowodowało przypływ świadomości. Zaczynają wracać wspomnienia i takie tam. Przypomniał sobie, że na centralnym z tygryskiem spotkali ruska który miał 99,9% alkochol. Kupili go z 10 zeta. Mało tego było, malutka flaszeczka. Po powrocie postanowili przetestować. Pierwszego łyka wziął Kłapouchy. Padł na miejscu. Drugiego, i zarazem ostatniego wziął on, puchatek. Tak nim wtrząsło że znlazł się na suficie. Ponieważ reszta brygady nie widziała szczególnego sensu w zdejmowaniu go stamtąd, po prostu go tam zostawili, zarzucając czasem kolejne heraklesy. Teraz, kiedy alkochol się skończył Puchatek stwierdził że czas byłby po niego skoczyć. Ale jak skoro ostatni grosz wydali na bodykits do nowego auta?! „No to trzeba dziesione wyjebać. Ale ile zarobimy taką dziesioną?” Zastanawiał się miś. Może zastanawiałby się tak dłużej, ale nagłe pukanie wyrwało go z rozmyślań i zrzuciło z sufitu powodując pęknięcie kilku desek w podłodze. Pukanie powtórzyło się. Puchatek wstał, otrzepał się i podszedł do drzwi mamrocząc coś o skórwysynach i wypruwaniu flaków. Gdy po długich mękach i kilkakrotnym powtórzeniu pukania w końcu doszedł do drzwi, zobaczył… policjanta. I to policjanta z wyjątkowo pedalską mordą.
-DZIEŃ DOBRY OBYWTELU – zaczął policjant bardzo podniosłym głosem. – Jestem z posterunkowy Pedzio z oddziału antynarkotykowego komisariatu Policji w tej miesjscowości i zostałem tu przysłany żeby sprawdzić, czy nie przechowujecie tu czasem…
-STOP! – powiedział Puchatek – Kto jest twoim przełożonym?
-CPT Bright Fiddle
-KTO?!
-Kapitan Bystry Rydz, tumanie. No więc jestem z jego placówki i wysłali mnie żebym…Gwałtowna seria z UZI przerwała jego wypowiedź. Seria ta rozwaliła drzwi i zaplamiła mundur. Krwią właściciela. Martwe ciało Pedzia powoli osunęło się na ziemię. W środku pomieszczenia stał Prosiaczek z UZI wycelowanym w drzwi. Zdmuchnął strużkę dymu uwalniającą się z lufy.
-Hłe hłe wyrwałem psa, kurwa wyrwałem psa – powiedział z wielkim bananem na twarzy.
-Zajebiście stary. – powiedział Puchatek i wciągnął ciało do domku
-Yyy, stary, kurwa gdzie z tym syfem?! – spytał Prosiaczek przeładowując-Powiedział że z Polskiego DEA. Może ma jakąś działkę przy sobie?
-Ja pierdole, nie mogłeś go zrewidować na zewnątrz?!
-Eee… no mogłem, ale i tak za późno – powiedział puchatek z obrzydzeniem na tywarzy. – poczekaj chwile – dorzucił i poszedł do kuchni. Zgrabnymi ruchami omijał leżących na podłodze Tygryska i Kłapouchego, a w kuchni spokojnie przeszedł obok leżącego Królika. Po chwili wrócił z rękawiczkam gumowymi sięgającymi do ramion. Spojrzał na uśmieszek Prosiaczka.
– No, chyba kurwa nie myślałeś że będę się babrał we krwi pedzia bez zabezpieczeń… – powiedział i rozpoczął przeszukiwanie.
-Wiesz co stary – odezwał się prosiaczek – Bystry Rydz jak na razie mnie nie wkurwiał. Ale to, co nam teraz zrobił zakrawa na skandal! – powiedział mocno akcentując ostatni wyraz – Teraz to chuj mnie wkurwił że ja pierdole! Trza się tam wybrać i spuścić komuś wpierdol bo kurwa… kurwa… – mówił poważnie wkurwiony – normalnie jak go spotkam to mu tak zapierdole że… że… KURWA! Nawet wysłowić się przez niego nie mogę!
-Oooo! Popatrz co mam! – wykrzyknął uradowany Puchatek. Na stercie przedmiotów które znalazł położył sporą działkę amfy i kilka kartoników LSD. – Panowie, będzie jazda! – powiedział i zaczął oglądać rzeczy znalezione przy ciele Pedzia. A były to: prawo jazdy, policyjna legitymacja, portfel (pusty), pistolet (Beretta 92FS, pełny magazynek), dwa magazynki zapasowe, kajdanki i radiostację. Nagle usłyszał w radiostacji „…baza do pedzia…… pedzio zgłoś się………… pedzio powtarzam po raz…. ostatni zgłoś si………………………….pedzio kurwa co się tam………..dzieje?!?!”. Puchatek już miał zapierdolić radiem o ścianę kiedy prosiaczek go powstrzymał
-Stooop, kurwa frajerku jebany – powiedział i wziął od niego radio. Zaczął mówić pedalskim gosem „tu pedzio, misja skończona, porządni obywatele, nic nie mieli, spierdalam na chate, źle się czuję”. Po chwili usłyszeli „przyjąłem…pedzio………….oki, masz wolne do jutra……….bez odbioru”
-Dobre, bedziemy mieli spokój – powiedział puchatek
-Nie będziemy mieli spokoju.
-Czemu?
-Zbieramy kurwa ekipe i jadziem zapierdolić kapitana… brajd fajdla… MWAHAHAHAH!!! – zakończył szatańskim śmiechem.
-Dooobreee… EKIPA!!! ZBIERAĆ SIĘ!!!! – krzyknął na cały dom – JADZIEM ZAPIERDOLIĆ!!!
Ekipa powoli zaczęła się budzić. Co ciekawe okrzyk „jadziem zapierdolić” budzi lepiej niż seria z UZI prosiaczka.
Gdy wszyscy wstali i zebrali wyposażenie, puchatek poinformował ich o sytuacji. Po tej krótkiej Historyjce wzburzona ekipa zaczęła zakładać na siebie broń. Jak zwykle. Wszyscy obowiązkowo czerwone opaski na czoło. Kłapouchy obowiązkowo swój gigantyczny obrzyn. Królik, po wczorajszych przeżyciach (czy może raczej przed-przed-przedwczorajszych) związanych ze słabym wzrokiem postawił dziś na coś słabszego i wziął pistolet zajebany posterunkowemu Pedziowi. Ekipa wyszła na dwór. Kałachy i obrzyna złożono w bagażniku. Za kierownicą usiadł Tygrysek, nawigatorem (okok kierowcy) został Puchatek. Prosiaczek usiadł z tyłu po lewej, Królik po prawej. Jako jedyni mieli przy sobie broń. Kłapouchy usiadł spokojnie pośrodku.Tygrysek jak zwykle ruszył z piskiem opon i wielką prędkością. Brygadę wbiło w fotel. Ostatnio zamontowali jeszcze napęd nitro. Po 3 sekundach jazdy Tygrys nacisnął ciekawy niebieski guziczek na kierownicy. Samochód wyrwało. Gwałtownie przyspieszył z prędkości 150 MPH do 300 MPH. Przy takiej prędkości manewrowanie było niezwykle trudne. Na szczęście Tygrysek był (na swój sposób) mistrzem kierownicy. W końcu udało mu się zatrzymać. Gdy się rozejrzeli zauważyli, że są w krzakach koło posterunku.
-Ja pierdole, ale fart. – powiedział Prosiaczek. On i Królik błyskawicznie wyskoczyli i zaczęli osłaniać resztę ekipy wyjmującą broń z bagażnika. Gdy wszystko mieli wypakowane i w rękach a amunicję na specjalnych paskach, zaczęli ustalać. P – puchatek, Pr – prosiaczek, T – Tygrys, K – Kłapouchy i Kr – królik.
P – Dobra, to jak to robimy?
Pr – Wpadamy, zabijamy, rabujemy spierdalamy.
P – No to wiem, ale posterunek jest spory.
T – To może zrobimy tak: Królik zostanie przy wejściu, jako że ma najsłabszą broń. Kłapouchy pójdzie oczyścić więzienia w piwnicy bo najdłużej przeładowuje.
Kr – Spoko, może być.
K – Mi też się podoba.
T – No, a my będziemy szli przed siebie. Jak będzie jakaś odnoga dwóch wchodzi, a trzeci zostaje na czatach.
P – A na jakich czatach, Wp czy interia?
Pr – Nie wygłupiaj się. Ty będziesz zostawał a my będziemy eksterminować. Jak Kłąpouchy oczyści niech przyjdzie do nas.
K – Oki. To… do roboty! – zakrzyknął.
Wszyscy rzucili się przed siebie. Zgodnie z planem Królik stanął w drzwiach koło recepcji czy dyżurki – chuj z tym. Kłapouchy pobiegł do piwnicy. Co chwila słychać było krzyk i strzał. Pozostała trójka biegła przed siebie. Strzelali ostro. Pociski latały wszędzie, padały po ścianach, drzwiach i policjantach. Co jakaś odnoga to Tygrysek z Prosiaczkiem wpadali i robili masakrę. Ściany posterunku spływały krwią. Odstrzelone głowy policjantów za sprawą kopniaków latały po posterunku. Gdy Wszędzie zapanował pokój, trójca zagłady stanęła przed drzwiami z napisem „kapitan Rydz Bystry”. Poczekali. Puchatek krzyknął naprawdę głośno „KRÓÓÓLIIIK!!!!”. Po chwili wbiegł Długouchy, chwilę za nim Kłapouchy. Popatrzyli na drzwi. Kłapouchy błyskawicznie przeładowywał.
-Zostawcie je mi, okeej? – spytał
-Dobra. Czekamy. – powiedział Tygrysek.
Po chwili Kapouchy przeładował. Podszedł do drzwi i w trzy sekundy zamienił je na wykałaczki. Wszyscy wpadli do środka. Nikogo nie było widać. Stanęli w formacji klinowej przed biurkiem. Tygrys dwoma potężnymi uderzeniami kałacha rozwalił je w drobny wiór. Gdy opady resztki biurka na ziemię wszyscy zobaczyli skuloną postać Kapitana. Tygrys podszedł do niego i pierdolnął go kolbą w głowę. Kapitan się wyprostował leżąc na podłodze. Podpełzł pod ścianę. Tygrys ciągle podążał za nim celując do niego z kałacha.
-P-panowie to jakieś koszmarne nieporozumienie…
-SIARAP KURWA! – krzyknął Tygrys – Trup Pedzia w chacie Puchatka to nie jest nieporozumienie. Dziesiątki trupów i latające po korytarzu głowy też. – powiedział i wycelował w Rydza naciskając spust.
Wszyscy usłyszęli kliknięcie. I nic poza tym.
-Ej, Tygrys, co jest kurwa? – spytał Kłapouchy.
-Kurwa, naboje się skończyły. – powiedział i odblokował magazynek. Ten, z zimnym szczęknięciem metalu uderzył o podłogę.
– Kurwa, Kłapouchy zajeb skurwiela.
-Ostatnie 10 nabojów poszło na drzwi. – powiedział z niepokojem Kłapouchy.
Tygrys popatrzył na Puchatka. Ten odblokował pusty magazynek. Z podobnym szczękiem upadł. Prosiaczek wyrzucił magazynek z Uzi. Kolejne, cichsze szczęknięcie. Wszyscy popatrzyli na Królika. Ten nacisnął przycisk na rękojęści Beretty. Kolejny, ostatni już pusty magazynek wyleciał z rękojeści beretty i poleciał na podłogę.
-Nie no kurwa zaraz oszaleję! Nikt nie ma nawet jednego naboju?! Ech… Królik, rozejrzyj się za czymś. – powiedział Tygrysek. Królik wyszedł i po chwili przyszedł z nowym magazynkiem do beretty. Załadował i dał pistolet Tygryskowi. Ten podszedł i wycelował w Kapitana. Kilkakrotnie nacisnął spust. Każdne naciśnięcie spowodowałoprawidłowy wystrzał. Każdy z pocisków trafił w kapitana. Wszyscy popatrzyli na martwe ciało.
-Nareszcie. Spadamy? – spytał Królik
-No, możemy. ALe najpierw poszukajmy hajsu. Powiedział Tygrysek.
Brygada rozbiegła się po komendzie. W krótkim czasie uzbierali 168,24 zł. Znaleźli też sejf. Po krótkim obszukaniu ciała Kapitana znaleźli karteczkę z szyfrem. Otworzyli sejf. Była w nim reszta forsy zabezpieczonej z funduszu harcerzy (przygoda „The green power”). w sumie to mieli 5168,24 zł. Nagle Kłapouchy powiedział
-Panowie, coś mi się przypomniało. – po tych słowach zaprowadził całą ekipę do piwnicznych więzień. Tam w jednej celi siedzała cała brygada chłopców ubranych jak kretyni pod przywództwem kretyna ubranego jak dziecko. Słowem: harcerzy
.-OOOOO!!!! – krzyknęła cała brygada z szatańskimi uśmiechami.
-AAAAAAAAA!!!! – krzyknęli harcerze z przerażeniem na twarzach.
Ekipa rzuciła się do karabinów zawieszonych na ścianie. W kilka sekund wśród wszechobecnych krzyków harcerzy rozstrzelali więźniów.
-To co teraz robimy? – spytał Królik. Wszyscy wyszi z komendy. Zobaczyli policjanta wypisującego mandat na samochód brygady. Tygrys zabił go jednym strzałem z beretty.
-Żałosne… – powiedział.
Po tym, wszyscy złożyli broń w bagażniku i pojechali kupić amunicję i wino. Następnie na kolejną imprezę.
KONIEC PIĘĆDZIESIĄTEJ
Brygada szykowała się na kolejną przygodę. To znaczy: wszyscy leżeli na podłodze ew. meblach i czekali na przypływ energii po ostatniej imprezie z funduszu policyjnego. Pożądnej imprezy raczej nie było, większość kasy poszła na amunicję, ale za resztę kupili parę butelek. Co więcej, postanowili poeksperymentować i w jednej z nich rozpuścili LSD i amfe zrabowaną Pedzio’wi. Każdy pociągnął łyka i odleciał. Pozostałe butelki pozostały nietknięte. Ciężko więc to nazwać imprezowaniem, skoro wszyscy odpadli tuż na początku… No, ale teraz zaczęli się budzić.
Przypomnijmy: dwie przygody wcześniej mieli zamiar kogoś obrabować, lecz nie mieli amunicji. Teraz mają amunicję i nawet samochód. Ciekawe co z tego wyniknie. Serio, nawet ja jeszcze nie wiem. Ale do rzeczy. Pierwszy obudził się Puchatek. Otworzył oczy, rozejrzał się, i zaczął biegać po pokoju wymaCHUJąc rękami i powtarzając słowo: „ćwir”. Następny zbudził się Kłapouchy. Jako że miał twardy łeb nawet nie zostały w nim ślady tripa. Popatrzył jak Puchatek przebiega przed nim raz, drugi i trzeci. Za czwartym nie wytrzymał. Wziął leżącą na podłodze nogę od stołu i przypierdolił Puchatkowi tak, że ten wywinął orła i przypierdolił w ziemię.
-Kurwa. – powiedział Kłapouchy i podszedł do leżących na podłodze butelek. Odkorkował jedną. Ten dźwięk obudził Tygryska.
-Sso jee.. – wymruczał niepewnie rozglądając się po pomieszczeniu. Oprzytomniał gdy zobaczył Kłapouchego pijącego wino. Wstał i podszedł do niego. Wziął butelkę i odkorkował po cichu (jeszcze ktoś usłyszy…). Wziął jednego łyka i spytał kłapouchego
-Siema stary, kiedy wstałeś?
-Ano jakoś tak przed chwilą. Przede mną wstał Puchatek, ale chyba miał jeszcze tripa i zapierdalał po pomieszczeniu udająć ptaka.
-Ptaka znaczy chuja?
-Nie, kurwa ptaka, znaczy takie stworzonko co zapierdala po niebie. Biegał, machał skrzydełkami i ćwierkał.
-Ten to kurwa ma tripy odjebane. A pamiętasz co pierdolnęliśmy Królikowi ZŁEGO tripa?
-Ooo kurrwa, to było stary zajebiste. Zawsze marzyłem żeby się wysrać komuś na ryja.
Nagle obudził się Prosiaczek i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wstał i zaczął zapierdlać po pokoju machając rękami i ćwierkając. Tygrysek popatrzył na Kłapouchego. Ten schylił się, podniósł nogę od stołu i gdy Prosiaczek przebiegał po raz piąty zapierdolił mu tak mocno, że ten wyjebał o ścianę i upadł na placy na podłogę. Po chwili podniósł głowę i spytał
-Sso siee tu sieejee…?
-Witaj wśród żywych. Chodź se pierdolnij mózgotrzepa. – zaproponował mu Tygrysek
-Łyykniem bo odwyykniem.. – powiedział Prosiaczek i powoli zaczął wstawać. Jak skończył równie powoli zaczął iść w stronę Kłapouchego i Tygryska. Kłapouchy odkorkował i podał mu butelkę. Ten zaczął łapczywie pić.
-Widzisz? Najlepszy sposób na tripa: chińska narkoza i herakles – powiedział Tygrysek i obydwaj zaczęli się śmiać. Prosiaczek nawet tej uwagi nie dosłyszał. Gdy wysuszył butelkę, powiedział drżącym głosem:
-JJEESZCZCZEEE… – i wziął kolejną.
Wrócił do picia.
-To jakie plany na dzisiaj? – spytał Tygrysek – Chyba nie będziemy cały dzień siedzieć w chacie…
-No kurwa raczej nie. Warto by było komuś zapierdolić i zarobić na nowy towar.
-To co, idziemy? – spytał Tygrysek.
-A oni? Przecież ich nie zostawimy samych…
-Stary, kurwa instynk macierzyński ci się odezwał – powiedział se śmiechem Tygrysek.
-Jaki kurwa instynk, jak się obudzą i nie będzie wina to rozpierdolą tę chałupę.
-No… w sumie racja. Ale jak nie kupimy wina to go nie będzie. I rozpierdolą tę chałupę.
-Kurwa, gadasz z sensem. – powiedział Kłpouchy i łyknął wina. – To co robimy?
-Wiesz co… idziemy. Przynajmniej będziemy mogli mówić że staraliśmy się. PROSIACZEK!
-Czego urrwa? – spytał Prosiaczek
-Jak zaczną się budzić to powiesz im że pojechaliśmy po towar. – powiedział Tygrysek – Niech tu czekają.
-Łookii…Kłapouchy z Tygryskiem wzięli broń i wyszli z domu. Weszli do samochodu. Kłapouchy ładował megaobrzyna. Tygrysek włożył kluczyki do stacyjki. Przekręcił. Wcisnął gaz. Auto jak zwykle wyrwało. Ekipę wcisnęło w fotele. Tygrysek jak zwykle ostro zapierdalał. Jechali przez las ze sporą prędkością. Co chwilę rozpaćkiwali jakiegoś kurwa wiewióra albo coś w tym stylu. Oczy im się powiększyły gdy zobaczyli mostek na horyzoncie. Jak wszyscy wiedzą mostek w lasku jest taki… łukowaty jakby i jest taką fajną wyskocznią. Gdy Tygrys to zobaczył przycisnął gaz i nacisnął niebieski guziczek na kierownicy. Samochód przyspieszył z 200MPH do 315MPH. Gdy z tą prędkością najechali na mostek było już pewne: albo nauczą się latać albo przypierdolą w tamte drzewko. Ale Tygrysek Zdjął pokrywkę sekretnego, czerwonego guzika i w locie go przycisnął. Z tyłu błyskawicznie wysunęła się gigantyczna rura wydechowa i zaczął się z niej wydobywać ostry ogień. Był to silnik turboodrzutowy. Samochód znowu zaczął nabierać wysokości. Po 5 sek. przestał. Ale zadanie spełnione: drzewo przeskoczone. Byli na takiej wysokości że z powodzeniem widzieli cały lasek i wiochę do której zmierzali. Warto zaznaczyć że następnego dnia we wszystkich miejscowych i paru ogólnokrajowych gazetach pojawiły się zdjęcia UFO, czyli tego auta. Tymczasem Tygrysek i Kłapouchy lecieli w kierunku tej wsi. Kłapouchy zszokowany myślał że to już koniec. Tygrysek nacisnął biały guziczek widoczny na kokpicie. Otworzyły się dwa spadochrony, z tyłu i na dachu. Samochód spokojnie opadł na ziemię. Tygrysek wrócił do jazdy. Nagle Kłapouchy spytał:-Starry, kurrwa, skąd to się wzięło?!
-Heh, jak wy imprzowaliście ja obszukiwałem auto. I znalazłem małą książeczkę. I tam było wszystko. Niezłe, co?
-No kurwa zajebiste. Co dalej planujesz?
-Jedziemy do jakiegoś domku i okradamy go. Wpierdalamy się, mordujemy wszystko co się rucha, tfu znaczy rusza i kradniemy co się da.
-Aha. Plan trochę skomplikowany, ale niezły. A może przelecimy jeszcze właścicieli?
-A co ty kurwa pedał jesteś że właścicieli będziesz gwałcił?
-Nie no miałem na myśli żeńską grupę włąścicieli.
-Nieee, lepiej nie. Innym razem. Nie ma na to teraz czasu. Chłopaki tam umierają.
-Dobra, rozumiem. Ale wpadniemy tu jeszcze?
-No kurwa jasne, tylko zaopatrzenie zawieziemy i wracamy. Musimy jeszcze się… – przerwał robiąc gwałtowny zakręt – …kopsnąć w parę miejsc. Wiesz, do mechanika i takie tam. Najtrudniej będzie z paliwem rakietowym.
-Eee, to można je samemu zrobić.
-Jak?-A znam takie fajne metody.
-Nieee, nie pozwolę na rozpierdolenie mojego domku. Ani tego autka. Zapierdolimy na lotnisku. Poza tym… – dodał z uśmiechem – chcę jeszcze coś przetestować. – po tych słowach zachamował. Wyjechali już ze wsi. Ostatni domek. Wyszli i odbezpieczyli broń. Wbili się do domu. Zastali tam całkiem niezły squad: parę staruszków (znoowu), parę dorosłych (rodzice) i dwie szesnastoletnie bliźniaczki jednojajowe. Niestety się spieszyli więc zdążyli tylko wystrzelać wzystkich mieszkańców i przeszukać dom. Przeszukanie wyglądało standardowo: wbijali się do pokoju, zabierali kase i kosztowności, a następnie, jak skończyli, wyszli, weszli do samochodu i wrócili do domu. A raczej do Babajagi. Niestety nie miała już klasycznego Heraklesa, ale miała Hierakljesa, ruską podróbkę za 6,50. W domu znaleźli równo 6500 więc kupili 100 butelek, wrzucili do auta i pojechali do domu. Tym razem było dość spokojnie. N2O i paliwo rakietowe się wyczerpały. Reszta ekipy jeszcze spała, tylko prosiaczek leżał w kącie i bełkotał. Zostawili wino i pojechali dalej. Wrócili na temten koniec wsi. Napadli drugi dom. Niestety byli tam sami faceci: dziadek, ojciec i 5-cio letni synek. Zabili ich w kolejności odwrotnej niż wyliczyłem. Ten do był naprawdę chojny. 10000 zł i trochę kosztowności. Pojechali do Rycha – najlepszego mechanika jaki jest w mieście niedaleko tej wsi. Tam też jest np. stadion. Mechanik załadował butlę co kosztowało 3000. Następnie skierował na lotnisko (też w tym mieście). Tam, zakradli się do magazynu i ukradli ogromne ilości paliwa: pięć razy więcej niż im potrzeba. Starcza to na jakieś 10 odrzutów. Potem wyjechali na pas startowy. Kłapouchy zdziwiony spytał:
-Wiesz stay… ja rozumiem że ten samochód ma napęd odrzutowy. ALE ZA CHUJA NIE POLECI BEZ SKRZYDEŁ!
-Masz rację. – powiedział Tygrysek i nacisnął przycisk na kokpicie. Po bokach, tuż nad progami wysunęły się błyskawicznie sporej wielkości skrzydła. Klapa bagażnika ułożyła się w ogon samolotu.
– A teraz?
-O żesz ty kurwa ja pierdole! – powiedział spokojnie Kłapouchy. Tygrysek przez chwilę kombinował przy kokpicie. Wysunął komputer pokładowy. Wpisał jakąś komendę. Na masce wysunęły się dwa fajne wloty powietrza. Kolejna komenda. Nic się nie stało.
-Przekierowałem parę rzeczy. Teraz można lecieć – powiedział Tygrysek i wcisnął pedał gazu do deski. Samochód wyrwało kilkakrotnie mocniej niż zwykle. Błyskawicznie nabierał prędkości. W końcu Tygrysek nacisnął niebieski guziczek. Pas się prawie skończył. Na szczęście ta dopałka spowodowała uniesienie się maszyny. Trochę potrwało nanim Nitro się skończyło. Jak to się stao Tygrysek przestawił napęd na odrzutowy. Pojazd jeszcze bardziej przyspieszył. Lecieli nad miastem, potem nad wsią. Obserwowali za sprawą kamer w podłodze, jak ludzie się na nich patrzyli.
– Kłapouchy, zapnij pasy. Mam złe przeczucia.
-CO JEST!?!?!? – spytał przerażony Kłapouchy.
-Nie mogę sterować, coś się spierdzieliło. Zaraz wylecimy na orbitę. powiedział tygrysek. – Muszę nas katapultować… – Kłapouchy zapiął pasy
– Już? Dobra, odpalam!! – powiedział i nacisnął guziczek.
Autem zatrzęsło. Fotele i bagażnik gwałtownie wyrzuciło. Wystrzeliły w powietrze trzy spadochrony. Tygrysek patrzył ze smutkiem jak ich przepiękny pojazd eksploduje w powietrzu. Eksplozja była ogromna. Była tam cała masa paliwa rakietowego. Po jakimś czasie wylądowali. Byli w stumilowym lesie, ale żaden z nich nie orientował się w jakim konkretnie miejscu. Żaden jeszcze tu nie był. Strasznie gęsta roślinność i wysoka temperatura sprawiały wrażenie puszczy, ale spokojnie czytelnicy: to był stumilowy las. Z wysokości lotu było prawie wszystko widać. Tygrysek i Kłapouchy podeszli do bagażnika i wyjęli zawartość. Megaobrzyn, zapas amunicji i kałach z zapasem. Wyruszyli w drogę powrotną. Przedzierali się przez krzaki, szli przez bagna z broną nad głową i inne takie. Po czterech godzinach błądzenia zobaczyli piwną górkę. Zaczęli biec. Gdy dobiegli, Tygrysek zawołał – Jo babajagi!
-Jo, whasap? – spytała z wnętrza domku babajaga. Po chwili wyszła.
– Co podać?
-Dwie butelki ruskiego na krechę.
-Wiecie panowie… kryzys, kredyt umarł i w ogóle, ale wyglądacie tak, że gdybyście mnie poprosili o moją żonę to bym wam dała. Poczekajcie. – powiedziała i weszła do domku. Tygrysek popatrzył niepewnie na Kłapouchego
-Żonę? – spytał. Po chwili wyszła Babajaga. Dała im wina. Chłopaki poszli do domu. Po drodze wypili wina. A w domu wszyscy biegali i machali rękami ćwierkając. Kłapouchy nie wytrzymał. Też zaczął biegać i machać rękami. Tygrysek też nie wytrzymał. Zasnął.
KONIEC CZĘŚCI PIĘĆDZIESIĄTEJ PIERWSZEJ
Wstawał kolejny, piękny, sierpniowy poranek. Taki kurwa piękny że nic nie zapowiadało zbliżającego się horroru. Zaczęło się w miarę spokojnie. Jak pamiętamy z poprzedniej przygody, wszyscy udawali ptaszki. Latali po całym domku, aż w końcu musiało się to skończyć. Nikt już nie miał siły biegać. Otrzeźwieli nad ranem. W butelkach było sporo wina, gdyż zapasy były nietknięte. Nietknięte, bo wszyscy latali zamiast pić. Gdy w końcu otrzeźwieli i się obudzili, zabrali się za picie. Nagle, ktoś zastukał do drzwi. – Kurwa mać jeszcze raz ktoś mi tu kurwa zapuka to zapierdole z miejsca! – wydarł się Prosiaczek. Pukanie powtórzyło się – Oki, sam sie prosiłeś. – powiedział, wziął UZI i puścił serie w stronę drzwi.
Ekipa usłyszała tylko krzyk i dźwięk jaki zwykle wydaje ciało upadające na ziemię. Podszedł do drzwi i otworzył je. Te się rozpadły.
– Prosiaczek kurwa jak znowu mi rozwalisz drzwi to sam je będziesz naprawiał! – krzyknął Puchatek
– Spooko – odpowiedział Prosiaczek – Ej, chopoky, właśnie rozstrzelałem listonosza!
– No to dawaj go tu! Może jakąś kase miał? – powiedział Tygrysek.
Prosiaczek wniósł ciało razem z torbą. Znaleźli przy nim jeden przekaz na sto złotych, ponaglenie do zapłaty rachunku za prąd, trochę listów i paczkę. W paczce była kaseta.
– Panowie co to jest?
– Nie wiem,a ale trzeba zobaczyć! – powiedział Tygrysek gdy zobaczył na niej napis „The Bring” i narysowaną gołą babę. Błyskawicznie włożyli ją do magnetowidu i nacisnęli Play. Po chwili, Prosiaczek zauważył
– Chłopaki, ale coś tu nie gra. Czemu ja nie widzę nic?
– Bo nie mamy telewizora – powiedział Kłapouchy. – idziemy do Krzysia, on miał chyba jakiś.
– Nieee, lepiej do pana Sowy, on ma 96″ ekran i 5 soobwooferów 20″ – powiedział Puchatek.
– Oki, idziemy – powiedział Tygrysek.
Wzięli więc wino i wyszli. Po drodze Tygrysek spytał
– A po co mu taki sprzęcior?
– No bo wiesz, on ogląda filmy porno z udziałem małych dzieci, a jak wiadomo na małym kineskopie niezbyt wyraźnie widać, więc skonstruował sobie taki gigantyczny ekran. – rzeczowej odpowiedzi udzielił mu Kłapouchy
– A po co te łupery?
– No cóż… czasem nie chce mu się ruchać Krzysia, to się kładzie, Krzysio na nim i odpalają jakąś głośną techniawe a wibracje spowodowane przez łupery powodują że Krzysio aż podskakuje.
– Szczyt lenistwa.
– Noo… – powiedział Prosiaczek. Gdy doszli do jego chaty, zdziwili się. Trochę ich tu nie było. W tym czasie, domek Sowy, z małej chatki na drzewku stał się domem na drzewie, które to drzewo musiało być wzmacniane prętami żeliwnymi. Domek był sporej wielkości i jakby trochę popękany – od soobwoopherów. Ekipa weszła do środka. Po krótkich poszukiwaniach odnaleźli telewizor. Ekran był faktycznie wielki. Ale góra 85″. Właściciela najwyraźniej nie było w domu. Włożyli kasetę. Zaczęli oglądać. Na początku jakaś kobieta, nago czesała włosy. Potem facet zapierdalał ją na studni. Potem wpadł do niej. Ona (cały czas nago) podeszła do klifu i rzuciła się w otchłań morza. Niestey po drodze miała wielka gałąź i nadziała się. (Scarry Movie 3 :-)). Potem mężczyzna wychodzi ze studni ze stojącym kutasem. Idzie do domu, podchodzi do dziewczynki (na oko 10 lat, ale głowy nie daję), zabiera ją na studnię, gwałci, wrzuca do studni, podchodzi do klifu, rzuca się w przepać, nabija się na żoneczkę. Gałąź nie wytrzymuje i cała dwójka wpada do wody. Film się kończy. Chłopaki patrzą po sobie. Pierwszy odzywa się Puchatek
– Fajny film.
– Nooo – mówi Prosiaczek – Coś jak ten z filmu krąg, pamiętacie? – powiedział.
– Taa… zaraz zadzwoni telefon i jakiś głos powie że, kurwa, za tydzień zginiemy – roześmiał się Tygrysek. Nagle zadzwonił telefon – O kurwa, wykrakałem…
– Niemożliwe – powiedział Puchatek odbierając.~Czy jest Pan sowa? – usłyszał ze słuchawki dziecięcy głos. Odetchnął z ulgą.. – Nie, nie ma kurwa a co?~A nic, bo obiecał że będzie… – usłyszał puchatek i rozmowa się skończyła.
– Widzicie? wszystko dobrze. – powiedział. Telefon zadzwonił znowu. – ech… znowu jakiś dzieciak do pana Sowy… – powiedział i odebrał.~Halo..? – usłyszał ochrypły głos-Halo…? Kto to do kurwy nędzy?~Jutro wszyscy zginiecie.-Co to z pierdoły? Kto se żarty urządza?!~Zobaczysz…-Ale czemu nie tydzień tak jak w filmie Krąg?~Taka polska-ameryka 51 stan.-CO?!~To jest kurwa Polska frajerku jeden, tu wszystko mniejsze. Do zobaczenia jutro.-Co do k… – rozmowa się zakończyła.
Puchatek popatrzył na Chłopaków.
– Panowie, coś tu się pierdoli.
– Kto to był?
– Nie wiem, ale jutro wszyscy umieramy.
– Kurwa, ja ne chce! – Krzyknął Królik
– Zamknij pałę cwelu jebany! – powiedział Tygrysek – Nie umieramy. Jak przyjdzie to ją zapierdolimy i będzie def!
– O kurwa, ale jazda, o kurwa ale jazda! – podśpiewywał Prosiaczek.
– Ale czemu jutro a nie za tydzień? – spytał Kłapouchy.
– Bo tu kurwa polska, tu wszystko niejsze. Idziemy sie szykować – powiedział Puchatek i wszyscy wyruszyli do domów po sprzęt. Potem udali się do domku Puchatka. Królik pobiegł kupić wino za tą stówę znalezioną przy listonoszu. Potem wrócił i wszyscy zaczęli pić. Północ się zbliżała. Chłopaki czekali i pili. W końcu północ wybiła. Nagle z sufitu zaczęła kapać woda.
– Kurwa Puchatek, mówiłem żebyś załatał tą dziurę! – powiedział Tygrysek.
– Ej stary, ale deszcz wcale nie pada! – powiedział Prosiaczek wyglądając przez okno. A wody było coraz więcej. Lała się z sufitu i wpływała oknami. Drzwiami. Szczelinami w ścianach. Wypływała spod podłogi
– Kurwa! – Krzyknął Puchatek – ta szmata co jest za to odpowiedzialna rozpierdala mi podłoge!
– Stary, będziemy chyba mieli problem odrobinę większy od uszkodzonej podlogi… – powiedział Tygrysek.
Nagle na środku pokoju woda zaczęła się zbierać, w końcu wytrysnęła w powietrze i ułożyła się w kształt dziewczyny z długimi włosami. I zamieniła się w nią.
– O! Cindy Crawford! – powiedział Prosiaczek
– Ty debilu, Cindy ma brązowe Włosy a ta ma długie, czarne! – zbeształ go Puchatek – Na moje oko to to jest Sylwia Ż.
– Noo… na 100% ona! – powiedział Tygrysek.
– A mi ona przypomina Pamelę Anderson! – powiedział Kłapouchy
– Anderson to był ten z Matrixa, a on był facetem! – powiedział Królik
– Kurwa, jaki idiota, Pamela Anderson to ta napompowana blondyna! – poirytował się Tygrysek
– Co wam odpierdala, ustaliliśmy że Sylwia to się zamknijcie debile!
– Chłopaki, może nie zauważyliście ale ja tu jestem! – powiedziała Sylwia – Przyszłam was zabić – dodała.
– No i co z tego? – spytał Tygrys – zamknij swoją pierdoloną, wyruchaną mordę i czekaj na swoją kolej! To że możesz zmienić się w wodę nie znaczy że jesteś jakaś uprzywilejowana!
– COOO!? – krzyknęła Sylwia
– SIARAP! – Krzyknął Tyrysek.
– WIESZ KIM JA JESTEM!?!?!.
– PIZDĄ, JEBANĄ W PIZDE! CO TO KURWA ZA RÓŻNICA!!! SKOŃCZYSZ JAK WSZYSTKIE POZOSTAŁE I MORDA W KUBEŁ SZMATO NIEWYJEBANA!
– Eee… oki… zaraz zaraz! JAK ŚMIESZ?!
– Kurwa, takiej natrętnej to ja nie widziałem! – powiedział tygrysek i przejechał po niej serią z kałacha. Dla pewności puścił jeszcze jedną. Ale wszystkie kule wylądowały na ścianie za nią.
– Łat da fak?! – przywieśniaczył sobie.
– Debilu! Kule na mnie nie siadają bo jestem z wody!
– Kurwa, ja pierdole… – powiedział Tygrysek i wyją komórę. Wykręcił jakiś numer. Po chwili oczekiwania – Wujek Samozło? Mamy taki problem, jest tu tak a jedna pizda, w pizde wyjebana, kolesiówa myśli że jak może zamienić się w wodę to wszystko jej wolno, możesz wpaść i ją usadzić, wujku? ………CO!?!?! JAK TO ŻE ONA JEST OD CIEBIE?! ……… JAKA POMYŁKA?!?! ….Aha, i ją zabierzesz? ……. dobra, dam jej. – dokończył i podszedł do niej dając jej komórkę i mówiąc z uśmiechem – Szef do ciebie.
– Dzięki. – powiedziała i zaczęła rozmowę – Tak kochaniutki? …..Że co? ………. ale ja chce ich zabić! ……aha…. szkoda. To ja wracam. – dokończyła, zmieniła się w wodę i spłynęła.
– Kurwa, ta pizda, jebana w pizdę mi zajebała komórkę! – powiedział Tygrysek. Nagle z dachu spadło kilkanaście kropli wody i zmieniły się na podłodze w jego telefon. – No. I TAK MA BYĆ! – powiedział podnosząc telefon. – Panowie, czas wracać do imprezy. – dokończył i wszyscy w wesołych nastrojach wrócili do przerwanej zabawy. W ogóle miło im się piło, ale każdy w duchu powtarzał zdanie: „Kurwa, szkoda że jej sobie nie przelecieliśmy…”. Może i ładna nie była, ale potwór nie potwór, byle miał otwór…
KONIEC CZĘŚCI PIĘĆDZIESIĄTEJ DRUGIEJ
Tym razem nikt nie budził się po imprezie. Nikt nie rzygał w kiblu, nikt nie latał jak ptaszek. Wszyscy siedzieli wokół stołu i pili wino. Ostatnie dwie butelki mieli. Nastroje podłe, miny kwaśne. Każdy zastanawiał się, skąd zdobyć kasę na alkochole…
– Ja mam pomysł, panowie… – mruknął leniwie Puchatek.
Wszyscy popatrzyli na niego w nadziei odnalezienia nadziei w tej beznadziejnej sytuacji…
– Jaki tym razem? – wybełkotał Prosiaczek.
– Można by wyjebać dziesionę… – zaczął smętnie Puchatek, jednak nie dokończył, gdyż odłamek belki wylądaował wprost na jego pustym łbie.
– Nie, kurwa, NIE! – krzyknął poirytowany Kłapouchy – Nie ma mowy, żadnych dziesion, żadnych napadów, żadnych włamów, NIC
Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Wszak wszyscy wiedzieli, że to najlepsza metoda zarobku – zajebać komuś kasę. Pierwszy się odezwał Królik:
– A ci co, szajba odbiła? Popierdoliło cię? Ten misiak mówi calkiem do rzeczy!
– Kurwa, nie ma mowy, przez te wszystkie napady spada nam popularność. Nikt nie chce czytać naszych przygód. Mówią, że są nudne. Że tylko zabijamy i rabujemy. Kurwa, musimy wymyśleć coś nowego!
Królikowi szczęka opadła.
– Jakich przygód?! JAKA POPULARNOŚĆ?! O czym ty kurwa pierdolisz?
– No, to ja już wiem co się stało z moim kwasem… – mruknął ponuro Tygrysek.
– Kurwa, nie napadamy i już! – powiedział Kłapouchy – Musimy znaleźć uczciwą kurwa robotę! Dilowanie dragów, na przykład.
– A skąd weźmiesz dragi, debilu? – spytał Puchatek podnosząc się z podłogi.
– A CZEMU TO JA MAM O WSZYSTKIM MYŚLEĆ?! – Wydarł się Kłapouchy. Ze złości zacisnął pięści i uniósł ręce. Niestety, trzymał je pod stołem, więc ostro w niego przypierdolił. Stół jak stół – cztery nogi ma i nie trzyma się za bardzo podłoża, więc się po prostu wyjebał. Ale na stole stały ostatnie dwa jabole. Siła uderzenia była taka wysoka, że wyrzuciło je prosto na ścianę.
– Nnniiiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!! – krzyknął Puchatek rzucając się desperacko i próbując złapać je w locie. Niestety, niezbyt dobrze wymierzył, i przyjebał łbem we framugę, co spowodowało zanik wizji i fonii. Butelki z głośnym brzękiem rozbiły się o ścianę.
– Ja pierdolę, kurwa, Kłapouchy, coś ty zrobił?! – wydarł się zezłoszczony Tygrysek. Nie dość, że ten osioł wyssał jego kwasa, to jeszcze rozjebał ostatnie dwie butelki wina. Jego psychika wyglądała jak piekło: ogień wszędzie, wybuchy, gotująca się smoła i Kangurzyca tańcząca na stole.
– Kurwa, jakie ja?! – Wrzasnął obrażony Kłapouchy – Widzieliście że to przez Puchatka, bo nie złapał butelek!
– Nie, kurwa, nie tym razem! – powiedział Królik podnosząc nogę od stołu. Ogień płonął w jego oczach, rządza zemsty popychała go do przodu. – Pamiętasz, jak jakiś czas temu upierdoliliście mi ręce? To nie ja rozjebałem to pierdolone wino, ale to Kłapouchy wskazał na mnie jako niszczyciela. TERAZ KURWA PRZYSZEDŁ CZAS ZEMSTY! – powiedział i się zamachnął.
– Nie… – wyszeptał sparaliżowany strachem Kłapouchy. Na szczęście za Królikiem stał Prosiaczek, który wyszarpnął nogę od stołu z rąk Królika, gdy ta była tuż nad jego głową. Królik tego nie zauważył i ponownie się zamachnął. Zrobił fikołka i wyjebał się na podłodze.
– Panowie, nie czas teraz na zemstę. – rzekł spokojnie Prosiaczek. Królik zaczął wstawać z podłogi. – Straciliśmy ostatnie dwie butelki. MUSIMY coś wymyśleć zanim…
– MAAAAM! – krzyknął Tygrysek. Wszyscy popatrzyli na niego. Nawet Puchatek, którego ten okrzyk obudził. – Pamiętacie tę plantację marychy za domkiem Królika?
– 5 Hektarów… – powiedział Królik. – Ale przecierz tę chatkę sprzedałem! Nowi właściciele zapewne wykosili wszystko!
– No możliwe, ale iść i sprawdzić nie zaszkodzi. A przy okazji odzyskamy twoją chatkę… – powiedział Tygrysek.
– Jak? Masz kasę? – spytał niepewnie Królik.
– Chyba wiem, jak… – powiedział Puchatek podnosząc nogę od stołu z podłogi. Wszyscy popatrzyli na Kłapouchego.
– No dobra, jak ten jeden raz komuś spuścimy wpierdol to nic się chyba nie stanie… DO BRONI! – zakrzyknął. Nikt się nie poruszył.
– Ale Kłapouchy… – zaczął Prosiaczek.
– Bronia jest w pracy… – dokończył Puchatek po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
– Hahaha, to było kurwa zacne… – powiedział ocierając łzy śmiechu Tygrysek. – No ale teraz na poważnie, niech każdy złapie za swoją spluwę i do roboty! – zakrzyknął.
Poskutkowało. Wrzyscy wyruszyli w poszukiwaniu broni zaczepno-morderczych.
I tak jak zwykle: Kłapouchy wziął w łapki swojego kochanego obrzyna. Załadował pełen magazynek. Tygrysek i Puchatek jak zwykle uzbroili się w kałasznikowy. Prosiaczek otarł kurz ze swojego wiernego uzika, a Królik włożył jedyny pełny magazynek w rękojeść swojej nowiutkiej Beretty, zajebanej jakiemuś gliniarzowi. Krótko mówiac – wszyscy byli gotowi. (Gdyby ktoś robił z tego film, to tutaj powinni stać wszyscy obok siebie a Puchatek powinien odbezpieczyć głośno kałacha i powiedzieć:)
-No, panowie, do roboty.
Wyszli przed domek. Rozejżeli się. Ten lasek na trzeźwo wyglądał zupełnie inaczej… W końcu postanowili że skręcą w prawo. Poszli. Idą… idą… idą… idą… W końcu Puchatek się odezwał.
– Eeee… gdzie jesteśmy?
– Zaraz, to ty nie wiesz gdzie idziemy? – Spytał zdumiony Prosiaczek
– Nie, kurwa, skąd mam wiedzieć? Cały czas szedłem za Tygryskiem! – odpowiedział Puchatek.
– A ja za Kłapouchym! – odbił piłęczkę Tygrysek.
– A ja za Królikiem, to jego była chata! – Powiedział Kłapouchy. – Gdzie on teraz kurwa jest?! – spytał poirytowany.
Królik tymczasem wychodził z krzaków zapinając rozporek w spodniach, których nie miał. Gdy zobaczył towarzyszy, spytał
– Co mnie ominęło?
– Kurwa, gdzieś ty był? Szliśmy za tobą do twojej chatki! – powiedział Kłapouchy.
– Poszedłem się wysrać, a co kurwa, nie wolno?! – spytał wkurwiony Królik.
– No to kurwa przejebane. – powiedział Puchatek opuszczając kałacha na ziemię. – Gdzie my teraz kurwa jesteśmy?
– Jak to kurwa gdzie? – Spytał Królik.
– No gdzie, kurwa, dobre trzy godziny łaziliśmy po lesie! – powiedział Kłapouchy.
Królik popatrzył na niego jak na kretyna.
– Jakie kurwa trzy godziny łaziliśmy po lesie, jak ja jeszcze pod domkiem Tygryska się wysrać poszedłem? – spytał.
Wszyscy się rozejżeli. Ich oczom ukazał się dom, spod którego wyszli.
– To znaczy że my… – zaczął zmieszany Kłapouchy-…cały czas chodziliśmy w kółko? – dokończył poirytowany – Kłapouchy, kurwa, za jakim Królikiem żeś ty chodził?
– No kurwa, myślałem że… O, tam kurwa, jest! – pokazał i wskazał palcem na krzaki. Coś w nich załopotało. Prosiaczek wymierzył i puścił seryjkę z uzika. Zza krzaków wypadł trup sporej wielkości ptaka.
– Masz tu kurwa swojego Królika… – powiedział poirytowany.
– Dobra, nie ma czasu – powiedział Królik – idziemy.
No i poszli. Szli dość długi czas, aż w końcu doszli. Zobaczyli chatkę Królika a przed nią trzech dresów i BeeMWuche.
– No to jak załatwimy? – spytał Prosiaczek – Trzeba to jakoś efektownie zrobić, bo w sumie jest ich tylko trzech, a my mamy tyle amunicji, że możemy pół miasteczka rozpierdolić…
– Poślemy Królika. – powiedział Puchatek – To jego chatka, niech ją sam odbije.Królik bez słowa wyszedł zza krzaków z bronią schowaną za plecami. Puchatek wiedział, że na Króliku nie można polegać. Oparł kałacha o konar i wziął na cel jednego z drechów. Królik podszedł do niego i wywiązała się krótka konwersacja. Nagle jeden z dresów wskazał na schowaną za plecami Królika rękę, w której to był pistolet. Królik błyskawicznie wyjął ją zza pleców i wystrzelił do dresa stojącego najdalej raniąc go w nogę. Wycelowywał w drugiego, jednak trzeci błyskawicznie wyjął bejzbola i wyjebał my w ryj, co spowodowało niezły odlot, dobre 4 metry Królik odlatywał… W tym momencie z krzaków posypały się strzały, które podziurawiły dresów jak sito. Gdy opadł kurz, brygada wybila zza krzaków. Podeszli do ciał.
– Dowcip mi się przypomniał… – powiedział Tygrysek – Dwaj gangsterzy z Pruszkowa pojechali do Wołomina na lody. Jeden dostał trzy kulki, drugi z automatu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po chwili zbudził się Krolik.
– Czy ktoś zapisał numer rejestracyjny tego bejzbola? – spytał głaszcząc palcami guza na potylicy. Łeb miał twardy, i zarazem pusty, więc strzał w ryj niewiele mu zrobił. Podszedł do chłopaków. – Mieli coś? – Spytał.
– Nie, tylko kluczyki od samochodu i tę karteczkę. – powiedział Puchatek rozkładając ją. Prosiaczek w tym czasie podchodził do auta. Wszedł do środka i włożył kluczyki do stacyjki. W tym momencie Puchatek krzyknął – PROSIAK! KURWA WYPIERDALAJ Z TEGO WOZU!
Prosiaczek wyskoczył błyskawicznie. wszyscy padli na ziemię, choć nie wiedzieli czemu. Tylko Puchatek stał wyprostowany z kałachem przewieszonym przez ramię.
– To jest kompletny plan zamontowania w samohcodzie bomby podłączonej do stacyjki – powiedział – coś mi mówi, że te dresy chciały kogoś wyjebać w powietrze.
– Co robimy? – spytał Tygrysek.
W tym czasie przerażony Prosiaczek doczołgał się do brygady.
– Nie ma szans rozbrojenia tego, trzeba po prostu wysadzić w powietrze ten złom. – powiedział Puchatek. Podszedł do auta i wyjął kanister z benzyną. Rozlał trochę na polance po czym utworzył „lont” prowadzący do domku Królika. W tym czasie wszyscy pochowali się w środku. Puchatek wyjął zapałki, odpalił jedną i rzucił, po czym błyskawicznie wskoczył do domku. Po chwili usłyszano eksplozję a chatką wstrząsnęła fala uderzeniowa. Ale chatka była mocna, mejd in junajted socjalistik sowiet ripablik. Wszyscy wyjżeli na zewnątrz. Dym opadł, resztki samochodu też. Eksplozja wyjebała niezły krater.
– No, niewiele brakowało. – powiedział Prosiaczek
– Taaa… a teraz za stuffem sie rozejżyjmy, po to tu jesteśmy – powiedział Puchatek odkładając kałacha. Wnętrze chatki było lekko zmienione. Było w miarę czysto, w okręg ustawiono pięć foteli, w do kąta trafił śmietnik. Ekipa rozsiadła się wygodnie w fotelach, a Królik wyszedł za domek, którego tył był niewidoczny z powodu gęstego zadrzewienia okolicy. Po chwili wrócił z krzykiem.
– KUUURRRWWWAAA!!! PANOWIE, TO TRZEBA ZOBACZYĆ! – wydarł się po czym wrócił tam skąd przybył.
Wszyscy błyskawicznie zerwali się z krzeseł. Gdy wyszli na tyły ich oczom ukazał się przepiękny widok. Tuż przed ich nosami rosła gęsta ściana marychy wysoka na dobre 5 metrów, o przepięknym, ciemnozielonosoczystym kolorze, wręcz kusząca ogromnymi liści od których silnie czuć było THC i Uran 285. Szerokie to było poza granice widoku, a długości ustalić się nie dało, gdyż było za gęsto zarośnięte. Wartości rynkowej tego całego stuffu określić się nie dało – było tego po prostu za dużo. Wszystkim bohaterom ślina zaczęła lecieć jak z kranów…
Tygrys rzucił kałacha, z którym nie rozstawał się od momentu przyjścia, padł na kolana i wrzasnął
– Panie, nie jestem godzien by przyjąć te dary które na mnie zsyłasz!
Wszyscy popatrzyli na niego.
– Chłopaki… – zaczął Puchatek – to pewnie przez to silne skażenie radioaktywne jakie jest w tej okolicy… dresy musiały się tym dobrze opiekować…
– Taaa… – mruknął Kłapouchy – wyobraź sobie ile by zarobili upłynniając ten cały stuff na rynku…
– A teraz my upłynnimy go w naszej krwi! – powiedział Królik – Dawajcie jakieś bongo czy lepiej faję wodną!
Wszyscy popatrzyli na Kłapouchego. Po chwili milczenia wydusił:
– Oki, dajcie mi moment to coś sklecę z mebli i resztek auta. Wy tymczasem załadujcie kilka krzaczków do torby i migiem śmigać do Babajagi, może zgodzi się na wymianę.Jak powiedział, tak zrobili. Po chwili Tygrysek z torbą i Puchatek z Prosiaczkiem w ramach ochrony zapierdalali na piwną górkę, a tymczasem Kłapouchy z Królikiem składali faję wodną. Tym razem to nie mógł być byle szmelc. Zrobili ogromne monstrum, z wielkim „kielichem” oraz 5 rurami. Nad kielichem umieścili gniazdo zapalniczki, która musiała być cały czas zapalona, gdyż zamierzali palić niewysuszony stuff. Ogólnie przypominało to wielki pękaty piec.
Po jakimś czasie brygada wróciła z winami. Siedli i zaczęli napawać się widokiem tego cuda popijając wino. W końcu Puchatek rzekł
– Panowie… a może byśmy kurwa zajarali
Wszyscy popatrzyli na niego. To była myśl genialna, tak genialna jak fakt, że ziemia krąży wokół słońca, w tych kilku słowach niedźwiadek zamknął całą logikę wszechświata i wszystkie myśli najwybitniejszych filozofów, przez te 2,5 sekundy Puchatek był kwintesencją mądrości, a gdyby palenie było legalne niewątpliwie dostałby Nobla. Lecz nie czas teraz na te pieprzenie, bo oto Prosiaczek wnosi krzew marychy. Delikatnie oskubuje listki i wrzuca do „kielicha”, który jest wielkości sporego kubka. Odpalił i zablokował zapalniczkę. Mieli jeszcze kilka takich w zapasie, tego zabraknąć nie powinno. I teraz sytuacja zaczęła przypominać nowo otwarty portal z darmową muzą. Wszyscy zaczęli ciągnąć tak intensywnie, że dym ledwo do nich docierał, to była prędkość rzędu 15 kabitnaseków przy 5 megabitowym łączu. Ale w końcu to żaden problem, dym przecież leci… skończyli więc się zaciągać i rozsiedli się wygodnie w fotelach ustawionych naokoło bonga. Pierwszy powietrze wypuścił Puchatek. Od razu zaczął ssać kolejnego bucha. Drugi był Królik, potem Prosiaczek, następny Tygrysek a najdłużej trzymał Kłapouchy. Kłęby dymu spowiły pomieszczenie. Po kilku kolejnych buchach połączonych z doładowywaniem „kielicha” wszyscy byli zrelaksowani, w powietrze było spowite tak gęstymi kłębami dymu, że ledwo widzieli faje wodną na środku pomieszczenia, o sobie nawzajem już nie wspominając. Po kolei zaczęli łapać fazy… Gdy skończyła się trzecia porcja stuffu w kielichu, nikomu nie chciało się doładowywać. Wszyscy siedzieli w fotelach. W końcu Królik wstał i powiedział:
– Panowie, pójdę ja nakarmić ten swój fotel
– Ale po co? – zdziwił się Puchatek – Przecież nie pada…
– Nie kumasz bazy? – zirytował się Kłapouchy. Wstał, zastanowił się, usiadł i dodał – To spox, bo ja też…
Tymczasem Tygrysek przytulał się do „pieca” i mamrotał:
-Więc najpierw weźmiemy ślub cywilny…
– Ty się tak nie spoufalaj! – Wrzasnął Puchatek – Nasza kochana faja jest na licencji GNU!
– Właśnie! – krzyknął Prosiaczek – A co to znaczy?
– Że każdy moze se dymać. – mruknął Kłapouchy stojąc na głowie.
– Nooo to ja se przydymię. – powiedział Prosiaczek zdejmując spodnie.
– Ale jak że przydymać że co że jak że co że jak… – zaczął powtarzać Puchatek po czym zwalił się na ziemię – Jednak pingwiny nie latają.
– Pingwiny nie latają bo nie mają skrzydeł – wyjaśnił Prosiaczek waląc konia – No stawaj chuju! Bo ci łeb ukręcę! – Wrzasnął
– Co jest kurwa? – spytał Królik z wiadrem na głowie
– Nic nie jest – powiedział Puchatek przypierdalając mu soczystego kopa w ryja.
– O kurwa, zjemy Królika! – powiedział Kłapouchy ostrząc nóż.
– KURWAAAA JA ŻYJĘ!!!! – krzyknął Królik po czym wszedł na stół. Skoczył, załopotał skrzydłami i zjebał się na ziemię.
– Kurwa! – mruknął Prosiaczek
– Gdzie? – spytał Puchatek sięgając po kutasa. Nagle krzyknął – Łaaaa nie maaaa! Gdzie mój chuj, gdzie on kurwa jest?!
– Sprawdź z przodu – mruknął Kłapouchy podskakują na lewej nodze ze szczotką w prawej ręce.
– A co sie stao? – spytał Królik z wanny
– Co się co się co się stało? Co się stało? – podśpiewywał Kłapouchy.
– Nic, łazienka jest zamknięta – powiedział Puchatek wymachując śrubokrętem.
– Maciek! – powiedział Prosiaczek. – Maćku! – dodał.
– Maciek! – powiedział Prosiaczek. – Maćku! – dodał.
– Maciek! – powiedział Prosiaczek. – Maćku! – dodał.
– Maciek! – powiedział Prosiaczek. – Maćku! – dodał.
– Maciek! – powiedział Prosiaczek. – Maćku! – dodał.
– Jak to zamknięta zamknięta zamknięta jak to zamknięta zamknięta… – mruczał w kącie Puchatek.
Nagle do pokoju wpadł Tygrysek w pedalskich skórach i z biczem w ręku.
– Teraz cię ukarzemy, Maćku, za picie piwa w wannie. – powiedział – Byłeś baaaaaardzo niegrzeczny… – dodał.
– AAAAA! – krzyknął Królik i wbiegł na sufit – Tutaj mnie nie znajdziesz!
– Koniec tego dobrego! – powiedział Puchatek z nocnikiem na głowie – Do roboty! Ustawic sie w szeregu, za 5 minut odlatujemy na misję bojowo-zwiadowczą!
– Tak jest! – krzyknął tygrysek rzucając rzemień na podłogę. Stanął przed Puchatkiem. Dołączył do niego Prosiaczek. Po chwili Królik zlazł z sufitu. Tylko Kłapouchy siedział w kącie i patrzył na śmietnik.
– Ty, kurwa, co ci jest? – spytał Puchatek z rękami rozciagniętymi na boki.
Nagle Kłapouchy wstał, podszedł do śmietnika i przyjebał mu z buta. I jeszcze raz. I jeszcze…
– Nikt kurwa nie będzie wyzywał mojej matki od żony Kaczyńskiego! – mówił kopiąc zaciekle. Po chwili ze śmietnika zostały resztki. Kłapouchy spokojnie stanął w szeregu i rozłożył ręce.
–”Tu czerwony jeden – powiedział Puchatek – czerwony dwa, otwórz bramę hangaru.
– Tak jest! – powiedział Tygrysek i otworzył drzwi.
– Uwaga! – zaczął Puchatek – Wylatujemy po kolei numerami! Ja pierwszy! Jakieś pytania?
– Nie, sir! – powiedział Królik i zaczął rozgrzeać silnik.
– LECIMY! – krzyknął Puchatek i zaczął warczeć. Wybiegł przez drzwi i wyskoczył w powietrze. Ułożył nogi w pozycji horyzontalnej i leciał. Do niego dołączyła reszta brygady.
Po Puchatku wylatywali: Czerwony 2 (Tygrys), Czerwony 3 (Kłapouchy), Czerwony 4 (Prosiaczek) i czerwony 5 (Królik). Wszyscy wylecieli w powietrze. Lecieli nad koronami drzew w szyku klinowy, jako pierwszy Puchatek. Lewe skrzydło zajęli 2 i 4, prawe 3 i 5. Przelecieli nad lasem i zaczęli lecieć nad miasteczkiem. Podwyższyli pułap, lecieli już bardzo wysoko. Na horyzoncie pojawiły się dwa samoloty nieprzyjaciela: Różowy 1 Leader (Mr. Sowa) i Różowy 2 (Pedał Krzysztof). Widząc to Puchatek nadał komunikat „Utworzyć linię, czwarty i piąty zająć pozycje dalsze!”. W eterze przebijały się rozmowy grupy różowych. „widze”, „słodziutko”, „possij mi”, „atakujemy”… Puchatek odbezpieczył pociski „Mistrzu-Gej”. Odpalił dwa. Spudłowały. Zaczął strzelać z działka. uszkodził lewe skrzydło różowego Leadera. Usłyszał terkot przyjacielskich karabinów. To spowodowało rozerwanie na strzępy różowego Leadera. Przez eter słychać było „nieeeeeeee!”. Puchatek się uśmiechnął. Różowy 2 był sam… Nagle, ni z tego ni z owego koło Puchatka przeleciała torpeda wystrzelona z ziemi. Rzucił do radia „Kurwa, mamy kłopota. Naziemna ochrona przeciwlotnicza pedałów rozpoczyna ostrzał! Trzeci, postaraj się zniszczyć tyle dział ile możesz!”. Słysząc to Kłapouchy obniżył pułap i zaczął orać ziemię karabinem. Usłyszano huk. Trafił w skład amunicji. Tymczasem Drugi posłał rakietę w Różowego 2. trafił. Ostatni samolot nieprzyjaciela zmienił się w ognistą kulę. „Uwaga wszyscy! – zaczął nadawać leader – Obniżamy pułap i rozpoczynamy czynny ostrzał instalacji naziemnych!” powiedział. Cztery pozostałem myśliwce zniżyły swój lot i zaczęły strzelać. Nagle usłyszał w radiu głos czwartego „Dowódco, mamy problem! TIE-Fuckery i jeden Niszczyciel DowCipny na siedemnastej!”. Obrócił się. Na tle czarnego jak smoła gwieździstego nieba zauważył sylwetki pojazdów. Zniżył lot i jedną rakietą rozwalił kolejną wieżyczkę obronną na ich celu, czyli drugiej Gwieździe Śmierci. W moment podjął decyzję. „Drugi, trzeci! – powiedział – wlatujemy do środka! Trzeba to rozjebać!”. Usyszał potwierdzenia rozkazów po czym skierował swojego X-winga w tunel wentylacyjny. Za nim wleciały dwa Y-wingi. Za nimi kilkanaście maszyn nieprzyjaciela. Ostro ostrzeliwywali. Nagle Puchatek usłyszał w słuchawce głos Trzeciego „Kurwa mają mnieeeee…”. Głos się urwał i błysk eksplozji rozświetlił półmrok tunelu wentylacyjnego. „Kurwa, straciliśmy go!” krzyknął Puchatek do radia. Ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo właśnie wlecieli do Pomieszczenia z wielkim generatorem. Krzyknął do mikrofonu „Kurwa, nie mam torped, Drugi, wykończ skurwiela!”. „Tak jest szefie, osłaniaj mnie!” odpowiedział drugi. Puchatek zrobił skręt o 180 stopni, odpalił, zaciągnął się po czym wykonał tzw. rogala w tył i zaczął ostrzeliwywać TIE-Fuckery które leciały za nim. Rozwalił trzy. Usłyszał huk, po czym zdziwił się skąd dźwięki w przestrzeni kosmicznej. To był huk wylatującego w powietrze generatora. Skierował się ku wylotowi. Za nim podążył Drugi. Pozostałe przy życiu dwa TIE-fuckery wykonały równoczesny skręt w tył – i powpadały na siebie. Puchatek w asyście drugiego lecieli tunelem. Nagle drugi powiedział „Kurwa, te płomienie są blisko… bardzo blisko… gorąco tu! ZA GORĄCOOO!!!” W tym momencie kontakt się urwał. Puchatka zaczęły otaczać płomienie… były coraz bliżej… bliiiżeeeej… Puchatek zamknął oczy. Po chwili je otworzył. Leżał pod nowym starym domkiem Królika. Tak jak jego znajomi. Zaczął właśnie wstawać. Inni też się pobudzili. Kłapouchy powiedział:
– Kurwa, panowie, ten stuff był naprawdę mocny…
– Taa… – potwierdził Tygrysek – to pewnie te jebane promieniowanie…
Nagle pod domek przyszła BabaJaga.
– Witajcie chłopcy, macie może trochę tego stuffu? Mam paru klientów którym to bardzo posmakowało…
– Hmm… oczywiście, kotku – powiedział Królik który chyba jeszcze nie do końca się obudził…
– Ale kurwa nie za darmo! – powiedział Puchatek – Zgrzewa za krzaczek!
– Dwie zgrzewy! – rzucił Prosiaczek
– Trzy! – dodał Tygrysek
– A może byśmy poszli w te krzaki i bym cię jebał, słonko? – spytał Królik zataczając się.
– No dobra, niech będą 3. – zignorowała go Babajagi – Gdzie są?
– Za mną proszę – rzucił Puchatek i razem poszli do domku. Oczywiście Królik z wywieszonym ozorem lazł za nią.
– Patrzcie jak ona seksownia porusza tyłeczkiem… – zaczął mamrotać
– Seksownie jak hipopotamica w okresie godowym – mruknął Tygrysek zdegustowany bezguściem w guście przyjaciela
– A ja bym tak ją w te krzaki zacią… – nie dokończył, gdyż soczysty kop Kłapouchego odesłał go do krainy Morfeusza.
– Koniec tego pierdolenia – powiedział Kłapouchy
Po jakimś czasie transakcja była zakończona a 30 zgrzew leżało w chatce. Brygada upajała się smakiem wina. Nawet Królik, któremu już przeszła faza.
– A właściwie to co ja robiłem? – spytał biorąc głębokiego łyka.
– Kurwa, człowieku, ja nie pamiętam co ja robiłem… – mruknął Prosiaczek wymieniając butelkę.
– Pamiętam jak Królik chciał jebać Babajagę – powiedział Kłapouchy po czym wrócił do picia. Królik słysząc to zerzygał się. Ale nie było już czasu na te gadki, bo oto na horyzoncie pojawiła się P.I.P.A.! Krzysiu podszedł do brygady i powiedział
– Czołem brygada!
– Chuj ci w dupę! – usłyszał w odwecie znudzony głos Puchatka.
– Wiesz, może innym razem. – odpowiedział Krzyś – Widziałem was dzisiaj na procesji z okazji święta Pieprzonych Rogalików a potem w kościółku. Nie spodziewałem się was tam widzieć. Zdziwiłem się, kochani, ale też ucieszyłem. To bardzo dobrze, że wierzycie w Boga… ale powiedzcie mi… – zrobił krótką pauzę – Dlaczego zniszczyliście tabernakulum?
Tego było już za wiele. Puchatek chwycił butelkę i pierdolnął nią w Krzysia. I tak zakończyła się kolejna opowieść… 😉
KONIEC CZĘŚCI PIĘĆDZIESIĄTEJ TRZECIEJ
Wstawał piękny kwietniowy poranek. Tygrysek, Kubuś i Kłapouchy leniwie sączyli wino „Herakles”.
– Kurwa tak ciepło to jeszcze nigdy nie było… Jeszcze trochę poleżę na słońcu i mi się marchewa zapali.-powiedział Kubuś
– No ledwo drugą flaszkę pije i już wszędzie widzę prosiaczka i Królika, którzy ciągną Krzysia za chuja-dodał Tygrysek
– Nu, to dziwne ale ja też ich widzę-stwierdził Kłapouchy Wtem nadbiegli Królik i Prosiaczek ciągnąc Krzysia za głowę (łeb on miał do fujary podobny).
– Te chłopaki ta pipa ma wam coś do powiedzenia- wycedził Królik
– To się kurwa geju streszczaj- krzyknął Tygrysek
– No więc niedługo Wielkanoc i przyjdzie do mnie taki dużyyy Zając Wielkanocny i przyniesie mi mnóstwo prezentów- powiedział Krzyś – i nie chcę Wielkanocy spędzać samotnie i Was do siebie zapraszam
– Co o tym myślą brygada?- spytał prosiaczek
Po chwili zastanowienia pierwszy przemówił Kłapouchy:
– Możemy iść jeśli okaże się że to zajęczyca nie zając to możemy ją trochę podupczyć, nie?
– A Krzysia zajebać tuż po tym jak się nawali Wielkanocnym jabolem- z cicho dodał Prosiaczek- a zresztą będzie darmowa wyżerka i prezenty
– Nu, to być zajebista myśl chłopaki a jak będzie Zajęczyca to ją możemy podupczyć, nie? – stwierdził z podnieceniem Kłapouchy
Nazajutrz nasz dzielna brygada wybrała się do Krzysia demolując po drodze jego pedalski płotek.
– Cze geju, jest już Zając?- spytał na powitanie Kubuś
– Nie jeszcze go nie ma- odparł Krzysiu
– To my se przeszukamy twój pedalski domek, wiesz?- powiedział tygrysek
I cała brygada oprócz Prosiaczka poszła do pokoju Krzysia.
– Kubusiu sprawdź szuflady i mów nam co tam jest – powiedział Królik
– Oki, no więc: spodenki z liczbą 15, fotografia Szadiego oblepiona jakimś białym płynem hmmm… to chyba sperma Krzysia nie chłopaki?- spytał Kubuś – dobra co dalej… Klej, koszulka, majtki o mam na samym dole leży jakaś koperta…
– To ją wyciągaj – krzyknął Tygrysek
– Oki, jest tam 200… 500… 1000 złotych- powiedział z zachwytem Kubuś
– Łał, to starczy na 100… 200… 500 Heraclesów- policzył Kłapouchy
– Ja pierdole miesiąc picia za darmo- powiedział Królik
– Dobra chłopaki bierzemy ten tysiak i wracamy na dół- powiedział Tygrysek
Po czym wszyscy zeszli na dół do Krzysia i Prosiaczka.
– Wiesz co Krzysiu pożyczymy sobie taką białą kopertę, dobra?- spytał Kłapouchy
– Jasne mnie ona jest nie potrzebna – powiedział Krzyś
– Dzięki, w wyrazie wdzięczności dajemy ci te trzy torebki cukru- odparł z dziwnym uśmiechem Tygrysek
Krzyś ładnie podziękował po czym wpierdolił szybko wszystkie trzy torebki cukru… nagle stanął jak wryty i zaczął wydawać dziwne dźwięki. Okazało, się że Tygrysek dał mu trzy torebki z heroiną.
Po pięciu minutach Krzysiu już cały obśliniony wyciągnął swojego penisa i zaczął nim kręcić przez co przez przypadek zahaczył o żyrandol i zawisł. Cała brygada tarzała się ze śmiechu kiedy Tygrysek wytłumaczył im co spowodowało, że Krzyś ma Tripa.
– No dobra Tygrys idziemy po wino i po naboje do mojego UZI- powiedział Prosiaczek
– Oki, za godzinę wszyscy u Kubusia- rozkazał Tygrysek
Jak postanowili tak też zrobili. Po godzinie cała brygada spotkała się u Kubusia, Prosiaczek pochwalił się nowym zakupem: Bazukom na laserowe pociski. Kiedy opróżniali piątą flaszkę przez okno wleciał Pan Sowa.
– Co wy chuje Krzysiowi zrobiliście- spytał ze złością Pan Sowa- zaraz wam spuszczę wpierdol
– A co Krzysiowi panis odlec…- nie dokończył Królik bo Pan Sowa przypierdzielił mu z krzesła w twarz.
– Królika biją- krzyknął prosiaczek po czym strzelił w Pana Sowy z bazuki. Siła wybuchu rozjebała dosłownie teraz Pan eksSowe bo z niego tylko pióra zastały. Kiedy brygada ochłonęła Kubuś powiedział
– Ale jebło nie?
– No – dodał Tygrysek
Wtem jakaś siła wypieprzyła naszych bohaterów na zewnątrz.
– Co to Qrwa było? – spytał Kubuś
Kiedy przeszło im zaćmienie to ujrzeli na polanie, gdzie jeszcze przed chwilom stał domek Kubusia, wielkom szarą kulkę.
– Te Królik to jest ten Zając? – spytał Tygrysek
– Ne fiem- odparł niewyraźnie Królik bo Pan Sowa wypierdolił krzesłem mu wszystkie zęby
– Tak ja jestem Zając Wielkanocny- powiedziała szara kulka- i zaraz pomszczę śmierć mojego przyjaciela Pana Sowy- to mówiąc wyciągnął Pancerfausta i przypierdolił w Królika.
Ponieważ Zając nie trafił to siła wybuchu w polanie zrobiła „mały” krater.
– Wkurwiłeś mnie powiedział Prosiaczek po czym pierdolną w szarą kulkę serią z Bazuki.
Kiedy nabój dotknął Zająca to cała brygada ujrzała piękny grzybek atomowy. Po pewnym czasie kiedy kurz opadł wszyscy zobaczyli „świecące” od radioaktywności zwłoki Zająca Wielkanocnego.
– O kurwa ale pierdolło – stwierdził Kubuś
– Rzeczywiście maks rozjebka – dodał Tygrysek – To co chłopaki idziemy do mnie na winko? – spytał Kłapouchy
Cała brygada po dniu pełnym wrażeń znowu najebała się winem Heracles. I tak kończy się kolejny cudowny dzień w Stumilowym lesie.
KONIEC CZĘŚCI PIĘĆDZIESIĄTEJ CZWARTEJ
Na polance w stumilowym lesie…
– Stop kurwa padalcuuu! – Kubuś Puchatek okradał właśnie jakiegoś dresiaża. Zabrał mu już trzysta PLN-ów i kilkanaście kartoników LSD.
– Znowu kurwa LSD z Leźnyh Padołuf… DAWAJ TEGO JEGANEGO SZYBKOSTRZELNEGO – wrzeszczeli wszyscy. To było lepsze niż UZI Prosiaczka.
Po skończonej akcji, Kłapouchy i Puchatek wrócili do zarzyganego domku pod prześliczną sosenką… której nie było po ostatnim alko-experymencie nowego kolegi do libacji – Gófera. Ale to był nowy Gófer, bo przecież tamtego zajebali w części chyba trzeciej.
– Dobfa tefaz, idziemy do BabyJagi[tm] po Hefacleca! – zarządził nowyGófer.
Minęło mniejwięcej jebane piętnaście minut, gdy stawili się wszyscy w tym uroczym miejscu gdzie jest domek -ekhm- wytwórnia BabyJagi[tm], zwanej czasami Chujem.
– Veni, Vidi, Vino! Dawaj je kurwino! – wrzasną Tygrysek.
– Tak jest, ty skurwielu! Masz dziesięć palet za dziesięć LSDków! – odpierdolnęła BabaJaga[tm], i rzuciła im palety.
– Ale uważaj, chuju, najpierw to przefiltruj, to jest Leźnyh Padołuf! – rzucił wraz z LSDkami Kłapek. Tak wogóle, to brygada nawet nie miała gdzie jebnąć libacji. Szukali, ale wszystkie domy były albo zjebane, albo brudne, albo ich nie było, a u Gófera można się było zgubić nawet w drodze do kibla. Kasy nie mieli, żeby se nowy dom kupić, do pipyKrzysia nie pójdą, bo tam Sowa bawił się swoim dzieckiem – reaktorem atomowym na alkohol – HERACLES Classic Płońsk Aperitif nie wytrzymał by długo (podobnie jak Red Skull – połączenie spirita i LSD, nowy wynalazek Chuja).
– Pod gołym niebem nie będę pił kurwa – żalił się Królik.
– Aj dont łont to get cold drinking ałtsajd – zawieśniaczył Puchatek. I to im wystarczyło.
– Łejt, I haf ajdia! Zbudujemy se kurwa nowy, zajebisty domek – walnął Tygrys.
– To jest myśl. Zaczekaj.. BulBłeGrh – bo właśnie się Puchatkowi na bełta – Phreeeeeeeeeeellllldup! Ale skąd zmodzić materiały?
– Przeca, my, kurwa, mieszkamy w LESIE! – poddał myśl Kłapek. Wszyscy mu byli kurewsko wdzięczni za ten pomysł. Faken, dlaczego tylko na nich spływają takie pomysły?
– Tylko Red Skull mógł nam… – zaczął Puchatek
– … coś takiego … – wtrącił nowyGófer
– …podjebać! – dokończyli chórem. Nagle zostali otoczeni przez jakichś gnojków w dziwnie niebieskich mundurach.
– O kurwapierdolefuckitoff, Polucja!
– Tak, to kurwapierdolefuckitoff my – odpowiedział dzielnicowy.
– O kurwapierdolefuckitoff, spierdalać gdzie się da!!!!!!!!! – wrzeszczał Królik. To miało dobre strony – nareszcie mu drut stanął. Teraz ze ślicznej piramidy w spodniach Królika śmiali się wszyscy polucjanci.
Ten moment został wykorzystany kolejno przez Kłapcia, Tygrysa i Puchatka. Wszyscy z nowymi shotgunami pruli w szarańczę policyjną, jak się kurwa dało. Po zakończonym pogromie oczywiście ich obrabowali i kolejno obruchali polucjantkę.
– Fuckerskie popołudnie. Jedziemy do Sraktikera tym radiowozem?
– Jes of kors – zawieśniaczyli wszyscy, i pakując się do auta, otworzyli nową skrzynkę HERACLESA.
Dojeżdżając do Sraktikera mieli po drodze przyjemność z pewnym patrolem Łowców Pip. Po załatwieniu wszystkich spraw, doszli do pewnej niepokojącej refleksji:
– Dlaczego ich kurjebanawo tak dużo? I gdzie DonVasyl[tm]? – zapytał Kłapouchy.
Kiedy byli wszyscy mali, Kłapouchy miał totalną depresję, i bardzo lubił obsikany oset. I dopiero po ośmiu latach (sic!) wszyscy dostrzegli w tym coś.
– Ten HEFACLEŚ jest fak nafakowany siafą, zie az jebie – zasmucił się nagle nowyGófer.
– Pamiętacie tą obsikaną kępę ostu? Może by zacząć robić ostówkę – O”SET 100MIL Aperitif? – zagadał Kłapouch
– To jest jebabsko dobra myśl! Zrobimy konkurencję Chujowi. I zbudujemy, kurwa, wytwórnię, a nie jakiś kurwa domek! – zaczął się podniecać Królik.
– Ale skąd weźmiemy komponenty?…
– Nie pamiętasz, jak pomagaliśmy BabieJadze[tm] w HERACLESIE? Będziemy mieli kopalnię, hodowlę octu i sprzęt. Alkohol jest nasz!
– A skąd kurwa sprzęt?
– A kurwa z lasu!
– A mocz?
– Z nas!
Kiedy konflikt został zażegnany, gromadka dojechała do Sraktikera, gdzie przywitała ich „wózkowa hackerka [tm]”, a że była tylko jedna linia wózków, łatwiej będzie…
– Sprzątnąć ją – mruknął sarkastycznie Prosiak. Wziął swojego UZI, i pierdolnął jej między oczy krótką serią. Potem rozpierdolił mechanizm wózka, i teraz brygada miała już transport. Nie zauważyli pipy Krzysia, który ich zaszedł od tyłu.
– Ty, motyla noga, nie wolno zabijać babć, bulbrhgbleeeeee! – nie dokończył, bo wpierdolnęli mu amfę w dupę.
– Co to?
– Amfa. Dobranoc, pipo! Jesteś ciężko chory, a jedynym lekarstwem jest narzygać ci do dupy.
Krzyś podszedł na złego tripa, a ochroniaż narzygał mu do dupy, demonstrując pięknego pipowego wacka(z małej, bo pipowego).
Kubuś i Królik, znawcy materiałów, zakupili podstawowe narzędzia, a także kilka innych. Kradnąc z budowy potrzebne świństwa, dojechali, po śladzie z trupów, do stumilogego lasu.
– Tą polanę nazwałem Polaną Alkoholową – ogłosił Królik, i upił się w trupa…
KONIEC CZĘŚCI PIĘĆDZIESIĄTEJ PIĄTEJ
Był piękny czerwcowy poranek, ekipa spała zmęczona długim majowym weekendem który, dzięki pieniądzom ze sprzedaży samochodu księdza, nieco się przedłużył…
-O ja jebie, śnieg? – Z zaciekawieniem, jak zwykle kulturalnie zagadnął skacowany długo-uchy.
-Ty debilu – Pan sowa jak to miał w zwyczaju zaznaczył swą wyższość intelektualno-umysłową. – Patrzysz na ścianę, okno jest pół metra daaaa-eeeeej. – Ziewnął, po czym zapakował porannego drągala śpiącemu jeszcze krzysiowi.
-Aaaaaaa, tato, tatusiu, to booooli – poskarżył się pipa, po czym wyrwał się sowie i rozejrzał dookoła,
i ujrzał „salon” który niczym nie ustępował stajni augiasza – pełne rzygowin wiadra, co drugie przepełnione, reszta powywracana, dywan, a raczej coś co było dywanem w poprzednim wcieleniu. Wszędzie leżały puste butelki po „byXie-super strong” i „Heraclesie ™ Płońsk double siarka`s ediszyn” – najnowszym hicie który miał zamiast potrójnej siarki tylko podwójną, ale za to kosztował 2,99 co, niewiedzieć czemu, bardzo przypadło do gustu osiołkowi. Oprócz tego nasi bohaterowie w istnie dziwacznych pozach. Najdalej stał króliczek, który z odległości dziesięciu centymetrów przyglądał się ścianie która kiedyś była biała, dalej śpiący z nogami w mikrofalówce, i obandażowaną głową prosiak. Następnie Kubuś, siedzący na krześle pozbawionym nóg stojącym przy stole, nad którym to niedźwiadkiem spoczywała zwisająca głowa osła, który z nogami rozjechanymi na boki leżał na stole. W końcu spojrzał w dół i zobaczył sowę który w pozycji leżącej obcierał sterczącego fiuta o jego nogi niczym napalony York. Tego było za wiele – Mamo, gdzie ja jestem – Zapłakał, po czym dostał niedotlenienia mózgu ( po prostu zemdlał).
Na taki widok każdy niedoświadczony smakosz tanich trunków baba-jagi by zemdlał, ale nie nasza ekipa która właśnie zaczęła się budzić się do życia…
-Klina – wycharczał kłapouchy, po czym, nie zmieniając pozycji, posłał bełta wprost na głowę Puchatka.
-Przecieszzzz juuuuż nie śpię kondoniarzu – Odezwał się ubrudzony miś – Na ch*j mi ten prysznic?
-Dzie… oje… uzi? – Spytał prosiaczek przeszukując kieszenie jedną ręką, drugą z niewyjaśnionych przyczyn miał przybandażowaną do głowy.
-Uch, ech, ach – powiedział pan sowa pakując wciąż nieprzytomnego krzysia.
Poranne podłogowo-łóżkowe odgłosy przerwały dźwięki siłującego się z drzwiami króliczka.
-No kurwa jego mać, co jest z tymi drzwiami?
-Odejdź cherlawa fujaro, ja to zrobię – zerwał się misiu. – trzeba najpierw nacisnąć klamkę, a dopiero potem pociągnąć – Z szyderczym uśmieszkiem demonstrował, jednak nawet wciśnięcie klamki nie pomogło – O kurwa?
-O kurwa? – szyderczo powtórzył królik – chyba mi nie powie…
-Zamknij ryj fujaro, łeb mi pęka – W zdanie wciął się kłapcio.
-Bo co mi zrobisz? – Zadziornie odpowiedział gospodarz.
-Bo gówno …
-Bo my jeszcze pamiętamy kto spał z przepychaczką do klopa w dupie. – uciął dyskusję wciąż szukający uzi prosiaczek.
Króliczek jakby zmarkotniał i usiadł na ziemi pod zabitym deskami oknem, tym razem jednak nic nie zagłębiło się w jego odbyt…
Tym czasem na odległym drugim końcu salonu krzyś zaczął dochodzić do siebie.
-Tatusiuuuuuu, booooli. Nie, proszę, Nieeeeeee. – Krzyczał podniecony pipa. – Aaaaaa.
-O tak, tak, taaaaaaak – Wtórował mu sowa.
Wracając jednak pod drzwi…
-A ty gdzie leziesz? – Spytał królika tygrysek który właśnie wyszedł z łazienki.
-A chuj ci do tego, chyba że masz klina – odparował.
-EWRYBADY ZAMKNĄĆ KURWA RYJE – wrzasnął wyraźnie poirytowany kłapouchy – chyba, że macie coś do picia – dodał szeptem.
-No dobra, już dobra-wyszeptał idący w kierunku drzwi tygrysek.
Tymczasem królika już nie było w salonie.
-Okej dałny, niech mistrz zajmie się drzwiami – Wyraźnie pobudzony pasiasty złapał za klamkę – Trzeba przekręcić zamek – drugą ręką przekręcił klucz- I włala – Pociągnął za klamkę, ale drzwi pozostały niewzruszone na jego starania. – O kurwa. – Rzekł zrezygnowany- A chciałem iść odcedzić kartofle.
-To co robiłeś w kiblu? – Wyraźnie zdziwił się prosiak.
-Jak to co? Nie widzisz jego źrenic? Na pewno chuj metę wciągał. – Zdenerwowany zamkniętymi drzwiami Puchatek nie krył swoich podejrzeń. – Co chuju? Zostawiłeś coś dla nas?
-Eeeee no wiesz… nie było dużo… i tego…  no tak wyszło… i… ten kac…- Jąkał się.
-My też mamy kaca! – Wkurwił się miś. – Patrz na kłapcia, ledwie się trzyma? Widzisz jak kiepsko wygląda?
W tym momencie kłapouchy puścił artystycznego pawia, i posłał do tygrysa jeden ze swoich zabójczych uśmiechów ZA-TĄ-METĘ-WYRWĘ-CI-JAJCA-NIECH-MNIE-TYLKO-ŁEB-PRZESTANIE-PĘKAĆ, po czym ponownie zwiesił głowę.
-No to… eeee… tego, pamiętacie? Wystawiliśmy zgrzewkę wina na dwór, żeby się schłodziła. Zaraz po nią pójdę i zachowam jaja ekhem… znaczy twarz. – Gorączkował się tygrysek. Złapał za klamkę, jednak i tym razem drzwi się nie poddały. –No po prostu kurwa no nie – W nerwach zaczął podskakiwać, jednak poślizgnął się na jednym z bełtów, uderzył głową w ścianę i zasnął.
-No i uuuj z iiim- Rzucił kłapouchy, po czym napluł na głowę nieprzytomnego kompana.
-Nie no panowie, tak nie możemy postępować, trochę szacunku. – Królik wszedł do salonu trzymając coś za plecami.
-Cheesz wpierol? – Rzucił najbardziej skacowany.
-Spokojnie, mam coś co uleczy twoją duszę i serce…
Nie dane mu było skończyć gdyż na jego czole odbiło się kopyto kłapcia, a sam królik osunął się z brzękiem tłuczonego szkła na ziemię.
-Kurwa, wino! – Zerwał się osioł.
-Kurwa, ty ośle – Wykrzyknął miś.
-Zlizujcie z podłogi! – Krzyknął prosiaczek i już zaczął jeździć jęzorem po dywanie, jednak po chwili pozieleniał i puścił wielobarwnego pawia.
Króliczek w tym czasie zaliczył kolejnego kopniaka, tym razem od misia, który to kopniak przewrócił go na brzuch, w taki sposób, że twarz zagłębiła się w świeżutkim bełcie bekona.
-Dwie butelki są całe! Idealnie – zauważył Puchatek, po czym podał jedną kłapouchemu, a drugą wziął sobie.
-A dla mnie? A dla mnie? – Gorączkował się prosiak.
-Tyś już swoje zlizał. – Szyderczo zaśmiał się osiołek – Heracles – dats de łej i lajk. – Zawieśniaczył.
-A tak w ogóle to skąd on miał te wina? – Zainteresował się Puchatek.
-Te, królik? Skąd żeś ty wyciągnął te wina? – Wykrzyczał kopiąc go osiołek.
-Co? – Królik uprzejmie spytał podnosząc się z ziemi. – Cały czas je miałem, schowane na specjalną okazję.
-To czemu ich nie wypiliśmy wczoraj?  – Zdziwił się prosiak.
-Bo przypomniałem sobie o nich dopiero jak wszedłem do kuchni, schowałem je w piekarniku – i tak nigdy do niego nie zaglądam.
-A co ty kurwa robiłeś w kuchni? – Podejrzliwie spytał kłapouchy któremu skończyło się już wino.
-Ej chłopaki, w kuchni jest okno – zalśnił intelektem Puchatek.
-No właśnie po to tam poszedłem, ale też jest zabite.
-Kurwa… – rozczarowali się obecni – Jak my teraz stąd wyjdziemy?
-Mam pomysł. – Wykrzyknął kłapouchy któremu wino przywróciło wigor.- Wybije drzwi kopytami! – Jak powiedział, tak zrobił. Ale raz trafił w ścianę, raz we framugę. – O kurwa, albo i nie… – posmutniał – ma ktoś jakieś pomysły?
-EUROLAND – Wykrzyknął prosiaczek.
-Chyba EUREKA ? –Wtrącił królik.
-Zamknij RYJ – Uciszyła go reszta – a ty prosiak mów.
-No więc…
-Ty idioto, nie zaczyna się zdania od no więc! – Wycierając fiuta w firankę powiedział pan sowa.
-Zamknij RYJ pedofilu – Tym razem wydarli się wszyscy oprócz krzysia któremu coś białego wyciekało z nosa i płynęło po wyraźnie brudnej od czegoś brązowego twarzy, i króliczka który wyjęczał coś w rodzaju „moje firanki”.
-A więc…
-Co za debil – wtrącił sowa
-Wezmę moje uzi i rozwalę te drzwi.-kontynuował- Tylko że nie mam  żadnego magazynka. Może wiecie gdzie są?
-Zostawiłeś je u chuja w zamian za zgrzewkę wina… – Wstając z ziemi odezwał się tygrysek.
-No i cały misterny plan w pizdu. – Załamał się króliczek – Jesteśmy tu uwięzieni – wciąż lamentował.
W tym czasie sowa podszedł do drzwi.
-WY DEBILE – po raz kolejny zaznaczył swą wyższość mentalno-intelektualną, po czym położył rękę na klamce, nacisnął ją, i pchnął drzwi na zewnątrz. Ku zaskoczeniu wszystkich drzwi się otworzyły, a sowa spokojnie wyszedł i odleciał do pobliskiego przedszkola molestować małe dzieci.
-Aaałaaaa, moja pupa – zapłakał pipa którego ocucił powiew świeżego powietrza.
-Łapać małego pedała! – Wykrzyknął Kubuś po czym rzucił się w kierunku krzysia, który wstawał z wyraźnymi problemami.
-Zapłaci nam za kolejną imprezę – Cieszył się królik, po czym też pognał w jego kierunku.
Niestety zderzył się z Puchatkiem, a pipa w tym czasie stawiając szeroko nogi wybiegł z domku.
-Ty fujaro! – Wyraźnie wkurwiony miś wypłacił  solidnego gonga w króliczka, jednak ten uchylił się przed ciosem, który trafił w tygryska, a ten po raz kolejny stracił przytomność.-No masz ci los – zmieszał się Puchatek.
Tymczasem prosiaczek wtaszczał do domu zającopodobnego wielką beczkę z napisem „danger, alkoholum skożoneum”.
-Pies mnie jebał, skąd to masz? – Wysapał króliczek
-Stało przy drodze…
-Daj sprawdzimy czy dobre – zaproponował kłapcio…
Po czym wszyscy raczyli się nowym, świecącym trunkiem aż pozapadali w zdrowy sen.
KONIEC CZĘŚCI PIĘĆDZIESIĄTEJ SZÓSTEJ
Był piękny sierpniowy poranek. Puchatek po wyprawieniu swoich urodzin w domu krzysia(pipy na imprezę nie zaproszono) obudził się na najgorszym kacu jaki kiedykolwiek miał w swoim zakrapianym wszystkim co miało „procent” w nazwie życiu.
-Ja pierdolę! – sapnął – O kurwa!
Po tym jakże miłym przywitaniu z nowym dniem spróbował wstać, tylko po to aby wyrżnął głową w stojący nad nim stół i zasnąć ponownie. Wielki, zielony guz na jego głowie wskazywał, że tą operację wykonał tej nocy już kilka razy. Prosiaczek, który używał stołu jako łóżka został obudzony gwałtownym wstrząsem mebla poruszonego głową Puchatka.
-Aaaa kurwa, trzęsienie ziemi! – Wydarł się na cały głos bekon który nie wrócił jeszcze z tripa. – Ratuj się kto mo…
Nie dokończył jednak swojego bełkotu gdyż uderzeniem w głowę uciszyła go przesłana przez Kłapcia pusta butelka po winie Heracles double siarka`s edyszyn. Po tym ciosie różowy kolega wrócił do krainy snów, a kłapcio zaczął wyrażać swoje niezadowolenie z nagłej pobudki.
-Krwa… ile aazy mam aas uciszaś – wybełkotał potwornie skacowany, i jak zwykle na kacu podkurwiony kłapcio. – Aa każdym aazem ho sao.
-Teraz to ty hałasujesz – zauważył Króliczek.
Zapewne chciał coś jeszcze dodać, jednak widząc jak w rękach osiołka pojawia się argument kalibru 18mm zrezygnował.
-Surprajs maderfakers! Głes hus baaa… – na widok lufy obrzyna wycelowanej prosto w siebie przez kłapcia zrzedła mu mina. – Spokojnie, spokojnie mam wino!
Lufa obrzyna została wycelowana na powrót w podłogę. Tygrysek właśnie podawał kłapciowi butelkę gdy nagle rozległo się łomotanie do drzwi, chwilę później drzwi się otworzyły, a w nich stanął nie kto inny jak brudas z pobliskiego kebab baru z siatką w ręku.
-Ktoś zamawiał ke – nie dokończył gdyż kłapouchy pozbawił go mózgu, twarzy, głowy i połowy tułowia za pomocą jedynie jednego naboju DUmDUm.
-Na uj się, ydzierał? – skwitował sytuację sięgający po butelkę osiołęk.
-kurwa, Kłapciu, a gdyby tak to był ktoś kogo nie wolno zabić? – Zajęczał przestraszony zającopodobny.
Osiołek, który przykleił się już do butelki tylko rzucił mu swoje zabójcze spojrzenie JA-MOGĘ-SKASOWAĆ-KOGO-CHCĘ, i tym samym zakończył temat bezsensownych dywagacji króliczka.
-A tak w ogóle to czego tu ten ciapak szukał? – Głośno zastanawiał się królik.
-Zamówiłem nam na śniadanko po kebabie, ostra baranina na grubym,  i żeby było czym popić wyskoczyłem do jagi po winko – podchodząc do denata skwapliwie wyjaśnił Tygrysek. – Nawet się uwinęli.
To mówiąc podniósł reklamówkę z oryginalnym nadrukiem z kebab baru z kebabami w środku. Następnie rozdał kolegom po jednym daniu, a resztę odłożył dla jeszcze śpiących kompanów.
Kilka minut później, obudzeni głośnym mlaskaniem, wstali Puchatek i Prosiaczek, a właściwie to wstał tylko Prosiaczek, bo głowa Puchatka znowu zaliczyła trasę PODŁOGA-STÓŁ-PODŁOGA.
-Ooo – zachwycił się prosiaczek sięgając po kebaba. – Jeszcze ciepły.
W tym czasie Puchatkowi udało się w końcu wygramolić spod stołu. Głośno przeklinając zawlókł się i poszedł po swojego kebsa.
-No faktycznie, jeszcze ciepły, zupełnie jak te zwłoki – stwierdził Miś rzucając w Królika reklamówką. – Dajcie mi ino wino, bo strasznie mnie suszy, a łeb mi pęka zupełnie jakbym nim całą noc o coś napierdalał.
-Bo tak było – stwierdził fakt długo-uchy. – A swoją drogą to fajny mają obrazek na reklamówkach.
-No, obrazek niby fajny, taka plaża, piasek, palmy i 72 fajne dziewczyny – rozmarzył się Prosiaczek. – Tylko nie wiem czemu napis dali zrobić lekarzowi, nic z tych bazgrołów nie rozumiem.
Zapewne rozważania prosiaczka trwały by jeszcze jakiś czas, gdyby nie to, że przed drzwiami stanął kolejny ciapak. Mało tego, on zaczął się wydzierać na całą okolicę, zupełnie jakby nigdy trupa nie widział.
-ŁALAHUAKA BAKATAKA SALAM– bełkotał przybysz w turbanie.
-Beee, Beee, Beee – beczała koza którą trzymał na sznurku.
-No i czego się drzesz – uspakajał przybysza obrzynem Kłapouchy – Trupa nigdy nie widziałeś?
Na to ciapak odwrócił się do kozy, pocałował ją w pysk, niczym żonę na pożegnanie i z ogniem w oczach odwrócił się do osiołka.
-Bla bla ALLAHU AKBAR.
Po tym zdaniu czas zwolnił prawie się zatrzymując, a kłapouchy widział w zwolnionym tempie jak „ahmed” rozrywa szmatę którą był owinięty, a na brzuchu pojawia się pas dynamitu, trotylu, semtexu, C4, plastiku, oktanitrokubanu, i… dwa sznurki służące do detonacji.
Ciapuch (z dużej bo początek zdania) złapał za sznurki i z całej siły je pociągnął. Całość nie trwała dłużej niż sekundę. Na początku nic się nie stało, gdy po chwili całym stumilowym lasem zatrzęsła eksplozja tak potężna, że płomienie było widać aż w Wilkowniczkach dolnych, radomiu, sosnowcu, i na rosyjskim Krymie. Siła wybuchu odrzuciła kłapouchego do tyłu, tak że ten przebił się przez jedną ścianę, drugą ścianę, trzecią, bojler na wodę, zbrojony żelbetonowy mur, i zatrzymał się dwadzieścia metrów dalej na pedalskim białym płotku okalającym dom pipy.
-Co. To. kurwa. Było. – Wysapał poobijany, obsypany pyłem z trudem podnoszący się z ziemi Puchatek.
Piętnaście minut później, ekipa która zabrała kłapcia do sowy czekała na jego diagnozę.
-Wy debile – z jawną pogardą stwierdził swoją wyższość inteligencji na przyjaciółmi. – Nie wiem co wy robiliście temu biednemu osłowi, ale ma połamany w sześciu miejscach kręgosłup i dwadzieścia innych złamań, o poparzeniu większości powierzchni ciała nie wspominając – wymądrzał się pedofil.
-Zamknij swój opierzony ryj, i zacznij go wreszcie leczyć! – Zaproponował swoim wiernym UZI Prosiaczek.
Po dwudziestu minutach narzekań na to, że musieli razem z Krzysiem czekać przed domkiem sowy, ten ostatni wychylił się przez okno:
-Skończyłem, chodźcie mu pomóc wstać. – Zawołał doktor Mengele.
Po skończonym zabiegu udali się wraz z kuśtykającym kłapciem na piwną górkę obalić kilka win i obmyślić plan działania.
-Mam pomysł – zabłysnął królik. – Pójdziemy na stadion dziesięciolecia, kupimy broni, i rozgromimy ich jak kiedyś cyganów. Do tej pory pamiętam jak odstrzeliłem temu srającemu brudasowi dupę – rozmarzył się królik.
-kurwa… no panowie, znowu poświęcać mam swój prezent urodzinowy? – Zasępił się Puchatek, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na niezwykle sponiewieranego Kłapouchego by się zdecydować. – No dobra, to którędy na stadion?
Ekipa udała się na stadion zabierając po drodze z ruin domku krzysia sprzęt audio który dostał na urodziny Puchatek, a który jego przyjaciele „pożyczyli” od księdza. Ksiądz oczywiście nic o tym nie wiedział – spał uderzony kolbą obrzyna w tył głowy.
– Gdzie jest stadion dziesięciolecia?– Spytał Tygrysek patrząc na wysoką na kilkadziesiąt metrów palisadę z płotem z białych i czerwonych prostokątów. – I co to, kurwa, ma być?
-Ba…yyy bas… sen – z trudem sylabizował króliczek. – Basen? Na… yyy… narodowy! Basen narodowy! – Stwierdził zadowolony z siebie długouchy.
-A po chuj komu taki wielki basen? – Zastanawiał się Puchatek. – I gdzie my teraz sprzedamy mój sprzęt? – Lamentował – Źle się dzieje w państwie duńskim.
-Eee tam, w Danii chyba nie jest jeszcze tak źle, to w Ameryce, a tam zawsze było dobrze – zabłysnąl znajomością geografii Prosiaczek.
Wszyscy w ekipie podupadli na duchu, nawet Tygrysek, który dla poprawy humoru musiał wciągnąć kreskę speeda. Ta niezwykle skomplikowana operacja dodała mu siły i animuszu.
-Mam pomysł! – Krzyknął, po czym rozpędził się i wskoczył na przejeżdżającą niedaleko wojskową ciężarówkę. – Spotkamy się u Puchatka w domu!
Przyjaciele w nienajlepszych humorach stwierdzili, że nie będą pomagać naćpanemu tygryskowi – sam ćpał, niech sam kombinuje, i zaczęli wracać do stumilowego lasu. Po drodze do domu Puchatka podeszli jeszcze do baby jagi po sześciopak winobluszczywin. W drodze z piwnej górki szło im się już lepiej, nogi jakby same ich niosły, a wino pomogło ukoić zszargane nerwy. Nic jednak nie mogło ich przygotować na widok czołgu stojącego przed chatką Puchatka.
-kurwaaaa – wydyszał Puchatek. – W końcu się doigrał, przyjechali po niego czołgiem.
-A taki fajny kompan był z niego – dodał Prosiaczek – ej, zaraz, czy to nie jego prążkowana morda wystaje z wieżyczki?
-Rzeczywiście – potwierdził Kłapcio.
-SŁUCHAJCIE – darł się Tygrysek, i nie czekając na żadne pytanie zaczął opowiadać – wojsko mamy zawodowe, czyż nie?
-Ano tak – potwierdził bekon.
-No właśnie, i żołnierze pracują od 8 do 16, później róbcie co chcecie. Więc ja chciałem wziąć czołg, i nikt mi nawet nie przeszkodził, nikt tego nawet nie pilnował, w końcu fajrant mieli. Do tego zobaczcie co mam – tu wyrzucił z czołgu kilka ciężkich skrzynek. –Pełno broni, granatów i amunicji, a co najważniejsze za darmo – podniecał się Tygrys.
-Łap – Puchatek rzucił mu wino – należy ci się, a plan jest taki : ja, prosiaczek i kłapouchy wchodzimy głównymi drzwiami do kebab baru, ty tygrysku wjeżdżasz czołgiem od zaplecza. Walimy do wszystkiego co się rusza.-Miś jak to zwykle bywa w takich sytuacjach odnalazł w sobie żyłkę dowódcy. – Akcja rozpocznie się o zachodzie słońca. Niech nie zostanie kamień na kamieniu. Jakieś pytania towarzysze?
-Ja mam kurwa pytanie – rzucił prosiaczek.
-To kurwa pytaj.
-Czy ty kurwa już czasem tego nie mówiłeś, tego o kamieniu na kamieniu? – Dopytywał się boczek.
-Nie kurwa. Jeszcze coś?
-Tak kurwa. Co ja mam robić? – podniósł temat królik.
-Ty cherlawa pokrako, karabinu nie utrzymasz. Ty będziesz walił z moździerza do zagrody dla kóz. Wszystko jasne kurwa? – Widząc, że nikt nie wyraża sprzeciwu dodał – widzimy się za dwie godziny przy wyjściu z lasu. Aha, i akcja nazywa się „kebabowa burza”.
O zachodzie słońca ekipa planowo wtargnęła do wnętrza małego budynku na skraju lasu. Wśród ciapaków nastał popłoch niczym wśród karaluchów w kuchni gdy zapali się światło. Wszędzie latały fragmenty ciał kóz, pociski 5,56, bułki od kebabów, mięso od kebabów, granaty, resztki ciapaków rozrywanych celnymi seriami przyjaciół, brud, szmaty, ponadpalane stronice koranu(specjalnie z małej litery) jeszcze więcej kóz, surówki, ogórki, pociski odłamkowo-burzące, i burząco-zapalające z armaty czołgowej, pociski dżawelin, odłamki, jeszcze więcej ciapaków, na ziemi zaczął rozlewać się sos czosnkowy zmieszany z krwią kebabów. Powstała trafnie przewidziana przez misia burza. Jednym słowem obrona ciapaków ograniczała się do umierania i uciekania z pod luf Puchatka, Prosiaczka i Kłapouchego w stronę lufy czołgu Tygryska i na odwrót. Nagle, trafiona przez pocisk z czołgu, runęła ściana odgradzająca „restaurację” od „kuchni”, a zza chmury pyłu zaczęły uciekać wielkie ilości „baraniny” i „wieprzowiny” czyli psów i kotów. Podczas gdy ekipa walczyła w najlepsze, Króliczek na pobliskim wzniesieniu walczył z rurą od moździerza, ustawił ją w kierunku ciapucha odbywającego stosunek z żoną, wpuścił granat do rury i chwilę później rozległ się gwizd, a w następnej koza, wraz z przyrodzeniem męża została rozerwana na milion milionów (biliard) małych kawałeczków. Dumny z siebie długouchy zaczął walić z moździerza w kierunku zagród, zamieniając kilkudziesięciu allahów wraz z ich haremami w brudną, mokrą plamę. Kolejny granat, i kolejnych pięciu ciapaków odesłanych tam gdzie ich miejsce. Kiedy całe pole przed kebab barem było już usłane równa warstwą zwłok, krwi i kraterów po wybuchach, a granaty się skończyły, królik chwytając w porywie adrenaliny nóż myśliwski ruszył do boju.
-Huraaaaaaaaaa – wrzeszczał podniecony Królik.
Jednak, jak to można było przewidzieć, nogi mu się zaczęły plątać, wypierdolił orła, przekoziołkował cudem nie wbijając sobie noża pod żebra, a następnie siłą rozpędu wpadł w boczne drzwi budki z kebabami. W środku ślizgając się na sosie czosnkowym, posoce, krwi, limfie, fragmentach dopalającego się już koranu i organach wewnętrznych, z okrzykiem bojowym „KURWAAAAA” na ustach przejechał niczym łyżwiarz figurowy przez cały korytarz i wbił nóż w ciapaka, który właśnie próbował się wysadzić. Nagły cios go zdezorientował, a siła grawitacji, która nieubłaganie działała na Królika, który trzymał się noża tkwiącego w brzuchu kebaba przyciągnęła go do ziemi. W następnej chwili jelita i inne niepotrzebne organy wewnętrzne wylały się z ciapaka na łeb króliczka, grzebiąc go w gównie (to się nazywa tkwić po uszy w gównie XD).
Ekipa widząc, że zadanie zostało wykonane, oraz to, że bohaterstwo długouchego uratowało im życie, wyrwała Królika z kupy flaków, i zaminowując teren upuścili budkę z kebabem i martwymi kebabami.
Nie odeszli nawet kilometra, gdy do ich uszu doleciał odgłos eksplozji, a w niebo wzniosła się wielka kula ognia, którą było widać z polskich miast, takich jak : Kraków, Gdańsk czy Lwów, a nawet z rosyjskiego Smoleńska. Po chwili koronami drzew zatrzęsła fala uderzeniowa. W oddali widać było nawet lecącego pana Sowę, któremu paliły się pióra.
-No, nie wiem co ty tam podłożyłeś, ale nieźle jebło. – Pochwalił Tygryska Puchatek zasłaniający ręką oczy.
-To nie moja zasługa. Ja dałem tylko dziesięć kilko trotylu. – Tłumaczył się. – Nie wiem czemu wyjebało tak mocno.
-Pewnie to ich skład materiałów na pasy Allaha. – Z nienawiścią w głosie powiedział Kłapcio.
-W każdym razie, jak króliczek dojdzie do siebie, to lepiej mu nie mówmy, w jaki sposób nas
uratował, znowu będzie nam to wypominał, jak tą akcję ze srającym cyganem. – Nieśmiało zaproponował miś, widząc, że wszyscy się z nim zgadzają dodał – a tymczasem chodźmy na piwną górkę.
-A kasa? Za co będziemy pić? –Prosiak jak zwykle trzeźwo myślał – tygrysek podpalił ich kasę pociskiem, zanim zdążyliśmy się nią zaopiekować.
Cała trójka spojrzała z wyrzutem na tygryska który siedział w czołgu. Silnik nagle zaryczał, wóz obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni Fahrenheita, i pognał w jakimś bliżej nie zidentyfikowanym kierunku.
-A temu co odjebało? – Spytał budzący się do życia Królik. – I co w ogóle się stało?
-chuj z nim. – Zakomenderował głównodowodzący akcją „kebabowa burza” – Znowu mu coś odjebało. Ciapaków rozgromiliśmy koncertowo, a ty oberwałeś jak zwykle w łeb i żadnego pożytku z ciebie nie było, ty cherlawa pokrako. Za karę dzisiaj ty stawiasz.
Po tym krótkim postoju ekipa skierowała się do domu Królika, aby ten mógł wziąć portfel, po czym powoli skierowali się w stronę jedynego, największego i najlepszego (w myśl zasady „Taniej=lepiej”) sklepu z alkoholami świata – domku baby jagi. I jakież było ich zdziwienie gdy ujrzeli siedzącego na kilkudziesięciu skrzynkach win z płońska Tygryska. Ten wyglądał na wyraźnie pobudzonego, i to nie przez kawę, a przez coś mocniejszego.
-CHŁOPAKI, CHŁOPAKI – darł się w niebogłosy – SPRZEDAŁEM CZOŁG na złomie, na kilo. Dzisiaj ja stawiam.
Królik odetchnął z ulgą.
-Chodźcie szybciej trzeba to zanieść do naszego bohatera. Impreza na jego cześć, na mój koszt!
-Tfuu, znaczy do pokraki – dodał szybko widząc gestykulującego za plecami Króliczka Puchatka.
I w ten oto sposób nasza ekipa przeżyła kolejny pełen alkoholu i przygód dzień, a kolejna ostro zakrapiana noc zapowiadała się wyśmienicie.
KONIEC CZĘŚCI PIĘĆDZIESIĄTEJ SIÓDMEJ
P
Poranne słońce wdarło się przez rozbite szkło w oknie The Nowej Chatki Puchatka i padło na telewizor pokazujący właśnie Teleexpres. Puchatek jako jedyny patrzył wmrugający ekran, przeżywając jeszcze resztki wczorajszej Fazy. Reszta brygady pozostawała w trybie Dotknij_Mnie_A_Rozjebie_Ci_Ryja i sytuacja nie sprawiała wrażeniajakoby miała się niedługo zmienić, gdy nagle rozległo się pukanie do wyważonych drzwi. Puchatek otworzył je i do pomieszczenia weszła zakapturzona, zapłaszczona ibrodata postać.-
– Cześć skurwysyny. Pizdy jebane i kurwy niemyte. – powiedziała postać ciężkim basem.
– Nie mów do mnie po imieniu bo jesteśmy tylko twoimi klientami, chuju zasrany – wymamrotał Puchatek – zawstydzasz mnie – dodał.
– No tak, a po nazwisku to już można… – mruknęła Baba Jaga ściągając kaptur…
– Fuuuuj, mogłabyś się ogolić – powiedział z obrzydzeniem Puchatek – tak sobie tylko straszysz klientów.
– Nie przyszłam tu by się pierdolić mam do was sprawę. – powiedziała i wyjęła zza pazuchy kartkę papieru
– A co to jest Pazucha? – Spytał Puchatek.- Taka kieszonka. – odpowiedziała mu z zażenowaniem BabaJaga – na tej kartce jest przepis na nowego Jabola.
– Taa? A jak się nazywa? „Zrób to sam”, kurwa? – spytał Puchatek nie kryjąc irytacji.
– Nie, „Żarówka Przyszłości” – odpowiedziała Baba Jaga podając Puchatkowi kartkę.
– Benzoesan sodu sorbinian potasu… To konserwanty… Niedługo wszyscy będziemy świecić. O tak – Powiedział Puchatek po przeczytaniu fragmentu składu po czym zapaliłsię jak żarówka. – Ale co nas to kurwA obchodzi? To ty tu robisz jabole, a nie my.
– Dokładnie. Sęk w tym że ten papier przyszedł z centrali „Towarzystwa Producentów Heraklesa” dwie godziny temu.
– To straszne – wyjękał Puchatek – ale jak to ma sie do nas?
– Musisz zrozumieć, że przez całe życie robiłam Jabole z jabłek, siarki i takich pierdół. Nie ma skąd wziąć składniki. – powiedziała smutno Baba Jaga. Puchatkowiłezka się w oczku zakręciła.
– To straszne… pewnie teraz każesz nam zapierdalać dwie godziny szukając składników, a potem zapłacisz po jabolu na głowę, huh? – powiedział Puchatek.
– Nie. To byłoby zbyt krótkoterminowe. I tak by się skończyły. Mam dwa was inne zajęcie… – powiedziała tajemniczo.
– Ja pierdolę – powiedział Puchatek głosem, który wyrażał straconą nadzieję.
– Nie jest tak źle, czeka was wspaniała przygoda… – próbowała ratować cele misji Baba Jaga.
– Mów do kurwy nędzy, co tym razem mamy zrobić, nie pierdol.
– No więc waszą misją będzie zaniesienie tego świstka do siedziby towarzystwa, a tam, ich naukowcy znajdą sposób, by zrobić to wino, z jakichś łatwodostępnychskładników. – powiedziała Baba Jaga.
– Ja pierdolę… – wysapał Puchatek – A co my będziemy z tego mieli?
– Żarówkę przyszłości… – mruknęła Baba Jaga – Mogę wam też załatwić zniżki w towarzystwie, jak chcecie.
– A co oni mają? – spytał Puchatek z nadzieją w głosie.
– Widzisz Puchatku… każdy, kto wymyśli przepis na Jabola, musi go zgłosić w towarzystwie, bo będzie ścigany przez nas Międzynarodowym Listem Gończym TowarzystwaProducentów Heraklesa. InterPol to przy nas płotki.
– Czyli że macie tak wszystkie przepisy na jabole z całego świata? – spytał Puchatek, wyraźnie podjarany okazją napicia się Ryżobola albo Papajabola.
– Dokładnie. A w siedzibie organizacji znajdują się spore zapasy zamrożonych próbek…
– Nooo i teraz mówisz do rzeczy. To dawaj ten przepis, adres, zbieramy paczkę i lecimy! – powiedział podekscytowany Puchatek.
– Nie tak szybko. Jest jeden problem. – powiedziała BabaJaga.
– Nosz ja cie pierdolę kurwa pierdolona twoja mać, co jest? – mruknął Puchatek po czym zaklął szpetnie.
– Wygląda na to, że ktoś doniósł policji, że agenci TPH są w okolicy. Siły policyjne są zmobilizowane, a przeciwko wam wysłano 12 agentów specjalnej, policyjnejkomórki do walki z TPH. Będziecie mieli spore kłopoty, zwłaszcza pod koniec. A ci agenci NAJPIERW strzelają, POTEM zakopują ciało i WCALE nie myślą. My mówimy na nich”predatorzy”.
– Jezu, masakra…
– Na dodatek mają tytanowo-kewlarowe kamizelki kuloodporne wzmacniane Siliconem, są wyposażeni w czujniki termiczne, gogle noktowizyjne, raportują co 20 minut i całyczas informują się o wszystkim co się dzieje dookoła. Na wyposażeniu mają ponadto po dwa Desert Eagle, Dwa Macro-Uzi, CKM w bagażniku oraz po kilkanaście granatów,ponadto jeżdżą pancernymi, eksperymentalnymi motorami ze wszystkimi systemami zabezpieczeń, łącznością satelitarną oraz automatem do espresso. Dodatkowo każdy jestwyposażony w strzelbę Dragunov. Wiecie, celownik optyczny, noktowizor, pointer laserowy… Zaznaczałam już, że są na waszym tropie
Puchatek nic nie powiedział, patrzył jedynie z szeroko otwartymi oczami, ze szczęką zwiedzającą podłogę… w końcu powiedział:
– Macro-Uzi?
– Tak. Prosiaczek ma Jedynie malutkie Mikro-Uzi. z magazynkiem na 32 naboje. Macro-Uzi jest 2x szybsze i ma standardowy magazynek na 60 nabojów. Oni noszą przedłużonedo 85.
– O kurwa… a dlaczego oni tropią waszych agentów?
– Zazdroszczą im sprzętu.. – wzruszyła ramionami Baba Jaga. – ale nie czas na pierdolenie. Jeśli ta lista dostanie się w ręce agentów policyjnych, to można miećpewność że ją użyją do nieodpowiednich celów…
– Kurwa, jakich?
– Znając składniki przepisu agenci policyjni będą w stanie wykonać czujnik, wykrywający osoby, które spożywały ten napój. Jest to ściśle tajny projekt, a wy jesteściejedynymi, którym mogę powierzyć to zadanie. – powiedziała. – A teraz masz tutaj plan, list ode mnie, uprawniający was do wejścia na teren magazynów oraz adresTowarzystwa. A teraz… IDŹCIE, I NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI! – Dodała, po czym wyszła, pozostawiając Puchatka z zadaniem obudzenia brygady, i wytłumaczeniem jej celówmisji…
Gruby pęk dokumentów wylądował na biurku równie grubego komendanta policji.
– Miło znowu widzieć pana na tym stanowisku, kapitanie Bystry Rydz – powiedział młody policjant, który przyniósł akta sprawy 0-KU/RW4-6/6/6
– Taaa… kamizelki kuloodporne mają swoje plusy. – wysapał ciężko pocąc się kapitan. – Co my tu mamy?
– To przyszło z centrali w Warszawie – odpowiedział Policjant – w naszej okolicy podobno pojawiło się 5 agentów TPH. Centrala prosi, a właściwie rozkazuje nam,udzielić wszelkiej możliwej pomocy agentom których wysłali.
– Ilu ich?
– 13. Nie potrzebują wiele, generalnie chodzi o to, żebyśmy nie zajmowali im dupy.
– Da radę załatwić… ODMASZEROWAĆ! – Powiedział kapitan, po czym zaczytał się w aktach.
Policjant wyszedł, jednak w jego głowie kołotała się myśl „Czy niezapomniałem czasem o czymś?”
– Ooooch, oooooch, Ooooooooch, AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH! – wystękał pan Sowa, spuszczając się na wystający spod zlewu tyłek Krzysia. [Ze względów obyczajowych przejdę bezpośrednio do najistotniejszej części] – Słyszałeś, że te debile mają przepis na żarówkę Przyszłości? – spytał Pan Sowa, obejmując Krzysia w jego łóżku.
– Mają, i co z tego? – zacisnął pięść na kutasku pana Sowy Krzyś.
– Można to przerobić na Ultra Wazeline Turbo Pro – wystękał Pan Sowa.
– Czy to lepsze od Wazeliny Turbo? – Krzyś z zaciekawieniem podniósł głowę znad krocza Pana Sowy.
– O wiele… czujesz stado dzikich kutasów na prochach w dupie i masz wrażenie że zmieściłby ci się tam czołg.
– Ach, ukradnimy im go więc! – zakrzyknął podniecony Krzyś.
– To nie takie proste. Oni sami w sobie są tak głupi że aż niebezpieczny. Cały czas się głowię nad możliwością czegoś takiego do nauki obsługi AK 47 – zamyślił sięPan Sowa rozluźniając mięśnie krocza – poza tym na ich tropie podąża 14 agentów policyjnych – dodał.
– Zostaw to mnie… – powiedział Krzyś i wrócił do pały Pana Sowy głośno mlaskając. Pan Sowa odprężył się…
– Dobra, no więc jak to zrobimy? – spytał Królik rozkładając na połamanym stole resztki mapy polski z 1899 roku. Wszyscy popatrzyli na niego ze zdziwieniem.
Pierwszy odezwał się Puchatek.
– Pojedziemy tam, damy im przepis, wrócimy, zajebiemy się.
– Brzmi zachęcająco. – powiedział Kłapouchy – Nie wziąłeś pod uwagę faktu że polują na nas policyjni zabójcy. Ponadto…. – zamyślił się – mam jakieś złe przeczuciaco do tego…
– Nie pierdol. Pakujemy się i jedziemy. Gdzie jest ta siedziba? – spytał podenerwowany Prosiaczek, na chwilę przerywając polerowanie UZI.
– Baba Jaga dała nam mapę. To jakieś… 450 kilometrów stąd.
– Aha. No to chuj. Jak się tam dostaniemy? – włączył się do dyskusji Tygrysek.
– No więc myślałem, że możnaby próbować ciopągiem…. – mruknął Królik.
– Chyba POCIĄGIEM, pałko niemyta. – sprostował Puchatek – Ale pomysł sam w sobie niezły.
– Noo… powiedziałbym że nawet wyjebisty. – mruknął Kłapouchy – Gdyby tylko nie był taki chujowy. Samo dostanie się na najbliższą stację będziekoszmarem, przejazd może się źle skończyć. A jak wysiądziemy to nadziejemy się pewnie na agentów. Poza tym domyślam się że siedziba Towarzystwa też jest otoczonagrubym kordonem policji. Masz jakiś lepszy pomysł?
– W zasadzie – zaczął Królik – mamy całą masę innych wyjść. Możemy poprosić Baba Jagę żeby zadzwoniła po kuzyna, możemy poprosić Wujka Samo Zło o przeteleportowanienas, możemy zajebać komus auto, w końcu, możemy wezwać Hrabiego Drakulę z Transylwanii. Jedyny problem w tym… – przerwał i nabrał powietrza w płuca.
– W czym? – zapytał wkurwiony Kłapouchy.
– Że zawsze chciałem przejechać się pociągiem… – dokończył Królik, a łza spłynęła mu po policzku. oderwała się od brody i poleciała na podłogę, i pewnie by kapnęła,gdyby nie Prosiaczek, który celnym strzałem wbił ją w ścianę. Zdmuchnął lufę Uzika po czym powiedział:
– Długouchy ma rację. Powinniśmy spróbować czegoś, czego do te pory jeszcze nie robiliśmy. Poczekamy do zmroku, po czym pójdziemy na stację w Piździejewie Dolnym, anastępnie złapiemy piewszy lepszy pociąg w odpowiednim kierunku i dostaniemy się do siedziby głównej Towarzystwa.
– Kurwa, nieźle. – Powiedział Puchatek – więc Lock & Load, guys!
– Pierdol się, sam jesteś Gayem! – krzyknął Tygrysek
– Guys, nie Gays… zresztą… do roboty. – powiedział Prosiaczek i poszedł załozyć sprzęt, rad, że w końcu zrobi z niego użytek.
W koncu grupa byla czujna, zwarta, gotowa, uzbrojona i niebezpieczna. Chociaż faktem jest, iż grupa ta zawsze jest niebezpieczna, chodźby ze względu na inteligencjęna poziomie polskich gimnazjalistów. W każdym razie mrok zapadł nad Stumilowym Laskiem. Mieli już wychodzić, gdy nagle Puchatek powiedział:
– Wiecie… może byśmy złożyli wizytę na komendzie?
– Na jaki chuj? – spytał Prosiaczek
– Kurwa, ten znowu coś odpierdala… – mruknął Tygrysek
– Jestem pewien że znajdują się tam wszystkie plany wizyty agentów w okolicy – zaczął Puchatek – mogą być zaznaczone pozycje predatorów, trasy ich patroli i godzinyraportów. Poza tym jestem pewien, że w okolicy nie będzie żadnego z nich, bo na cholerę by tam siedzieli? Poza tym chyba wszyscy mamy w pamięci naszą ostatnią wizytęna komisariacie. Wesoło było, nie? Można by powtórzyć…
– W sumie to pomysł nie jest zły – powiedział Kłapouchy – niemniej jednak tym razem postaramy się to zrobić po cichu. Jak narobimy za dużo hałasu, możemy być pewni żezwalą się nam na łeb predatorzy, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
– To fakt. Dodatkowym utrudnieniem moze być też to, że nie posiadamy żadnej broni tłumionej, więc jak kogoś spotkamy to tylko siekiera zostaje. Ale zostawia onabrzydkie ślady na ścianach… – zamyślił się Puchatek – W ostateczności można bejzbolami. Albo nożykiem…
– Dokładnie. ja – jako że najmniejszy – pójdę i to zrobię. – powiedział Prosiaczek.
– Ty pójdziesz tylko dlatego, że jesteś najmniejszy, czy masz tez jakieś inne zalety które mogłyby się przydać? – spytał Tygrysek, który nie krył chęci wyrżnięciakilku policjantów.
– Mam największą pałkę. Wystarczy? – Spytał Prosiaczek.
– Tak… – powiedział smutno Tygrysek.
– Postanowione? To lecimy! – zakrzyknął Puchatek, po czym brygada opuściła dom. Przebiegli przez las pilnując by ich nikt nie ścigał bądź śledził po czym wstąpili do miasta. Ciasnymi uliczkami pomiędzy gospodarstwami rolnymi przemykali chyłkiemnasi dzielni wojownicy o dobro Heraklesa, od budynku, do budynku, od obory do obory. W końcu dotarli do centrum, gdzie – poza kilkoma domkami – dumnie ledwo dyszystary, odrapany, poobijany i jeszcze jakby tak parę razy zbombardowany budynek naszej polskiej Polucji… Chyba, przynajmniej tak jest na szyldzie, który sprawiawrażenie „edytowanego” sprayem…Bochaterowie stanęli dookoła budynku wzajemnie się asekurując, po czym Prosiaczek wsunął cichutko swój nosek i pałkę przez drzwi nakomisariat, przedostając się do środka. Przez chwilę panowała cisza, Po czym głośny wrzask rozległ się w okolicy. Na komisariacie zawył alarm. A raczej posterunkowyA. Larm któremu Prosiaczek wbił noża w dupę.
– JA PIERDOLĘ! NIE ODRÓŻNIŁEM OD GŁOWY! – zawołał Prosiaczek po czym naprawił błąd.
Drugi z nich pozostał nienaprawiony.I ten drugi spowodował, że na prosiaczka posypali się policjanci. Przez chwilę słychać było krzyki i strzały, po czym nagle przerwały się. Przez chwilę panowała cisza,po czym rozległy się krzyki przerażenia, a policjanci – czasem z pourywanymi kończynami – błyskawicznie wybiegali z budynku, wyskakiwali przez okna, łamali sobienogi, a paru skręciło kark podczas ucieczki, po czym rozpierzchli się po okolicy…
Po chwili z budynku wyszedł zdziwiony Prosiaczek z teczką papierów. Puchatekspytał go:
– Czemu oni tak spierdalali?
– Spodnie mi się odpięły i spadły na podłogę – padła odpowiedź z ust zawstydzonego prosiaczka. – zza gaci wyłoniła się moja pała i oni się jej przestraszyli. -dokończył ze łzami w oczkach.
Puchatek objął go czule i szepnął do uszka: – Nie martw się, następnym razem będzie lepiej.Bochaterów rozczuliła ta wymiana zdań.
– Kurwa, pojebany pedale, odchujaj się od niego! – zakrzyknął Tygrysek i kopnął Puchatka w dupę. Puchatek aż podskoczył po czym z głosnym „bęc” upadł na ziemię :-(.
Potem wstał i przyjebał Tygryskowi z wirującej pięty w jaja, przez co ten się pochylił.
– O ty chuju, mojego kumpla bijesz? – zawołał Kłapouchy i przyjebał Puchatkowi z baśki.
– Pierdolona pizdo niemyta, co Puchatka bijesz? – spytał Prosiaczek i posadził gładko buta na policzku Kłapouchego.
– KURWA! A ty czego nikogo nie bijesz? – krzyknął Królik po czym przyjebał se z baśki w jaja.
– BUAHAHAHAHAHA! – wybuchła śmiechem ekipa po czym zdecydowali, że koniec walk. Zabrali się za studiowanie raportu, dzięki czemu dowiedzieli się o wszystkich planachpredatorów, włącznie z planem głównym: „nie ma żadnego planu”….
– Słyszysz to? – spytał przerywając ssanie Krzyś.
– Taaaak, to nasi niegrzeczni chłopcy się zabawiają – mruknął Pan Sowa.
– IDEM! – zakrzyknął Krzyś, po czym wstał.- Jak trzeba… to trzeba…. idź więc i niech moc będzie z toba! Ja sobie zwalę konia, mam zdjęcia twojej dupy.
– Czyli Marcinka?
– Nie, Piotrusia. Idź już.
– Tak jest! – powiedział Krzyś, po czym wyskoczył z okna domku Pana Sowy. Pan Sowa klepnął się w czoło, po czym podszedł do okna i zawołał:
– RAMMFIELD, YOU IDIOT! I FLY! YOU DON’T!
– Yessss massssssterrrr – wysyczał Krzyś po czym pobiegł w stronę rozlegającego się z daleka odgłosu bitwy. Pan Sowa patrzył jeszcze długa za nim, cały czaszastanawiając się czy go nie zawołać, i poradzić, by się ubrał. W sumie to ma przy sobie komórkę, przytroczoną do majtek, które – tak się złożyło – znajdują się najego głowie…
Nasza dzielna brygada wyrusza w stronę dworca. Szli przez jakiś czas nie nękani, po czym nagle podbiegła do nich paskudna kreatura, która pyskiem przy ziemi węszy,nie ma ubrania, porusza się na czworakach, i jeszcze ma starą Nokię 3210 na głowie, a na imię jej jest Krzyś.
– Chccssssseeee mijeeeeećććśśśśś ssssssstooo ccchhchchchujóóóóófffffff ffffff dłuuuuuuuuupyeeeeee – wysyczał z trudem, rzucająć się na ekipę.
Puchatek zrobił pięknyunik przez co wjebał się na Prosiaczka. Krzyś natomiast poleciał na kamień i przyjebał głową w mur, co spowodowało czasowy zanim wizji i fonii. Nasi bochaterowiepopatrzyli na „to” z obrzydzeniem. Nie dośc, że pierdolona ciota, to jeszcze pedał, lubi starszych chłopców i zapierdala na golasa.
– Nosz ja pierdolę – nie wytrzymał Tygrysek – Nie dośc, że pierdolona ciota, to jeszcze pedał, lubi starszych chłopców i zapierdala na golasa, a na dodatek ostronaćpany…
– Jebać go, idziemy – powiedział Puchatek. Wyruszyli w stronę stacji i akurat przypadkiem trafili na właściwy pociąg. Wsiedli i rozgościli się w jednym przedziale.
Cieszyli się, że gładko poszło. Nie wiedzieli, że cały czas podąża za nimi Predator Jack. Raportujący co 20 minut…
– Wiecie… całkiem wygodne te pociągi – powiedział Królik, podziwiający pięknie scrollujące się okno.
– Długouchy ma rację, powinniśmy częściej tak wyjeżdżać na misje – zaaprobował Prosiaczek, wycierając się ze skrzepłej krwi policyjnej.
– Zaczekaj aż przyjdzie kanar… – mruknął Tygrysek patrząc za okno.
– Taki mały, żółty ptaszek? – spytał z niedowierzaniem Królik.
– Nie, ten skurwiel co bilety sprawdza – powiedział Kłapouchy.
– A… a my nie mamy biletu… – powiedział smutny Królik.
– Mów za siebie – powiedzia z uśmiechem Prosiaczek i popatrzył naswoje uzi – Ja tam mam 32 bileciki, 5 gramów każdy, hehe…
– W sumie to nie trzeba się tym za bardzo przejmować – wysapał Tygrysek wtulając się w twarde siedzenie.
Późno było, a oni mało mieli już alkocholu we krwi, musieliwykorzystywać każdy moment, by ograniczyć zużycie.
– Dobra, to idziemy spać. – mrukną Puchatek wtulony w odbyt Kłapouchego z jajami na nosie Prosiaczka. Realia polskiej kolei…
W tym czasie po drugiej stronie pociągu Predator Jack siadał wygodnie w przedziale, Jego komfort nagle przerwał kondutkor, który tubalnym głosem rzekł;
– BilEcIkI do kno-OntrOOli PrOOOOsze!
Przez głowę Predatora Jacka szybko przebiegały myśli w stylu: „ja pierdolę nie moge strzelac do cywili”, „kurwa nie mam przy sobie rzadnej kasy”,”faken mam przejebane”, „Dziwne, już nie mi się chcieć sikać…”
– PANIE! – wykrzyknął konduktor – TU NIE KIBEL, TU SIĘ KURWA NIE LEJE! Dzwonię po policję! – dodał, po czym przykuł predatora Jacka do poręczy. Wyszedł potem, byzadzwonić. Nagle krzyknął:
– KUREWA MAĆ MÓJ SONY ERIKSON MI SIĘ ZNOWU ZAWIESIŁ! – po czym wyciągnął pistolet i strzelił sobie w głowę, malowniczo rozchlapując swój mózg na szybie, manifestująctym samym fakt, że Predator Jack ma przejebane :-(.
Wróćmy jednak do naszych bochaterów. Do nich też zawitał konduktor.
– BilEcIkI do kno-OntrOOli PrOOOOsze! – zawołał podekscytowanym głosem. Odpowiedziała mu cisza. Popatrzył na naszych herosów. Każdy z nich patrzył na niego spojżeniemClintona tuż przed tym, jak powiedział „possij mi” do Moniki Lewińskiej. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Prosiaczek delikatnym ruchem przeciągnął palcem pożłobieniach i fakturach anypoślizgowych na UZIku. W końcu milczenie przerwał konduktor, który pojękując wypowiedział z dawna oczekiwane zdanie:
– Dz-dziękuję, ż-życzę mi-miłej pod-dróży… – po czym zamknął drzwi i oddalił się w celu bliżej nieokreślonym.
– Poszło gładko. – powiedział Puchatek, ścierając pot z czoła
–Taaa ty nie wiesz ile wysiłku kosztowało mnie przejechanie palcem po żłobieniach i fakturach antypoślizgowych na moim UZIku – wysapał Prosiaczek.
– Tak czy inaczej, już po wszystkim. Możemy się zrelaksować. – powiedział Tygrysek wygodnie rozsiadając się na fotelu.
– To może urozmaicimy sobie jakoś oczekiwanie? – spytał Prosiaczek.
– Jak? Jestem otwarty na sugestie – powiedział Kłapouchy po czym wziął łyka z piersiówki.
– Który z nas jest najlepszym złodziejem? – wypalił nagle Królik.
– Ja – mruknął Tygrysek – właśnie dojeżdżamy do tunelu. Zaraz wam coś pokażę. – powiedział. Po chwili pociąg wjechał do tunelu. Nie minęły 3 sekundy jak wyjechał.
– Co nam chciałeś pokazać? – Spytał Królik
– Zastrzel mnie – powiedział Tygrysek
– Cóż… jak sobie życzysz – powiedział Królik, po czym wycelował Berettę w Tygryska i nacisnął spust. Ale usłyszał tylko szczęk zamka. – Co do…
– Proszę, oto twój magazynek – powiedział Tygrysek wręczając metalowe pudełeczko zdumionemu Królikowi. Ten szybko załadował pistolet po czym schował go w kaburze.
– To jeszcze nic – mruknął Puchatek.
Tymczasem pociąg wjechał do kolejnego tunelu. Po 2 sekundach wyjechał.
– Niech mnie ktoś zastrzeli – mruknął.
Wszyscybłyskawicznie wyciągnęli bronie, ale żadna nie wypaliła. Tymczasem Puchatek bawił się magazynkami do UZI, kałacha, beretty i paroma nabojami z komory nabojowejkłapouchego… Po chwili wydał amunicję towarzyszom. Tymczasem pociąg dojeżdżał do kolejnego tunelu.
–:To patrzcie na to – wysapał sennym głosikiem Kłapouchy, wtulając się wygodnie w fotel. Pociąg wjechał w tunel. Po chwili wyjechał. Kłapouchy cały czas leżał nafotelu, nawet lekko pochrapywał. Każdy sprawdził swoją broń. Każdy karabin czy pistolet był naładowany. Popatrzyli ze zdziwieniem na Kłapouchego. Ten cały czas leżał.
– Na co niby mamy patrzeć? – spytał Królik.
Pociąg tymczasem zaczął zwalniać. Po chwili zatrzymał się, a do przedziału wszedł konduktor i z przepraszającą minąwyjęczał:
– NAJMOCNIEJ was PRZEPRASZAMY, ale niestety, podróż musi się zakończyć, gdyż jakiś cwel podpiździł nam lokomotywę…
Na dźwięk tych słów Kłapouchy wyraźnie się ożywił. Nawet otworzył prawe oko po czym wypalił z szotgana w łeb ciecia rozchlapując mu mózg na szybie.
– Nikt nie będzie mnie nazywał cwelem. Wybaczcie panowie, ale resztę drogi musimy przejść pieszo – wysapał Kłapouchy, podnosząc się z fotela- ale spoko, i tak wysiadając teraz zaoszczędzimy trochę czasu, bo ten pociąg zatrzymuje się za daleko.
Po tych słowach wyszli z pociągu i wyskoczyli do lasu. Ich śladami podążał predator Jack, któremu udało się uwolnić, bo miał przy sobie torebkę energetyzującej zupkichińskiej… Przedzierali sie przez busz (który niestety nie lubi Hop Coli :-() bardzo ciężko. Gęste zalesienie, krzaki i gówna wiewiórek nie sprzyjały naszym bochaterom.
Najgorzej miał Kłapouchy, który taszczył ultra szotguna, ale Tygrysek z Puchatkiem też lekko nie mięli. Dlatego oni osłaniali tyły. Z przodu zaś teren obczajaliProsiaczek i Królik. A raczej Prosiaczek, oraz schowany za jego plecami wydygany do reszty Królik.
– Panowie oni tu są, dej ar hir! Zginiemy, kurwa, zginiemy! – powtarzał paranoicznie. Ciągle miał wrażenie że ktoś ich śledzi.
– Nie wytrzymam, ciągle mam wrażenie żektoś nas śledzi! – krzyknął. Puchatek popatrzył na niego i miał już coś powiedzieć, ale Królik ni z tego ni z owego wyciągnął Berettę i zaczął strzelać na prawo i lewo.
Brygada padła na ziemię szukając schronienia przed ostrym ostrzałem Królika, tymczasem lufa jego pistoletu wypluwała pocisk za pociskiem. W końcu uspokoił go silnystrzał z kolby kałacha, który zafundował mu Tygrysek.
– Kurwa, zajebię tego świra – wykrzyknął. – pozabijałby nas, debil pierdolony.
– No… – mruknął Puchatek po czym nadstawił uszu – slyszycie? Ktos tam jęczy… – powiedział.
Zaczęli nasłuchiwać. Zza krzaków dobiegał wyraźny jęk. Poszli w jegostronę, zostawiając tymczasowo Królika. Wyszli zza krzaków i na małej polance ujżeli niezbyt ciekawy widok: Predator Jack zwijał się z bólu i wykrwawiał na trawę, tui uwdzie poprzetykaną mysimi odchodami.
– Oto proszę państwa, Predator. Jak ci na imię, szmato? – Spytał Kłapouchy, wycelowywując szotguna w głowę Jacka.
– Jack – wystękał ciężko – Na imię mi… Jack… – po tych słowach strzał z Shotguna pozbawił jego cialo głowy. Albo jego głowę wyglądu. Albo…chuj z tym. Tak czy inaczej, wszyscy spoglądali na bezgłowy zezwłok niegdyś jeszcze dumnego predatora, który teraz był niczym innym jak zwykłym ścierwem.
– Co z tym zrobimy? – spytał po chwili milczenia Puchatek – zostawimy, żeby nam las zaśmiecało?
– A co, chcesz to gówno zabrać? – mruknął Kłapouchy przeszukując trupa. Całkiem fajne bajerki znalazł. Gogle noktowizyjne, termowizyjne, lornetka, kamizelka kevlarowa,dwa deserty, dwa macro uzi i trzy granaty. Załozył sobie więc na głowe termowizję, na klate kamizelkę, do kieszeni lornetkę, wsadził sobie za pasek deserta igranata, Tygryskowi dał noktowizor i granata, Prosiaczkowi macro uzi i granata, Puchatkowi Macro Uzi a Królikowi drugiego Deserta (chyba żeby se ręce połamał…).Trochę lepiej uzbrojona ekipa ruszyła dalej, kontynuować swoją misję. Doszli w końcu na skraj lasu. Przed nimi wyłoniło się gigantyczne pole, na którym stała siedziba TPH. Nasi bochaterowie ucieszyli się, że już są tak blisko, po czymminy im zrzedły. Zobaczyli, że budynek – czy może raczej ciężko obwarowany kompleks – otoczony jest gęstym kordonem policji. Wprawdzie było to kilkudziesięciupolicjantów, którzy siedzieli w samochodach, albo grali na maskach w szachy, ale z drugiej znajdowało się centrum dowodzenia. Tam już stało kilkudziesięciupolicjantów, otaczających mały namiot, przed którym stały trzy bajeranckie motory oraz kilkanaście wozów policyjnych. Raz po raz z siedziby TPH rozlegały sięstrzały a pociski leciały w stronę namiotu, ale nigdy nie trafiały. Najgorsze było to, że namiot policjantów stał naprzeciwko głównego wejścia. Innych nie było,forteca była pilnie strzeżona i ciężko obwarowana. Ekipa rozsiadła się na skraju owego lasu, w którym spędzili miło kilka chwil, po czym zaczęli debatować.
Pierwszy wdebacie głos zabrał Kłapouchy.
– Srać mi się chce – powiedział.
Wszyscy popatrzyli na niego jak na pawiana.
– Czemu nie pójdziesz? – spytał nieśmiało Prosiaczek
– Czuję drżenie mocy – wymamrotał Kłapouchy, a musicie wiedzieć, że moc była w nim silna.
– Kurwa, idź w krzaki i sraj.
– Prosiaczku, nie rozumiesz – powiedział Kłapouchy – od trzech dni nie srałem. Jak teraz zwolnię moje zwieracze nastąpi lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni.
– No to chuj? – spytał Królik
– Kurwa, idź się wysraj, i wracaj, mamy tu bazę do oszturmowania. – wkurwił się Tygrysek
– Chyba przejęcia… – wybełkotał Kłapouchy
– Zdobycia, kretyni – powiedział Puchatek
– Odwiedzenia – pogodził ich Królik – A teraz idź sraj, bo czekamy na ciebie.
– Okej, sami się prosiliście – powiedział Kłapouchy, po czym poszedł w krzaki. Przez chwilę słychać było dziwne stękania, wycie, pomrukiwanie i trochę jakbyzawodzenie, po czym głosna explozja rozległa się zza krzaków, a bochaterowie zostali podrzuceni na jakieś 10 metrów, po czym spokojnie spadli na ziemię. JEB, JEB, JEB,JEB – po kolei zaliczali glebę, a następnie wstawali.
– Ma chłopak siłę w dupsku… – powiedział Puchatek.
Po chwili Kłapouchy wyszedł, ale jego Image znacznie podupadł… jednak nie komentujmy tego, wszak nasibochaterowie mają bazę do oszturmowania. Znaczy przejęcia. Eee Zdobycia. Czyli odwiedzenia.
– Mozemy w końcu zacząć rozmowy? – spytał Prosiaczek
– Spoko. Skąd klikasz? – spytał Królik.
– A stąd – powiedział Puchatek
– Kurwa! – krzyknął Tygrysek – Rozmowy o szturmowaniu bazy. – wyjaśnił.
Kłapouchy wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale zdecydował się zachować milczenie. Zresztąi tak by nie dokończył, gdyż z lasu dobiegł ich złowroki okrzyk.
–AŁAJACIEKURWAPIERDOLEWCHUJAJEBANASZMATO! – ktoś się darł w niebogłosy.
Nasi bochaterowie postalowili to sprawdzić. Weszli więc wgłąb lasu, po czym zobaczyli dwóchpredatorów. Jeden leżał ze zdjętymi spodniami, a drugi majstrował mu przy dupie
– Kurwa mać! Kurwa mać! Kurwa mać! Kurwa mać! – mruczał sobie ten leżączy.
– Zamknij się Jake, ktoś ci musi te odłamki drewna z dupy powyciągać. – powiedział ten drugi, zdradzając imię pierwszego.
– Ależ Mike, ja nie mogę… AAAAAAARRRGGGHHH!!! – wydarł się Jake zdradzając imię drugiego.
– NIECH JA SIE TYLKO KURW DOWIEM kto zdetonował tę bombę atomową w tamtychkrzakach to NOGI Z DUPY POWYRYWAM!
W tym momencie rozległ się potężny wystrzał, w zasadzie bardziej takie JEBUDU niż wystrzał. To Kłapouchy jednym celnym strzałem z Desert Eagla pozbawił Mike’amożliwości myślenia. Znaczy rozjebał mu łeb, no… Drugi, lżejszy wystrzał padł z beretty Królika (nie chciał sobie połamać rąk, strzelając z Desert Eagla?) i trafiłJake’a w dupę.
– AAAAAAAAA!!! – wydarł się Jake. Już sięgnął do paska po pistolet, ale nasza brygada była szybsza. Kolejny celny strzał unieszkodliwił rękę Jake’a.OOOOOŁAAAA! – znowu się wydarł Jake.
– Kłapouchy podszedł do niego i przystawił mu obrzyna do głowy.
– MÓW KIEDY RAPORTUJESZ! – krzyknął mu w twarz
– Zzzaa… p-p-pięć-ć m-m-inuttt – wyjąkał Jake
– Dziękuję – powiedział grzecznie Kłąpouchy, po czym rozjebał mu łeb. Wziął jego radio i zaczął nasłuchiwać. Po chwili usłyszał:
– Tu centrala, predatorzy zgłaszajcie się.
– Tu Stef, jadę do siedziby TPH.
– Tu Frank, posuwam Joego.
– Tu Joe, jestem posuwany przez Franka.
– Tu Jihad, odlewam się pod Gdańskiem.
– Tuuu Sssshhhhirrroooo chhhhllleeejjje brooffffarryyy z szszszulaaamiii pooood piściejeffem tolnym.
– Tu Max, masturbuję się pod Wrockiem.
– Tu Alex, oglądam pornola w komórce pod Szczecinem.
– Tu Richard, jestem pod bazą TPH
– Tu Johny, jestem z Richardem pod bazą TPH
– Tu Ben, ja też jestem pod TPH
Po ostatniej wypowiedzi nastała krótka cisza, po której głos z centrali spytał
– Żadnych śladów po Jacku, Jake’u i Mike’u?
– Nie, pewnie KIA. – powiedział jeden z predatorów (KIA – Killed In Action)
– Albo tak się zajebali że nie mogą gadać – zaśmiał się drugi
– Dajcie spokój. – odezwała się centrala – to poważna sprawa. Macie odczyty z ich nadajników?
– Tak, powinni być w lasku pod TPH – ponownie odezwał się ten głos – Jack oddzielnie, gdzieś w centrum, ale Jake i Mike są razem.
– Zrozumiałam. Sprawdź to, Stef. Centrala out. – po raz ostatni odezwał się głos, po czym nastała cisza.
Kłapouchy popatrzył na komratów i powiedział:
– Więc wiedzą. A jeden z nich zaraz tu będzie.Co robimy?
– Przywitamy kulami – uśmiechnął się złowrogo Prosiaczek i odbezpieczył MacroUzi
– Nie zapominaj że poprzednich wzięliśmy z zaskoczenia, a tego pierwszego całkowitym fartem. – wyjaśnił mu Tygrysek
– Poukrywamy się na drzewach i w krzachach. – błysnął wiedzą Królik
– Z termowizjerem i tak nas zobaczy. – powiedział mu Kłapouchy.
– Sza! Słyszycie to? – spytał Puchatek.
Z lasu było wyraźnie słychać nadjeżdżający motor. Bochaterowie wskoczyli do krzaków. Motocykl podjechał i zatrzymał się na środku polanki, tuż przed ciałami poległychpredatorów. Kierowca wyszedł i podszedł do ciał. Wyjął radio i obwieścił smutną nowinę:
– Tu Stef, drugie i trzecie KIA. Wszystkie jednostki NATYCHMIAST przyjechać do lasku pod siedzibą TPH. Stef Out – po tych słowach wstał i wyjął oba Desert Eagle, ana twarz założył termowizjer.
Nasi bochaterowie zaczęli spierdalać, na co Stef odpowiedział ostrzałem. Pociski latały po lesie i trafiały w drzewa, ale ani jeden nietrafił w żadnego z naszych bochaterów, jeden tylko ułamał poważną gałąź, która pierdolnęła Królika w łeb i spowodowała klasyczny zanik wizji i fonii… W końcuprzedator wystrzelał wszystkie naboje i zaczął przeładowywać. Cały czas szedł przed siebie niczym czołg, i nic go nie zatrzymywało. W końcu drogę zagrodził muProsiaczek. Wycelował swoje stare Uzi i nowe MacroUzi w niego i krzyknął
– THOU SHALL NOT PASS, PUNK!!!
Nie wpłynęło to jednak na zachowanie predatora, który dalej szedł, a przeładował już Desert Eagle. Począł powoli wycelowywać w Prosiaczka, który zdrętwiał ze strachu.
Predator wycelował pistolety w niego i już miał otworzyć ogień, gdy nagle poślizgnął się na wiewiórczym gównie. Nogi mu się rozjechały, ręce wyrzucił w górę, nacisnąłspusty, zastrzelił dwa bogu ducha winne ptaszki 🙁 zrobił głośne BĘC jajami o trawę po czym przyjął na klatę podwójną serię 113 pocisków kal. 9mm z uzików Prosiaczka.Niektóre z nich trafiły w kamizelkę, inne w hełm, ale kilka rozerwało tętnice szyjne i tak oto poległ bochatersko, z jajami w wiewiórczym gównie, czwarty predatorzwany Stefem.
– I chuj, po robocie – splunął Prosiaczek, przełądowując broń. – Co teraz?
– Nie mamy czasu – powiedział Kłapouchy – Zaraz zwalą się nam na łeb wszyscy predatorzy z okolicy. Musimy spierdalać.
– Gdzie? Co z misją? – spytał Królik, dochodząc do siebie po ciężkim strzale w łeb z gałęzi bojowej.
– Należy rozpocząć szturm. Nie ma na co czekać – powiedział Puchatek.
– Spróbujmy położyć się na skraju lasku i wystrzelać tylu policjantów ile wlezie. Mamy brońdługą, nie będzie kłopotu. Jak nadbiegną to Prosiaczek i Kłapouchy się nimi zajmą.
– Racja – powiedział Tygrysek – idziemy.
Poszli, a Kłapouchy przezornie zabrał Dragunowa, z motocykla Stefa. Wrócili do brzegu lasu, i zobaczyli że policjanci powychodzili z samochodów, przestali grać w szachy i przyjęli pozycje obronne. Powyciągali pistolety i wymierzyli wbudynek. Nagle zaczął się ostrzał ze strony obrońców. Policjanci odpowiedzieli ogniem. A raczej żałosną imitacja ognia… Ale policjanci nie mieli żadnej osłony, asiedziba TPH to, jak wiadomo, istna forteca. Jedyną szansą policjantów były samochody poustawiane na zewnątrz. I korzystali z tego jak mogli. Nasi bochateowie jednaknie mogli czekać. Predatorzy byli tuż-tuż. Tygrysek z Puchatkiem położyli się w krzakach i zaczęli pojedynczo zdejmować policjantów. Trwało to chwilę – niewielu jużzostało, a ci ostatni padali jak muchy. Gdy wszyscy leżeli rażeni pięknem spektaklu, nasi koffani bochaterowie rzucili się w stronę fortyfikacji. Rozpoznano ich odrazu. Gdy dobiegli do gigantycznych murów z góry rozwinęły się drabinki linkowe. Bochaterowie zaczęli wchodzić, ale nagle usłyszeli strzały. To predatorzy: Frank,Joe, Max i Alex dojechali do skraju pola. Wyjęli uziki i otworzyli ogień. Strzelali jednak na bardzo duży dystans, więc pociski nie miały ani siły, ani celności,wobec czego bochaterowie wspinali się dalej. Najwyżej był Prosiaczek. Już prawie doszedł do szczytu, gdy nagle dwa przypadkowe pociski rozerwały linki w jegodrabince. Zaczął spadać, ale w odpowiednim momencie Królik złapał go za fujarę.
– MAM CIĘ!
– OŁAAAAAA! – wydarł się Prosiaczek. Złapał się drabinki i zaczął dalej wspinać. W końcu wszyscy byli bezpieczni, a drabinki zostały wciągnięte…
– Witajcie w centrum Towarzystwa Producentów Heraklesa. – Powiedział uzbrojony mężczyzna. Po bokach stało innych dwóch uzbrojonych, ale oni mieli dodatkowo kominiarki. Ten pierwszy miał gwiazdki na ramionach. Widać że jakiś wyżej postawiony. – Jestem kapitan Mark. Tak długo jak długo jesteście tutaj, możecie czuć się bezpieczni. A teraz powiedzcie, co was sprowadza do naszej siedziby?
– Zostaliśmy przysłani przez Abrakadabrapokuskonstantynopolitańczykowianeczkatrzy. Ma pewien problem – jednym tchem wyrecytował Puchatek.
– Chodzi zapewne o Żarówkę Przyszłości… – powiedział z posępną miną kapitan Mark.
– Tak. Chciałaby wiedzieć, jakich składników może użyć, by zrobić to coś bez używania waszych gówien – wybełkotał Kłapouchy.
– Wracajcie więc do swojej siedziby – zaczął Mark – i przekażcie jej że ten przepis jest nieaktualny.
Nasi pracownicy doszli do wniosku że nawet jak się uda zrobić coś takiego to będzie miało chujowy smak.
Brygada popatrzyła po sobie.
– Czyli… – zaczął niepewnie Puchatek – Nie będzie żarówki przyszłości?
– Ni chuja.
– Okej, a co z winami? – spytał podenerwowany Prosiaczek
– Jakimi winami?
– Jemu chodzi o to – zaczął wyjaśniać Królik – że Babajaga nam powiedziała, że wy tu macie jakieś zapasy czy jaki chuj, że no wiesz…
– Aaa… o to wam chodzi… – zaczął ze smutną miną Mark – niestety, nie mamy już tych zapasów. To oblężenie trwało kilka tygodni. Nasi ludzie musieli chlać by dotrwać tego momentu. A z tego co widzę to jeszcze to potrwa, a my jesteśmy już na skraju wytrzeźwienia.
– Oszkurwpier… – zaczął Kłapouchy, ale przerwał mu jakiś człowiek w kominiarce, tylko bez broni.
– Kapitanie Mark, muszę wam coś przekazać na osobności.
– Już idę. Poczekajcie tu na mnie. – powiedział Mark po czym wszedł do pomieszczenia.
– Dobra. To co robimy? – spytał niepewnie Królik.
– Cóż… to nie ich wina że nie mają wina – rzucił filozoficznie Kłapouchy.
– Ale można by ich rozjebać… – mruknął Puchatek
– Nieeeeee, Babajaga by nam nie wybaczyła – zaprzeczył Prosiaczek
– Powinniśmy po prostu spierdolić do domu, jeśli sprawa wygląda w taki sposób… – przedstawił swoją opinię Tygrysek.
– No i co, bez pożegnania? – spytał deczko rozczarowany Puchatek – powinniśmy im pomóc się stąd zabrać a przynajmniej rozjebać gliniarzy.
– Dokładnie – wyraził głęboką aprobatę Kłapouchy. – Sęk w tym, że jesteśmy na krytycznym poziomie jeśli chodzi o zawartość alkocholu we krwi.
Miał rację. Brygada tak była zapatrzona w cel, że zapomniała o uzupełnianiu dostaw. Gdyby mieli jakieś liczniki i wskaźniki poziomu alkocholu we krwi, to od dawnawyłyby na alarm. Jednak z pozoru beznadziejny kryzys rozwiązał Mark, który wszedł do pokoju.
– Dobre wieści, panowie – powiedział na wstępie – Mamy wino. Śmigłowiec już tu leci. Naszym zadaniem będzie zapewnienie bezpiecznego lądowania.
– Ile ma wina? – spytał przezornie Puchatek.
– Wystarczająco dla nas na 3 miesiące oblężenia. Nie wiemy jakie ilości wy pijecie, ale może starczyć na 2 miechy.
– KAPITANIE! – krzyknął jakiś żołnierz – Narada wojenna w namiocie się skończyła, wyszli z niego ci trzej predatorzy, kilku policjantów oraz kapitan Bystry Rydz!
– Co kurwa? – spytał Puchatek
– To niemożliwe! – Krzyknął Tygrysek – Sam go zastrzeliłem! W szkłach lornetki sytuacja była jasna – kapitan Bystry Rydz żyje, i ma się świetnie.
– To niemożliwe… w piątkę tam byliśmy, wszyscy widzieliśmy, jak pociski trafiają tę szmatę. On jest TRUPEM! – powiedział Królik.
– Może miał kamizelkę. Tak czy inaczej, teraz żyje, i z tego co widzę to on tutaj kieruje… – stwierdził kpt Mark.
– I co teraz? – spytał Puchatek.
– Hej, ośle, jak ci na imię?
– Kłapouchy – powiedział Kłapouchy. – Swoją drogą, to jest Prosiaczek, to Puchatek i to Tygrysek, a to nie wiem kto jest, przyplątał się i łazi za nami od dwóch lat…
– CO?! – wykrzyknął Królik
– Spoko, żartuję, to Królik.
– Dobra. Widziałem na twoich plecach ślicznego Dragunowa – powiedział Mark – skąd go masz?
– Zajebałem jednemu predatorowi. A co? Masz okazję zrobić z niego użytek…
– Chcesz żebym ich pozdejmował?
– Tak. Mamy jedno dobre miejsce dla snajpera, ale jedyny karabin nam się rozleciał…
– Amunicję mam, mogę spróbować… Prowadź. – Powiedział Kłapouchy.
<< >>
Przeszli przez całą bazę i ustawili się w odpowiednim punkcie snajperskim. Kłapouchy luknął przez szkło. Zobaczył całą czwórkę w asyście policjantów. Miał mało czasu.Postanowił,. że zrobi to szybko. Przycelował w głowę pierwszego predatora. Nacisnął spust. Eksplozja, powietrze przecinane przez pocisk, pocisk trafiający w głowę,krew tryskająca na ziemię. Dwóch pozostałych predatorów zasłoniło kapitana Bystrego Rydza, który zaczął spierdalać. Kolejny pocisk rozjebał łeb drugiemu predatorowi.Trzeci zauważył skąd leciały strzały i zaczął tam strzelać. Tymczasem kapitan Bystry Rydz schował się za opancerzonym motorem. Kłapouchy zdjął trzeciego i z brakuinnego celu zaczął strzelać do policjantów. Paru oberwało, reszta rozpierzchła się po polu. Tych próbowali wystrzelać członkowie TPH i całkiem nieźle im szło. Naglerozległ się okrzyk
– PREDATORZY WDARLI SIĘ DO BA-AAAAAAAA!!!! – jakiś żołnierz nie zdołał dokończyć komunikatu, ale wszyscy zrozumieli ukryty podtekst: zostali zaatakowani wewnątrz.
– Ja pierdolę! – krzyknął Prosiaczek błyskawicznie przeładowując oba uzi.
Pozostali bochaterowie przyjęli pozycje obronne. W końcu zobaczyli strzały ipadających żołnierzy. Predatorzy byli bardzo blisko. Kłapouchy rzucił granat, który upadł pod nogi wbiegającego predatora. Ten, próbował go podnieść i odrzucić, alemiał za ciężki sprzęt więc wypierdolił się na niego przez co został rozerwany na kawałki, za to jego towarzysze nie odnieśli żadnych obrażeń. Co więcej, postanowilizadać trochę obrażeń naszym bochaterom, gdyż w ich stronę posypały się pociski, jasno świadczące o tym, że nie przyszli w pokojowych nastrojach…
– ! – krzyknął Królik. Schował się za zadkiem Puchatka.
Tymczasem Tygrysek wyciągnął i rzucił swojego granata, który odbił się od lampy iprzypierdolił predatorowi w głowę. Nie wyrządził jednak żadnych szkód, gdyż predator miał hełm. Potoczył się za to po podłodze, i zanim drugi predator zdążył tozauważyć został rozerwany. Tymczasem pierwszy predator otrzymał na klatę sporą ilość kul, co spowodowało przeciążenie bufora kamizelki i zapchanie pliku cache, ato skończyło się skillowaniem procesu potomnego jego rodziców…
( – Tato, co robisz z tą siekierą? – Killuje procesy potomne). Baza była czysta…
– Dzięki wam, towarzysze – powiedział kapitan Mark, leżąc na stole operacyjnym, podczas gdy lekarze wyciągali mu z dupy odłamki granatu. – bez was bylibyśmy martwi.
– Nie ma za co, ZA HERAKLESA! – zakrzyknął Puchatek.
– Kiedy przyleci śmigłowiec z winami? – spytał zniecierpliwiony Prosiaczek
– Niedługo. Wytrzymaj. – zapewnił go Mark.
Tymczasem do sali operacyjnej wbiegł jakiś żołnierz.
– Kapitanie! – krzyknął – odebraliśmy sygnał świadczący o tym, że śmigłowiec się zbliża!
– Doskonale – powiedział Mark i zwrócił się do Kłapouchego – musicie wyjść na zewnątrz i osłaniać jego przylot.
– Się robi, do broni, chłopaki. – powiedział po czym wyszli. Ustawili się na murze dookoła bazy i obserwowali okolicę. W końcu dało się słyszeć łopot śmigieł i pochwili nasi bochaterowie zobaczyli wielki, piękny śmigłowiec. Wiózł on ze sobą to, co dla naszych bochaterów najcenniejsze – wino…
Nagle odezwał się terkotkarabinów maszynowych i broni półautomatycznej.
– O kurwa! – krzyknął Kłapouchy. Wszyscy natychmiast pobiegli na tą ścianę, do której zmierzał śmigłowiec. Zobaczyli policjantów dookoła namiotu.
Rozpoczęli ostry ostrzał z murów, sypali wręcz pociskami w oszałamiąjącej złości, spowodowanej świadomością, iż ktoś może pozbawić ich jedynego afrodyzjaku, ich celużycia i nadziei na przyszłość, jaką jest HERAKLES. Do ich działań dołączyli inni żołnierze, którzy jakoś lepiej celowali… dzięki Bogu pole zostało oczyszczone, aśmigłowiec bezpiecznie wylądował.
– JEST! JEST! MAMY WINO! – Wydarł się Kłapouchy
– RADUJMY SIĘ BO DZIEŃ ZAPŁATY NADSZEDŁ! – Królik
– DLA MNIE PODWÓJNE WINO, WSTRZĄŚNIĘTE I WYMIESZANE! – Tygrysek.
– ! TRZY BUTLE DOŻYLNIE! – Puchatek
– AAAAHHHH! – Prosiaczek
Wszyscy jednocześnie wręcz dobiegli do śmigłowca. Jeszcze chwila… otwiera się właz… wybiega 10 strażników, uzbrojonych po zęby… nasi bochaterowie na kolanachczekają… wreszcie JEST! Dziesiątki skrzynek opatrzonych nalepkami „HERAKLES – POMOC” oraz symbolami czerwonych krzyży na białym tle. Bochaterowie nie mogą jużwytrzymać, zrywają się z kolan i wbiegają na pokład. Strażnicy nawet nie próbują ich powstrzymać, spokojnie i ze zrozumieniem patrzą na dantejskie wręcz sceny.
– Herakles… Classic… Płońsk… Aperitif… – czyta z niedowierzaniem Kłapouchy
– Udało się… – mówi Puchatek i odkorkowuje wino – Mamy… – pociąga soczystego łyka, czyje każdą kropelkę napoju Bogów, spływającą po jego gardle, każdą cząsteczkęsiarki, każdy kawałek jabłka, rozpuszczony w tym cudownym, aromatycznym napoju, za jedyne 3.40… w końcu osusza butelkę – no panowie… znakomity rocznik, zeszłypiątek…
– Moje jest z czwartku – mówi Kłapouchy po powąchaniu. I to ostatnie co mógł powiedzieć, bo ten zapach odurzył go do tego stopnia, że wlał sobie do gardła wręcz całązawartość. Kłapouchy jest najlepszym specjalistą jeśli chodzi o takie rzeczy, co nie zmienia faktu, że to Puchatek jest prawdziwym smakoszem. Kłapouchy pije tylko dlaalkocholu… ale co tam, liczy się fakt, że oboje kochają wino, czego dzisiaj udowodnili.
– No to panowie… BĄ ŻUR! – wzniósł toast Tygrysek
– Ej, kurwa, to mój tekst! – mruknął Kłapouchy – a zresztą.. co tam, wino mi wystarczy – powiedział i począł opróżniać kolejną flaszkę…
W pewnym momencie do bochaterów podszedł kpt Mark.
– Gratuluję, panowie – rzekł – moi ludzie sprawdzili teren dookoła i znaleźli już tylko TO, chowające się między motorami predatorów.
Po tych słowach na lądowisko śmigłowca weszło dwóch żołnierzy taszczących tęgiego mężczyznę. Rzucili go na ziemię. Ten wstał i oczom naszych bochaterów ukazał sięw całej okazałości kapitan Rydz Bystry a.k.a. Bystry Rydz.
– Oszkurwpier… – wymamrotał Królik i skoncentrował się na winie.
– No no no, kogo my tu mamy… – powiedział Tygrysek. Wstał i podszedł do kapitana z winem w ręku.
– Ile cię razy trzeba zabić, byś zdechł,psie zajebany?
– Nawet jak mnie zabijesz to wrócę… – mruknął kapitan,ale widać było że ma już mokro w spodniach. – Wiesz, – kontynuował – że jeśli mnie zabijesz, stanę się… eee…
– MARTWY, KURWA! – krzyknął Puchatek i rzucił się na niego z siekierą. Nagle jednak coś go zepchnęło z lotu, przez co ten zrobił bęc o latarnię.
– Oszkurwpier… – wymamrotał ponownie Królik i znowu skoncentrował się na winie.
– Ja pierdolę.. – mruknął Kłapouchy – A ta ciota czego tu?
– Onnn jhhhheeessstttt mojhhhhheghoooo phaaanhaaa…. – mysyczał Krzyś po czym przyjął pozycję a’la Gollum.
– Tak samo jak twoja dupa, bo domyślam się że twoim panem jest…
– DOKŁADNIE! – rozległ się głośny krzyk z góry. Bochaterowie popatrzyli w niebo i zobaczyli Pana Sowę, lądującego koło śmigłowca.
– Krzysiu, złotko, zapomniałeśzałożyć majteczek.
– Whyyybhaaaczsz Phaaaanhieee… – wysyczał ponownie Krzyś, po czym założył majtki. Nie wiadomo jak, ale ta mała pipa przebiegła tutaj na czworaka całą drogę…Zmieniło to wprawdzie jego image, teraz zrobił się jakiś siny, zielono-niebieski, tu i ówdzie miał ranki i zadrapania. Jednak nagle ze środka śmigłowca wybiegli…
– PIPA! – krzyknęli łowcy pip.
Krzyś zaczął spierdalać a oni obydwaj za nim, i tak zapierdalali robiąc kółka dookoła śmigłowca.
– Tak więc, jak mój prywatny odbyt do ruchania wspomniał, ten kapitan jest mój… – powiedział a oczy mu zaszły krwią nienawiści.
– Okej, zajeb go, tylko nie spierdol tego – powiedział Tygrysek
– No co ty? – zdziwił się Kłapouchy – myślałem, że chcesz go teraz zabić…
– Po co? Już to zrobiłem… – wzruszył ramionami Tygrysek, po czym zabrał się za osuszanie butelki wina. Tymczasem Pan Sowa zbliżył się do kapitana
– Łi mit agjen…
– No i? – spytał się kapitan Bystry Rydz
– ROZEGRAJMY TO JAK FACECI! – krzyknął Pan Sowa wyciągając swojego Sony PSP.
– A nie lepiej tak? – spytał Kapitan wyciągając pistolet.
Sowa błyskawicznie rzucił się na niego a on na Sowę. Widać pięknie jak w zwolnionym tempie pan sowa leciwydając z siebie coś co przypomina okrzyk godowy nosorożca. Tymczasem kapitan Bystry Rydz leciał na niego i strzelając. Pociski ładnie latały i trafiały w ścianę.W końcu w siebie nawzajem. Kapitan błyskawicznie przyłożył mu pistolet do skroni i nacisnął spust, ale usłyszał tylko szczęk zamka.
– Nie masz nabojów – powiedział Pan Sowa
– A ty jaj – skontrował kapitan.
Obaj błyskawicznie wstali i zaczęli się okładać. Przypominało to trochę zawodników sumo na prochach albo laski walczące w kiślu.
Nagle wydarzyło się coś niesamowitego… Pan Sowa błyskawicznie poderwał się do lotu i zabrał ze sobą kapitana Bystrego Rydza!
– KURWA! – krzyknął Prosiaczek
– SZMATA ZAJEBANA! – Wrzasnął Kłapouchy
– SUKA PIERDOLONA! – dodał Puchatek
– Oszkurwpier… – wymamrotał ponownie Królik i znowu skoncentrował się na winie.
– A chuj mu w dupę – powiedział Tygrysek – Grunt że mamy wino, a tamtym skurwysyno-zajebańcem się zajmiemy innym razem.
– Racja. PIJMY! – zakrzyknął kapitan Mark, otwierając butelkę.
Tutaj nastąpiła wielka imprezka. Ciężko by to opisywać, a przejście dalej z pominięciem tego etapu byłoby zbrodnią niesamowitą, zatem pokrótce streszczę przebiegwydarzeń. Jak już wspomniałem, tutaj była impreza. Wszyscy chlali tyle ile mogli, rzygali tak daleko jak się dało i ruchali co popadło i nie miało kutasa(czyli własną, prawą rękę). Potem wszyscy wytrzeźwieli. Nasi bochaterowie dostąpili zaszczytu poznania Wielkiego Mistrza Towarzystwa Producentów Heraklesa, ale niedo końca z niego skorzystali, bo okazało się że naszym mistrzem był ich stary znajomy, Hrabia Drakula z Transylwanii. Wszyscy ucieszyli się z ponownego spotkania ipostanowili uczcić to specjalną popijawą. Po niej odbyła się wielka ceremonia, mimo iż wszyscy byli na kacu. Puchatek, Prosiaczek, Tygrysek i Królik zostaliodznaczeni Orderem Honorowym Towarzystwa Producentów Heraklesa, natomiast Kłapouchy został odznaczony medalem za Wierność Heraklesowi, odznaką Pijanego Oka ispecjalnym orderem Schlanego Dowódcy. Poza tym wszyscy otrzymali honorowo status agentów Towarzystwa Producentów Heraklesa. Wzamian za ich zasługi odwiezionoich śmigłowcem do domu i załadowano po brzegi winami. Nasi bochaterowie, jak tylko dotarli do domów rozpoczęli kolejną wielką popijawę, podczas której zajebalisię dodatkowo marychą… Każda historia ma swój początek, każda ma też koniec. Biorąc jednak pod uwagę niektóre elementy, ta przygoda jeszcze się nie sskończyła…
KONIEC
Na sam koniec, prezentujemy jeszcze 12 Kubusiowych mruczanek.
Kubuś Puchatek to miś malutlki.
Nie palił Sportów, nie pijał wódki.
Jedną miał wadę wśród zalet tylu
O męskim ciągle śnił sex-appealu.
Mruczanka, mruczanka, mru…
Był miś Puchatek mała świntusia
Że w poniedziałek – to zaraz musiał
Brał za telefon co stał pod krzaczkiem
Wołał Prosiaczka i… żył z Prosiaczkiem
Mruczanka, mruczanka, mru…
Wtorek zaś misio miał cały z głowy
Los podarował mu obiekt nowy.
Sam Kłapouchy przyszedł do niego:
Weź raz biednego … Kłapouchego.
Mruczanka, mruczanka, mru…
W środę zaś Kubuś głodnym był misiem.
Rankiem: z Królikiem, wieczorem: z Krzysiem.
I z tego własnie oto powodu
Nie zdążył nawet… zjeść słoika miodu.
Mruczanka, mruczanka, mru…
W czwartek zaś myślał był skrobiąc misę
W jakiej pozycji można z Tygrysem
I gdy się wreszcie był zdecydował
Wziął był Tygrysa i… zdeflorował.
Mruczanka, mruczanka, mru…
Piątek – był za to całkiem fatalny
Bo się ten Tygrys zrobił nachalny.
Kubuś miał dosyć, a Tygrys hardziej:
Że to Tygrysy… lubią najbardziej.
Mruczanka, mruczanka, mru…
W sobotę chęć miał na bezeceństwo
Więc, z braku laku, wziął i Maleństwo.
A potem jeszcze troszkę z innymi,
Z krewnymi troszkę… i ze znajomymi.
Mruczanka, mruczanka, mru…
Jak opowiadał jakiś podleco
To z Kangurzycą miał też co-nieco.
Lecz to są plotki z zazdości brane
Nie był Puchatek… erotomanem.
Mruczanka, mruczanka, mru…
Tęskni Krzysio za Puchatkiem,
Za Misiasiem, za Niedźwiadkiem,
„Gdzie Ty jesteś, mój Misiasiu,
Mój Puchatku – Patysiasiu?”
A Puchatek wraz z ferajną
Używają sobie fajno,
Pieprzą w Stumilowym Lesie,
Aż się echo wkoło niesie.
Miś Puchatek Kłapoucha
Dzielnie z tylca w dupę rucha.
Tygrys chociaż straszny leń,
Sowę rżnie przez cały dzień.
Kangurzyca wraz z Prosiaczkiem
Za niewielkim malin krzaczkiem
Przycupnęli sobie chyłkiem:
Ona się wypieła tyłkiem.
Prosiaczek, zwyczajem świni,
Ryjkiem starą dupę ślini.
Zaś Królik jest w siódmym niebie –
Krewnych i znajomych jebie.
Często też się wymieniają,
W nowych pozach się ruchają:
Miś Puchatek na stojaczka
Małego pieprzy prosiaczka.
Tygrys do spółki z Królikiem
Kangurzycę jebią „bykiem”,
Sowa przemądzała taka,
Kłapoucha dziobie w ptaka.
A maleństwo wystraszone
Biega, skacze jak szalone,
Gdyż pierdolić się nie umie
I nic z tego nie rozumie.
Krzyś, czekając na Kubusia,
W majtki w końcu się zesiusiał,
A nie mogąc się doczekać,
Chuja sobie zaczął trzepać.
Tak namiętnie walił pytę,
Straszny chałas robiąc przytem,
Że go matka usłyszała –
Przyszła… i mu dupę sprała.
Wieją wiatry, ciągną mrozy
W Stumilowym lesie zima.
Miś już dawno się położył,
Lecz coś niespokojnie kima.
Od wypadku z granatami
Senne dręczą go koszmary
W wódzie smutek topi dniami
Wieczorem odprawia czary.
Czasem Gofer wskoczy z prytą
Opierdolą po calaku.
Raz wpadł prosiak z mordą zbitą
Mało znów nie skończył w piachu.
O miodku zostało marzenie
Pszczoły śmieją się z eunucha
Po jajach tylko wspomnienie
A pała energią bucha.
Do niedawna wiewióreczka
Rano mu robiła laskę
Lecz dostała szczękościsku
I odgryzła żołądź z trzaskiem.
Nagle PUK ! I.. PUK ! Raz jeszcze
W drzwi nieśmiało coś chrobocze
„Idzie kurwa ktoś nareszcie,
Może fiuta choć umoczę”.
„Wlazł !”, sopranem pisnął misio.
„A buciory mi wycierać !”
Potem lekko skrzywił pysio,
Bo mu właśnie puścił zwieracz.
Nie przejął się zbytnio tym faktem,
Wszak już wcześniej się zdarzało.
I przemógłszy kataraktę
Ku drzwiom się skierował śmiało.
Zaskrzeczały skoble, zamki
Drzwi poddały się lojalnie.
Wtem ktoś mu przyjebał z bańki
I miś zaległ w swoim łajnie.
Tygrys w skórze i baseballem,
Choć w podeszłym nieco wieku
Stawiając litra na stole, rzekł:
„Wstań kurwa ! Co jest człeku !”.
Jebnął misia kijem w klatę,
Z fleka zapakował w kiszkę.
Poprzestawiał mu menachę
Potem w dupe wsadził łyżkę.
Za nim królik wpadł do chaty
Podkurwiony nie na żarty.
Też mu porachował gnaty.
„Zaprosiłeś nas na karty!”
„A sam leżysz w kupie gówna,
Pedale z jajec obdarty.
Przyjdzie Krzyś to cię wyrówna
On ci przygotuje PARTY”.
Miś zajęczał, pierdnął zdrowo
Wytarł kulfon w gacie brudne.
Chwycił flachę, jebnął ćwiarę
I pierdolnął znów, jak równy.
„To ci palant! Ale bryknął!”
Krzyczał tygrys rozbawiony.
„Od metyla kozła fiknął.”
Królik zaś był zawiedziony.
„A skurwysyn, a ladaco.
Ja mu dziwki już nagrałem.
Teraz mi te kurwy na co?”
„Ja bym tam umoczył pałę.”
Odparł tygrys i z zacięciem
Już w kieszeni gumy szuka.
Wyjął skręty, jakieś zdjęcie
Gumy nie ma, a to sztuka .
„Chuj i tak mam ADIDASA.”
Mruknął tygrys wyjął grosza.
„Reszka – żyję w celibacie,
orzeł dymam bez kalosza”.
Drzwi otwarły się powtórnie
I wpadł prosiak najebany.
Chyba nażarł się okrutnie
Bo był cały zarzygany.
A przed drzwiami Kłapouchy
Zapierdolił mordą w schody.
Kaca miał a, że był głuchy
Ryczał, jak słoń „Wody! wody!”.
„Skąd ja ci tu wodę wezmę?!”
Krzyknął tygrys „Ty paździerzu!”.
Nalał osiołkowi setę,
Ten pierdolnął i już leży.
„Znów się nachlał bez zagrychy,
Słaby sagan ma niebożę.
Ale, jak to lgnie do wódy,
Jak mu nie dasz, zagryźć może”.
Tygrys znów w mantykę wpada,
Osioł z misiem grzeją koja.
Królik już na mordę pada,
Prosiak w kącie wali konia.
Krzyś nie dotarł, bo przed domem
Spotkał kurwy (już wspomniane).
Jedną zapierdolił łomem,
Drugą szpadlem wepchnął w ścianę.
Wieją wiatry, ciągną mrozy,
W Stumilowym lesie zima.
Ale nie jest tak tragicznie,
Jebniesz litra, to wytrzymasz.
Idzie Puchatek przez las
nagle patrzy w gówno wlazł!
Więc bierze nogę
i wyciera o podłogę.
Kupa była Krzysia
i przykleiła się do misia.
Puchatek po długim zmaganiu,
usiadł zrezygnowany
cały w gównie umazany.
Zawołal Prosiaczka
małego smarkaczka.
Ten gdy go zobaczył
tak się wystraszył,
że aby uciec na czas
pierdnął misiowi w twarz.
Puchatek śmierdząc jak dupa
zaczął udawać trupa.
I aby nie robić obciachu
zakopał nogę w piachu.
Niektórzy niemądrzy ludzie
Pyski maczają w wódzie
Ja się w wódce nie lubuję !
Co innego proponuję.
Cóż to może być, spytacie ?
Czy o piwie mówisz bracie ?
Ani piwo, ani wódka
Która jest jak szczurza trutka !
To ambrozja jest, to nektar
Wychlać tego można hektar
Później puścisz se fraktala
Rano bańka napierdala.
Co to jest za napój boski ?
Same fakty, proste wnioski:
Toż mój JABOL jest kochany
Przez kraj (???) cały uwielbiany.
Ty to pijesz, taką siarę ?
Piwosz krzyczy: ty masz z garem !
Ja mam z garem, piwożłopie ?
JABOL zawsze był na topie !
To jest napój dla wybrańców
JABOLOWYCH pomazańców
Picie go to zaszczyt wielki
To już nie są ceregielki !
By go wypić kimś być trzeba
A nie pożeraczem chleba
Napój jest to elitarny
Nie dla ciebie, kmiotku marny !
Tak se piszę, opisuję
Faktów jednak tu brakuje
Co niewiernym by wskazały
Drogę wiekuistej chwały.
Otóż JABOL jest w butelce
Stać po niego trza w kolejce
Kasy dużo nie kosztuje
Ale za to jak smakuje !
Buteleczka piękna, równa
Nie blaszana puszka z gówna.
W rączce Twej się łatwo zmieści
Gardło zaraz Ci popieści !
Zabieramy koszyk duży
Co za transport nam posłuży
Podjeżdżamy do stoiska
Patrzysz: a tu same piwska.
O, do chuja, gdzie trafiłem ?
Chyba drogi pomyliłem
JABOLECZKI są tam dalej
A na piwo napalm nalej
Podjeżdżamy kawałeczek
A tu rzędy buteleczek
Spoglądają na nas z półki
Więc bierzemy sześć do spółki
Buteleczki bierz brązowe
Bo zielone są chujowe
Takie żabki przyjebane
Wypić z tego: przeżygane !
JABOLECZKI więc ładujem
I przy kasie się stopujem
Trochę kasy wybulimy
Ale się napierdolimy !
Każdy ryj ma ucieszony,
Wielce jest zadowolony
Gdyż za parę już minutek
Precz ucieknie wszelki smutek!
Więc idziemy gdzieś nad rzeczkę
Otwieramy buteleczkę
Pchamy szyjkę w swe usteczka
I chlejemy JABOLECZKA
Nieraz ludziom kłopot wielki
Sprawia korek od butelki
Na to jedna tylko rada:
Swymi kłami traktuj dziada !
Chwyć go mocno i pociągnij
Zębów przy tym nie zapomnij.
Potem wypluj go daleko
W świat go ponieś, „wierna rzeko” !
Patrzę koleś już na szczycie
Tu się rozpoczyna życie !
A rączęta drżące wielce
Ku następnej mkną butelce.
Wściekłość mnie ogarnia wielka
Gdzie, do chuja, jest butelka ?
Leży sobie ostatnia już
Więc ją łap i do pyska włóż !
Wlewam w siebie aż połowę,
Ale coś mnie jebie w głowę !!
Świat jest piękny, kolorowy
Czuję się jak człowiek nowy !
Patrzę, koleś się rozbiera
A mnie zazdrość wręcz rozdziera !
Temu dobrze, myślę sobie
Ja mam jeszcze jasno w głowie.
Biorę butlę: jest połowa !
Jak mnie strasznie boli głowa ..
Piję resztę JABOLECZKA
A w żołądku istna sieczka
Coś tam miesza się, wiruje
To fraktalek się szykuje
I promile się podnoszą
Zaraz na szczyt mnie wyniosą !
Coś jest ze mną nie w porządku
Rewolucję mam w żołądku
Krew się burzy i gotuje
Aż za chwilę eksploduje !!!
Nagle jak mnie coś jebnęło
O, nareszcie się zaczęło
Gdzie ja jestem, o cholera !
Nowy rozdział się otwiera !!
Ależ mi się w bańce kręci
O, nareszcie, wszyscy święci !!
Jednak w końcu się to stało
We łbie coś mi zamieszało…
Ach, ta chwila jest wspaniała
żeby jak najdłużej trwała
Więc na razie korzystajmy
W podbój miasta wyruszajmy !!
Jestem w końcu na tym szczycie
Trza się odlać należycie
Miejsca na to było wiele
Lecz najlepiej jest w kościele
. Otwieramy drzwi wiekowe
Koleś o weń se rozwala głowę
Krew się z bańki mocno leje
Patrzę: jakaś stara baba mdleje.
Krzyczę do niej: zamknij ryja
Bo ci w dupę wsadzę kija !
Ksiądz wypada rozgniewany
Uciekajcie stąd, szatany !
Dobra , dobra już idziemy
Się gdzie indziej odlejemy !
Nogi dziwnie się plątają
Jedna drugiej przeszkadzają…
Świat się chwieje i kołysze
„O, pijacy”: gdzieś tam słyszę
Coooo, masz problem głupia babo ?
Babci już się robi słabo.
Kumpel ją traktuje z glana
„Ale fajnie zarzygana…”
Uciekamy z miejsca zbrodni
Gdyż za dużo tu przechodni…
Ludzie zaś z wyrazem trwogi
Spierdalają z naszej drogi
Jedna dziwka nie zdążyła
Parę laczków zaliczyła
Idę dalej rozbujany
Już przystanek rozjebany
Po chuj stał na mojej drodze ?
Dałem swej zaszaleć nodze !
A śmietniki wciąż latają
Co rusz szybę rozwalają
Coś mi chrzęszczy po nogami
Świat pokryty odłamkami.
Te na kółkach są bombowe
Jadą z górki wprost na głowę
Rozwalają co na drodze
Ktoś się rano wkurwi srodze !
Koleś ryczy i przeklina
Chować się, bo jedzie glina !
Więc chowamy się za płotem
Ale zaraz, myk z powrotem
Idziem dalej, podśpiewujem
Do tramwaju się pakujem
Ale pojazd odlotowy
Zaraz będzie całkiem nowy.
Koleś pada na siedzenie
„Będę rzygał-ostrzeżenie”
„Skasuj bilet”, drugi krzyczy
„Bo się lampi motorniczy”.
Więc kieszenie przeszukuję
Lecz biletów nie znajduję
„Weź spierdalaj z kasowaniem”
Lepiej już się zająć chlaniem.
Koleś wkurwił się potwornie
Jak w kasownik nie pierdolnie !!!
Rozpadł się biedaczek cały
Tylko części poleciały.
Drugi schyla się, ogląda
Resztkom owym się przygląda.
„Eee, chujowy bo krajowy”
Trzeba więc rozwalić nowy.
Uderzenie więc szykuję
Nogą moją weń celuję
Ale coś się chyba stało
Chwiać zaczęło się me ciało.
Grawitacja pojebana
Mnie rzuciła na kolana
A z żołądka coś wędruje
W gardło moje się pakuje.
Ależ żurek zajebisty
Duży, ładny i soczysty
Poleciał se na podłogę
Z której to ja wstać nie mogę.
Kumpel chwyta mnie, podnosi
Drugi o ratunek prosi
Tramwaj cały zarzygany
I kasownik rozjebany.
Spierdalajmy stąd, panowie
Nim się motorniczy dowie.
Wypadamy więc z tramwaja
Zaraz będą dalsze jaja.
Mapę wszystkim nam zabrali
Każdy żura gdzieś tam wali
Wszyscy chwieją się okrutnie
Jakoś tak się czuję smutnie.
Czas nam było gdzieś zaszaleć
Jakieś dupy sobie znaleźć
Bo gdy człek napierdolony
To na laski napalony
Gdzie tu dyska się znajduje ?
Kumpel palcem pokazuje
Coś tam świeci, miga, błyska
Trzeba to zobaczyć z bliska.
„Chodźcie trzoda , tam jest chlanie”
Lecz miał bramkarz inne zdanie
Nie chce wpuścić do środka
Chyba złego go coś spotka
Weźcie chuja z mojej drogi
Bo mu zaraz jebnę z nogi !
Kumple mnie zablokowali
Z laczka strzelić mi nie dali
Lecz gościowi zmiękła pała
Noga ma go przekonała
Drzwi szybciorem nam otworzył
Dzięki temu świtu dożył
Ładujemy się na salę
Ale panien, ja cię walę !!!
Patrzę, laski se tańcują
I uszami ludzi szczują
Człowiek się napalił wielce
Wepchnął gdzieś by swoje ręce
Tudzież inne części ciała
Byle laska tylko dała
Już nie mogę, ja mam chcicę !!!
Jeśli baby wnet nie chwycę
Chuj mi chyba eksploduje
Krew się w żyłach zagotuje
Poszedł kumpel więc na łowy
Każdy z nas jest już gotowy
że jak przyjdą nasze panie
Członki spełnią swe zadanie
W międzyczasie coś chlaliśmy
Ryja komuś obiliśmy
Ale to już wina tego ciula
że cudowna ma koszula
Wielce mu się spodobała
Chciał ją zdjąć z mojego ciała
„Bieg, frajerze, bo uderzę”
A on na to: ja nie wierzę
Jakem żem się zdenerwował
Strzała z laczka przyszykował
Dostał gostek prosto w twarz
„Chcesz koszulę ? To ją masz !!
Rozerwałem się troszeczkę
Wykończyłem buteleczkę
Jednak sobie przypomniałem
że za młodym tęsknię ciałem.
Wraca koleś i dwie cnoty.
Cóż to są za kaszaloty ?
Dupy wielkie, nogi krzywe
A ich ryje są parszywe.
Weź spierdalaj z tym towarem
żeby rżnąć je trza mieć z garem !!
Gdzie ty byłeś ? W domu starców
Czy na balu przebierańców ?
Porzucamy więc potwory
Takie już jesteśmy chlory
Trzeba łyknąć se JABOLA
Taka amigowca dola
Coś nam z głowy wywietrzało
Dochlać nam się wypadało
Więc idziemy do nocnego
Ja udaję tam trzeźwego
Kupujemy parę flaszek
I idziemy gdzieś pod daszek
. Obalamy te JABOLE
Zatańczymy sobie w kole.
Czuję się wprost zajebiście !
Każdy żurzy gdzieś kwieciście
Dzieła nasze podziwiamy
Ostro przy tym przeklinamy
Koleś leje gdzieś pod murem
Reszta idzie sobie sznurem
Głośno sobie podśpiewujem
Fajnych lasek wypatrujem
Idę se środkiem drogi
Tak mnie niosą moje nogi
Trza rozwalić coś nowego
Podnieść trochę nasze ego.
Patrzę: moja szkoła stara
Tu jest extra, chodźcie wiara
Zaraz coś se wymyślimy
Szybę jakąś rozwalimy
Więc chwytamy za kamole
Żeby tej zajebać szkole
Za te męki i cierpienia
Żegnaj szybo, do widzenia
! Potem na drzwi wszyscy leją
I potwornie wręcz się śmieją
żeśmy szkołę obrzucali
I na koniec ją olali
Lecz tak głupio w życiu bywa
że się dobre szybko zrywa
Kasa nam się już skończyła
Żadna pomoc nie napływa
Czas więc kończyć nasz wieczorek
Jutro kac, lecz już we wtorek
Znowu się napierdolimy
Potem razem zatańczymy
Każdy idzie więc do domu
Mniej lub bardziej po kryjomu
Uliczkami, zaułkami
Szlak swój znacząc fraktalami
Koleś przyniósł znak drogowy,
Tak mu przyszło coś do głowy
Mówił, że się nudził wielce
Więc se znaczek wziął na ręce.
Jak do domu ja trafiłem
Nigdy się nie domyśliłem
Wielka jednak dla mnie chwała
że mnie glina nie złapała !!!
Gdyż niebiescy ci panowie
Pałą dadzą mi po głowie
Potem gazem potraktują
Psami swymi mnie poszczują
Wsadzą mnie pod wąż gumowy
Od stóp lejąc aż do głowy
Wodą zimną zajebiście
Kopiąc przy tym mnie soczyście
Później wrzucą mnie do celi
Między tych wąchaczy klei
Co to już od urodzenia
Wódę chleją miast jedzenia
. Potrzymają godzin kilka
Dla nich to jest mała chwilka
Rano wlepią ci papierek
Na nim dużo jest cyferek
Patrzysz na to: chuj cie strzela
Ktoś pół bańki ci zabiera
Za to że się gdzieś nachlałeś
Pomnik jakiś zarzygałeś
Tak więc składam hołd w podzięce
że nie wpadłem w smerfów ręce
Dalej jakoś się człapałem
Dom mój wreszcie gdzieś ujrzałem
Patrzę: jakieś drzwi zjebane
Zaraz będą obrzygane
W zamek trafić ja nie mogłem
Toteż kopem se pomogłem
Zajęczały, zatrzeszczały
Ale wpuścić mnie nie chciały.
Więc chwyciłem się mej klamki
Celowałem w oba zamki
W końcu drzwi te otworzyłem
Do mej chaty się wtoczyłem
Szczęściem wszyscy dawno spali
Mi się dalej w bańce wali !
Na me łóżko się zwaliłem
O Amisi mojej śniłem
żury dalej zaś puszczałem
Wiadro nimi napełniałem
O, do chuja, już nie mogę !
Rzygam prosto na podłogę
Rano starsza mnie zabije
Powie, że jej dywan gnije
W końcu wszystko wyrzygałem
Smacznie sobie po tym spałem
Rano budzę się zjebany
Pokój cały zarzygany
Starsza ryczy, wrzeszczy, pluje
Siostra zaś moralizuje
żebym nie pił, bo to szkodzi
Mnie zaś gówno to obchodzi !
Mnie to wali, jebie, grzeje
Jak mam chęć, to się nachleję !
Moje zdrowie, ma wątroba
Abstynencja to choroba !!!
Ci co piją, palą, walą
Się do ludzi zaliczają
Reszta trzody to hołota
Kto nie chleje ten jest C I O T A!
Jak tu nie pić na tym świecie ?
Może, kurwa, mi powiecie ?
Ja nie mogę, nie wytrzymam
Jeśli sobie nie porzygam !!
Bez JABOLA to nie życie !!!
Chyba teraz mi wierzycie
że mój JABOL jest najlepszy
A kto nie chce: niech się pieprzy!
Ci zaś co się ze mnie śmieją
Chyba gówno rozumieją
Widać jakieś to głupole
To jest życie, nie przedszkole !!
Trza JABOLA pić ze smakiem
Albo w dupie grzebać hakiem
Napój jest to wyborowy
Wyśmienity, odlotowy
Mnie zaś cieszy to ogromnie
że się ludzie garną do mnie (???)
Że są nowi JABOLFANI
W mym JABOLU zakochani
A ja znów wypluwam korek
JABOL jest na podwieczorek
Na śniadanie i kolację
Tak to dieta: macie rację!!!
Tego wieczora majowego
odwiedzimy Prosiaka małego
Który zwaliwszy se pałę
postanowił pójść na zabawę
Tubkę żelu na łeb se włożył
A do kieszeni włożył pięć noży
bo oprócz browaru i fajek
Chciał just fajfuf puścić bez jajek
A gdy już był w lokalu
i zobaczył tych pięciu pedałów
nie mogąc już z nerwów wytrzymać
zaczął im jaja podrzynać
nie miał więc dużo roboty
by zrobić z nich bezpłodne cioty
szadiego jedynie oszczędził
bo ten fiuta mu w gębie międlił
więc gdy szadi fiuta mu ciągnął
ten kopnął go w jego jądro
gdy szadi bezpłodny upadł
Prosiaczek obciął mu fiuta
już tylko Prosiaczek był płodny
ale poczuł się głodny
zatem odwiedził Tygryska
któremu co nocy tryska
Prosiaczek nie miał kasy
więć zdjął Tygryskowi nachy
i począł mu faję siorpać
by chociarz działeczkę dostać
Tygrysek było jednak o wiele za mało
i wziął go od tylca aż zatrzeszczało
po takim waleniu za dychę
Tygrysek dał mu marychę
Prosiaczek był tak najebany
że chciał już iść do mamy
lecz trafił do Puchatka
i wtedy była gratka
Puchatek mu dawał do gęby
a sam wpierdalał otręby
potem mu dupy nadstawił
by Prosiak w coś sobie powalił
skończyło się jednak jechanko
bo Prosiak się spóścił na sianko
poszedł do swego domu
nie mówiąc nic nikomu
Prosiak, Kubuś – dwa pijaki
Wpadli raz na pomysł taki:
Najebiemy się jak bela,
Będzie ubaw jak cholera.
Pomysł był to zakurwisty.
Poszli kupić wódy czystej.
Wódka droga, choć niezdrowa,
Trzeba kasę skombinować.
Poszli w bramę – prawda szczera
i czekają na frajera.
Ale w lesie cisza głucha
i cholerna zapiździucha.
Nagle Krzysio się pojawił
Prosiak w mordę go zaprawił
Kubuś z buta zapierdolił.
Prosiak podszedł – i ogolił.
Krwią ma ujebane ręce
Ale kasy jest już więcej
Za jebane złote cztery
Będzie chlania od cholery.
Jest tu w lesie stumilowym
Taki sklep monopolowy
Gdzie jest wóda za 2 zety.
Sklep daleko jest niestety…
Mają jednak łeb chopaki
Wpadli więc na pomysł taki
Aby szybko, jednym susem
Przebyć trasę autobusem.
Jadą sobie komfortowo
Myśląc, że jest młodzieżowo.
Nagle wpadka – nie do wiary!
W autobusie są kanary!
Wiedz, że nasi przyjaciele,
To nie łapsy są, nie cwele,
Nawet kanar – choć chuj duży,
nie zakłóci im podróży.
W mordę mu chłopaki dali,
Z laczka w oko dojebali,
Zakończywszy w brzuch fajfusa
Wyskoczyli z Ikarusa.
Wnet dotarli do sklepiku.
Wtem miś mówi: „musze siku”.
Odlał się nie patrząc gdzie,
Nagle słyszy – ktoś się drze.
„Te, Puchatku! Pojebusie!
Co szczasz na mnie, ty fajfusie!
Przyjaciela nie poznajesz?
Na kolegę mocz oddajesz?”
Był to osioł Kłapouchy
Co to mimo zapiździuchy
Leczył kaca po libacji
I się ćwiczył w masturbacji.
„Kłapouchu, madafaku!
Co tu robisz, ty jebaku?”
„Właśnie ciągłem se ogóra,
Gdy poczułem – ktoś mi siura!”
Poszli do sklepiku gazem,
7 złotych mieli razem.
Więc kupili dwie wódeczki,
I dwie wiśni buteleczki.
Obalili je szybciutko,
Poradzili se też z wódką.
Trunki szybką dają w głowę
I koncepty idą nowe:
Kubuś śpiewa jak w operze,
Prosiak beknął sobie szczerze,
Zaś Kłapouch – świntuch wielki,
Już przeleciał 2 wróbelki.
Na dupczenie się zebrało,
A że panien w lesie mało
Trzeba było pieprzyć ptaki,
Psy, wiewiórki i ślimaki.
Właśnie kiedy przyszła pora
Jechać wspólnie wraz gąsiora
Posłyszeli wtem trzy słowa:
„Co jest, kurwa?” – rzekł Pan Sowa.
Gdy spojrzeli się do góry
Zobaczyli dziób ponury.
To Pan Sowa z kolesiami
Tak zwanymi „dresiarzami”.
Trzeba wiedzieć, że Pan Sowa
To osoba jest nerwowa.
Gdy się wkurwi, daję słowo
– Wtedy całkiem jest chujowo.
Kubuś dostał pika z główki,
Wziął też w brzuszek z bejsbolówki,
Gdy już leżał, goście w paskach
Kopli jeszcze z adidaska.
Sie wkurwili przyjaciele.
Prosiak krzyknął: „O wy cwele!”
Nagle poczuł ból pośladka
I podzielił los Puchatka.
Rzekł Kłapouch, kumpel trzeci:
„Mnie tak łatwo nie weźmiecie!”
Wyjął nóż z d… Prosiaka
I ugodził Sowę w… ptaka!
Co się dzieje! Krew się leje!
Osioł się jak pojeb śmieje,
Sowa zdycha krwawiąc z kroku,
A koledzy śpią na boku.
„Na nich kurwa!” Sowa kwika
„Trzeba pomścić mego Dicka!
Za me męki, za me bóle,
Niechaj zginą gupie chuje!”
Dresy Sowy to twardziele
I choć głupi są jak ciele,
To gdy trzeba komuś wjebać,
Oni wjebią komu trzeba.
To zbyt wiele dla osiołka.
„Znajdźcie se innego ciołka”
– wrzasnął tak do obu cweli,
Zwiał, i tyle go widzieli.
Dresy Sowy – to prostaki.
Sie musieli wyżyć na kimś
A najbliżej był ich szef,
No to bęc! szefowi w łeb.
Trzeba kończyć nasze story,
Kto nie zasnął do tej pory
Chyba jest z pojebów rasy,
Albo zażył jakieś kwasy.
Taki morał naszej bajki:
Nie pij wódy, nie rusz fajki,
Nie wal konia, nie pal skrętów,
Nie podrabiaj dokumentów…
Siostry od tylca nie ruchaj,
Nie bij ludzi, mamy słuchaj,
Załóż gumę przed ciupcianiem…
Dobra, kończę przynudzanie!
Tak się kończy nasza bajka.
Myster Sowa stracił jajka,
Reszta, po porannym piwie,
Żyła długo i szczęśliwie.
JABOLU! Przyjacielu mój
Tyś jest jak zdrowie!
Ile cię wypić trzeba ten tylko się dowie
Kto wytrzeźwiał!
Dziś delikatny twój smak w całej ozdobie
czuję i smakuję, bo tęsknię po tobie
Butelko święta, co słabym procentem mnie cieszysz
Po jednej butelce trupa z grobu wskrzesisz
Kiedy już cudem bywasz w moim domu
Wtedy do dziecka zniżasz mnie poziomu
I zaraz mogę do monopolowego progu
Iść za łyk tego trunku podziękować Bogu
Tak nas powrócisz cudem na odwyku łono
Tymczasem przenieś moją duszę utęsknioną
Do tych półek pełnych Jaboli rozmaitych
Czerwieniących się ARIZONĄ zieleniejących BYKIEM
Do tych półek pełnych butelek znajomych
Do tych twarzy pijanych i gęb zachwyconych
Adam dość dobrze czuł się w raju
oko miał bystre, tors jak heros
póki nie znalazł gdzieś na skraju
butli z rocznikiem „zero zero”
Z butli pociągnął (gorąco było,
a z uciech tylko śpiew i Ewa)
po czym z impetem padł na ryło
u stóp dokładnie Tego drzewa.
Gdy się obudził z bólem głowy
Bóg właśnie słowo wcielał w czyn.
Strzeżcie się młodych win jabłkowych.
Strzeżcie się pierworodnych win.
Pewnego zimnego ranka
Krzyś chciał pozjeżdżać na sankach.
A, że nie kiepskim był chujem
Myślał, że się pedał(uje).
Nad pojazdem brak kontroli,
W dom Puchatka się wpierdolił.
Tam brygada spoczywała,
Jakby na ciotę czekała.
Kubuś zajebał bejsbolem.
„Ale odjazd! Ja pierdolę!” –
krzyknął Tygrys, po czym cwela
Czym się dało napierdzielał.
Kłapouch opanowany
Strzelił Krzycha w ryj jebany.
„Drech nie żyje” – pomyśleli.
Już oblewać to zaczęli.
Wtem obudził się pedałek
I przeczołgał się kawałek.
Akcję Prosiak uratował:
Łańcuchową przepiłował
Seksowne ciałko krzysiowe,
Co ruchało Pana Sowę.
Zakopali je w ogrodzie,
Co ostatnio było w modzie.
Królik jednak im wygarnie:
„A co jak nas blue-patrol zgarnie?”
Odparł Kubuś: „Nie bądź głupi,
Zwiniesz kasę – się ich kupi!”
Tak oto z samego rana,
Zginął Krzyś – pipa jebana.
Jest gdzieś bardzo dziwny światek.
Mieszka w nim Kubuś Puchatek,
Który z racji, że jest misiem
Lubi miodek oczywiście.
Miodek – rzecz powszechnie znana
Najsmaczniejszy bywa z rana,
Wiec codziennie na śniadanie
Kubuś jadł to pyszne danie,
A od rytuału tego
Nic nie mogło odwieść jego.
Dziś nasz misio wstał raniutko,
Wymył ząbki i szybciutko
Niczym auto dobrej marki
Pognał raźno do spiżarki.
Wchodzi Kubuś do komórki
Obmacuje wszystkie półki.
Maca, szuka, wzrokiem mierzy
Mówi „Kurwa!”… i nie wierzy.
Patrzy drugi raz i trzeci
Już mu piana z pyska leci
Na wierzch mu wyłażą gały
No bo zniknął miodek cały!
Nie ma miodku ani krzyny
Z nerwów Kubuś jest już siny!
Biega w kółko, podskakuje
„Śmierć złodziejom!” wykrzykuje.
Śmierć – wiadomo, tylko komu
Kto mi ukradł miodek z domu?
Może włoskiej mafii bossi?
Może ruscy komandosi?
Może Tygrys, może Sowa?
Od podejrzeń boli głowa.
Kubuś myśli, a czas biegnie…
Kto od kuli mojej legnie?
Podejrzeniom nie ma końca.
Może zabić mam Zająca?
Może Krzysia? Kurwa mać!
Łeb mnie boli! Ja chcę spać!
Długo myślał o wendecie
Co przeżywał – nie pojmiecie.
Dość powiedzieć, że z wysiłku
Pękły spodnie mu na tyłku,
A że nie był w ciemię bity
Wpadł na pomysł znakomity:
„Każdy, kto przede mną stanie
Serię prosto w łeb dostanie.
Jeśli winny – drugą skoszę,
Gdy niewinny – to przeproszę!”
Chwycił Kubuś za kałasza
I powiedział: Dobra nasza!
Zabrał jeszcze dwa granaty
I jak wariat wybiegł z chaty.
Najpierw spotkał Kłapoucha.
Nawyzywał od komucha
Puścił serię prosto w nogi
No i zepchnął osła z drogi.
Potem Kangurzyca była
Lecz też długo nie pożyła
Bo jej Kubuś, tak dla kpiny
Wsadził w torbę cztery miny.
Trzeci pecha miał Prosiaczek
Lecz nie męczył się biedaczek
Kiedy Kubuś dobył młotka
Zaraz spotkał swego przodka.
Biegnie misiu leśną drogą.
Wszyscy mu naskoczyć mogą.
Obłęd w oczach, krew na rękach
Kto go spotka – zginie w mękach
Świat ogarnia przerażenie!
Setki ludzi gryzie ziemię!
Rambo przy nim to amator.
Wymiękł nawet i Predator.
Nikt nie wstrzyma marszu jego!
Zabił nawet Kennedy’ego
Marilyn Monroe i Elvisa
Ludzkie życie już mu zwisa.
Z wariatami żartów nie ma
Niech się strzeże cała Ziemia.
Niech się boją wszyscy ludzie
I zapomną już o cudzie!
Kubuś biega po ulicach
I po strychach, po piwnicach
I po lesie i po plaży
Niech Cię tylko zauważy!
Jak granatem przypierdzieli
Nie dożyjesz do niedzieli!
Morał:
Nie chcesz strzału w potylicę
To nie wychodź na ulicę!
Nowa orgia się zaczyna
Każdy jebie jak maszyna.
Wóda się po ścianach leje,
Zajebani wszyscy geje.
Sowa – niech w pokoju gnije
Dostał zbitą flaszką w szyję.
Na wylot go przejebało,
To go zawsze podniecało;)
Krzysio ruszyć się nie może,
Rzeźbili mu z ptaka nożem,
Zardzewiałe gwoździe wzięli,
Do zasłony go przypięli.
Gwoździe mocne – więc nie spada,
Pod sufitem się rozkłada.
Afrodyzjak zajebisty,
Ten smród Krzysia, sodomisty.
A nasza ekipa znana,
Już kompletnie najarana.
W kuchni biega Tygrys z kwasem
Wymachując swym kutasem.
Biega, siada, stoi, skacze,
Potłukł szklanki, nieboraczek!
Przebił chuja odłamkami,
Krew się leje strumieniami.
A Puchatek jak szalony,
Puszcza się na wszystkie strony.
Jebie nawet umywalkę,
Telewizor, szafy, pralkę.
Pecha bestia ma zboczona –
Drzwiczki mu przycięły człona.
Przyszpiliły, przyskrzyniły,
Moc śmietany wydobyły.
Klapouchy w formie dzisiaj,
Chce wyciągnąć z szafy misia.
Sam niestety rady nie da.
A jak nie da – będzie bieda;)
Do łazienki maszeruje,
Wciąż złamasa przywołuje,
Ten wychodzi zarzygany –
Oto królik nasz kochany!
A w pokoju leży sraka,
Co należy do prosiaka.
Królik wdepnął w nią wesoło –
W gówno wjebał nawet czoło.
Kłapcio podchodzi do niego
I odgryza mu małego.
„To za Twoją nieuwagę,
idź wydymać Babę Jagę!:)”
Królik już wykastrowany,
Obmacuje wszystkie ściany.
Jego człon złota miał wagę –
Zapewniał mu równowagę.
Gdzie leżała druga sraczka,
Odnaleźli wnet prosiaczka,
Od haszyszu już sfiksował,
Cudze gówna pałaszował!
Zaciągnęli go na siłę
(bajdełej, to on miał kiłę!)
tam, gdzie Kubuś przerażony
w szafie wciąż był uwięziony.
Kłapcio akcją dyrygował,
Polecenia im dyktował.
Sam się oparł o podłogę
I złapał Misia za nogę.
Jako że był podchmielony
Łapy mu na wszystkie strony
Jak głupie się rozjeżdżały
I jajca ukazywały.
Prosiak pomóc chciał kolegom,
Słaby był, ale co z tego..?
Chciał ukrócić misia mękę
A więc złapał go za rękę.
Obraz mu bez przerwy mrygał,
Co się schylił – znowu rzygał.
Zanim minęła godzina –
wprost się kąpał w wymiocinach.
Drugą nogę wziął Tygrysek,
Co miał mordę jak półmisek,
A kutasa to jak sito,
Oj Tygrysie, tępa pyto!
U królika druga ręka,
Królik męczy się i stęka,
Ciągnąc orgazmu dostaje –
Ach te stare obyczaje..!:)
Każdy ciągnie w swoją stronę –
Wszakże ręce ma wprawione.
Każdy sam se wali konia,
Aż odciski ma na dłoniach.
Tak ciągneli nieprzerwanie,
Nagle acz niespodziewanie
Wieczór w progi im zawitał,
W szafie wciąż Kubusia pyta…
Bez gorzały ciężka sprawa,
Nawet żadna to zabawa!
Ale Kubuś – maly chujek
Doskonale się targuje.
Spuszcza Babie Jadze baty
I załatwia im rabaty.
Jak go stąd nie wydostaną,
Więcej wódki nie dostaną.
Więc się wszyscy wysilili,
Wszystkie mięśnie naprężyli,
Ciągnęli  i się cofali
….i Kubusia…. rozerwali…
Świat się jednak już nie zmienia,
Bo od tamtego zdarzenia,
Lata długie już mijają,
Wszyscy misia wyśmiewają.
Bo ten chodzi – nie marudzi,
Konia grzeje, wódę studzi,
szczęśliwy – chociaż nieświeży
A chuj dalej w szafie leży….;
KONIEC

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Zapytaj o reklamę

Google reCaptcha: Nieprawidłowy klucz witryny.